Narodowa debata o Piotra Zielińskiego dostanie nowe argumenty, bo w październiku reprezentacji Polski zagra bez niego o punkty po raz pierwszy od ostatnich mistrzostw Europy. Pomocnika Napoli zatrzymał koronawirus, więc Jerzy Brzęczek z przymusu sprawdzi, jak wygląda druga linia bez niego – dla wielu najzdolniejszego piłkarza w tej formacji, dla innych w związku z tym największego rozczarowania kadry.
Przyjęło się już, że kiedy reprezentacji nie idzie w ataku, wzrok należy kierować na Piotra Zielińskiego. Jego wpływ na kadrę urósł już do miana narodowej debaty. Każdy, kto widzi go z bliska, zachwyca się jego umiejętnościami. Bez wyjątków koledzy z drużyny narodowej odpowiadają, że jest zawodnikiem robiącym największe wrażenie na treningach. Robert Lewandowski wygrywa nagrody i przesądza o meczach, ale bez zająknięcia wszyscy powtarzają, że to przez Zielińskiego szczęka opada.
Uczciwie stawiając sprawę, to piłkarz, który poniżej pewnego poziomu nie schodzi, ale zarazem nie obroni się twardymi liczbami ani nie odmieni w pojedynkę meczu. Potrzebuje też dookoła właściwego ekosystemu, by funkcjonować w swojej najlepszej wersji. Z Holandią (0:1) mieliśmy gigantyczne problemy z utrzymaniem się przy piłce, ale był jedynym graczem, którego wyjście spod pressingu Frenkiego de Jonga i spółki nie przerażało. Radził sobie balansem i przyjęciem kierunkowym, dawał jakieś nowe, zdawkowe opcje w trudnym spotkaniu. Z Bośnią i Hercegowiną (2:1) rzeczywiście już zniknął, lecz to rzadkość.
Niezmiennie dyskusja sprowadza się do tego, ile 26-latek powinien wnosić do reprezentacji. Nawet kiedy rozegra przyzwoite zawody, jest jednym z nielicznych pozytywów, obrywa mu się, bo ofensywa jako całokształt nie działała. To odwieczny dylemat: czy winić najzdolniejszego, bo mógłby dać jeszcze więcej czy raczej mieć pretensje do pozostałych, bo nie są w stanie wspiąć się na wyższy poziom? W tym przypadku krytyka zawsze leci na Zielińskiego. Bo skoro on taki technik, taką ma brazylijską fantazję, to niech coś wyczaruje. Niech poda prostopadle do Roberta Lewandowskiego. Jak to w ostatnich tygodniach utrwaliła pani Małgorzata Domagalik – w modzie w kibicowskich opiniach jest jazda „na picu”, niekoniecznie dyskusja o konkretnych boiskowych wydarzeniach jedno po drugim.
Cała Polska śmiała się i miesiącami żyła tekstem selekcjonera, że rozgrywający „pewnego dnia obudzi się i coś przeskoczy mu w głowie”. Łatka została przyklejona, sam zawodnik niekoniecznie zareagował przychylnie na takie słowa. Jerzy Brzęczek nie jest specjalnym dyplomatą, a wydźwięk tych słów narobił sporo szumu w kadrze i poza nią. Mimo takich deklaracji, selekcjoner zdaje sobie sprawę, że pomocnik Napoli jest piłkarzem nie do wyjęcia z jedenastki. Zawodnikiem o takim talencie, z którego zwyczajnie nie można zrezygnować. Po miesiącach poszukiwań wydaje się, że znalazł mu pozycję, z której nie zamierza go wyjmować – dziesiątkę. Nominalnie pod Wezuwiuszem Zieliński jest ósemką, ale o tym nie dyskutujmy, czasem gra głębiej, czasem za plecami napastnika, to już bardziej kwestia konkretnych założeń i współpracy z pozostałymi zawodnikami w kadrze niż stricte samej wyrysowanej pozycji.
26-latek w eliminacjach Euro 2020 zagrał we wszystkich spotkaniach, aż w 9 na 10 meczach w pełnym wymiarze czasowym. Został zdjęty po godzinie tylko w pierwszej kolejce z Austrią (1:0). W Lidze Narodów podobnie – wszystko od pierwszej minuty. Jeszcze nie zdarzyło się, aby w meczu o punkty u Brzęczka usiadł na ławce rezerwowych. Skład w pomocy zaczyna się od Zielińskiego i Krychowiaka. O trenerze wiele można mówić, ale dostrzega że mając w talii piłkarza wyjątkowego, nie stać go na eksperymenty. Równie dobrze mógłby z miejsca posadzić Roberta Lewandowskiego albo Kamila Glika.
