Krótka historia glitch hopu, czyli 10 numerów dzięki którym poznacie ten gatunek

Zobacz również:nghtlou: autentyczność przeżywania emocji (WIDEO)
glitch-kopia.jpg

Jedni z głównych reprezentantów tego nurtu, kalifornijczycy z The Glitch Mob wystąpią tego lata na festiwalu Audioriver. To chyba najlepsza z możliwych okazji, by trochę pogrzebać w naszych ulubionych glitchach.

Od pierwszych eksperymentów z kreatywnym wykorzystywaniem cyfrowych zakłóceń, które na swoich elektronicznych produkcjach prowadzili artyści związani z niemiecką wytwórnią Mille Plateaux, wszelkiej maści kliki, wizgi i zgrzyty prędko przeniosły się również do hip-hopowego światka. A jak przedarły się z podziemnej alternatywy na sceny największych EDM-owych festiwali? Śledzimy na przykładzie dziesięciu tracków wydanych przez minione dwie dekady. Wy na The Glitch Mob możecie wybrać się podczas tegorocznego festiwalu Audioriver, który odbędzie się w Płocku w dniach 27-29 lipca. Sprawdźcie też kompletny line-up imprezy - do składu doszło właśnie aż 32 nowych artystów!

1
Push Button Objects - Babushka (1998)

Choć nazwisko Edgara Farinasa kojarzą tylko nieliczni, to jego produkcje z przełomu milleniów z perspektywy czasu wydają się niesamowicie progresywne, a nawet pionierskie. Pochodzący z Miami hip-hopowy eksperymentalista wydawał pod aliasem Push Button Objects lub wspólnie z DJ’em Crazem w duecie Ko-Wreck Technique (swoją drogą ich pierwsza wspólna EP-ka to jedna z ulubionych płyt Hadesa). W obu tych wcieleniach z ogromną gracją łączył rapową dynamikę z elektroniczną paletą barw oraz szeregiem rozwiązań z muzyki awangardowej. Posiłkował się wpisaną w dzieje glitchu techniką mikrosamplingu, pokaźnym zbiorem wszelkiej maści sprzęgów i trzasków. I u schyłku zeszłego wieku rozpoczął swoimi wczesnymi ep-kami trwającą już od ponad dwóch dekad historię usterkowego hip-hopu. Historię, której kolejne karty pomagali mu pisać tacy raperzy, jak Del tha Funky Homosapien czy Aesop Rock.

2
Dabrye - No Child of God (2002)

Tadd Mullinix to kolejny z bitowych awangardzistów, którzy swoimi produkcjami z przełomu wieków poszerzali za ciasne dla nich ramy hip-hopowej formuły. I torowali drogę dla mnożących się w ostatnich latach elektroniczno-rapowych crossoverów. Właściwie każdy kolejny album reprezentanta Michigan, podpisującego swoje produkcje aliasem Dabrye, stanowił wyłom w ówczesnym kanonie układania stóp i werbli. I choć dopiero na swoim trzecim krążku, późniejszym o 4 lata Two/Three zacieśnił więzi z rodzimymi MC's - pośród których znalazł się choćby J Dilla - to wydany w 2002 roku longplay Instrmntl był przełomowy. Pochodzący z niego zbasowany, równo taktowany numer No Child of God w swoim produkcyjnym zamyśle do złudzenia przypomina współczesne glitch-hopowe szlagiery puszczane spod rąk EDM-owych DJ-ów. Odróżnia go od nich tylko i wyłącznie dużo bardziej surowe, szorstkie brzmienie.

3
Modeselektor feat. TTC - Dancingbox (2005)

Happy metal, hard-rap, country-ambient, Russian crunk - tak swego czasu swój styl muzyczny określili Gernot Bronsert i Sebastian Szary, współtworzący wyrywający się wszelkim gatunkowym podziałom, zwichnięty duet Modeselektor. I choć ich produkcje najczęściej w sklepach płytowych lądują w działce z techno, to na każdym kolejnym albumie sygnowanym ich logo znajduje się zawsze przynajmniej kilka schizofrenicznych, bitowych piosenek, w których pobrzmiewają hip-hop, dub, rock i elektronika. Ich debiutancki krążek, wydany w 2005 roku longplay Hello Mom! otwierał na przykład ten klasyczny już glitch-hopowy banger nagrany w kolaboracji z francuskim rapującym cyrkiem na kółkach, czyli ekipą TTC. Równie melodyjny i skoczny, jak pocięty i zgrzytliwy techno rapowy szlagier dorobił się zresztą kontynuacji na kolejnym wydawnictwie Modeselektorów, a z trudnym fachem nawijania pod opętańcze rytmy Bronserta i Szarego zmierzyła się na nim obok paryżan również grupa niemieckich, rymujących mapetów, czyli legendarny skład Puppetmastaz.

