Szkoła ciągle kłamie/Tylu predatorów, ilu ludzi nie wierzy w molestowanie. Linijka Młodego Dzbana z nowego singla 2X2 idealnie wpasowuje się w temat. Dla precyzji wypadałoby sparafrazować ten wers. Tylu predatorów, ilu raperów niedostrzegających molestowania i przemocy wobec kobiet.
Oburzających gościnek namnożyło się ostatnio jak grzybów po deszczu. I oczywiście, że sprawa skandalicznych featów nie rozpoczęła się od Dondy. Jednak premiera dziesiątego albumu w dorobku Kanye’ego Westa znów pobudziła do dyskusji. Czy wypada korzystać z usług tych, którzy zostali oskarżeni o seksualne nadużycia? Czy zapraszanie ich jest moralnie wątpliwe? A może zapominamy o przeszłości, kompletnie oddzielamy kwestię artystyczną od życiowej i udajemy, że wszystko jest okej? Niezależnie od motywacji tych, którzy dają przestrzeń przemocowcom - jest to niezrozumiałe i nie powinno mieć miejsca.
A już na pewno nie w 2021 roku. Kilka lat po głośnej akcji #metoo - która, jak widać, nie przynosi zamierzonych skutków - i miejscami słusznej, miejscami groteskowej nagonki pod egidą cancel culture, niewiele się zmieniło. A już na pewno nie w kontekście tych, którzy regularnie pojawiają się na płytach największych raperów. Brakuje wyciągania wniosków i przemyślanej edukacji. Doszło nawet do tak absurdalnej sytuacji, jak samplowanie utworu R. Kelly’ego przez Drake’a. Przypomnijmy, że wokalista odpowiada właśnie przed sądem za liczne przestępstwa na tle seksualnym. Wśród nich posiadanie dziecięcej pornografii czy handel ludźmi.
Wszystkie zarzuty i publiczny ostracyzm nie przeszkodziły jednak w pojawieniu się R. Kelly’ego na Certified Lover Boy. A dokładniej w creditsach numeru TSU, gdzie wykorzystano sampel z Half on a Baby z 1998 roku. Najwyraźniej ani Drake, ani Noah 40 Shebib i szereg współpracowników OVO Sound nie widzą w tym najmniejszego problemu. Nawet jeśli wykorzystana próbka jest zniekształcona - takie ruchy zadziwiają. Tym bardziej, że 54-letniemu artyście będą przysługiwać tantiemy. A jak wiadomo, CLB może i nie jest sukcesem artystycznym, ale komercyjnym jak najbardziej.
A tłumaczenia Shebiba można potraktować albo jako niezręczny żart, albo kompletne pogubienie się w temacie. I jasne, że nie jest to dosłowny featuring, ale niesmak pozostaje. Chyba nie wyobrażamy sobie sytuacji, w której Kelly dogrywa się z aresztu niczym Drakeo the Ruler. Gdyby tak się stało, określenie glitch w symulacji byłoby eufemizmem.
Wpadka na Certified Lover Boy to igła w stogu siana. Równie ciężko zrozumieć sytuację Chrisa Browna. Kolesia, który notorycznie bił Rihannę, był agresywny wobec osób trzecich i ma na koncie liczne kłopoty z prawem. Symboliczny jest fakt, że dzieli on z R. Kellym miano króla r’n’b. Różne formy przemocy nie przeszkadzają jednak w aktywności artystycznej. Wspólny album Browna i Young Thuga z 2020 roku to muzyczna anomalia. Podobnie jak regularne gościnki. Z najnowszych: karykaturalna, pośmiertna płyta Pop Smoke’a oraz pompatyczna Donda. Ale to nie koniec. Z jego usług korzystali m.in. Jack Harlow, Drake, G-Eazy czy Future. O ile wspieranie toksycznej męskości przez samych mężczyzn nie powinno zaskakiwać, tak udział w tym procederze kobiet już tak. Bo Chris Brown pojawia się w creditsach ostatnich albumów wokalistek H.E.R. i Jhené Aiko. Ale po co, na co to komu? Takie legitymizowanie osób, które w zasadzie nigdy nie okazały skruchy i nadal są zdolne do agresji, przyprawia o torsje. O jakim zwiększaniu świadomości mówimy, skoro wszystko jest zamiatane pod dywan.
