Koronawirus atakuje świat w 1987. Jak przetrwać w polskim domu? Kultowe gry, które sprawiły, że nigdy się nie nudziliśmy

Zobacz również:Od ligi więziennej po mundial. Nelson Mandela i jego ciernista droga, w której sport jest największą nadzieją
atari-1.jpeg

Wyobraź to sobie: koronawirus atakuje świat nie w 2020 a w 1987 roku. Jesteśmy w PRL, pozbawieni smartfonów i PlayStation uczniowie dostają dwa tygodnie wolnego i muszą to jakoś przetrwać w domach. Ja wiem jak.

Człowiek ukryty w mieszkaniu przed pandemią zdecydowanie zwalnia i w jego głowie zaczynają się pojawiać naprawdę dziwne myśli. Jako że w ostatnich dniach praktycznie wszystko zostało zamknięte, także szkoły, zacząłem zastanawiać co sam robiłbym, gdybym był w wieku szkolnym. I na pewno tego czasu bym nie zmarnował.

Te przemyślenia uświadomiły mi, jak bardzo byliśmy (musieliśmy być) kreatywni i że w zasadzie nigdy się nie nudziliśmy. Nikt nie uzbroił nas w najnowsze technologie, nie licząc cudu tamtych lat, komputera Atari 65XE, jednego na całe osiedle, a i tak znakomicie radziliśmy sobie z każdym rodzajem nudy.

Puszczając wodze fantazji coraz dalej i dalej, otworzyłem w mózgu szuflady, które mnie rozczuliły i na chwilę poprawiły humor, pozwoliły zapomnieć o wirusie. Teraz was tam zabiorę.

Przypomniałem sobie rzeczy zupełnie abstrakcyjne, właściwie dzisiaj nie do zilustrowania – na przykład SKOKI NARCIARSKIE Z KARTONU (WTF?). Wyższa szkoła jazdy. Z arkusza papieru robiło się skocznię narciarską, należało odpowiednio sprofilować próg, nachylić pod właściwym kątem, za „zawodników” służyły zaś monety, na które za pomocą plasteliny przyklejało się karteczki z nazwiskami. Mieliśmy w skokach takie czasy, że tylko tutaj Polak mógł coś wygrać.

Jeśli jesteście z podobnych roczników co ja (1977), a może macie już duże dzieci i chcecie im opowiedzieć o tamtych czasach, przygotowałem taką właśnie podróż – gry planszowe, pierwsze komputery domowe, intelektualne rozrywki. Jeśli masz dzisiaj 20 lat, zrozumiesz, w jak bardzo innych czasach żyjesz. Kiedyś to było. A jakże!

1
PAŃSTWA I MIASTA
panstwa-miasta-1080-2.jpeg

Genialna w swojej prostocie rozrywka z czasów Polski Ludowej. Każdy uczestnik bierze kartkę i tworzy na niej rubryki z kategoriami. Państwo, miasto, rzeka, aktor, aktorka, marka samochodu, itd. Wszystko zależało od fantazji grających. Jedna z osób mówi w myślach alfabet, po czym na komendę STOP innego z graczy wymawia na głos literę, przy której właśnie była, a na którą należy znaleźć wyżej wymienione zjawiska. W moich „Państwach i miastach”, w naszych bataliach z kumplami w szkole, dodatkową rubryką obowiązkową zawsze był klub piłkarski. Wiadomo. Wszyscy mają dwie minuty na odpowiedzi. Potem zliczane są punkty. Za wpisanie poprawnego słowa, którego żaden z innych graczy nie wymyślił, 2 oczka, za słowo, które ktoś inny wpisał w tę samą kolumnę – 1 punkt. Graliśmy w to wszędzie. Na szkolnych wycieczkach, podczas przerw, na nudnych lekcjach, no i w domu, bez podziału na kategorie wiekowe. Na feriach, koloniach i obozach piłkarskich, obowiązkowo na chorobowym. Z pewnością pomagała rozwinąć intelekt, poznać świat i zabić perfekcyjnie nudę.

2
GRA PLANSZOWA PUCHAR EUROPY
puchar-europy-2.jpeg

Dziś wydaje się to czymś abstrakcyjnym, jednak w latach 80. taka gra była hitem. Pojawiła się na rynku zaraz po zdobyciu przez FC Porto Pucharu Europy, w środku był plakat tej drużyny (z Józefem Młynarczykiem), co mocno podnosiło wartość całości. Plakat od razu powędrował na ścianę nad biurkiem, zaś gra toczyła się na dywanie. Latem była wynoszona na dwór i tam zapisywaliśmy kolejne zeszyty z wynikami. Na czym polegała? Prosta robota – talie kart z nazwami drużyn, tasowanie i losowanie par. Następnie rzuty kostką, na której ścianki były ponumerowane od zera do pięciu, ustalanie wyników, kolejne losowania i rundy, i tak do finału. Ostatnio chciałem grę kupić. Zapomnijcie. Biały kruk. Cudowny pomysł, wolałem sto razy bardziej niż „Monopoly” – zresztą miałem wtedy chyba „Eurobusiness” czy „Fortunę”, gdzie kupowało się hotele, elektrownie, itd. Dziś „Monopoly” jest w wersjach piłkarskich, nawet klubowych. Wtedy dałbym się za coś takiego pokroić. „Puchar Europy” miał walor edukacyjny. Jako młodzi fani futbolu chłonęliśmy nazwy drużyn, których już nigdy mieliśmy nie zapomnieć. Na jednym z forów o grach planszowych znalazłem cenną informację. Były tam „klasy” zespołów. Wykaz drużyn: 1 klasa: DYNAMO KIJÓW, REAL MADRYT, BENFICA LIZBONA, FC PORTO, BAYERN MONACHIUM, ANDERLECHT BRUKSELA, PSV EINDHOVEN, SC NAPOLI 2 klasa: DYNAMO BERLIN, MALMOE FF, RANGERS GLASGOW, SPARTA PRAGA, BORDEAUX, STEAUA BUKARESZT, GÓRNIK ZABRZE, RAPID WIEDEŃ 3 klasa: OLIMPIAKOS PIREUS, JUENESSE ESCH, OMONIA NIKOZJA, MTK BUDAPESZT, SREDEC SOFIA, LILLESROEM, KUUSYSI LAHTI, LINFIELD, HAMRUN SPARTANS, VARDAR SKOPJE, AARHUS, PARTIZAN TIRANA, FRAM REYKJAVIK, GALATASARAY STAMBUŁ, SHAMROCK ROVERS, NEUCHAETEL XAMAX. Rzucanie kostką tyle razy, by Górnik zdobył wreszcie puchar, było naprawdę męczące ;)

