Każda poprzednia generacja, narzeka zawsze na następną; psioczy na jej rozpasanie, egoizm i brak jakichkolwiek zasad, którymi te dzieciaki się kierują. I choć świetnie rozumiem powody tych przytyków - bo wół zwykle prędko zapomina jak cielęciem był - to w przypadku aktualnie wkraczających w dorosłość, krajowych MCs zarzuty te wydają mi się mocno chybione.
Polska, złota młodzież wykończy się sama - w 1987 roku śpiewał zespół Dezerter na swojej klasycznej płycie Kolaboracja. I choć słowa te wymierzone były głównie w zafascynowaną kiczem i bezpiecznie myślącą część ich pokolenia, to pasowały również do tych, którzy w swoim myśleniu byli dalece bardziej radyklani i bezkompromisowi. Nie ważne bowiem czy na warsztat weźmiemy rodzimych jazzmanów, punkowców czy pierwsze pokolenie rodzimego rapu, to przeważająca część reprezentantów każdego z tych nurtów wykończyła się - właśnie - sama; utonęła w otchłani nałogów, pogubiła się w zmieniających się wraz z czasem, nowych realiach i zaplątała w meandrach własnej naiwności, lenistwa i ortodoksyjnie postrzeganych, a krępujących zwykle ruchy, złotych zasad. Doprawdy nieliczni byli na tyle silni i… szczęśliwi, że ze zderzenia z wielką machiną fonograficzną potrafili wyjść obronną ręką i pozostać na scenie na lata. Doprawdy nieliczni byli też na tyle pracowici i ogarnięci, żeby zadecydować o swojej przyszłości.
Ja zupełnie tak nie myślę. Wręcz się cieszę, że ci młodzi wykonawcy nie muszą walczyć z systemem i mogą się skupić na innych rzeczach, na rzeczach przyjemnych i hedonistycznych. To jakieś nowe spojrzenie na to wszystko - powiedział mi jakiś czas temu w jednym z wywiadów Łajzol w odpowiedzi na pytanie czy nie przeszkadza mu to, że młodzi raperzy często w głębokim poważaniu mają wynoszony wcześniej na piedestał, trudno definiowalny przekaz. I tu z reprezentantem JWP/BC i Jetlagz się w pełni zgadzam, bo też kiedy kilka lat temu zacząłem rozmawiać z przedstawicielami nowej fali polskiego rapu uderzyło mnie to, że… ja w ich wieku taki ogarnięty nie byłem. I oczywiście wielu z nich nawija często o rzeczach przyjemnych i hedonistycznych, ale równocześnie wykazuje na ich temat dalece bardziej posuniętą refleksję niż pierwsza generacja polskiego rapu. Choćby w kwestii używek, w sprawie, których każde poprzednie pokolenie zarzuca swoim następcom, że posuwa się za daleko. A pomimo tego, że WYP3 stawiało sprawę jasno - palenie albo zdrowie, wybór należy do ciebie - to próżno było szukać na ówczesnej scenie takich deklaracji jakie złożył mi w jednym z wywiadów, 19 letni wówczas Barto’cut12 - wkurwia mnie rap ziomków, którzy cały czas nawijają o paleniu - robią z siebie hustlerów nie wiadomo jakich, a cały czas tylko siedzą na ławce i jarają trawkę. A ja zauważyłem po siebie, że jak tak jarałem non stop, to się robiłem taki leniwy, że nawet bitu mi się nie chciało zrobić, słuchałem sobie tych sampelków, ale chuj, nic z tym nie robiłem. Tekstów tez żadnych nie pisałem. No i powiedziałem sobie - rzucam to, to mnie wyniszcza. I podobne podejście do trawki ma bardzo wielu innych młodych MCs, którzy nawet jeśli palą - a nawet jeśli palą dużo - to zwykle są świadomi tego, że marihuana wcale nie przeszkadza w niczym. I wiąże się to oczywiście z doświadczeniami ich starszych kolegów i tym, że świadomość narkotykowa w Polsce - wolno bo wolno ale jednak - rośnie, ale taką dozą auto-refleksji w wieku nastoletnim ja się (niestety) pochwalić nie mogę, ba, wykazuję ją dopiero od kilku lat, a mam ich już w tym momencie ponad 30.
