Londyn i Patrick Vieira znów są razem. Legenda Arsenalu zaczyna rządy w Kryształowym Pałacu

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
patrick vieira.jpg
Fot. Adam Davy/EMPICS via Getty Images

To zawsze będzie jego miasto. Tutaj został królem, kiedy prowadził Arsenal do wielkich sukcesów, ale przede wszystkim tworząc na boisku postać piłkarza, z której przez kolejne lata starano się zrobić odlew. Wzorzec fightera biegającego od bramki do bramki, silnego fizycznie, grającego bardzo ostro i przy okazji świetnie wyszkolonego technicznie. Kibice Kanonierów na zawsze będą nosić w sercach Patricka Vieirę. To na Highbury stał się wielkim zawodnikiem. Wraca jednak do stolicy Anglii w inne miejsce, do Crystal Palace, by spróbować zostać tak samo dobrym menedżerem.

Odpowiedzialności nauczył się szybko. Jeśli masz 17 lat i wchodzisz do seniorskiej drużyny, musisz być bardzo odporny psychicznie. A Vieira nigdy nie pękał. Dwa lata później nosił już opaskę kapitana w zespole Cannes. Bycie liderem było mu pisane od najmłodszych lat.

Na myśl o Vieirze rozczula się nawet stary, zgorzkniały drań, Roy Keane. Zawsze mówił o nim ciepło, bo Irlandczyk jak nikt inny potrafił docenić twardość materiału, z jakiego został stworzony pomocnik The Gunners. Ich zwarcia w konfrontacjach ekipy Manchesteru United z zespołem z północnego Londynu, powodowały wyładowania atmosferyczne. – To mój ulubiony wróg – opowiadał „Keano” w filmie dokumentalnym „Keane and Vieira: Best of Enemies”.

Keane często podkręcał swojego przeciwnika, na przykład pytając go w tunelu prowadzącym na boisku: „Skoro tak dużo mówisz o Senegalu i tak ci na nim zależy, to czemu dla nich nie grasz?”.

Ale wyznał również rozbrajająco: – To tylko boiskowe przepychanki. Gdybyśmy mieli bić się naprawdę, Vieira by mnie zabił.

PROWOKOWANY

Martin Keown, były obrońca Arsenalu, zwracał uwagę na to, że bez Vieiry nigdy nie byłoby wielkich sukcesów Kanonierów. – Ludzie mówią, że Dennis Bergkamp i Thierry Henry byli wspaniali. I mają rację. Przed stadionem stoją pomniki tych gości, ale bez Patricka odzyskanie piłek, które potem były do nich zagrywane, byłoby niemożliwe – wzruszał ramionami Keown.

Rywale szybko zorientowali się, że mają do czynienia z piłkarzem wyrastającym momentami ponad ligę. I szukali wszelkich sposobów, by go zneutralizować. Było to trudno, bo warunki fizyczne, jakimi dysponował Francuz zazwyczaj stawiały go w roli zwycięzcy. Chciałeś wygrać z nim pojedynek główkowy? Bez szans. Minąć? Jego długie nogi dopadły piłkę wślizgiem. Przepchnąć? Chyba żarty.

Vieira był jak skała, choć w środku czasem wrażliwy. Wykorzystywano to na boisku, szukając ciągłych prowokacji. Kiedyś zdarzyło mu się obejrzeć dwie czerwone kartki w odstępie trzech dni. Arsene Wenger przyszedł na konferencję prasową przed meczem i dziennikarze spodziewali się, że potępi swojego kapitana. Ale menedżer Arsenalu stwierdził: – Są tacy zawodnicy, których nie interesuje mecz sam w sobie. Ich celem jest wyprowadzenie Patricka z równowagi. I są też menedżerowie, którzy ich, niestety, do tego zachęcają.

Jednym z tych menedżerów miał być w mniemaniu Wengera sir Alex Ferguson. Nie jest tajemnicą, że Szkot z zazdrością zerkał na poczynania Vieiry, mało tego, chciał go nawet ściągnąć na Old Trafford. Kiedy to się jednak nie udało, powiedział publicznie: – Patrick bardzo chętnie by do nas przyszedł, ale nie pozwolili mu odejść. Cóż, piłkarze zawsze chcą grać dla większego klubu...

FRANCUSKIE PRZETARCIE

Dziś 45-letni Francuz chce wykorzystać całe zdobyte w futbolu doświadczenie, by tchnąć nowe życie w Crystal Palace. Klub, który w ostatnich latach musiał zadowolić się balansowaniem na linii najmniejszego oporu.

