Największy przegrany tego sezonu Ligue 1 właśnie pakuje walizki w Nicei. Lucien Favre ponad półtora roku czekał na podjęcie pracy po tym jak został zwolniony w Borussii Dortmund. Projekt grupy Ineos miał przywrócić go do życia, ale nikt nie zakładał, że bańka pryśnie już po dwóch miesiącach. Brytyjscy właściciele nie chcą czekać: pogrążony w chaosie zespół być może już za chwilę dźwigać będzie Mauricio Pochettino.
Moment jest idealny: przerwa na kadrę zawsze służy porządkom, a te w Nicei potrzebne są od zaraz. Favre wygrał tylko dwa z ośmiu spotkań, oba w tak bezbarwnym stylu, że nudniej się nie da. Ostatnia porażka z Angers przyniosła czerwoną kartkę Jeana-Claira Todibo już w dziewiątej sekundzie meczu, a zaraz potem rakietę odpalił Dante, mówiąc w mixed-zonie o beznadziejnym oknie transferowym i o tym, że klub zamiast czepiać się trenera najpierw powinien znaleźć dyrektora sportowego. Nicea od lat opowiada bajki, że chce być drugą potęgą we Francji, a znowu grzęźnie z etykietką przeciętniaka. 165 mln euro wydanych w ciągu trzech ostatnich okienek spłonęło w piecu.
Zabawnie wyglądają dziś słowa Jima Ratcliffe’a, najbogatszego człowieka w Anglii, który trzy lata temu opowiadał o Lidze Mistrzów na Lazurowym Wybrzeżu. Szef Ineosu, czyli petrochemicznego giganta długo marzył o klubie piłkarskim. Myślał o Chelsea i Newcastle, ale wybrał Niceę, która ostatnie mistrzostwo Francji widziała w 1959 roku, ale jest klubem z bajecznym klimatem i sporą bazą fanów. Rok temu wydawało się, że Christophe Galtier zbuduje tu eldorado, ale nawet on cudem awansował do europejskich pucharów, całując stopy Andy’ego Delorta, który w ostatnim meczu ustrzelił hat-tricka. Nicea miała kadrę z dużym potencjałem, ale bezbarwną, defensywną grą.
Lucien Favre był już kiedyś w Nicei. Tamten zespół z lat 2016-2018 do dziś pamiętany jest jako wyjątkowo atrakcyjny. Piłkarze jak Seri czy Koziello zaczęli być dobrymi kąskami na rynku transferowym, a trzeci zespół Ligue 1 prawie awansował do Ligi Mistrzów, odbijając się w eliminacjach od Napoli. Favre, przychodząc latem na południe Francji liczył, że tym razem ma jeszcze lepsze narzędzia niż wtedy. Ineos sypie złotem, niestety robi to tak po omacku, że większość graczy zostało zaksięgowanych pod koniec okna transferowego. Favre uwielbiający wdrażać graczy do swojego systemy 4-3-3 od początku miał związane ręce.
Problemem Nicei w poprzednim sezonie był brak kreacji w ofensywie. Galtier nawet mając takich graczy jak Justin Kluivert nie potrafił wypracować jakiekolwiek stylu. Favre też mierzy się z tym samym: jego Nicea strzeliła pięć goli, w tym dwa z karnych, co sprawia, że jest przedostatnim atakiem w lidze. Kiepsko wyglądają też relacje wewnątrz klubu. Za letnie transfery odpowiadali Ian Moody, były dyrektor Crystal Palace i Dave Brailsford, były trener kolarzy i człowiek Ineosu. Zabierali się do tego w taki sposób, że można by stworzyć całą listę porażek typu Cavani, Sommer, Marcus Thuram albo Bamba Dieng. Favre chciał lewoskrzydłowego, ale go nie dostał. Nicea próbuje dziś otworzyć duet Laborde-Delort, który dwa lata temu świetnie urządził się w Montpellier. Odgrzewany kotlet na razie nie daje gwarancji.
Favre’owi nie do końca odpowiadało to, że miał tak mały wpływ na transfery. Wiele rzeczy działo się poza nim i głównie na angielskim rynku, gdzie Moody wykorzystywał kontakty ze znajomymi agentami. Kasper Schmeichel, Aaron Ramsey, Joe Bryan, Ross Barkley i Nicolas Pepe - to wszystko ludzie z Premier League. Na niedawnej konferencji dziennikarze spytali Favre’a, czy Barkley to bardziej szóstka, czy ósemka. Trener Nicei uśmiechnął się szeroko, mówiąc: „Powiedziano mi, że ósemka”. Wielu graczy przyszło mocno zapuszczonych, jak choćby Schmeichel. Dziennikarze z Nicei mówią, że sztab Favre’a dużo bardziej ceni Marcina Bułkę, ale to Schmeichel dostał w Nicei sowitą pensję i namaszczenie Anglików, że będzie numerem 1.
Favre nie ma tej energii, co Galtier żeby kopać się z koniem. Jest trenerem dużo bardziej wycofanym, który gdy widzi chaos w strukturach, sam pierwszy rzuci papierami. Szatnia nie kupiła jego skromnej, analitycznej osobowości. Jeśli wierzyć „L’Equipe”, to nie pomógł też mu asystent Arjan Peco, który zwyzywał recepcjonistę w Ajaccio i na razie jest poza drużyną. Latem z klubem pożegnał się dyrektor sportowy Julien Fournier. W Nicei coraz częściej rządzi przypadek, a na to Favre po prostu się nie godzi. Gdy wybierał drugi raz drużynę z południa, nie sądził, że angielscy właściciele działają aż tak bardzo bez mapy. RMC podał we wtorek, że jedni i drudzy są zgodni: trzeba się rozstać. Pytanie, czy inny trener w tych warunkach wyciśnie więcej?
Komentarze 0