Ludzie nie wierzą, że istnieję. Szukając Tontona Zoli Moukoko

TontonZolaMoukoko.jpeg

Był królem strzelców Ligi Mistrzów. Grał w Realu Madryt z Zinedinem Zidanem. Tysiące razy zdobywał Złotą Piłkę. Dzisiaj ma 36 lat, mieszka w Sztokholmie i jest właścicielem amatorskiego klubu Flemingsberg United FC. Ostatnio znowu odpalił Championship Managera i od razu kupił samego siebie. Tonton Zola Moukoko, największa legenda gry, specjalnie dla newonce.sport opowiada swoją pokręconą historię.

– Zadzwonił do mnie dwa dni temu Gary Bowyer, mój były trener i mówi, że BBC o mnie wspomina. Bo ludzie siedzą w domach i masowo odpalili Championship Managera – uśmiecha się Tonton. Siedzimy zabarykadowani w domach i rozmawiamy przez WhatsUppa. Nawet w komunikatorze wstawił sobie grafikę ze słowem „legenda”, bo legendą rzeczywiście jest. W wirtualnym świecie CM-a strzelał po 50 goli w sezonie. Był pierwszym wyborem tych, którzy chcieli w tej grze ugrać więcej. I wcale nie stanowił wymysłu researchera, jak kilka innych wielkich talentów.

Tonton istnieje. Naprawdę uchodził kiedyś za jednego z najbardziej perspektywicznych zawodników na świecie. W książce o Football Managerze, która niedawno wyszła też w Polsce, możemy nawet przeczytać rozdział zatytułowany „Jest tylko jeden Tonton Zola Moukoko!”. Ludzie wciąż o nim pamiętają, choć w realnym świecie jego ostatnie trzy kluby to: Syrianska KF, Atlantis FC i IFK Lidingö FK, gdzie dziennik „Aftonbladet” zrobił mu zdjęcie jak smaży kiełbaski.

– Nawet wczoraj dzwonił do mnie dziennikarz ze Szwecji – opowiada Tonton. – Słyszałem, że Football Manager pobił ostatnio rekord ludzi siedzących online. 90 tysięcy kibiców grało. Dla mnie to jest fenomen. To trwa już dwie dekady. A najlepsze, że ludzie ciągle o mnie pamiętają. Parę lat temu nie miałem Facebooka, ani żadnych innych social mediów. Dopiero siostra powiedziała mi, że mnóstwo ludzi do niej pisze. Jeden dziennikarz powiedział mi nawet, że jest specjalny profil, gdzie ktoś się pode mnie podszywa i chce pieniądze za wywiady! Wtedy się wkurzyłem. Założyłem Instagrama. Pokazałem, że istnieję i udzieliłem kilku rozmów. Odezwali się do mnie nawet szefowie gry – dodaje Tonton.

TontonZolaMoukoko1-e1584562853321.png

NAJLEPSZY PIŁKARZ NA ŚWIECIE

Jego historia zaczyna się w Kinszasie, stolicy Konga. Można ją opowiedzieć oczami jego brata, Fedo, który w 1986 roku nie godząc się na brutalny reżim prezydenta Mobutu, zapragnął wyjazdu do Francji lub Belgii. Były to jedyne państwa, gdzie do rozpoczęcia nowego życia nie potrzebował języka angielskiego. Ale ani jedno, ani drugie nie otworzyło swoich granic. Na „tak” była jedynie Szwecja. Tam powędrował i tam przez pierwsze lata szukał swojego miejsca, pracując przy robotach ulicznych, albo segregując listy na poczcie.

W 1991 roku wrócił do Konga i sprowadził do Europy dwóch braci: Tontona Zolę i Benjamina. Był dla nich jak ojciec odkąd stracili rodziców. Zapewniał byt. Zaszczepił miłość do piłki. Przede wszystkim posłał ich do klubu Bredängs BK, gdzie szybko okazało się, że 8-letni Tonton jest tak dobry, iż trzeba go popchnąć dalej, do Djurgarden.

