W ostatnich dniach coraz głośniej o wspieranym przez Kyrie Irvinga pomyśle, by uhonorować Kobe Bryanta i umieścić jego sylwetkę w logotypie NBA. Jakkolwiek szlachetna nie byłaby to idea, to po prostu nie jest dobry pomysł.
Sama propozycja nie wyszła od Irvinga. Przed rokiem zaraz po śmierci Bryanta utworzono petycję, by logo NBA zmienić na takie, które zawierać będzie jego sylwetkę. Petycja ta od początku biła zresztą rekordy popularności. Do dziś zebrała ponad trzy miliony cyfrowych podpisów. Swoje poparcie wyraziła też m.in. Vanessa Bryant, czyli wdowa po Kobe. Dopiero teraz głos zabrał jednak któryś z obecnie grających zawodników. Akurat tego głosu nie zawsze warto słuchać, bo Irving często nie wie, o czym mówi, ale jedno trzeba rozgrywającemu Nets oddać – potrafi wywołać dyskusję.
Irving był jednym z tych, którzy najmocniej przeżyli tragiczną śmierć Bryanta. Kyrie niemal od początku swojej przygody w NBA miał w nim swojego mentora. Nie dziwi więc, że dziś jest zwolennikiem takiej propozycji. Ale z wielu powodów ten pomysł nie ma racji bytu – dlatego liga o zmianie logo nie chce nawet słyszeć, a co dopiero brać udział w dyskusji na ten temat.
DLACZEGO AKURAT KOBE?
Bryant niewątpliwie wyznaczał mnóstwo standardów, jeśli chodzi o grę w koszykówkę. Pod tym względem byłby więc kandydatem idealnym. Był i pozostaje idolem bodaj połowy – jak nie więcej – obecnie grających w NBA zawodników. Jego etyka pracy, niezłomność i fantastyczny mental to rzeczy jak najbardziej godne naśladowania. Bryant był jednym z największych w historii NBA i co do tego nie ma wątpliwości. Był też wspaniałym ambasadorem koszykówki i graczem niesamowicie popularnym na całym świecie.
– Myślałem, że jestem sławny dopóki nie pojawiłem się w Chinach z Bryantem – stwierdził kiedyś LeBron James.
Ale w takich rozmowach nie można nie wspomnieć sprawy z 2003 roku, kiedy to Kobe został oskarżony o gwałt. Ostatecznie te zarzuty wycofano, bo strona oskarżająca nie chciała zeznawać. Po wszystkim Bryant twierdził, że do stosunku doszło za obopólną zgodą, choć potem przyznał, że rozumie, dlaczego druga strona mogła odczuwać to inaczej. W sprawie cywilnej osiągnięto ugodę. Na wizerunku Bryanta pojawiła się tym samym rysa, która zmieniła jego postrzeganie wśród wielu osób. Kobe bardzo długo pracował na to, by ten wizerunek odbudować. Udało mu się uratować małżeństwo, ale wątpliwości co do tamtego wieczora w Kolorado pozostaną przy jego nazwisku już na zawsze.
INNI PASUJĄ BARDZIEJ
Irving w swoim poście zasugerował, że w logo NBA powinien znaleźć się „czarnoskóry król”, bo to czarnoskórzy zawodnicy zbudowali tę ligę. Kyrie ma w tym akurat sporo racji, ale on czy Kobe to akurat ledwie potomkowie tych, którzy naprawdę z mozołem budowali NBA taką, jaka teraz jest. Dlaczego więc wynosić na piedestał Bryanta, a nie na przykład Kareema Abdul-Jabbara, Oscara Robertsona albo Billa Russella? Ten ostatni jako 11-krotny mistrz miałby też mocny argument pozaboiskowy, biorąc pod uwagę jego aktywny udział w walce o prawa obywatelskie w latach 60. ubiegłego wieku.
