Lipsk zamiast kutra. Josko Gvardiol – stoper, który wybija nawet kubki z piwem

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
RB Lipsk
Jeroen Meuwsen/BSR Agency/Getty Images

Jest najwyżej wycenianym 20-letnim środkowym obrońcą na świecie. Jego rówieśników na tej pozycji w czołowych ligach świata praktycznie jeszcze nie ma. RB już tej zimy mogło za niego dostać 60 milionów euro. U wicemistrzów Niemiec pięknie dojrzewa przyszły stoper światowej klasy, który potrafi wszystko. Nie wyłączając brudnej roboty.

Choć Chorwacja ma sześć tysięcy kilometrów linii brzegowej, akurat Zagrzeb jest oddalony od Morza Adriatyckiego aż o 150 kilometrów. Nie jest więc naturalnym miejscem wykonywania typowo morskich zawodów. Dlatego ojciec Josko Gvardiola nie miał łatwego życia. - Codziennie wyjeżdżał z domu z kolegami o pierwszej w nocy, by przed świtem wypłynąć w morze. Po pięciu godzinach połowu wracał do Zagrzeba i sprzedawał świeże ryby na targu. Dopiero później zmienił pracę i już tylko sprzedawał ryby. Pół dnia spędzał wtedy w chłodni. W trakcie przygotowań do sezonu odwiedzałem go tam i razem spędzaliśmy czas. Gdybym nie został piłkarzem, też pewnie byłbym rybakiem - mówił młody Chorwat w wywiadzie dla rblive.de. Chyba kokietuje. Łatwo mu to mówić. Bo raczej nigdy nie zapowiadało się, by nie miał zostać piłkarzem. Wszak nie o każdym trenerzy akademii Dinama mówią tak, jak o nim mówił kilka lat temu Dalibor Poldrugac: - Jeśli w wieku dwudziestu lat nie będzie podstawowym zawodnikiem reprezentacji, ktoś powinien za to pójść siedzieć.

Chorwacki futbol widział już przypadki oficjeli kończących w więzieniu, ale akurat przypadek Gvardiola się do tego nie przyczynił. Dwadzieścia lat skończył dwa tygodnie temu, a już ma na koncie dziewięć występów w seniorskiej reprezentacji, w tym cztery w podstawowym składzie na mistrzostwach Europy. W czerwcu obrońca Lipska został najmłodszym w historii kraju zawodnikiem, który zagrał na wielkim turnieju, wyprzedzając Mateo Kovacicia. Miał wtedy 19 lat i cztery miesiące. Ale nie było tego po nim widać. 185 centymetrów wzrostu może nie jest dla stopera czymś wyjątkowym, jednak z ruchów Chorwata bije siła i dojrzałość. Z gęstą krzaczastą brodą mógłby spokojnie być weteranem wojny bałkańskiej. Tylko jego ciemne, ale młode oczy zdradzają, że mowa o chłopaku, który tragiczny konflikt zna tylko z opowiadań.

Po sobotnim meczu z Bayernem Monachium (2-3) można znaleźć zdjęcia Gvardiola klęczącego na murawie Allianz Areny z twarzą schowaną w dłoniach. 20-latek nie był jednak kolejnym, który na boisku mistrza Niemiec odebrał solidną lekcję futbolu. Fakt, po strzale Serge’a Gnabry’ego piłka pechowo się od niego odbiła, myląc Petera Gulacsiego przy decydującym golu, co zostało obrońcy zapisane jako samobój, ale trudno o to zawodnika Lipska winić. Miał pecha. Jednak w skali całego meczu, który przecież nie był po żadnej ze stron popisem gry obronnej, pokazał, że absolutnie nie pęka w starciu z czołową drużyną świata. Samo to, że w tym meczu zagrał, nikogo już nie dziwi, bo wszyscy się do tego przyzwyczaili. Jednak dla obrońcy urodzonego w 2002 roku to wcale nie jest coś oczywistego, by grać w meczu mistrza z wicemistrzem czołowej ligi świata.

