Reggiego Millera do dziś uznaje się za jednego z najlepiej rzucających za trzy koszykarzy w historii. Choć od czasu zakończenia kariery w klasyfikacji wszechczasów wyprzedzili go Steph Curry, Ray Allen i James Harden, to w latach 90. wieloletni lider Indiana Pacers należał do ścisłej elity wśród „shooterów”. Kto wie, jak potoczyłyby się losy pięciokrotnego uczestnika Meczu Gwiazd, gdyby nie jego siostra Cheryl, która swego czasu w koszykówce rządziła bardziej niż on.
Ponad 25 tysięcy zdobytych punktów, z czego 2560 to zasługa „trójek”. Do tego występy w All-Star Game, włączenie do Koszykarskiej Galerii Sław czy miano najlepszego gracza w historii Indiana Pacers – to zasługa osiemnastu lat kariery w NBA Reggiego Millera. Były koszykarz dziś spełnia się jako osobistość telewizyjna. Współpracuje z ze stacjami TNT i CBS przy okazji meczów NBA i rozgrywek NCAA.
Nie byłoby tego bez lat treningów, ciężkiej pracy i pokonywania przeciwności losu. Pierwsze lata życia dla przyszłego koszykarza nie były mocno szczęśliwe. Kilka lat zajęła mu nauka poprawnego chodzenia, a gdy już mógł grać w ukochaną dyscyplinę, to wtedy nie miał szans, by pokonać starszą siostrę. O Cheryl do dziś mówi się w kontekście niezweryfikowanego w profesjonalnym sporcie talentu, który mógł podbić nie tylko amerykańską koszykówkę, ale i cały tamtejszy sport.
ATLETKA NUMER JEDEN
Riverside to miasto zlokalizowane niedaleko aglomeracji Los Angeles. To tam na świat przyszła Cheryl, a rok później Reggie Miller. Rodzice, jazzman Saul i pielęgniarka Carrie, wspólnie wychowali piątkę dzieci. Wspomniana dwójka urodziła się jako trzecia i czwarta w kolejności.
W przeciwieństwie do siostry, Reggie musiał swoje przecierpieć. Urodził się ze zdeformowanymi biodrami, które sprawiły, że nie mógł normalnie chodzić. Od pierwszych kroków do poruszania się używał ortez, które w połączeniu z ćwiczeniami miały po latach sprawić, że chłopak mógł w końcu normalnie biegać. W tym samym czasie jego siostra szybko poznała świat sportu. Jako kilkulatka grała już z rodzeństwem w koszykówkę. Rywalizacja przeciwko chłopakom mocno dawała w kość. Bracia nie stosowali wobec niej taryfy ulgowej ze względu na płeć. Właśnie to po latach sprawiło, że Cheryl uważano ze niezwykle twardą zawodniczkę.
Gdy trafiła do liceum, momentalnie rozpoczęła panowanie. Tak można określić jej dominację nad rywalkami. Przez cztery lata występów jej licealna drużyna rozegrała 136 oficjalnych spotkań. Przegrała zaledwie cztery z nich. Choć basket to gra zespołowa, to w wielkich wynikach większość zasług stanowiła fenomenalna gra Cheryl. W 1981 roku otrzymała tytuł najlepszej licealnej atletki roku. Ponadto jako pierwsza w historii zawodniczka koszykówki (bez względu na płeć) zdobyła prestiżowe wyróżnienie All-American cztery razy.
– Kiedy pokonuje cię siostra, najlepsza koszykarka wszechczasów, uczysz się trash-talku, bo cały czas jesteś przez nią miażdżony. Wszyscy moi koledzy śmiali się, bo mnie niszczyła, ale później pokonywała także i ich. Nauczyłem się wtedy gadki, to trochę poszło na UCLA, a potem się stało. Zacząłem używać trash-talku, gdy tylko dostałem się do ligi – wspominał po latach Reggie Miller w programie u Jimmy'ego Kimmela.
Do historii przeszło szczególnie jedno spotkanie Cheryl. W ostatnim roku gry w liceum jej zespół pokonał przeciwników 179:15. Aż 105 punktów zdobyła sama skrzydłowa. Warto dodać, że w tamtych rozgrywkach mecz trwał 32 minuty. O jej wyczynie mówiono nawet w telewizji. Zanim jednak do tego doszło, swoim rezultatem chciał się pochwalić Reggie.
– Wiesz co? Wystąpiłem w wyjściowym składzie – mówił.
– Wow, to świetnie – udawała poważną Cheryl próbując powstrzymać śmiech wraz z ojcem.
– Rzuciłem czterdzieści punktów.
– O mój Boże, to niesamowite – droczyła się siostra.
– A ty ile dzisiaj rzuciłaś?
– Miałam dobry mecz.
– Czyli co, sześćdziesiąt?