Tak jak i Abdul-Jabbar, który już jako 17-latek uważnie śledził poczynania Martina Luthera Kinga Jr. Potem sam zresztą zaangażował się ruch praw obywatelskich – ramię w ramię z Russellem, ale też m.in. Muhammadem Alim. A może Michael Jordan byłby najlepszym wyborem na logo NBA? W szczególności, że to w największej mierze on stoi za ogromną popularyzacją koszykówki na świecie w latach 90. Tak wybrał m.in. Doc Rivers zapytany o tę kwestię. A przecież „godnych” kandydatów można by wskazać dużo więcej.
UNIWERSALNY CHARAKTER LOGO
Sęk w tym, że logo NBA nigdy nie zakładało honorowania konkretnego zawodnika. Nie jest dziś tajemnicą, że pomysłodawca logotypu Alan Siegel wzorował się na sylwetce Jerry'ego Westa. NBA z różnych powodów tego nie potwierdza, ale też początkowo liga nawet nie wiedziała, że to ten właśnie zawodnik posłużył za inspirację. West w momencie powstawania logotypu był zresztą dopiero w połowie swojej kariery. Nadal nie miał w dorobku ani jednego mistrzostwa i był tylko jedną z wielu ówczesnych gwiazd ligi. W żadnym razie jej twarzą.
Trudno więc przypuszczać, że logo powstało specjalnie pod niego – wręcz przeciwnie, logotyp został stworzony tak, by każdy mógł zobaczyć swoje własne odbicie w sylwetce Westa. Uniwersalny charakter logotypu to zresztą do dziś jedna z największych jego zalet. Uznanie konkretnego zawodnika w roli symbolu zabiłoby tę uniwersalność. Dodatkowo, liga nie byłaby dziś w tym miejscu, gdyby nie całe zastępy zawodników. Wyróżnienie tylko jednego z nich – nawet jeśli według kogoś zasługuje na to „najbardziej” – nie jest fair.
POMYSŁ WADLIWY U PODSTAW
W związku z tym pomysł zmiany logotypu jest wadliwy u samych podstaw. West co prawda od lat przyznaje, że sam chciałby jakiejś modyfikacji. Nie cierpi bowiem faktu, że w oczach wielu osób przestał być Jerrym Westem, a zamiast tego stał się zwyczajnie „The Logo”. Swego czasu wskazał nawet swojego kandydata i był to Jordan. Ale NBA nawet nie włącza się w taką dyskusję. Tym bardziej, że charakterystyczna biała sylwetka na niebiesko-czerwonym tle to nadal jeden z najlepiej rozpoznawalnych logotypów w świecie sportu.
Ewentualna zmiana pod konkretnego zawodnika byłaby po prostu mocno kontrowersyjna. Dodatkowo, uhonorowanie jednego zawodnika po jego śmierci mogłoby nadać niebezpieczny precedens. Czy liga musiałaby więc potem zmieniać logotypu po odejściu kolejnych legend? Dziś Kobe, jutro inna legenda NBA, a pojutrze jeszcze ktoś inny. Bo przecież skoro tamci zostali w ten sposób wyróżnieni, to dlaczego odmawiać podobnych honorów pozostałych legendom. Taki scenariusz trudno więc sobie wyobrazić.
ZMIANY NIE BĘDZIE
Warto też pamiętać o tym, że tego typu modyfikacje związane z elementami tożsamości marki są bardzo kosztowne i nie zawsze przynoszą pożądany skutek. W tym przypadku logotyp NBA jest zresztą na tyle popularny i rozpoznawalny, że jakakolwiek zmiana po prostu mijałaby się z celem. To się więc nie stanie – ani by zadowolić Westa, ani by uhonorować Bryanta.
Zamiast tego, liga znalazła inny sposób, by oddać pamięć Kobemu. Nazwała jego imieniem nagrodę dla najlepszego zawodnika Meczu Gwiazd, które było jednym z ulubionych wydarzeń legendy Lakers. Cztery razy Bryant został zresztą wybierany najlepszym graczem tego spotkania. Co więcej, w całej historii NBA tylko Abdul-Jabbar został wybrany do All-Star Game więcej razy (19) niż Kobe (18).