Trzeci finał Ligi Mistrzów jest już bardzo blisko. Liverpool pokonał Villarreal w pierwszym meczu półfinału na Anfield i kluczem do tego okazała się cierpliwość. Drużyna Unaia Emery'ego przyjechała z wyraźnym zamiarem utrzymania bezbramkowego remisu, ale The Reds przynieśli ze sobą otwieracz do konserw. Nazywa się Thiago Alcantara i ostatnio błyszczy formą.
To nie był piłkarski spektakl tego samego kalibru, co wtorkowe starcie Manchesteru City z Realem Madryt (4:3), ale trudno było tego oczekiwać, widząc różnice pomiędzy dwiema drużynami. O ile w przypadku pierwszego dwumeczu mogliśmy się spierać, kto jest silniejszy i ilu piłkarzy City, a ilu z Realu byłoby w łączonej jedenastce obu ekip, tak w drugim półfinale Liverpool był zdecydowanym faworytem. To sprawiło, że mecz na Anfield nie mógł wyglądać inaczej. Villarreal przyjechał się bronić, a Unai Emery liczył, że ten plan znów wypali. To, co pozwoliło postawić się Juventusowi i Bayernowi i sprawić dwie niespodzianki w tej edycji LM nie wystarczyło już na The Reds.
ULEPSZONA POMOC
Jeżeli jakiś miejscowy kibic był w niedzielę na meczu z Evertonem, a później przyszedł w środowy wieczór emocjonować się Champions League, to mógł pomyśleć, że ogląda drugi raz to samo spotkanie, tylko ktoś przebrał tych na niebiesko w żółte koszulki. Do przerwy był bezbramkowy remis, ale przewaga Liverpoolu nie ulegała wątpliwości. 12:1 w strzałach, sześć rzutów rożnych i prawie 68% posiadania piłki.
Villarreal nastawił się na kontry, ale tym razem nie potrafił stworzyć żadnego zagrożenia. Żółta Łódź Podwodna nadziała się na środek pola, który u Jürgena Kloppa zawsze stanowi silnik całego zespołu. Tercet ofensywny odpowiada za zdobywanie bramek i akcje kombinacyjne, boczni obrońcy wcielają się w tym systemie w rolę rozgrywających i posyłają dośrodkowania w pole karne, ale w pomocy niemiecki menedżer lubi mieć zawodników odpowiedzialnych i wybieganych.
Jordan Henderson i Fabinho to w szczególności dwaj gracze, którzy potrafią dobrze zbierać drugie piłki i porządkować grę, jednak ta wersja Liverpoolu Kloppa ma u ich boku już nie Georginio Wijnalduma czy Jamesa Milnera. Obok rzemieślników biega artysta i człowiek, który w ostatnich tygodniach pokazuje ogromną klasę, czyli Thiago Alcantara. Na taki występ, jaki ten gracz zaprezentował w środę, Anglicy mają ładne określenie. Masterclass.
PERFEKCJA W DROBNYCH SPRAWACH
Kibice z Livescore'a tego nie zobaczą, bo 31-latek oficjalnie zakończył mecz bez gola i bez asysty, ale to nie był przypadek, że po końcowym gwizdku to on odebrał nagrodę dla najlepszego piłkarza na Anfield. Gdyby jego wolej, który w pierwszej połowie trafił w słupek, wpadł do siatki, pewnie szum byłby jeszcze większy, ale Thiago ma to do siebie, że lubi być bardziej w cieniu, a mimo tego nie traci na znaczeniu. Po raz kolejny udowodnił, że oglądanie go w akcji to niezwykła przyjemność, a jego umiejętności byłyby wartością dodaną do każdej drużyny świata.
Jeśli dokładnie prześledzimy liczby Thiago, odrzucając punktację kanadyjską, to wyjdzie nam występ niemal perfekcyjny dla środkowego pomocnika. Aż 99 ze 103 podań, jakie wykonał, trafiło do kolegów z drużyny. 34 celne piłki posłał już na połowie atakowanej. Grał dokładnie zarówno krótko, jak i przy dłuższych przerzutach (skuteczność 9/9). Jest jak metronom, który reguluje tempo pracującej na wysokich obrotach maszyny i potrafi na nie wejść, ale wie również, kiedy zwolnić i zachować cierpliwość.
