Co on znowu napisał? – w ostatnich tygodniach, średnio co dwa dni, można tak zapytać przy okazji kolejnych socialmediowych poczynań Ye. Od razu, przy analizie tego digitalnego kociokwiku, trzeba powiedzieć to jasno: ten artykuł nie ma na celu analizowania kondycji psychicznej rapera z Chi-Town.
Samozwańczy psychologowie i psychiatrzy ścigają się w swoich diagnozach. Piszą, że od czasu śmierci matki w głowie Ye zaczęło dziać się coś niepokojącego. Inni wskazują na moment założenia gwiazdorskiej familii z Kim Kardashian. Ten tekst nie jest o tym. Jest o tym, jak Kanye używa percepcji swojego domniemanego lub realnego szaleństwa i selektywnie je wykorzystuje.
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że West jest chodzącym tornadem samouwielbienia. Że gdziekolwiek się nie pojawi, musi coś zrobić, coś powiedzieć i sprawić, że ludzie zwrócą na niego uwagę. Szokującym zachowaniem z jego strony byłby brak krzykliwych poczynań. Mamy stały próg oczekiwań. I Kanye z dużą pewnością to wie. W budowaniu swojej autoekspresji ucina wszystko co zwykłe, merytoryczne i względnie neutralne. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na częstotliwość jego, przyciągających uwagę, zachowań. Ye potrafi siedzieć cicho miesiącami. Jego socialowe profile świecą pustkami przez wiele tygodni – dosłownie, West lubi kasować ślady swoich poczynań. Wydaje się, że instytucja print screena powstała właśnie dla niego – by mieć pewność, że jego myślowe wynurzenia nie znikną w mrokach historii.
Kiedy więc Ye się uaktywnia? Kiedy musi coś wypromować. Yeezys, kolekcja ubrań, drużyna koszykarska Donda Academy czy, przede wszystkim, nowe nagrania. Po spokojnej końcówce roku, od stycznia Yeezus znowu jest w swoim żywiole. Zdążył już się pokłócić z Kidem Cudim, wezwać do przeprosin Billie Eilish za słowa, których nie wypowiedziała (oczywiście pod groźbą odwołania swojego headlinerskiego występu na Coachelli), posprzeczać się ze swoją byłą na temat wychowania North West oraz stanąć w obronie Marilyna Mansona publicznie oskarżonego o przemoc na tle seksualnym. Dlaczego to wszystko się dzieje? Because it’s Yeezy season again.
Donda 2 ma się ukazać w najbliższy wtorek, 22 lutego. Ma się ukazać to oczywiście stwierdzenie celowe i względne. Od czasu The Life of Pablo wiemy już z czym to się je. Wiemy już, że Ye swoje freski na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej maluje do ostatniej sekundy przed jej otwarciem.
A czasem nawet zastajemy go na rusztowaniach i rzekomo gotowy produkt poddawany jest kolejnym alteracjom. Deadline’y się zmieniają, pojawiają się nowe koncepcje, zapowiedziane tracki znikają i zastępuje je pół tuzina kolejnych albo zupełnie nic. Kanye śpi na stadionie, Kanye gorączkowo dzwoni do Ricka Rubina z prośbą o pomoc, Kanye ogłasza, że jest bankrutem. Każdy z tych cykli produkcyjnych wydaje się chaosem, bryzganiem farbą po płótnie. Ale wydanie Dondy w wakacje zeszłego roku, wydawało się chaosem zbyt perfekcyjnym. Przekładanie premiery i wyczekiwanie na album podbijało ciśnienie na płytę, która wydawała się powrotem do formy crazy geniusa (i według niektórych spełniła te oczekiwania).
Od ponad sześciu lat przyzwyczailiśmy się do tego, że źródłem tego rozgardiaszu jest sam Mr. West. Pytanie, czy ktokolwiek kto z nim współpracuje przy wydawaniu muzyki i jej dystrybucji pozwoliłby faktycznie na przekazanie mu walizki z kodami atomowymi. Po tylu próbach wiwisekcji aktu twórczego, z całą pewnością przy tych projektach musieli się pojawić PR-owcy – osoby, które próbują zarządzać tym informacyjnym śmietnikiem. I ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że gdy ciśnienie przed premierą Dondy opadało, z okopu Ye wyprowadzano alterylejską salwę, której huk miał zwrócić uwagę połowy świata.
Nie ma lepszego wabika niż niepewność. Nie interesują nas zjawiska, które są klarowne i jednoznaczne. Potrzebujemy suspensu, a obóz Westa zapewne w końcu to wyczuł.
Timing premiery drugiej części Dondy wydaje się nieprzypadkowy. Sporo szumu robi teraz miniserial jeen-yuhs: Trylogia Kanye, którego pierwsza część pokazuje starego Kanye, za którym tęskni wiele osób. Otrzymaliśmy przypomnienie o tym, że Doctor Doom przed oszpecającym go wypadkiem, który kazał mu przywdziać maskę i poszukiwać siły, która pozwoli mu zapanować nad wszechświatem, był dobrze zapowiadającym się, zdolnym naukowcem. Że miał uczucia, był pokorny, pokonywał przeciwności losu, spotykał się z niesprawiedliwością oraz kochał swoją matkę, która kochała jego i wspierała go na każdym kroku. Mogliśmy sobie w końcu przypomnieć, kim faktycznie była Donda, bo płyta której patronką została zdawała się nie spełniać tego zadania dostatecznie.
Czy netfliksowa produkcja to tylko próba ocieplenia wizerunku Ye? Twórcy takiej propagandy zapewne wiedzieliby, że coś takiego zwyczajnie nie przejdzie. Przed premierą drugiego odcinka mamy rzekomo mieć możliwość przesłuchania nowych kawałków zawartych na Dondzie 2. W całym tym szaleńczym tańcu tweetów, postów na IG i kadrów z przeszłości przedstawiających niewinnego Kanye, znowu dostaniemy zaproszenie do jego bani. Przeczytamy biuletyn informacyjny o stanie mózgu i będziemy mogli we własnej skali ocenić, czy ta krucha psychika nadal jest w stanie iść w parze z artystyczną jakością. Każdy znak zapytania to konkretne streamy lub nawet zakup płyty w formie fizycznej, a co za tym idzie – pieniądze. W niepewnych ekonomicznie czasach Ye czerpie profity właśnie z samej niepewności. I pomagają mu w tym jego internetowe poczynania.
Komentarze 0