W Paris Saint-Germain uzbierał blisko osiemdziesiąt meczów i zdobył dziesięć trofeów, ale pełnię talentu Christophera Nkunku wydobył dopiero Rasenballsport. Francuz przeżywa przełomowy sezon i prawdopodobnie będzie kolejnym, dla którego Czerwone Byki staną się odskocznią do naprawdę wielkiego klubu.
Kiedy Lilian Thuram zachodził do Clairefontaine, by odbierać syna z treningów, nigdy nie pytał napotkanych dzieci, ile strzeliły goli, lecz czy dobrze się bawiły. Takie podejście mistrza świata rezonowało na cały rocznik w słynnej akademii. A najmocniej na Christophera Nkunku, najlepszego kumpla Marcusa Thurama. Legenda reprezentacji Francji mogła czuć satysfakcję, patrząc na podwójną ruletę, jaką Nkunku na początku listopada ominął w polu karnym Borussii Dortmund Thomasa Meuniera, a potem Matsa Hummelsa. Nie ma wątpliwości, że dobrze się w tej akcji bawił. I że w ogóle na boisku dobrze się bawi. Bo Francuz z RB Lipsk to jeden z tych graczy, którzy w tym sezonie Bundesligi najmocniej przyciągają wzrok.
NAJGORĘTSZY W STAJNI
Trudno go nazwać młodym talentem. Był nim sześć lat temu, gdy Laurent Blanc pierwszy raz wpuszczał go na boisko w pierwszej drużynie PSG. Albo, gdy więcej szans zaczynali mu dawać Unai Emery czy Thomas Tuchel. 24-letni Nkunku to dziś w pełni ukształtowany piłkarz. Mający na koncie 78 meczów i dziesięć trofeów w barwach PSG. Rozgrywający w Bundeslidze już trzeci sezon. A jednak w eksplozji jego formy z ostatnich miesięcy jest coś przełomowego. Bo o ile w Paryżu zawsze był na doczepkę, a w pierwszych dwóch latach w Lipsku jednym z wielu ciągnących wózek, dziś robi to wręcz w pojedynkę. Po tym, jak w ciągu kilku lat flagową drużynę projektu Red Bulla opuścili Naby Keita, Timo Werner, Dayot Upamecano, Ibrahima Konate i Julian Nagelsmann, to Nkunku jest dziś najgorętszym nazwiskiem w stajni “Czerwonych Byków”. Gorętszym nawet niż Dani Olmo, który na podobny przełom w Lipsku jeszcze czeka.
PARYSKI ZAPCHAJDZIURA
Pomocnik pochodzący z Demokratycznej Republiki Konga wychował się i urodził na przedmieściach Paryża, czyli w największym aktualnie zagłębiu talentów światowej piłki. W akademii oprócz młodego Thurama grał też z Aminem Haritem czy Allanem Saint-Maximinem. Już w wieku trzynastu lat trafił do akademii PSG, któremu kibicował, odkąd zobaczył, jak w jego koszulce tańczył po boisku Ronaldinho. On też chciał, by jego dredy falowały nad murawą. Jednak w macierzystym klubie nigdy nie przestał być zapchajdziurą. Meczów w pierwszej drużynie ma dużo, ale gdyby przeliczyć rozegrane minuty, przełożyłoby się to tylko na 38 pełnych spotkań. Ledwie raz przekroczył barierę tysiąca minut w sezonie. W Lidze Mistrzów, która dla Paryża jest jedynym, co się liczy, dostał jedynie 21 minut. Był piłkarzem do rotacji. Zawodnikiem, którego wysyłało się na mecze do odbębnienia. I obsadzano nim rolę pracusia w drugiej linii. Choć przecież już jego trenerzy z czasów juniorskich przekonywali, że to artysta.
WSPARCIE DLA WERNERA
Skauci Lipska potrafią wyłowić takie przykurzone perły. Przed dwoma laty położyli przed byłym reprezentantem francuskich kadr młodzieżowych pięcioletni kontrakt i wykupili go z PSG za trzynaście milionów euro. Dużo, jak na 22-latka, który w seniorskiej piłce grał tylko ogony. Mało, jak na tego, na kogo wyrósł. Trafił idealnie, bo jego debiut był jednocześnie debiutem w Lipsku Juliana Nagelsmanna. Trener, który potrafi znakomicie rozwijać zawodników, od razu obsadził go w drużynie w znacznie ważniejszej roli. Od lata 2019 żaden piłkarz RB z pola nie rozegrał więcej minut od Nkunku. W tym okresie tylko Thomas Mueller, Filip Kostić i Jadon Sancho zaliczyli w Bundeslidze więcej asyst niż on. W debiutanckim sezonie zanotował aż piętnaście otwierających podań, w dużej mierze pracując na transfer Wernera do Chelsea.
WYGRANY ZMIANY
Choć trudno było o coś się do niego przyczepić, trudno było też specjalnie się zachwycać. Sprawiał wrażenie zawodnika, który opanował wszystkie najważniejsze elementy piłkarskie, ale nigdy nie stał się pierwszoplanową postacią ekipy Nagelsmanna. Skautów największych klubów ściągali do Saksonii inni. Francuz uchodził za zawodnika, który znacznie lepiej podaje, niż strzela, a trener często z tego korzystał, ustawiając go bliżej linii bocznej, w bardzo płynnym systemie, jaki preferował. Jednak Jesse Marsch, następca Nagelsmanna, już po kilku dniach przepowiedział, że to Nkunku będzie w jego drużynie największym wygranym zmiany trenera. Nie tylko dlatego, że będąc od roku ojcem, wydoroślał i że w przerwie między sezonami trenował indywidualnie, zyskując pięć kilogramów masy. Przede wszystkim ze względu na bardziej wertykalny styl gry wprowadzony przez Amerykanina. Bo Francuz, niezależnie od tego, w którym miejscu boiska jest ustawiony, szczególnie dobrze radzi sobie ze znajdowaniem odpowiednich korytarzy w grze ofensywnej.