W Szwecji mówiło się wtedy, że to jedna z najlepszych szkółek w kraju. Właściciele mocno wzorowali się na Ajaksie Amsterdam. W następnych latach grali tu choćby młody Andreas Isaksson i Kim Kallstrom, przyszli reprezentaci kraju. W grupach młodzieżowych z 82 członków najmocniej wyróżniał się Tonton. Dlatego jeszcze jako 16-latek zwrócił uwagę włoskich klubów. Był na testach m.in. w Bolonii. W 2000 roku mocno zabiegał o niego Milan. Wybrał jednak Anglię, klub Derby County, który grał wtedy w Premier League, a za gwiazdę robił tam Giorgi Kinkładze.

TontonZolaMoukokoCMprofile-e1584562956381.png

– Od młodego byłem przyzwyczajony, że ludzie coś we mnie widzą – opowiada Tonton. – Przyleciałem do Anglii i czułem się tam dobrze. W świecie rosła już popularność Championship Managera, chociaż w ogóle nie miałem pojęcia o tej grze. Pierwszy raz usłyszałem tę nazwę jesienią 2000 roku. Zacząłem mecz na ławce, ale wokół mnie ciągle krążyło z 200 ludzi. Pytali, czy jestem Tontonem. To nie było popularne imię w Anglii, więc nie mogli mnie pomylić. Dawali kartki do podpisów, chociaż byłem tylko rezerwowym! Dopiero kolego z zespołu, Ian Evatt powiedział mi o co chodzi. Tydzień później dostałem od kuzyna grę i okazało się, że wszystko, co mówili ci ludzie, to prawda. Oszalałem z wrażenia. Sam zacząłem grać!

PO CO TO WSZYSTKO?

– Patrzyłeś kiedyś w swoje skillsy w grze? Dobrze ktoś to oszacował? – pytam.

– Wydaje mi się, że to nie był żaden wymysł – odpowiada Tonton. – Miałem do tego talent. Byłem typem gracza, jak dziś... Messi, albo Iniesta. Lubiłem się cofnąć, mieć piłkę, rozegrać, albo przedryblować. Kiedyś rodzice mojego kolegi pojechali do Grecji i tam w jakiejś gazecie byłem wymieniany jako jeden z największych talentów na świecie. Pisano o mnie jeszcze przed Zlatanem. Znałem swoje umiejętności. Po prostu wszystko zepsuło się jednego dnia. Zmarł mój brat, Fedo – zaznacza.

– Od tego czasu nie miałem ochoty myśleć o piłce. To była osoba, która znaczyła dla mnie wszystko. Kiedy zniknął, nie mogłem nawet oglądać meczów w telewizji. Siedziałem w mieszkaniu i gapiłem się w ścianę. Czasem wychodziłem na spacer i zastanawiałem się: „po co to wszystko?”. Nie byłem w stanie grać dalej dla Derby. Poprosiłem o rozwiązanie umowy. Po jakimś czasie skontaktowałem się z Tordem Gripem. Znałem go z czasów, gdy był asystentem Svena Gorana Erikssona. Był moment, gdy Lazio chciało mnie do siebie ściągnąć. Marzyłem o powrocie do Szwecji, a on pomógł mi znaleźć klub. Tak trafiłem do Carlstad United – dodaje.

Tonton-Zola-Moukoko.jpg

Od tego momentu kariera Kongijczyka zaczyna się rozmywać. Im bardziej rósł w grze, tym mocniej pikował w życiu. Przed Carlstad United miał jeszcze epizod w szkockim Falkirk. Strzelił nawet gola w meczu testowym, a trener John Hughes mówił: „Ten dzieciak jest genialny!”. W Szwecji podobnych opinii było coraz mniej. Jedynie w świecie CM-a niezmiennie był kochany.

– Wiele razy instalowałem grę i kupowałem samego siebie. Kibicuję Barcelonie, więc najczęściej tam strzelałem gole. Świetnie to wyglądało, ale w końcu przyszła myśl, że w wirtualu jest wspaniale, a w życiu coraz gorzej. Nie zrozum mnie źle, byłem szczęśliwym człowiekiem, ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że w piłce nic wielkiego już nie osiągnę. Wiele osób próbuje mi czasem wmówić, że się pogubiłem. Albo że osiadłem na laurach, gdy zobaczyłem jaki dobry jestem w grze. To nieprawda. Prawda jest taka, że straciłem miłość do piłki, gdy zmarł Fedo – mówi Tonton.

