Kiedy jego rówieśnicy mogli podziwiać Liv Tyler na okładkach gazet i w filmowych superprodukcjach, Magnus Carlsen pozował z nią na ściankach jako 20-latek reklamujący znaną firmę odzieżową. Najlepiej zarabiający dzisiaj szachista świata, tak jak inny z jego rodaków rozsławiający Norwegię na całym globie, Jo Nesbo, ma wielką pasję – piłkę nożną. Kocha Real Madryt i Premier League.
Nie jest prawdą, że człowiek wykorzystuje zaledwie 10 procent mózgu. Potrafimy używać jego pełnej mocy, a poszczególne części naszej centrali niemal przez cały czas spełniają określone funkcje. Prawdą jest jednak, że da się ze wszystkich walorów mózgu skorzystać lepiej. Magnus Carlsen wie jak to robić.
Nic dziwnego. Jego IQ to 190. Czyli geniusz. Ale tylko ktoś taki mógł zmierzyć się na serio i mieć nawet szansę na zwycięstwo z szachowym numerem jeden na świecie, mając nieukończonych 14 lat. A tak było w przypadku Magnusa, który stanął do pojedynku z Garrim Kasparowem, remisując jedną z partii i przegrywając drugą. Ten wielki mistrz trenował nawet Norwega przez rok, ale wszyscy mentorzy, których Carlsen spotykał na swojej drodze, podkreślają, że to on sam wyznacza sobie górne granice mistrzostwa, których – jak podkreśla – jeszcze nie dotknął. Największą zaletą nowego króla szachów jest szybka kalkulacja, brak strachu i doprowadzanie rywali do błędów, jakich sami by się po sobie nie spodziewali.
KARTY Z MICHAELEM JORDANEM
Przez nasz mózg przepływa każdego dnia 70 tysięcy myśli. W przypadku graczy w Fantasy Premier League kilka z nich zawsze poświęconych jest składowi na najbliższą kolejkę – pisząc ten tekst ze trzy razy przekląłem siebie w myślach za to, że nie kliknąłem „zapisz”, dając opaskę kapitańską Anthony’emu Martialowi przed meczem z Bournemouth (gol i asysta) i wstawiając do bramki Kaspera Schmeichela, który oczywiście zachował czyste konto.
Norweski gigant szachowy, jak my wszyscy, nie lubi czerwonych strzałek. Ten symbol zawsze oznacza spadki, a on chce być na szczycie. W poprzedniej kolejce Fantasy Premier League drużyna Carlsena o skomplikowanej nazwie MCT 50% mgfl.bass spadła na ósme miejsce w światowym rankingu. Żeby uzmysłowić ludziom, którzy nigdy nie mieli styczności z FPL, jaki to sukces, wystarczy spojrzeć na liczbę graczy. Na całej naszej planecie bawi się w nią blisko 7 milionów osób. Chociaż weekendowe – a teraz również dotykające nas w środku tygodnia – frustracje związane z transferami, zmianami, analizami, trudno nazwać zabawą. Wszyscy traktujemy je przecież śmiertelnie poważnie.

W Fantasy jest sporo z szachów. Przede wszystkim skupienie i cierpliwość, umiejętność przewidywania, właściwe korzystanie ze schematów. Jako że jednak to „broń” dostępna dla wszystkich, trzeba się czymś wyróżnić, zaskoczyć. Tak jak Carlsen robi to na szachownicy.
I tu i tu nie osiągniesz dobrych rezultatów bez poświęceń. Analizy sytuacji, dopilnowania każdego detalu, czy śledzenia trendów. Carlsen nazwany został niegdyś „Mozartem szachów” przez „Washington Post”. Ale równie dobrze można go określić „Jordanem szachów”, sam wyznał zresztą niedawno, że był tak zafascynowany koszykarzem Chicago Bulls, iż zbierał karty z jego podobizną, choć jako dziecko... nigdy nie oglądał NBA. To wiele mówi o Norwegu.
Dziś kolekcjonuje sukcesy. Być ikoną popkultury grając w koszykówkę to jedno, ale zostać nią przestawiając pionki i wieże – to czysta abstrakcja. Zmienił się świat i zmienili szachowi królowie. Niedostępnych, posępnych i zadumanych nad grą Kasparowa czy Karpowa zastąpił ktoś, kto traktowany jest jak gwiazda rocka. – W Norwegii jest takie powiedzenie: „Nie musisz być dupkiem, żeby wygrać”, ale jeśli teraz zdarzy mi się jakieś poddane w wątpliwość zachowanie użyję wymówki: „Nie trzeba, to obejrzyjcie sobie Jordana” – śmiał się w rozmowie z CNN.