Zupełnie inną kwestią są pieniądze i podejście do nich, bo to, że one w ogóle są (i to porządne) jest kwestią - w dużym uogólnieniu - minionej dekady. Jestem jednak pod dużym rażeniem, kiedy słyszę jak dopiero od niedawna nie nastoletni Zdechły Osa mówi mi w wywiadzie, który już niedługo ukaże się w kolejnym numerze newonce.paper, że w branżę na razie nie wchodzę, wtedy wszystko się zmienia - magia znika i zaczyna się praca. A, że póki co ja nie musze walczyć o chleb, to mogę się oddać temu, co mi się podoba. Mógłbym pociągnąć jakieś sznurki, których się dorobiłem, ale świadomie ich nie pociągam; jeszcze. Bo uważam, że na to trzeba być gotowym, a nikt się nad tym nie zastanawia, bo przecież jest kult dążenia do tego, żeby być jak najbardziej znanym. (…) Mam takie momenty - część mnie by chciała, żebym był bardziej znany. Ale to wszystko trzeba przemyśleć dużo wcześniej, trzeba przewidywać - zobaczyć to najpierw u siebie w głowie. Bo nie od dziś wiadomo, że ludziom odpierdala od takich rzeczy, ego wypierdala im w chuj i... trzeba się na to przygotować, powolutku. A dodajmy jeszcze do tego fakt, że te słowa wypowiada gość, który przez ogół postrzegany jest jako dosyć destrukcyjne dziecko chemicznego skuna. Znajdujący się w zupełnie innym miejscu swojej kariery Young Igi natomiast opowiadał niedawno Winiemu o tym gdzie się widzi za kilka lat i co zamierza zrobić z zarabianymi dzisiaj pieniędzmi - Ja nie mogę sobie pozwolić na to, żeby oszaleć, bo mam w głowie blokadę i stwierdzam, że to można bardzo łatwo stracić, więc chciałbym pomyśleć o tym jak zainwestować te pieniądze i wtedy zacznę sobie dopiero odpoczywać, bo teraz się bardzo stresuję. Wjebać sobie te pieniądze w jakieś nieruchomości i wtedy robić sobie muzykę z pasji. I reakcja Winiego na tę wypowiedź - Ja pierdolę, jacy młodzi ludzie… - jest dobrym obrazem tego jak wiele się w tej kwestii zmieniło na przestrzeni tych dwóch pokoleń. Bo choć dzisiejsza generacja raperów czerpie naukę z tego jak wiele stracili ich poprzednicy na braku perspektywicznego myślenia, małoletniej dezynwolturze i… nieuczciwych kontraktach, które w swojej naiwności podpisywali, to racjonalizm jaki wykazują te młode wilki nie tylko mnie zaskakuje, ale również budzi mój szacunek. I - oczywiście - w międzyczasie Polska zmieniła się nie do poznania, a rapowy rynek przeszedł szereg metamorfoz, które doprowadziły go w końcu do dzisiejszej prosperity, ale dorosłość nie jest jedynie oddźwiękiem doświadczeń poprzednich pokoleń czy aktualnej rzeczywistości, która nas otacza, ale również pewnych życiowych wyborów. I z nich również wynika chęć ciężkiej pracy, a także inwestowania w swój warsztat i wszystko, co wokół niego się dzieje - od oprawy płyt, przez produkcję tras koncertowych, po gospodarowanie własnym budżetem.
Gdy po raz pierwszy rozmawiałem z 26 letnim wówczas Quebonafide, kiedy na początku tego roku spotkałem się z 23 letnim jeszcze Żabsonem i kiedy ledwie kilka tygodni temu pojechałem do Wrocławia, żeby zobaczyć się z 21 letnim Zdechłym Osą, za każdym razem wracałem z tych ustawek zaskoczony tym jak bardzo rozgarnięci są ci wszyscy MC’s. Kiedy sprawdzam, co swoim oponentom odpowiedział w numerze Nigdy już nie będzie jak kiedyś 22 letni Otsochodzi, o czym w Gustawie czy Kwiecie polskiej młodzieży nawija - co rusz przechodzący kolejne przemiany - 20 letni Bedoes i w jaki sposób rozmawia z Winim wciąż jeszcze 18 letni Young Igi, za każdym razem kleję z nimi w myślach piątkę, bo choć psy wciąż szczekają, to oni jadą dalej, przed siebie w kierunku własnoręcznie wytyczonych celów, nie cudzych oczekiwań i tego, co w rapie wypada… zdaniem poprzednich pokoleń. I wciąż u progu trzeciej dekady XXI wieku, kids are allright dokładnie tak samo jak w tym 1966, kiedy śpiewał o tym brytyjski zespół The Who. Bez względu na to bowiem, czy zdarzają im się głupie wersy, nieprzemyślane wypowiedzi i wątpliwe sytuacje na koncertach - swoją drogą większość rodzimych weteranów raczej by nie chciała, żeby ktoś zaczął wyciągać różne brudy z początków ich karier - w szeregu kwestii wykazują oni dużo większy rozsądek niż wskazywałaby na to ich metryka. A, że dorastają w czasach w których można śledzić właściwie każdy ich ruch, gros ludzi łatwo znajduje przyczynki by znów marudzić na to jaka ta dzisiejsza młodzież jest rozpasana, egoistyczna i pozbawiona wszelkich zasada. To jednak nieprawda. Oni chcą tu po prostu żyć, a nie tylko nie przeżyć; kwiat polskiej młodzieży.