Kluczowe było zachowanie Thiago przy pierwszym golu. Swoim firmowym przyjęciem piłki zewnętrzną częścią buta od razu wykonał obrót, dzięki czemu zgubił dwóch rywali i skupił uwagę innych na sobie. Gdy pięć sekund później piłkę miał już pod nogami Henderson, gracze Villarrealu za nim nie nadążyli, a po chwili stracili gola na 0:1. To są te drobne rzeczy, na które zwracają uwagę trenerzy. A Thiago to pomocnik, który wszystkie te drobne rzeczy robi na bardzo wysokim poziomie.
ZNAKOMITA FORMA
Dla byłego piłkarza Bayernu to kolejny w ostatnich tygodniach występ najwyższej klasy. Przeciwko Manchesterowi United (5:0) Thiago zagrał jeden ze swoich najlepszych meczów od przyjścia do Anglii i po pewnym momencie każdemu jego zagraniu towarzyszył jęk zachwytu na Anfield. Z Evertonem również grał bardzo skutecznie (96% celności podań) i na decydującym etapie sezonu pomocnik daje Liverpoolowi to, na co Klopp liczył, gdy go sprowadzał. Thiago wniósł doświadczenie z ważnych europejskich wieczór do drużyny, która już wyrobiła tam sobie pozycję i nie zamierza jej oddawać.
To jednak nie jest tak, że w linii pomocy Liverpoolu Fabinho i Henderson noszą fortepian, a Thiago na nim gra. Nie można przecież u Klopp odstawiać nogi i choć czasami 31-latek przesadza, jak w ligowym meczu z Manchesterem City (2:2), gdzie mógł wylecieć z boiska, to zwykle wykonuje mnóstwo pożytecznej roboty. Przeciwko Villarreal też nie ograniczył się tylko do zwodów i podań. Rzadziej od pozostałej dwójki kolegów z pomocy wchodził w pojedynki bark w bark, ale pokazał dobre czytanie gry i umiejętność ustawienia się. Przejął najwięcej piłek ze wszystkich na boisku (5) i nie został przedryblowany ani razu. Fakt, że Hiszpanie zakończyli ten mecz z liczbą 272 podań (przy 737 Liverpoolu), a najwięcej prób miał bramkarz Geronimo Rulli, mówi dużo tym, jak wyłączony został ich środek pola.
– Ten tercet jest razem perfekcyjny. Fabinho i Henderson dają absolutną kontrolę nad meczem, a Thiago był dzisiaj najlepszy na boisku – rozpływał się w pomeczowym studiu BT Sport Owen Hargreaves. I mimo że znów można tutaj pochwalić ofensywny tercet, a Sadio Mane postawił w tym meczu (a może i dwumeczu?) kropkę nad i golem na 2:0, to nie mogło być niespodzianki. UEFA zgodziła się najwyraźniej ze słowami Hargreavesa, bo to Thiago odebrał nagrodę dla piłkarza tego spotkania.
WALKA O CZTERY KORONY
Liverpool jest więc jedną nogą w finale Ligi Mistrzów i jeśli za tydzień dopilnuje sprawy na wyjeździe, znajdzie się tam trzeci raz w ciągu pięciu lat. Tym samym wciąż ma szansę na historyczną poczwórną koronę. Sami zawodnicy i Klopp tonują te oczekiwania, mówiąc, że byłby to niemal niemożliwy wyczyn, ale ten zespół naprawdę jest w stanie to zrobić. To najsilniejsza drużyna, jaką miał Liverpool nie tylko za kadencji niemieckiego menedżera, ale zapewne od lat 80., kiedy panował w Europie. Bo choć po drodze były triumfy w Lidze Mistrzów, to np. ekipa z 2005 roku z Jerzym Dudkiem w składzie nawet nie zbliża się swoją siłą do tego, czym dziś dysponują The Reds.
To między innymi zasługa Thiago. Liverpool umiejętnie wymienia kolejne elementy w swojej konstrukcji, a jednocześnie myśli o krok do przodu. Dziś przykładem tego jest Luis Diaz, który wszedł do zespołu z buta, ale wcześniej nowy wymiar wniósł właśnie Thiago, który zastąpił Wijnalduma i Milnera i dodał innej charaktertystyki ekipie, w której brakowało takiego rozgrywającego.
Drobne zyski na poszczególnych polach sprawiają, że ta drużyna cały czas się rozwija, choć zaszła naprawdę wysoko. Mecz z Villarrealem pokazał, jak potrafi być cierpliwa i bezlitosna, gdy pojawia się szansa. Klopp nazwał kiedyś swoich piłkarzy mentalnymi potworami i to określenie jeszcze przez długi czas będzie pasowało do Liverpoolu.
Komentarze 0