4
Prefuse 73 - With Dirt And Two Texts (Later Version) (2006)

Podobne zestawienie nie mogło obyć się bez produkcji jednego z naczelnych hip-hopowych instrumentalistów i eksperymentatorów - Scotta Herrena, znanego lepiej jako Prefuse 73. I choć ten amerykański multiinstrumentalista w momencie premiery swojego debiutanckiego albumu - ocierającego się o geniusz Vocal Studies + Uprock Narratives z 2001 roku - stanął od razu w pierwszym szeregu bitowej awangardy, to nigdy też nie wyszedł z cienia takich postaci jak DJ Shadow czy DJ Krush. Po części winę za to ponosi na pewno jego destrukcyjne podejście do materii muzycznej, które podkreślał zawsze w creditsach swoich krążków zdaniem Programmed, performed and… destroyed by Prefuse 73. Gęsto ciął sample od swoich pierwszych nagrań, a trzeci longplay, wydana w 2005 roku płyta Surrounded by Silence, wydaje się być najważniejszą w konstytuowaniu się subgatunku, jakim dziś można określić glitch-hop. To na nim bowiem pojawiły się charakterystyczne wystrzały z laserów, nagłe ataki wstrząsającego membranami basu czy wszelkiej maści blipy i blupy.

5
edIT feat. J Dilla, Phat Kat & Dabrye - The Game Is Not Over (2008)

Oparty na ścinkach ze wspomnianego już wcześniej wspólnego tracka Dabrye, J Dilli i Phat Kata, poszukujący rytmu i melodii w chaosie i kakofonii zbasowany banger edIT-a to prawdziwy kamień milowy glitch-hopowego światka. Wydany przez Glitch Mob Unlimited, laserowy szlagier wyprodukowany przez reprezentanta Kalifornii posiada bowiem wszystkie elementy składowe późniejszych produkcji z pogranicza bitów i EDM-u. Warczące jak szczute na siebie psy, przesterowane, syntezatorowe partie, przywodzące na myśl soundtracki z gier komputerowych bulgoczące piski efektów i misternie rytmizowane ścinki z rapowych wokali; to wszystko u schyłku zeszłej dekady brzmiało równie świeżo, jak porywająco i złożyło się na pierwszą falę popularności glitch-hopu. Gatunku, który zaczął być coraz częściej grany na klubowych imprezach z dubstepem czy nowymi bitami spod znaku Brainfeedera. A że w tym samym roku wyszedł też inny bitewny, syntetyczny szlagier z Phat Katem na wokalu, czyli remix numeru Battlestar Harmonica 313, wyszedł album Tippera Wobble Factor oraz kolejne single Ooah, Borety czy Kraddy’ego - case’y rozkochanych w usterkowych bitach didżejów zaczęły miarowo puchnąć.

6
Matty G - West Coast Rocks (The Glitch Mob Remix) (2009)

Crash Mode to po dziś dzień nasz ulubiony krążek wywodzący się z glitch-hopowego światka. I nasze ulubione wydawnictwo sygnowane nazwą Glitch Mob, który już za niecały miesiąc rozniesie w pył płocką plażę w ramach festiwalu Audioriver. Znajdują się na nim takie szlagiery,  jak wspomniany numer edITa, hymniczny remix Monday Nalepy czy rekonstrukcja Lollipop autorstwa Nasty Waysa, to bodaj najczęściej wracamy do tego glitch-funkowego bangera, opartego na tracku West Coast Rocks Matty’ego G. Klasyczny amerykański dubstepowy tjun producenta, po którego tracki sięgali tacy wyjadacze brytyjskiej sceny, jak Loefah, Rusko czy Caspa w ujęciu Glitch Mobu został bowiem upstrzony ścinkami z klasycznych westcoastowych, rapowych pieśni. I, jakby to ująć, dochamiony porywającymi partiami basowych syntów, które dziś stanowią podstawę całego tego opisywanego przez nas subgatunku, którego część nazwy rzeczony Mob nosi w swoim szyldzie.