POKÓJ LEGENDY

Był czas, że w ogóle na ten temat nie rozmawiał. Zwykłym kibicom zginął z radarów, a gdy zaczęto go szukać, okazało się, że wcale nie jest to takie łatwe. Gdy w 2003 roku „Championship Manager Magazine” chciał zrobić z nim wywiad, nikt nie miał pojęcia, jak do niego dotrzeć. Pojawiła się nawet specjalna strona z podobizną piłkarza i napisem „WANTED”.

Dzisiaj nie ma problemu, gdy jakiś kibic pisze do niego z prośbą o autograf na koszulce. Twórcy gry, firma Sports Interactive, też cały czas są z nim w kontakcie. Tonton przyjeżdża do Londynu na różne eventy. Jak ten sprzed paru lat, gdy firma otwierała nowe biuro w dzielnicy Islington, a na imprezie oczywiście nie mogło zabraknąć legendy.

– Poprosili, żebym wszedł na piętro. Było tam mnóstwo ludzi i komputerów – mówi Tonton. – Cały pokój programistów wstał i zgotował mi owację. Podpisałem im specjalną koszulkę, którą powiesili na ścianie. A potem była wisienka na torcie. Pokazali mi napis na drzwiach: „Tonton Zola Moukoko. Meeting room”. Naprawdę uśmiałem się. To było niesamowite. Byli z nami fani i nawet rozegraliśmy mecz z twórcami gry. Padł wynik bodajże 4:4, a ja zmarnowałem karnego, bo chciałem popisać się sztuczką. W ogóle zaskakuje mnie to, że minęło tyle lat, zmieniają się pokolenia, a ludzie ciągle do mnie piszą! Z Australii, Portugalii, teraz z Polski! – śmieje się Kongijczyk.

TontonZolaMoukoko-team-e1584563254615.png

SZOK W MALEZJI

Dzisiaj jego myśli wędrują wokół klubu Flemingsberg United FC w Sztokholmie, grającego w niższych ligach, skupiającego wokół siebie głównie społeczność afrykańską. Tonton jest właścicielem. Na co dzień pracuje też jako nauczyciel w szkole. Gdy gadamy już prawie godzinę, w tle naturalnie słychać dzieci.

– W Szwecji jest tak jak wszędzie indziej. Siedzimy w domach. Ludzie nagle oglądają stare mecze, odpalają konsolę, albo grają w „menedżera”. Też ostatnio włączyłem. Mój zespół nazywa się Kongo United, a poza mną, świetnie gra też Kennedy Bakircioglu. Znamy się dobrze, on też był kiedyś wielkim talentem gry. Nie narzekamy dziś, że mogło być lepiej. Wiele rzeczy, które mam w życiu, dostałem dzięki piłce. Przeżyłem dobre chwile. Poznałem wspaniałych ludzi, nawet zawodników jak Taribo West, albo Davor Suker.

– Moja rodzina czasem nie może uwierzyć, że jakaś wirtualna gra wywołuje u ludzi takie emocje. Przekonali się o tym, gdy lecieliśmy do Malezji. Moja żona pochodzi z Azji, lądowaliśmy na jakimś małym lotnisku, to była właściwie wioska. Kazano nam pokazać paszporty. Kontrolujący wprost powiedział do mnie:

– Nie, ty nie jesteś Tonton! Tonton nie istnieje! – Ale jestem! To są moje dokumenty. – Tonton z Derby County?! – Tak, Tonton z Derby County!

Facet był skonsternowany. Miałem wrażenie, że jest wkurzony na mnie. I że robię sobie z niego jaja. Ale przywykłem do tego. W Szwecji co jakiś czas spotyka mnie to na lotniskach. Raz policjant skontrolował mojego kolegę w samochodzie, a potem powiedział, że ja też mam pokazać swoje ID. Był w szoku. Raz, że w ogóle mnie spotkał, a dwa, że mieszkam w Szwecji. Po chwili okazało się, że grał kiedyś przeciwko mojej drużynie, więc mogliśmy się nawet zmierzyć na boisku. Świat jest mały. I naprawdę dziwny!

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.