W tym momencie ojciec z córką spojrzeli się na siebie, po czym senior powiedział:
– Cheryl rzuciła 105 punktów.
– Co!?
Tę scenę Reggie opowiedział w dokumencie „Winning Time: Reggie Miller vs. The New York Knicks”. Historia przez lata obrosła legendą i do dziś jest wspominana, gdy pojawia się temat siostry. Tak jak wspominał brat we wcześniejszym cytacie, tak długo siostra „lała” go w pojedynkach jeden na jeden, że do dziś mówi się, że to nie on był najlepszym Millerem w rodzinie. Warto dodać, że oprócz wspomnianej dwójki karierę sportową zrobił również brat Darrell. Przez cztery lata grał w Major League Baseball w barwach California Angels.
KOSZYKARSKI MOTOR NAPĘDOWY
Skupmy się na karierze Cheryl. Gdy opuszczała szkołę średnią, miała całą amerykańską koszykówkę w garści. Mogła przebierać w ofertach college’ów, więc postawiła na University of Southern California, która wówczas nie mogła pochwalić się nawet jednym występem w fazie Sweet Sixteen NCAA.
Powiedzieć, że Miller to zmieniła, to jakby nic nie powiedzieć. W pierwszych dwóch sezonach Trojans wygrali cały turniej NCAA. Miller za każdym razem kończyła zawody z wyróżnieniem dla MVP turnieju finałowego. Warto dodać, że wówczas w składzie towarzyszyły jej zawodniczki, które również później zapisały się w historii amerykańskiego kosza. Cynthia Cooper dominowała w WNBA w pierwszych latach jej istnienia. Z kolei Pamela McGee ma w dorobku złoto igrzysk, a także wychowanie dwójki profesjonalnych koszykarzy – Imani (zawodniczka WNBA) i JaVale’a (zawodnika NBA).
To jednak Cheryl wszystkich przyćmiewała. Ostatnie trzy sezony w NCAA to trzy nagrody Naismith Player of the Year z rzędu. Gdy opuszczała uczelnię, zostawiła do pobicia rekordy punktów, asyst, bloków, zbiórek, trafionych rzutów, trafionych rzutów osobistych, przechwytów, a także rozegranych spotkań. Tylko dwa z nich (rekordy asyst i bloków) znalazły później swoje pogromczynie.
Lata 80. to czas, gdy na igrzyskach nie brali udziału profesjonaliści. Na turniej brano studentów i studentki z NCAA. Traf chciał, że w okolicach igrzysk w Los Angeles w kadrze USA już brylowała Miller. Pierwszą poważną szansę dostała rok wcześniej, gdy wraz z reprezentacją walczyła w mistrzostwach świata. W tamtym czasie Amerykanki nie były dominatorkami jak ma to miejsce dziś. Wówczas należały do grona czołowych ekip globu, w którym były też ekipy Związku Radzieckiego czy Czechosłowacji. Szczególnie ta pierwsza dawała o sobie znać, bo w 1980 roku zdobyła złoto na igrzyskach w Moskowie (zbojkotowanych przez Zachód). One też triumfowały trzy lata później na turnieju w Brazylii. Amerykanki dwukrotnie musiały przełknąć gorycz porażki. Przegrały z Rosjankami zarówno w fazie grupowej, jak i w meczu finałowym.
W 1984 roku znów nie doszło do bezpośredniej konfrontacji na igrzyskach. Tym razem turniej czterolecia odbywający się w Los Angeles zbojkotował blok wschodni. Już próba generalna, czyli zawody o nazwie William Jones Cup, pokazała, że Amerykanki są w świetnej formie. W zawodach olimpijskich tylko to potwierdziły. Wygrały wszystkie mecze, a finał z Koreą Południową zakończyły z przewagą trzydziestu punktów.
Cheryl po zawodach w Los Angeles dołożyła jeszcze złoto igrzysk dobrej woli oraz brakujące mistrzostwo świata. A smakowało ono tym lepiej, że impreza w 1986 roku odbywała się w Moskwie. Zarówno Rosjanki, jak i Amerykanki do finału podchodziły bez porażki. W decydującym starciu to aktualne mistrzynie olimpijskie kontrolowały przebieg meczu.
ODNALEŹĆ SIĘ W NOWEJ RZECZYWISTOŚCI
Być może osobom nieznającym historii w pewnym momencie przyjdzie na myśl pytanie: „Skoro Miller już w czasach akademickich była taka dobra, to jak sobie radziła na zawodowstwie?”. Odpowiedź brzmi: nie było zawodowstwa. W latach 80. WNBA jeszcze nie istniała. Jakiekolwiek rozgrywki kobiece w USA nie stały na dobrym poziomie. Często jedynym ratunkiem był wyjazd do Europy, lecz tam również profesjonalny basket w żeńskim wydaniu nie stał wysoko.
