Dziewiąty dzień igrzysk nie przyniósł nam medali, bo i szans na to nie było zbyt dużo. Były jednak kolejne eliminacje i etapy w dyscyplinach wielodniowych. Etapy ostatecznie dla nas bardzo udane, które pokazały, jak ważne w igrzyskach olimpijskich jest obycie i doświadczenie na tego typu imprezach.
Anita Włodarczyk w tym roku znalazła się w całkowicie nowej dla siebie sytuacji – nie była faworytką do złotego medalu. Ba, niektórzy nawet nie stawiali jej w pierwszej trójce. Głównie przez mocne Amerykanki oraz fakt, że polska mistrzyni długo wchodziła w sezon, często nie mogąc dorzucić nawet do 73 metra. Z jednej strony wiadomo było, że forma, szczególnie po kontuzjach trapiących Włodarczyk, ma być w Tokio, bo po co komu więcej szczytów, ale z drugiej pytanie brzmiało – jak wysoka jest najwyższa możliwa forma Anity po tych wszystkich kontuzjach, po tym jak uczyła się niemal wszystkiego od nowa (mimo że nie musiała)?
Uspokoiły nas rzuty powyżej 77 metrów na niedługo przed igrzyskami, jednak przecież DeAnna Price na amerykańskich „trialsach” jako druga (po Anicie) kobieta w historii przekroczyła 80 metrów, a i Brooke Andersen nie była daleko za nią. Kandydatka do medalu? Jak najbardziej, ale wydawało się, że do złota będzie potrzeba trochę więcej. A i najpierw trzeba się przecież zakwalifikować do finału, co nie jest takie proste. Anita Włodarczyk to jednak doświadczona zawodniczka o niezwykle mocnej psychice. Jeśli jest dobrze przygotowana to nie ma co się martwić o jakiekolwiek problemy.
W Tokio najwyraźniej tak jest, ponieważ Włodarczyk wygrała eliminacje jak za najlepszych czasów. Jeden rzut, pod 77 metrów, ponad 3 metry przewagi nad całą resztą. Czy to oznacza, że zdobędzie złoto? Nie, bo eliminacje rządzą się swoimi prawami. Często ci, którzy mają tam problemy, potem walczą o najwyższe cele w finale. Jednak być tak pewnym jak Anita na pewno nie zaszkodzi.
Wraz z nią do finału weszły Malwina Kopron i Joanna Fiodorow, a niezłe wyniki uzyskały Andersen, Kanadyjka Camryn Rodgers i Chinka Zheng Wang. A co z DeAnną Price? Amerykanka weszła do finału, ale z bardzo słabym jak na nią wynikiem. Co więcej, niedługo potem jeden z amerykańskich dziennikarzy podał informację, że Price kilka tygodni temu doznała poważnej kontuzji – pęknięcia kości w stopie. Długo nie trenowała, a i teraz nie jest w pełni sił. Czy będzie w stanie zacisnąć zęby i rzucić, choćby raz idąc na całość, na miarę swojego poziomu? Tego nie wiemy. Wiemy za to, że Anita Włodarczyk jest pewna i mocna. Do czego to wystarczy? W przypadku kontuzji Price konkurs otwiera się naprawdę szeroko.
Doświadczeniem błysnęli też siatkarze i ich trener, Vital Heynen, choć może nie dzisiaj, ale w całym turnieju. Po porażce z Iranem wielu twierdziło, że ponownie mamy sytuację, w której mocni siatkarze popsują sobie sami sytuację. Zawodnicy i trener zapowiadali jednak, że forma ma dopiero nadejść. I tak też się stało. Z każdym kolejnym meczem było lepiej, a z Kanadą, na zakończenie fazy grupowej, zagrali swoje najlepsze spotkanie z dotychczasowych. Heynen zapowiada, że w ćwierćfinale z Francją będzie jeszcze lepiej. I jakoś jesteśmy w stanie mu zaufać.
Doświadczenia zabrakło Pii Skrzyszowskiej, która zestresowana trzykrotnym (!) przerywaniem biegu półfinałowego na 100 metrów przez płotki, nie pobiegła na miarę swoich możliwości i odpadła z rywalizacji (trzeba jednak przyznać, że i jej rekord życiowy finału by nie dał). Ta nauka przyda jej się w Paryżu.
Tego problemu nie miał Patryk Dobek, który po trudnych eliminacjach zdawał się odczuwać trudy taktycznego biegania turniejowego na 800 metrów. W półfinale wyglądało to całkowicie inaczej, bowiem wykorzystał błędy rywali i biegnąc po pierwszym torze wygrał bieg półfinałowy. Przed finałem najmocniej wygląda Ferguson Rotich, a na pozostałe medale szanse zdają się mieć… wszyscy. 800 metrów jak zwykle nie zawodzi i może się okazać przepięknym chaosem. Dobrze mieć tam swojego reprezentanta.
Lekkoatletyka już po pierwszych dniach zapowiada niesamowitą rywalizację do samego końca. Yulimar Rojas pobiła 26-letni rekord świata w trójskoku, a eksperci mówią, że… ma jeszcze ogromne rezerwy techniczne. Muttaz Barshim i Gianmarco Tambieri we wzruszającym momencie podzielili się złotem w skoku wzwyż, a inne konkurencje (400 metrów przez płotki) zapowiadają kosmiczny poziom. Chyba żadna inna dyscyplina nie tworzy tylu historii olimpijskich, co lekkoatletyka.
A co u innych? Katarzyna Wasick z bardzo dobrym, piątym miejscem na 50 metrów stylem dowolnym w pływaniu. Na wodzie wciąż pływają Agnieszka Skrzypulec i Jolanta Ogar-Hill w klasie 470 i mimo tego że spadły na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej (Brytyjki pływają w Tokio rewelacyjnie), to szansa na medal znacznie się zwiększyła. Jeśli sytuacja utrzyma się jutro, to Polki będą pewne brązu już przed wyścigiem medalowym. Z tym że biorąc pod uwagę jak dobrze na razie im idzie, to na pewno będą chciały powalczyć o więcej.
A my z zaciśniętymi kciukami czekamy i na nie, i na finały Anity Włodarczyk i Patryka Dobka, i na ćwierćfinał siatkarzy. Zaczyna to całkiem ładnie wyglądać dla polskiej reprezentacji – oby tak do końca.