Podobnie wygląda sytuacja z Torym Lanezem. Artystą nieco zapomnianym, ale niestety wciąż aktywnym w mainstreamowym obiegu. Przypomnijmy tylko, że został oskarżony o postrzelenie Megan Thee Stallion w lipcu 2020 roku. Później próbował manipulować sprawą i za pomocą internetowej nagonki zrzucić winę na raperkę. Nagrał w tym celu album Daystar, wypełniony oszczerstwami i kłamstwami. Z usług kanadyjskiego rapera korzystał w tym czasie Jack Harlow. Jak widać 23-latek wyjątkowo upodobał sobie dewiantów. Na płycie That's What They All Say jest Chris Brown, jest i Lanez. Na całe szczęście, są też i dobre wieści. Kehlani postanowiła, że gościnny wers Kanadyjczyka nie znajdzie się ostatecznie w utworze Can I. Można? Można. Zaznaczmy tylko, że Lanezowi grożą nawet 22 lata więzienia.
Temat Dondy wyczerpaliśmy na łamach niuansa do cna. Trzeba jednak wspomnieć o - delikatnie mówiąc - skandalicznych gościach. DaBaby, który stracił w oczach wielu po homofobicznych i mizoginistycznych hasłach rzucanych ze sceny podczas Rolling Loud. Co więcej, zaprosił do występu… Tory’ego Laneza. Później zrobił klasyczne non-apology, wypiął się na tych, których obraził i udał, że sprawa została rozwiązana. Z line-upów zrzuciły go m.in. Lollapalooza i Governors Ball, natomiast nie potępił Kanye West.
Zaskoczenie wzbudza też udział obarczonego naprawdę ciężkimi zarzutami Marilyna Mansona. Sytuacji nie zmienia fakt, że artysta zawsze był postacią celowo szokującą i balansującą na granicy prawa. Pierwsze oskarżenia pojawiały się na przełomie lat 90./00., a sprawa nabrała rozpędu w lutym 2021 roku. Zaczęło się od oświadczenia Evan Rachel Wood. Aktorka szczegółowo opisała, jak Manson wykorzystywał ją seksualnie, gdy była nastolatką. Później wypowiedziały się również artystki Phoebe Bridgers i Ellie Rowsell z zespołu Wolf Alice. Chwilę później dołączyła do nich występująca w Grze o Tron Esme Bianco. A potem zadziałał efekt kuli śnieżnej i posypały się kolejne oskarżenia o gwałt czy emocjonalne dręczenie. Przypadek jest na tyle poważny, że Mansonowi grożą znaczne konsekwencje prawne. I nie ma się co dziwić.
Sygnałów nie dostrzega Kanye West ze współpracownikami. Gościnka w refrenie Jail pt 2, gdzie Manson wyśpiewuje słowa I'll be honest, we all liars/guess we goin' down, guess who's goin' to jail? brzmi kompletnie abstrakcyjnie. Ten utwór prawdopodobnie bardzo źle się zestarzeje, a wkład Briana Warnera będzie wypominany Ye jeszcze przez długi czas.
Kulawość edukacji seksualnej - i piętnowania agresorów - to oczywista sprawa również w Polsce. Nie o tym jest ten artykuł, ale przecież Kartky - o którego występkach pisał jakiś czas temu Marek Fall - nadal egzystuje w rapowej branży. Przykłady: featuringi na albumach Przyła, zibexa czy Kubańczyka. Wszystkie w 2020 roku. Po co dawać mu przestrzeń do zaistnienia?
Jakie działania należałoby podjąć wobec osób, które pomimo oficjalnych oskarżeń, udokumentowanych napaści i ewidentnego braku skruchy dalej funkcjonują w przestrzeni publicznej? I które figurują na tracklistach mniej lub bardziej głośnych albumów? Naprawdę dziwi fakt, że pomimo zwiększającej się świadomości społecznej musimy słuchać Chrisa Browna czy Marilyna Mansona na - jakby nie patrzeć - bardzo zasięgowych płytach. Obecna sytuacja tylko potwierdza, że zarówno #metoo, jak i całe zjawisko cancel culture to nietrafione mechanizmy. Polaryzujące i często wzbudzające pejoratywne skojarzenia. Zachęcające do trollingu w sieci i powodujące liczne gównoburze. I absolutnie nieprowadzące do konstruktywnej, kulturalnej dyskusji. A przemocowcy jak czuli się swobodnie, tak nadal czują.
A jeśli dodamy do tego wspomniane w artykule sytuacje, otrzymamy smutny obraz popkulturowej rzeczywistości. Internetowe drwiny z lewicowych inicjatyw, których założenia były szlachetne i potrzebne. I śmianie się w twarz tym, którzy próbują walczyć z przemocą i molestowaniem seksualnym w artystycznej branży. Bo jeśli nic się w tej kwestii nie zmieni, a West, Drake czy inni popularni raperzy nadal będą zbijać piątki z przestępcami, to możemy obudzić się w naprawdę mrocznym - i pozbawionym jakichkolwiek zasad moralnych - świecie. Miejsce pewnych osób jest w sądzie, nie na dochodowych albumach.