Mieszka tam, gdzie wspomniany na wstępie Nesbo osadził większość przygód sympatycznego komisarza-odludka Harry’ego Hole. W Oslo. Ale urodził się w dużo mniejszej miejscowości. Tonsberg liczy nieco ponad 40 tysięcy mieszkańców, żyje tam m.in. były zawodnik Manchesteru United – Ronny Johnsen. Tonsberg jest najstarszym miastem w Norwegii i zasłynęło z najmłodszego mistrza w dziedzinie, która nie cieszy się wielką popularnością – szachach. Ale na pewno nie jest tak w krainie fiordów. Tutaj ludzie, w olbrzymiej mierze dzięki Carlsenowi, zakochali się w potyczkach białych z czarnymi figurkami. A malownicze miasteczko, które wystąpiło jako tło zdarzeń w kilku dużych produkcjach, m.in. „Iron Manie 2” czy „Thorze”, jest dumne ze swojego syna.
GENIALNA PAMIĘĆ
Sigrun Øen, pani inżynier chemii i Henrik Albert Carlsen, konsultant IT – to oni zmajstrowali w sypialni takiego genialnego dzieciaka. I od razu pokazali mu trochę świata: przeprowadzka do Finlandii, gdzie spędzili rok w Espoo, potem zaś do Belgii i wreszcie powrót do Norwegii, gdy Magnus miał osiem lat. Uwielbiał piłkę nożną i komiksy, ale nigdy nie zapomniał o nauce. Nawet kiedy zaczął odnosić pierwsze sukcesy w szachach. Rodzice przeczuwali, że jest wyjątkowy – w wieku dwóch lat układał puzzle złożone z pięćdziesięciu elementów, a jako czterolatek zestawy klocków Lego przeznaczone dla dzieci w wieku 10-14 lat. Tak jak Michael Jordan rywalizował w kosza z bratem i zawsze chciał go pokonać, tak mały Magnus cieszył się jako pięciolatek, że tato nauczył go gry w szachy i postawił sobie za cel pokonanie najstarszej siostry. Tak wkroczył na ścieżkę rywalizacji, z której nie zszedł do dzisiaj.
Ojciec sam amatorsko zajmował się tą dziedziną i był nawet całkiem niezły. Lekcje od taty się przydały, ale to był jedynie zapalony płomień, który należało podtrzymać i zwiększyć. Mały Carlsen grał więc sam ze sobą, długimi godzinami układał figury na szachownicy, sprawdzał różne kombinacje. A że miał znakomitą pamięć, przychodziło mu to wszystko z łatwością, ale zarazem sprawiało frajdę.
Kiedy Magnus miał 13 lat, jego talent dostrzegł Simen Agdestein, wielki norweski mistrz szachowy. Agdestein szybko zrozumiał na czym polega fenomen chłopaka – to kodowanie wszystkiego, niewiarygodnie rozwinięty mózg, który pozwalał mu jako pięcioletniemu dziecku zapamiętać powierzchnie, populacje, flagi i stolice wszystkich państw na świecie. Tutaj przewija się piłkarski wątek, bowiem Simen Agdestein to człowiek, którego niezwykle cenił słynny Egil „Drillo” Olsen, norweski trener, który dwukrotnie prowadził tamtejszą kadrę.
Olsen zwracał szczególną uwagę na strategię. Porównywał piłkę nożną z szachami, był zafascynowany Agdesteinem. Twierdził, iż skoro Norwegia nie ma wybitnych piłkarzy, to dobry plan przed meczem może jej pozwolić pokonać teoretycznie silniejsze zespoły. I często tak się działo. Norwegowie może nie byli efektowni, niekiedy zanudzali zwycięstwami po 1:0 po stałych fragmentach, ale Olsenowi to nie przeszkadzało.
OFERTA ZE STAR TREKA
O ile piłkarska reprezentacja tego kraju próbowała podbijać świat w niezbyt widowiskowy sposób, Carlsen wszedł na salony z efektami specjalnymi i choć zrobił to w zdecydowanie mniej popularnej dyscyplinie, szybko osiągnął status gwiazdy. Kiedy jednak zostajesz szachowym królem świata w wieku zaledwie 20 lat, nie może być inaczej. Wejście na szczyt w 2010 roku, jako najmłodszy szachista w historii, pierwsze zarobione duże pieniądze, a potem kolejne laury, trudno się dziwić, że „Time” umieścił go wśród najbardziej wpływowych ludzi świata. Magnus Carlsen udowodnił, że nie musisz pokazać cycków na Instagramie albo chwalić się drogimi autami, żeby zostać sławnym, a bycie mózgowcem jest naprawdę cool. Przypominał bohatera filmu „Buntownik z wyboru”, granego przez Matta Damona (jest zresztą nawet podobieństwo fizyczne) – geniusza, który rozwiązuje skomplikowane zadania na uczelni, gdzie sprząta korytarze, wprowadzając w zakłopotanie profesorów swoją inteligencją.