Miller skończyła studia w 1986 roku i pomimo wyborów w draftach mniejszych, męskich lig dołączyła do dawnego zespołu USC Trojans jako asystentka. Cały czas sama trenowała z myślą o dalszej grze, lecz pod koniec lat 80. zaczęły się jej problemy zdrowotne. Zerwane więzadło krzyżowe i problemy z kolanami zaprzepaściły szansę na myśli o karierze.
Cheryl rzuciła się w wir pracy trenerskiej i dziennikarskiej. Szybko okazało się też, że bardzo dobrze radzi sobie jako ekspert i reporterka. Najpierw pracowała dla ABC Sports/ESPN relacjonując między innymi zimowe igrzyska olimpijskie w Calgary. Później dołączyła do Turner Sports, gdzie dostała szansę pracy przy koszykówce. To ona była pierwszą kobietą, która współkomentowała mecz NBA w krajowej telewizji. Zapytana dwa lata temu przez portal „The Shadow League” o emocje towarzyszące zdarzeniu z 1996 roku, Miller odpowiedziała:
– To było ekscytujące i jednocześnie przerażające. To coś, co zawsze chciałam zrobić i wiedziałam, że mogę to zrobić. Fakt, że to było na moim własnym podwórku… Próbujesz się oszukiwać i udawać, że oglądają to tylko twoja mama i tata. Cóż, to nie tylko twoja mama i tata, ale także cały kościół, pastor, diakon, kongregacja i wszyscy inni – mówiła mistrzyni olimpijska.
W tym samym czasie, na fali kolejnych sukcesów amerykańskich koszykarek, powołano do życia WNBA. Miller, która w międzyczasie przeszła z roli asystentki na funkcję „head coacha” USC Trojans, w 1997 roku została trenerką i generalną menedżerką zespołu Phoenix Mercury. Zaledwie 33-latka zapytana na konferencji powitalnej zespołu, opowiadała mediom o wizji gry swojego przyszłego zespołu w prostych słowach. – Bieganie, bieganie, bieganie, bieganie i jeszcze bieganie. Mamy grać niesamowicie w obronie. Chcę, żeby ta drużyna była silna i żeby znała grę – opowiadała świeża pani szkoleniowiec.
W nowej roli szło jej całkiem dobrze, gdyż rok po objęciu stanowiska doprowadziła klub do występu w finałach WNBA. Tam lepsze okazały się koszykarski Houston Cornets, z Cynthią Cooper, dawną koleżanką z kadry i USC. W przeciwieństwie do Miller, ona po studiach wyruszyła do Europy, a na koniec kariery załapała się jeszcze na występy w nowo powstałych rozgrywkach.
„SŁABSZA” LEGENDA BRATA
W WNBA Miller pracowała do 2000 roku. Zrezygnowała z powodu przemęczenia. Po kilkunastu latach wróciła do „trenerki”, lecz na poziomie akademickim. Przez lata udzielała się jako ekspertka telewizyjna, a także odbierała liczne wyróżnienia. Już w 1991 roku trafiła do Międzynarodowej Galerii Sław Sportu Żeńskiego. Cztery lata później znalazła się w Naismith Memorial Basketball Hall of Fame, a w 2010 roku w FIBA Hall of Fame. Przez lata musiała udzielić dziesiątek wywiadów na temat niespełnionej kariery. Gdy spytano się o to, czy nie żałuje braku gry w WNBA, odpowiedziała:
– Zupełnie nie. Tak często mnie o to pytano. Musiałam dużo pogrzebać w duszy, ale odpowiedź brzmi nie. Mówiłam to tylko kilku osobom, ale myślę, że najlepszą rzeczą, jaka mi się przydarzyła, to był rok 1986 i czwarta kwarta meczu z futbolistami USC. Przeskoczyłam nad jednym, upadłam na parkiet i usłyszałam trzask. To był mój ACL. W istocie to zakończyło moją karierę, jednak to była najlepsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła, ponieważ wiedziałam, że muszę wrócić do edukacji. Musiałam dorosnąć i stać się dużą dziewczynką – mówiła w 2020 roku Miller.
Reggie dołączył do niej w Koszykarskiej Galerii Sław siedemnaście lat później. Jego kariera jest dobrze znana przez kibiców NBA. Największy zaszczyt dla emerytowanego zawodnika basketu Reggie odebrał jako drugi w rodzinie. Choć opuszczał najlepszą ligę świata jako lider w klasyfikacji rzutów za trzy punkty, to patrząc po wspomnieniach i opiniach związanych z Cheryl, w gronie najbliższych może o sobie mówić niczym bohater filmu „Nic śmiesznego”: „Ciągle we wszystkim byłem drugi”.

Komentarze 0