JEDYNY TAK MŁODY STOPER

Na liście najwyżej wycenianych zawodników z jego rocznika według transfermarkt.de znajdzie się oczywiście kilka nazwisk, za które teoretycznie trzeba by zapłacić jeszcze więcej. Pedri, Eduardo Camavinga czy Ansu Fati chodzą w innych półkach cenowych. Jednak nie ma wśród nich stoperów. Mimo że w ostatnich latach zniknęło już przekonanie, że bramkarz i środkowy obrońca to na tyle odpowiedzialne pozycje, że absolutnie nie można na nich wystawiać nastolatków, trenerzy wciąż rzadko się na to decydują. Zwłaszcza że do gry na środku obrony potrzeba zwykle nie tylko dobrego wyszkolenia i szybkości, ale też siły mięśni, której nastolatkom jeszcze czasem trochę brakuje. Dlatego Gvardiol jest jedynym stoperem w dziesiątce najwyżej wycenianych piłkarzy w swoim roczniku.

To nie dziwi, bo jest też jedynym, który w czołowych ligach europejskich regularnie gra na tej pozycji. Gvardiol, który rozgrywa pierwszy sezon w Bundeslidze po transferze za 19 milionów euro z Dinama Zagrzeb, uzbierał w tym sezonie 89% możliwych minut w lidze. Nawet bez podziału na pozycje jest w tym sezonie najwięcej grającym 20-latkiem w czołowych ligach europejskich. Drugi środkowy obrońca na liście - Maxime Esteve z Montpellier – ma na liczniku sześćset minut mniej. A przecież Chorwat gra w czołowej niemieckiej drużynie, co wiąże się też z obciążeniami w pucharach. W Lidze Mistrzów wystąpił we wszystkich sześciu meczach, w Pucharze Niemiec opuścił tylko spotkanie pierwszej rundy, w październiku i w listopadzie pomagał Chorwacji w awansie na mistrzostwa świata. Większość tego dorobku uzbierał jeszcze przed 20. urodzinami, które świętował dopiero pod koniec stycznia.

TRAMWAJEM NA TRENING

To wszystko jest możliwe tylko dzięki olbrzymiej dojrzałości, którą wyniósł z domu i wypracowywał od najmłodszych lat w akademii Dinama Zagrzeb. Wychował się w sportowej rodzinie. Oprócz ojca, który grał w NK Zadar i którego rodzice nie zgodzili się na jego transfer do Bośni, ma młodszą siostrę, która gra w piłkę ręczną w drugiej lidze chorwackiej oraz starszą, która była siatkarką. Pochodzi z samej stolicy, w której mieszkał na piątym piętrze wieżowca z wielkiej płyty. Od dziewiątego roku życia przez dziesięć lat grał dla największego klubu w mieście i w kraju, bardzo szybko stając się rozpoznawalnym talentem. W seniorach debiutował u Nenada Bjelicy już jako 17-latek. Dojeżdżał wtedy na treningi tramwajami, bo nie miał jeszcze prawa jazdy. Już dwa lata wcześniej odmówił transferu do Interu Mediolan za cztery miliony euro. Zanim przeszedł do Lipska, odrzucił też m.in. propozycję z Leeds United. Nie dlatego, że od dziecka kibicował Liverpoolowi, lecz ze względu na bardziej harmonijny rozwój, który zaoferował mu klub Red Bulla.