Skoro jednym z największych problemów kadry jest płynność w grze ofensywnej, umiejętność lepszej współpracy i konstrukcji akcji, to pojawiły się opinie – nawet u dość rozpoznawalnych postaci – że Zielińskiemu nie zaszkodziłaby ławka rezerwowych. Nawet na próbę, aby przekonać się, czy przypadkiem to on nie jest hamulcowym. Teoria osobliwa. Specyficzna o tyle, że w całej małej, na pozór niedostrzegalnej grze, to on zawsze utrzyma się przy piłce w trudnej sytuacji, nie odskoczy mu mimo złego podania, zagra celnie, poszuka przeniesienia na drugą stronę, a w razie czego spróbuje zabrać się z piłką do przodu. Ale w porządku: skoro nie daje asyst ani nie tworzy masy szans podbramkowych, niektórzy stawiają przy tym znak równości z bezużytecznością w ataku. Jakby to wcale nie on jakkolwiek utrzymywał tę płynność gry.
Krytycy Piotra Zielińskiego jednak doczekali się swego. Za kadencji Brzęczka po raz pierwszy zagramy o punkty bez niego. Pozytywny wynik koronawirusa wykluczył rozgrywającego z październikowego zgrupowania, a co za tym idzie ze spotkań z Włochami (dla niego sentymentalnego z racji kraju, to z Italią dwa lata temu zdobył też ostatnią bramkę w kadrze) oraz Bośnią i Hercegowiną. Będzie okazja sprawdzić, czy to reprezentację jakkolwiek może oswobodzić, czy jego nieobecność będzie niedostrzegalna. Nadal mówimy o zawodniku z trzecią największą liczbą kluczowych podań (17) w el. Euro 2020, wyprzedzili go Kamil Grosicki ze swoimi dośrodkowaniami (21) oraz Robert Lewandowski (22) będący nie tylko strzelcem, ale również największym kreatorem gry.
Nie pozostawiając wyboru, trzeba będzie sprawdzić drugą linię bez 53-krotnego reprezentanta kraju. Jakby to spadło z nieba przeciwnikom Zielińskiego – zabraknie już wymówek, nie będzie występów z przyzwyczajenia. Teraz wszystko pozostanie na barkach Grzegorza Krychowiaka oraz Mateusza Klicha, który przecież jest centralną postacią w Leeds United, być może na ten moment najbardziej fascynującej drużyny Europy. W końcu oczy Starego Kontynentu są zwrócone na szalone boje ekipy Marcelo Bielsy z Liverpoolem (3:4) czy Manchesterem City (1:1). A w nich Klich gra piętkami po kilka razy na mecz, za każdym razem celnie, jakby to był trening, zostaje wyznaczony do krycia Kevina de Bruyne, wygrywa rywalizację w środku z najlepszymi drużynami świata. Tylko później jakby kostniał, kiedy trzeba zagrać w biało-czerwonych barwach. Dla jasności: trudno upatrywać w tym winy zawodnika będącego w życiowej formie, bo tydzień wcześniej i tydzień później nadal jest zjawiskowy.
Opcji jest kilka. Może zostanie dołożony im wszędobylski, nieustępliwy Jacek Góralski. Definicja polskiego zawodnika nadrabiającego charakterem i poświęceniem. Wtedy znacznie więcej swobody w ataku otrzymałby wspomniany Klich. Innym rozwiązaniem jest też szansa od pierwszych minut dla Jakuba Modera – zdaje się najgłośniejszego nazwiska ostatnich tygodni po pobiciu rekordu transferowego ekstraklasy, awansie do Ligi Europy oraz transferze do Brighton za ponad 10 milionów euro. Skoro on przebija szklany sufit polskich rozgrywek, czas postawić na niego odważniej. Rozwiązań jest kilka – i nie jest powiedziane, że Góralski nie będzie sposobem na Italię, a Moder na Bośnię i Hercegowinę. W głowie też należy mieć Karola Linettego, ale patrząc na to jak cenił go selekcjoner w ostatnich miesiącach, raczej wydaje się ostatnim środkowym pomocnikiem do grania. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi po transferze do Torino. Niewątpliwie jednak jakieś minuty musi zebrać w październiku, lepszej okazji wychowanek Kolejorza po prostu mieć już nie będzie.
Z przymusu zostajemy bez najzdolniejszego rozgrywającego. I być może to będą trzy spotkania, które rzucą nowe światło na jego przydatność oraz rolę w kadrze. Pozwolą pokazać, że czegoś brakuje albo coś faktycznie się zmieniło. Życzylibyśmy sobie, aby to były trzy mecze, w których druga linia zagra jak z nut i będzie trzeba przystąpić do poważnych rozważań o zmianie jej składu.
Natomiast mecze drużyny narodowej przyzwyczaiły do dziwnej tendencji: zawsze najbardziej zyskujący ci, którzy nie zagrali. Bo jak jest źle, to trzeba szukać nowych rozwiązań. A wtedy na opinii zyskują rezerwowi – w końcu mogliby coś zmienić, ale nie dostali szansy. Ostatnie miesiące pokazują, że najlepszymi zawodnikami kadry są ci niegrający. Czas sprawdzić się bez Piotra Zielińskiego. Możecie wierzyć lub nie, ale po raz pierwszy od Euro 2016. Później w meczach o punkty był nie do wyjęcia z jedenastki przez cztery lata.