3
KAPSLE „DOMOWE”
kapsle.png

Wersja „na dworze” jest wszystkim świetnie znana. Rysujesz kredą trasę i jedziesz z tym. Ja i mój kumpel z klatki obok rozgrywaliśmy kapslowymi peletonami całe wyścigi – od Wyścigu Pokoju począwszy, na Tour de France skończywszy. On miał dwa wypełnione kapslami foliowe worki, w jednym peleton zawodowy, w drugim amatorski – profeska! Sprawa wymagała oczywiście sporego zachodu, ponieważ trzeba było przejść się po wszystkich okolicznych sklepach spożywczych, które w swoim repertuarze miały oranżadę czy polo-koktę i poprosić ładnie panie sprzedawczynie o kapsle. Były to zatem pierwsze trudne negocjacje biznesowe, my chcieliśmy coś, a w zamian nie dawaliśmy nic (może poza zabraniem śmieci jednak). Następnie należało wybrać te, które podczas otwierania nie zostały uszkodzone. Umyć je dobrze, do środka wlać wosk, albo przełożyć gumową wkładkę z innego kapsla, by stworzyć mocniejszego „zawodnika”. W czasie deszczu czy choroby grało się w domu, w każdym był turecki dywan we wzory, które służyły za cienkie trasy, udające kryterium miejskie. Gra rodziła w nas złe instynkty, takie na przykład, jak wycięcie flag z encyklopedii PWN groziło poważnymi sankcjami w domu, ale jak taki kapsel się prezentował!

4
KOMPUTER ATARI 65XE
65xe.jpg

Zapach Pewexu będę pamiętał aż do ostatniego dnia swojego życia. Kiedy stałem się szczęśliwym posiadaczem tego cuda, nie mogłem uwierzyć, że stało się to naprawdę, więc rano sprawdziłem w szafie, czy komputer na pewno tam jest i nie okaże się miłym snem. Nie wiem czy istnieje gra na Atari, jakiej nie testowałem. Oczywiście najmocniej szukałem tych sportowych. Były wyścigi Formuły 1, igrzyska olimpijskie, czy zawody karate, ale w kwestii moich ulubionych, piłkarskich, raczej kiepsko. Gdy zobaczyłem u kolegi pierwszego „Football Managera” z ligą angielską na C-64 zrobiłem wszystko, by zmienić komputer. Z perspektywy czasu mogę się przyznać, że bardzo często grałem na Atari, kiedy rodzice szli spać. Przyciemniałem monitor, ściszałem głos i wchodziłem całym sobą w ten świat. Rodziło to kłopoty, bo nie mogłem potem wstać do szkoły. Myślę jednak, że ten sympatyczny, „wgrywający” po kilkadziesiąt minut gry komputer, nie wyrządził mi wielkiej krzywdy. Był jednak taki czas, że czekałem na zimę, bo wiedziałem, że Atari i ja zewrzemy mocniej szeregi i staniemy się bliższymi przyjaciółmi. Latem często przegrywał z prawdziwą piłką na podwórku.

5
GRA W PIŁKĘ 1 NA 1
pika-jupiter-2.jpeg

Krótkoterminowa rozrywka. Za bramkę służył stolik i np. dwa krzesła. Pokój był boiskiem. Idealna w czasie deszczu lub zimą. Sąsiad z dołu lub matka/ojciec zazwyczaj brutalnie i szybko przerywali rozgrywki. Ale spróbować zawsze było warto. Grało się z kumplem, kuzynem, bratem. Z kuzynem mieliśmy też sparingi pięściarskie, raz fatalnie zakończone. Zaliczył nokaut, po którym musiałem go cucić wodą. Więcej już nie próbowaliśmy bić się w radzieckich rękawicach od dziadka.

6
PIŁKARZYKI NA SPRĘŻYNACH
pilkarzyki-na-sprezynkach.jpg

Mam do nich wielki sentyment, ponieważ to są pierwsze „skomentowane” mecze. Kiedy kumple z bloku rozgrywali ważne mecze pociągając z główkę ludzika na sprężynie i próbując skierować ołowianą kulkę do bramki rywala, ja gadałem do magnetofonu Grundig i potem odsłuchiwaliśmy tej narracji z lekkim zażenowaniem. Wadą były same sprężyny, które od zbyt mocnych naciągnięć w celu oddania jak najmocniejszego strzału po prostu się przerywały. Sprawiało to, że później ktoś musiał grać w osłabieniu. Była też u nas w świetlicy hokejowa wersja, wyższa szkoła jazdy, nigdy nie operowałem hokeistami tak łatwo i sprawnie, jak piłkarzykami. Brzddddękkkkk...

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.