Roy Hodgson, zupełnie przeciwieństwo Vieiry, pod każdym względem – od wieku począwszy, a na sukcesach na boisku skończywszy – zamknął pewien rozdział. Pisał go na Selhurst Park od dnia, kiedy uratował Palace poranione i bezbronne po nieudolnej pracy Franka De Boera. Ale gołym okiem dało się dostrzec, że z doświadczonym szkoleniowcem Orły już wyżej nie polecą.

Vieira nie był pierwszym wyborem londyńskiego klubu. Najpierw rozważano mocno kandydaturę Franka Lamparda, później do gry wszedł Lucien Favre. Co ciekawe – tego drugiego Patrick zastąpił na stanowisku w Nicei, podczas jednej ze swoich nielicznych trenerskich przygód.

Do Francji przybył z USA, gdzie rzuciły go powiązania z New York City, braterskim klubem Manchesteru City, w którym Francuz kończył karierę. Na Etihad Stadium odpowiadał za szkolenie młodzieży. Dla szejków istotnym aspektem po przejęciu MC był rozwój juniorskiej piłki, budowa akademii, z której po latach będzie można czerpać profity finansowe, ale także pełnoprawnych graczy do dorosłej drużyny.

W Nicei na pewno nie wszystko było złe. Udało się zająć siódme miejsce w Ligue 1, ale też zanotować pucharowe wtopy, by wreszcie, po serii pięciu porażek, szefowie klubu nie wytrzymali i zdymisjonowali byłego kapitana Arsenalu. Jednak to europejskie przetarcie może okazać się niezwykle istotne, wszak nowy menedżer Palace od paru lat zgłaszał akces do pracy w Anglii. Jego nazwisko często wirowało na giełdzie nazwisk, kiedy posadę tracił jeden z menedżerów w Premier League. Choćby w przypadku Arsenalu, tam jednak plan naprawy powierzono Mikelowi Artecie.

Vieira od dnia, w którym ogłosił zakończenie piłkarskiej kariery nie krył, że jego celem jest zostanie menedżerem. Odpowiedzialność za rozwój młodych graczy w City miała dać mu inne spojrzenie na piłkę, lepsze zrozumienie całego schematu, tych wszystkich naczyń połączonych, przepływów informacji. Jako późniejszy menedżer dostał okazję do zyskania szerszej perspektywy.

PRZEBUDOWA

W 1851 roku w londyńskim Hyde Parku zbudowano konstrukcję z żelaza i szkła, w niej znajdowała się Wielka Wystawa. W majowe dni, przez dwa tygodnie, mieszkańcy stolicy mogli oglądać dzieła prezentowane przez 14 tysięcy artystów z całego świata. Na 92 tysiącach metrów kwadratowych wizjonerzy snuli opowieść o przyszłości świata.

Trzy lata później Kryształowy Pałac przeniesiono na południe Londynu. Dzięki temu cały teren zyskał nazwę Crystal Palace. Firma, która miała prawa do wystawy założyła klub, początkowo krykietowy, by z czasem przekształcić go w piłkarski. Tak narodził się obecny CPFC.

Rządy w Kryształowym Pałacu, które właśnie przejmuje Vieira, nie są łatwym zadaniem. Selhurst Park przez długie lata zanurzone było w przeciętności. To klub właściwie pozbawiony sukcesów – był dwukrotnie w finale FA Cup, a tuż przed powstaniem Premier League zajął trzecie miejsce w lidze, co do dziś pozostaje największym sukcesem.

Obecna drużyna wymaga gruntownej przebudowy, przede wszystkim odmłodzenia, bo w poprzednich rozgrywkach średnia wieku podstawowej jedenastki sięgała trzydziestu lat. Hodgson stworzył zespół niewygodny dla przeciwników, ale jednak w największej mierze przeszkadzający im w grze, oddający piłkę, czyhający na błędy. Kibice Orłów przywykli do tego, że jeśli ich drużyna wygrywa, to zazwyczaj z kimś słabszym. Takim jak ona sama.

Słaba skuteczność, sporo spotkań przegranych bardzo wysoko, utrata dużego atutu w postaci bramek zdobywanych po stałych fragmentach – co dość długo było znakiem firmowym Palace – to wszystko sprawiło, że w zasadzie mówiliśmy o ekipie bez stylu. Gdyby Orły spadły z Premier League, nikt, poza ich fanami rzecz jasna, nawet by nie zatęsknił.