7
Two Fingers feat. Sway - Two Fingers (2009)

Two Fingers to projekt-forteca. Żywa legenda elektronicznej eksperymentalistyki - i mikrosamplingu - Amon (Adonai Santos de Araújo) Tobin połączyła swoje siły z Joeyem Doubleclickiem Chapmanem. I postanowił przy tym wtłoczyć w ramy rapowego bitu wszystkie swoje doświadczenia wywiedzione ze sceny alternatywnej. Wszystko to, co zadziałało na jego solowych wydawnictwach: klasycznej już ścieżce dźwiękowej do gry Splinter Cell: Chaos Theory czy soundtracku do naszej ukochanej Taxidermii, u progu drugiej dekady XXI wieku - i przy wsparciu tak zdolnego MC, jak Sway - musiało więc rozrywać nie tylko membrany głośników, ale również i ramy tego, czym hip-hop w ogóle może być. Przy całym swoim progresywnym zacięciu, Tobinowi i Chapmanowi udało się również nie zapomnieć o specyficznie pojmowanej przystępności. Zupełnie nie dziwi nas więc, że kilka lat później po dwupalczasty Vangeance Rhythm sięgnęły dzisiejsze gwiazdy glitch-hopu - duet KOAN Sound.

8
Machinedrum feat. MeLo-X - Let It (2010)

Przy żywo wówczas płonącym, glitch-hopowym ogniu w okolicach roku 2010 zaczęło grzać się coraz więcej reprezentantów sceny elektronicznej, czy też klubowej. Jednym z najlepiej zapamiętanych przez nas numerów, które wpisywały się w ten trend była kolaboracja Machinedruma z pochodzącym z Jamajki wokalistą i DJ-em znanym jako MeLo-X. I choć Sean Rhoden - jak naprawdę nazywa się głos stojący za numerem Let It - w historii muzyki zapisze się silniej jako kolaborant Jesse’go Boykinsa III i współautor dwóch piosenek z Lemonade Beyoncé, to w dziejach glitch-hopu pozostanie zapamiętany jako... przesterowany wokal z tego równie agresywnego, jak przytulnego numeru, który zaprogramował, zagrał i zniszczył późniejszy współpracownik Roots Manuvy i Azealii Banks.

9
Minoo feat. O.S.T.R. - Run in Town (2014)

Rodzima scena usterkowego hip-hopu może nie jest za wielka, ale od lat prężna i kreatywna, a jej produkcje wychodzą nakładami tak renomowanych labeli, jak choćby niemiecki Mad-Hop. Jednym z naczelnych reprezentantów tego środowiska jest Paweł Pruski, lepiej znany jako Minoo. Zamieszkały w Krakowie producent swoje pierwsze kroki stawiał na scenie eksperymentalnej elektroniki. Szybko jednak przeniósł się na bardziej bitowe pole i swój świetny album White Mice wydał nakładem… Asfalt Records. I choć płyta ta nie odbiła się jakimś szczególnie szerokim echem, to swoim autorskim sznytem przykuła uwagę m.in. Adama Ostrowskiego, który dograł się na kolejny longplay autorstwa Pruskiego. Ich wspólny numer jest pewnie jednym z najrzadziej odsłuchiwanych tracków O.S.T.R.-ego w całej sieci. A przy tym jednym z najbardziej progresywnych.

10
KOAN Sound - Dynasty (2014)

Glitch-hop, pospołu z kalifornijską sceną bitową skupioną wokół Flying Lotusa, przypuścił w okolicach roku 2010 szarżę na parkiety klubów. Łączył przy tym środowiska elektroniczne i hip-hopowe, przez co w tym światku nastąpił swoisty rozłam. Część jego reprezentantów ruszyła ze swadą na EDM’owy czerwony dywan, a część została w swojej bitowej, rozklekotanej niszy. I choć numerów, które poprzedzały ten moment - jak choćby flirt z podobnymi brzmieniami, jaki ma na swoim koncie legendarny Mr. Oizo - jak i tych, które wyszły już po nim moglibyśmy wymieniać tu jeszcze sporo, to pewien etap w rozwoju tegoż subgatunku dobrze podsumowuje ten numer KOAN Sound. Wywodzący się z Bristolu duet, w skład którego wchodzą dwaj producenci - Jim Bastow i Will Weeks, jest dziś bowiem jedną z najbardziej popularnych załóg grających ten dużo bliższy amerykańskim duszom, przepompowany, EDM-owy glitch hop. A ich wycyzelowane, selektywne brzmienie dobrze oddaje zmianę, jaka przez minione dekady nastąpiła w ramach tego nurtu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.