Rozsądek podpowiadał oczywiście, że Liverpool może wygrać na Old Trafford, jednak takiego kataklizmu chyba nikt się nie spodziewał. Jeśli Ole Gunnar Solskjaer utrzyma posadę po tak kompromitującej porażce (0:5), to znaczy, że zaufanie, o którym wspominał zarząd Manchesteru United, jest naprawdę olbrzymie. Juergen Klopp może być dumny ze swoich piłkarzy. Na tle gospodarzy wyglądali jak zespół z innej planety. To jasny sygnał The Reds, że interesuje ich tylko tytuł mistrza Anglii.
Niewykluczone, że instytucje zajmujące się na co dzień badaniem zjawisk nadprzyrodzonych lada moment zaproszą do siebie Mohameda Salaha. To co wyprawia Egipcjanin, przestaje się mieścić w jakichkolwiek ramach. Mogą się również odezwać organizacje humanitarne – za znęcanie się nad obrońcami. Najlepszy snajper Liverpoolu i całej Premier League w Derbach Anglii wyglądał jak ktoś, komu – niczym Jamesowi Bondowi – pomaga Q. Arsenał trików i zabójczych broni snajpera The Reds jest z innej planety. Pisałem w piątek o tym, że Salah w gazie, to dla United najgorszy Salah. Nie spodziewałem się jednak, że piłkarze OGS zostaną przez niego zdemolowani w tak okrutny sposób.
Salah strzelił gola w dziesiątym meczu z rzędu. W samych rozgrywkach ligowych – w siódmym, za chwilę może dogonić rekord należący do Daniela Sturridge’a (8 kolejnych meczów z trafieniami). Egipska gwiazda walczy o kontrakt, ale po takich zawodach może poprosić o kontrakt in blanco, cokolwiek tam wpisze, szefowie Liverpoolu spełnią pewnie każdą jego zachciankę.
Zespół The Reds się bawi. Oczy Kenny’ego Dalglisha, legendy z Anfield siedzącej na trybunie VIP w Manchesterze, śmiały się jak w najlepszych dla niego czasach. Z kolei twarz sir Alexa Fergusona wyrażała tylko szok. Szkot mógł sobie przypomnieć własne bolesne doświadczenie – porażkę z Manchesterem City 1:6. Kibice Manchesteru United, sfilmowani z drona, jak opuszczają własny stadion i chcą schować się w domach, jak wtedy Ferguson, to najbardziej wymowny obrazek niedzielnej rywalizacji.
Trzęsienie ziemi na Old Trafford – inaczej nie da się nazwać tego, co zrobili goście gospodarzom. Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości dotyczące tego, czy United są zespołem, mogącym powalczyć w tym sezonie o tytuł mistrzowski, to udzielono mu odpowiedzi: nie. Euforia związana z przyjściem Cristiano Ronaldo została zamieniona przez Liverpool w proch i pył.
Manchester United potrafił pokazać charakter w starciu z Atalantą w Lidze Mistrzów i wyjść z poważnych tarapatów, ale Liverpool wyciągnął lekcję z tamtego meczu i gniótł do oporu, katował United do momentu uzyskania bezpiecznego wyniku i dopiero wtedy przeszedł na tryb ekonomiczny.
Solskjaer idący do tunelu na Old Trafford w przerwie, przy stanie 0:4, to było klasyczne „dead man walking”. Bossowie United z całą pewnością nie byli przygotowani na taki scenariusz. Wątpliwe, by po porażce np. 0:1 czy 1:2 chcieli zdymisjonować trenera, ale takie rozmiary robią wrażenie. Norweg jest teraz pod największą presją od początku swojej pracy w Manchesterze.
Tym bardziej że dwa inne zespoły – Chelsea i Manchester City – także zademonstrowały okrutną siłę w ten weekend. Wyścig po tytuł mistrzowski zdaje się klarować. Wezmą w nim udział trzy pełnokrwiste ogiery. United nie ma w tym towarzystwie.
Ten mecz na długo zostanie w pamięci kibiców całej Premier League. Osobiście szkoda mi Naby’ego Keity. Nie słyszałem, by fani United, jak to bywa w tego typu sytuacjach, bili brawo piłkarzowi Liverpoolu, który na noszach opuszczał boisko. Dla nich to był jedyny triumfalny moment – Paul Pogba wyciął rywala, za co obejrzał czerwoną kartkę. I to by było na tyle, jeśli chodzi o krzywdę, jaką MUTD mógł wyrządzić rywalom. Paul Pogba ma niebieskie włosy i zaprojektował wegańskie buty. Niewiele ma to jednak wspólnego z walką o trofea.