Posypały się propozycje. Jak ta, by wystąpił w filmie „W Ciemność. Star Trek”. Reżyser J. J. Abrams widział go w roli szachisty z przyszłości. Carlsen nie zdołał jednak uzyskać pozwolenia na pracę na czas zdjęć. W 2010 roku został twarzą firmy odzieżowej G-Star Raw, reklamując ją u boku Liv Tyler w kampanii, którą stworzył holenderski fotograf i reżyser Anton Corbijn. Przy okazji zrobiono szachowy event – w Nowym Jorku Carlsen zagrał online z drużyną z całego świata, której pomagali znani szachiści. Bezskutecznie. Magnus wygrał w 43 ruchach.
POJEDYNEK Z BILLEM GATESEM
Nie je mięsa i przyznaje, że jest socjaldemokratą. Z szachów uczynił biznes i sposób na życie. Jako pierwszy szachista miał pełnoetatowego menedżera. Założył klub szachowy w 2019 roku i oczywiście Offerspill, bo tak się nazywa, jest już największy w kraju. Norwegowie oszaleli na punkcie szachów i to jego zasługa. W międzyczasie „Cosmopolitan” uznał, że jest najseksowniejszym mężczyzną. Reżyser serialu „The Simpsons” umieścił go w popularnej kreskówce. Był honorowym gościem na meczu Real Madryt – Real Valladolid, który rozpoczął kopnięciem piłki na środku boiska. Wpadł do Central Parku w Nowym Jorku, by pograć z przypadkowymi zawodnikami w szachy – biedaczyska, nie wiedzieli z kim mają do czynienia, a rozbawiona przyjaciółka Carlsena, którą mogli kojarzyć z twarzy, w końcu grała we „Władcy Pierścieni”, Liv Tyler, kręciła reakcje przegrywających telefonem komórkowym. Gdy dowiedzieli się, kto ich pokonał, byli w lekkim szoku. O jednym z nich Norweg powiedział, że „nie był nawet taki zły”, co zabrzmiało chyba jak olbrzymi komplement. Ale co miał powiedzieć Bill Gates. Obaj panowie zagrali pokazową partię w jednym z programów telewizyjnych. Najbogatszy człowiek świata przegrał w minutę i 19 sekund.
Kiedy Magnus w 2004 roku, jako nastolatek, pokonał arcymistrza Anatolija Karpowa, ten przyznał, że jesteśmy świadkami przedefiniowania szachów, popchnięcia tego zjawiska w zupełnie nowym kierunku. Nie czuł złości, że młokos go pokonał, przeciwnie – cieszył się, że szachy przestaną być dyscypliną kojarzoną ze skrótami informacji sportowych w wiadomościach, jakie świat oglądał w ważących dziesiątki kilogramów telewizorach, gdzie zazwyczaj na smutnym obrazku dwaj zgarbieni faceci w brązowych albo szarych marynarkach dumali nad następnym ruchem. – Moje emocje znajdują się poza ciałem i to jest coś, co rzadko zdarza się grającym w szachy – zdradza część tajemnicy swojego sukcesu. Kasparow miał rację. Carlsen zrobił rewolucję i zdominował całe zjawisko szachów.
Podczas pandemii Magnus wreszcie mógł skorzystać w wygód swojego apartamentu w Oslo. Normalnie bowiem 200 dni w roku spędza w podróży. Tęsknił za futbolem, bo oglądanie meczów to coś co go odpręża, największa miłość po szachach. Był też czas, by pomyśleć nad ruchami w FPL do końca sezonu. Carlsen i tutaj chciałby dominować, ale wydaje się, że łatwiej przyszło mu jednak zostanie arcymistrzem. Skoro mózg w 80 procentach to woda, przed każdą kolejką w naszych głowach trwa niezły sztorm. W krainie Fantasy czekają go takie same problemy jak nas, zwykłych śmiertelników. Zmarnowane rzuty karne, kontuzja kapitana na rozgrzewce, podania Kevina De Bruyne, których koledzy nie zamieniają na gole i rotacja Pepa Guardioli.