WCZESNE PLANOWANIE

Choć w Niemczech pojawił się dopiero pół roku temu, do gry w Saksonii przygotowywał się już znacznie wcześniej. Wiedząc, że lada moment straci Dayota Upamecano i Ibrahimę Konate, klub już w 2020 roku zaczął pracować nad pozyskaniem ich następców. Transfer Gvardiola pilotował jeszcze Markus Kroesche, pracujący obecnie we Frankfurcie dyrektor sportowy. Podpis Chorwata Niemcy zapewnili sobie już we wrześniu 2020 roku, a więc na długo przed jego debiutem w reprezentacji oraz przed kampanią w Lidze Europy, w której pokazał się, dochodząc z Dinamem aż do ćwierćfinału. Od tego czasu musiał pracować dwutorowo. Ze sztabem klubu z Zagrzebia, w którym na dobrą sprawę rozgrywał ledwie pierwszy sezon jako podstawowy zawodnik. Ale i z ludźmi z Lipska, którzy analizowali jego mecze i przysyłali mu wycinki, zwracając uwagę na elementy, które powinien poprawić, chcąc być jak najlepiej przygotowanym do gry w Bundeslidze. Wczesne planowanie opłaciło się, bo nastolatek przyjechał do Lipska gotowy do natychmiastowej gry w podstawowym składzie. I jako jeden z nielicznych w drużynie może zaliczyć ten sezon do w pełni udanych.

PRZYMIERZANY DO MONACHIUM

Kto widzi Gvardiola w grze, ten dość szybko popada w zachwyt i dostrzega, że Lipsk raczej nie będzie jego sufitem. Agent Chorwata chwalił się niedawno, że już tej zimy przyniósł do klubu ofertę za sześćdziesiąt milionów euro, o której Niemcy nie chcieli jednak nawet słyszeć. Angielskie media przymierzają go do Tottenhamu, a Lothar Matthaeus proponuje go do Bayernu jako następcę Niklasa Suelego. Choć stoper jako największe wzory wskazuje Sergio Ramosa i Virgila Van Dijka, jego sposób gry często porównuje się do zawodników bardzo dobrze znanych w Monachium – Davida Alaby i Lucasa Herandeza. Przede wszystkim to drugie skojarzenie wydaje się uprawnione. Bo tak jak on, gracz Lipska łączy w sobie siłę fizyczną w pojedynkach, dobrą grę głową, znakomitą szybkość z nienaganną techniką. To, że podobnie jak Austriak i Francuz Gvardiol jest lewonożny, jeszcze bardziej dodaje mu atrakcyjności na rynku transferowym. Bo trenerzy lubią często mieć do budowania akcji lewonożnego stopera. A tych jest znacznie mniej niż z dominującą prawą nogą.

NOWOCZESNY STOPER

Wielkie wrażenie robi to, w jaki sposób Chorwat łączy typowo defensywne zadania – wygrywanie pojedynków, przepychanie się z napastnikami, wślizgi, walkę powietrzną – z grą z piłką przy nodze. Nie stanowi dla niego problemu rzucenie idealnego podania na kilkadziesiąt metrów czy zagranie prostopadłej piłki przeszywającej linie rywali. Znamienny dla jego stylu gry był gol, jakiego strzelił w niedawnym meczu z Wolfsburgiem, gdy w dobrym momencie podłączył się do kontrataku i wykończył go jak skrzydłowy.

To też jest możliwe dzięki jego uniwersalności. Potrafi grać jako typowy środkowy obrońca w systemie czwórkowym, ale na mistrzostwach Europy grał na lewej obronie, a w Lipsku łączy potrzebne w tych miejscach cechy jako pół-lewy stoper w trzyosobowej formacji defensywnej. W dużej mierze zajmuje się bronieniem, ale jednocześnie uczestniczy w budowaniu akcji i ma doskonałe wyczucie, kiedy podciągnąć z piłką do przodu czy włączyć się do akcji ofensywnej. Ma też cechy przywódcze. Dyryguje linią obrony i widzi się w nim przyszłego kapitana reprezentacji Jest więc wręcz podręcznikowym przykładem nowoczesnego stopera, który z jednej strony ma ksywkę “Pep”, ze względu na podobieństwo imienia i nazwiska do słynnego trenera oraz pasujący do jego futbolu styl gry. Ale z drugiej, gdy widzi, że z trybun w kierunku jego świętujących kolegów leci kubek z piwem, nie waha się wziąć go na główkę. Tak, jak było podczas jesiennego meczu w Brugii. - Zobaczyłem, że się zbliża i chciałem chronić chłopaków - stwierdził potem. Bo to nienaganny technik, który nie boi się też brudnej roboty.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.