Ostatecznie jednak udało się uratować cały projekt. Przed Palace dziewiąty z rzędu sezon w elicie i to jest najważniejsza informacja. Vieira ma wnieść powiew świeżości. Z zespołu walczącego o byt stworzyć taki, który zyska własny styl, będzie miał charakter, mocniejszą ofensywę i zaatakuje wyższe lokaty. No i stworzy głębię kadry. Hodgson miał piłkarzy, którym albo nie do końca ufał, albo za bardzo przywiązywał się do pewnych postaci, o czym najlepiej świadczy fakt, że skorzystał w całym sezonie z zaledwie 23 nazwisk – najmniej ze wszystkich menedżerów (obok Marcelo Bielsy).

TRUDNE DZIECIŃSTWO

Sześć lat temu Vieira był na rozmowach w Newcastle United. Ale St. James’ Park to trudna ziemia dla menedżerów. Ostatecznie obie strony nie doszły do porozumienia. Francuz wyjechał po trenerską naukę do Nowego Jorku.

Nigdy nie bał się podejmować odważnych decyzji, niekiedy po prostu musiał. Nie miał łatwego dzieciństwa. Był zaledwie ośmiolatkiem, gdy rodzina przeprowadziła się z Senegalu do Francji. Dziadek walczył dla francuskiej armii, dlatego mógł otrzymać obywatelstwo. Rodzice szybko się rozwiedli, Patrick został przy mamie, a z ojcem już nigdy się nie spotkał.

– Wybierając futbol zamiast życia przestępcy już odniosłem zwycięstwo – mówił po latach. – Po przejściu całego tego dramatu z moim ojcem, mama była najszczęśliwsza, że poszedłem sportową ścieżką.

Nie zanosiło się wtedy na wielką karierę. Vieira szybko rósł (w wieku 13 lat mierzył 180 cm), ale wolniej przybierał na wadze. Kiedy jako nastolatek mierzył 188 cm i ważył 68 kg, uginał się jak trzcina na wietrze, a kolejni trenerzy zastanawiali się, czy to jest to, czy warto dać temu chłopakowi szansę. Udowodnił, że tak.

DWÓCH PIŁKARZY W JEDNYM

Wenger zwykł mawiać, że kiedy tylko dasz mu szansę, dasz mu przestrzeń do samorealizacji, odda ci dwieście procent. Że im więcej mu podarujesz, tym jest silniejszy. Piłkarze, przeciwko którym grał, do dziś uważają go za jednostkę wybitną. Frank Lampard wspomina, jak będąc młodym pomocnikiem zbierał od niego baty na boisku, Francuz pogrywał z nim jak z uczniakiem. Wszyscy pomocnicy w Premier League chcieli być jak Vieira.

Marcel Desailly powiedział kiedyś o nim piękną rzecz, że to „dwóch piłkarzy w jednym”. Obrońcy o pseudonimie Skała chodziło o to, że kumpel z reprezentacji łączył nieprawdopodobną siłę fizyczną z wyrafinowaną techniką, a na dodatek, co wtedy wyznaczało trendy w drugiej linii, strzelał gole, miał ten instynkt killera, gdy czuł bliskość bramki.

Potrafił też rozładować atmosferę, zażartować w zaskakujący sposób. Kiedy przyszedł do Arsenalu, szef Kanonierów David Dein rozmawiał z nim na trybunach po francusku i w pewnym momencie zapytał nieśmiało: „Patrick, czy mógłbyś ze mną pogadać trochę po angielsku?”. Chciał zachęcić przybysza do oswojenia się z nowym miejscem i dowiedzieć się przy okazji, jak prezentuje się jego poziom językowy. Vieira popatrzył na swojego dyrektora i rzekł płynną angielszczyzną: „Tottenham to gówno”.

Zawsze był łącznikiem pomiędzy trenerem a zespołem, zespołem a kibicami, jego zdolności przywódcze stanowiły w Arsenalu kręgosłup, na którym opierała się nie tyle drużyna co cały klub. Najlepiej wie o tym Wenger. Obaj panowie byli zresztą ekspertami w studiu francuskiej telewizji podczas wtorkowych meczów Euro i Vieira został zapytany wprost o ofertę z Palace przez prowadzącego program. Odparł dyplomatycznie, że niczego nie wolno przesądzić, dopóki dokumenty nie zostały podpisane. Wtedy Wenger się rozpromienił i przesądził sprawę. – Patrick odcisnął mocne na Premier League mocne piętno jako zawodnik. Liczę, że teraz zrobi to samo jako menedżer – powiedział.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.