MODNE PÓŁPRZESTRZENIE
Terminem taktycznym, który w ostatnich latach zrobił wielką karierę, są półprzestrzenie. To strefy położone między liniami bocznymi a środkową osią boiska. Trenerzy, tacy jak Pep Guardiola, Thomas Tuchel czy Julian Nagelsmann, zdiagnozowali w nich kluczowe miejsca boiska, bo nie są aż tak przeładowane rywalami, jak strefa środkowa, a jednocześnie nie ułatwiają przeciwnikom zakładania pressingu tak bardzo, jak skrzydła, gdzie atakujących naturalnie ogranicza linia boczna. To w półprzestrzeniach rozgrywają się najważniejsze bitwy współczesnego futbolu. Tam schodzą napastnicy, szukający ucieczki od pilnujących ich stoperów. Tam wbiegają ciągnący do środka skrzydłowi. Tamtędy wdzierają się w pola karne atakujący w typie Mohameda Salaha, Sadio Mane czy Roberto Firmino. To tam najlepiej czuje się Nkunku.
SZYBKI RAUMDEUTER
Jeśli spojrzeć na jego profil w platformie WyScout, można tam znaleźć wyszczególnione pozycje, na których się pojawiał — od środka pomocy, przez skrzydło, po atak. Jednak nazwanie go środkowym pomocnikiem, skrzydłowym, ofensywnym pomocnikiem czy napastnikiem byłoby półprawdą. Bo Nkunku wszystkim tym jednocześnie jest i nie jest. Jeśli trenerzy lubią powtarzać, że na boisku nie ma dziś pozycji, tylko role, Nkunku najlepiej to ucieleśnia. Nie sposób przypisać go do pozycji. Jest "Raumdeuterem" jak Thomas Mueller. Choć gra zupełnie inaczej niż on, również największe atuty ma w skanowaniu przestrzeni. Znajdowaniu tego metra wolnego miejsca, który przeciwnik nieopatrznie zostawił. I w który można wbiec w tempie 35 kilometrów na godzinę, jakie mu w tym sezonie zmierzono.
GWIAZDA WIELKICH MECZÓW
Marsch miał rację. Wertykalny styl pasuje Francuzowi najbardziej. O ile cały Lipsk nie przekonuje, Nkunku w tym sezonie zachwyca. W dziewiętnastu meczach bieżących rozgrywek ma już w dorobku trzynaście goli i osiem asyst. Szczególnie błyszczy w najważniejszych spotkaniach. Samodzielnie rozbił Borussię Dortmund. Manchesterowi City na Etihad strzelił trzy gole. Z PSG wywalczył dwa rzuty karne. W Brugii, w kluczowym meczu dla pozostania Lipska w europejskich pucharach, najpierw rozpoczął, a potem zakończył wielkie strzelanie. Z Francuzów grających w ligach top 5 tylko Karim Benzema strzelił w tym sezonie więcej goli. Choć jest dopiero listopad, 24-latek już zdobył więcej bramek niż w dwóch poprzednich latach razem wziętych. Jego talent eksplodował. Bo nowo zyskana skuteczność nie odsunęła w cień innych atutów. Tego, że jest jednym z najczęściej dryblujących piłkarzy w lidze i że jest w ścisłej czołówce pod względem zdobywania przestrzeni biegami z piłką. To sprawia, że jego gra jest jeszcze bardziej efektowna.
NA RADARZE DESCHAMPSA
Po meczu z Dortmundem, tym, w którym pokazał podwójną ruletę, trener Lipska poczuł się w obowiązku opowiedzieć dziennikarzom o sytuacji mieszkaniowej Francuza. Obaj są przecież sąsiadami w budynku wielorodzinnym w dzielnicy Gohlis. - Z tego, co wiem, Christopher podpisał umowę na wynajem na najbliższe trzy albo cztery lata — mówił. To miało zapewnić reporterów, że największa gwiazda RB nigdzie się nie wybiera. Jednak z każdym golem doniesienia o zainteresowaniu Chelsea, City czy nawet PSG będą się jeszcze nasilać. Zwłaszcza jeśli Didier Deschamps dotrzyma słowa. Na razie pozostaje obojętny na wdzięki Nkunku, choć z Bundesligi, oprócz graczy Bayernu, powołuje już choćby Moussę Diaby’ego czy Thurama. Ostatnio wskazał go jednak jako jednego z poważnych kandydatów do gry w kadrze mistrzów świata. Być może podczas kolejnego zgrupowania reprezentacji Francji, która zbiera się najczęściej w Clairefontaine, będzie więc miał okazję odwiedzić swą dawną akademię. Jeśli będzie miał coś do przekazania młodym chłopakom, którzy tam trenują, pewnie powie, by dobrze się bawili. Podejście wpojone przez Liliana Thurama nie opuściło go przecież do dziś.
