Luquinhas: Po akcji z kibicami powiedziałem: nigdy więcej. Ale zawdzięczam Legii zbyt wiele (WYWIAD)

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Pilka nozna. PKO Ekstraklasa. Legia Warszawa. Zgrupowanie w Dubaju. 12.01.2022
FOT. MARCIN SZYMCZYK/ 400mm.pl

„Nigdy nie myślałem o sobie w roli kapitana. A tym bardziej w takim miejscu jak Legia. Dla mnie to zawsze była definicja cech przywódzczych, bycia liderem, a jednak ja jestem nieco inny. Vuko powiedział, że w tej roli oczekuje ode mnie jednego: abym się nigdy nie zmieniał. Bo dla niego to ja jestem definicją prawdziwego kapitana. Mam być tym samym Luquinhasem, co zawsze i nie próbować niczego zmieniać. Mam ciekawe oferty, coś się pojawia, ale są też inne wartości. Vuko zawsze był ze mną szczery i widząc, jak we mnie wierzy, chciałbym się za to odwdzięczyć” – mówi nam 25-letni Brazylijczyk, który mimo że nie rozmawia po polsku ani angielsku, został mianowany nowym kapitanem warszawskiej Legii.

Korespondencja z Dubaju

DOMINIK PIECHOTA: Przeżywasz w Dubaju słodko-gorzkie chwile. Wczoraj rozmawialiśmy o śmierci twojej babci i było widać, jak jesteś przybity. Ale też zupełnie niespodziewianie Aleksandar Vuković mianował cię kapitanem Legii.

LUQUINHAS: Sporo smutków i radości jak na kilka dni. Odeszła moja babcia i wtedy uświadamiasz sobie, że nigdy nie jesteś przygotowany na pożegnanie kogoś tak bliskiego. Że zawsze mogłeś spędzić z nią więcej czasu. Rodzina zorganizowała pogrzeb, pochowała ją, a ja tylko dzwoniłem do nich i przeżywałem wszystko na obozie. Z drugiej strony przyszła zupełnie nieoczekiwana wiadomość, kiedy Vuko zaprosił mnie na spotkanie i poinformował o zostaniu kapitanem. Spojrzałem na niego i zapytałem wprost: ja? Czy dobrze zrozumiałem? Nigdy nie wyobrażałem sobie siebie w roli kapitana. Pewnie jestem zaprzeczeniem niektórych kapitanów, ale Vuko od razu wytłumaczył, że właśnie w jego spojrzeniu i definicji to ja zasługuję na opaskę. Wiem, jak dużym klubem jest Legia, więc tym bardziej to wielka sprawa. Duma i radość, a tym bardziej w takim miejscu.

Trener Vuković w ogóle pytał cię o zdanie?

Wziął mnie na rozmowę, wszystko tłumaczył Inaki Astiz i wtedy zakomunikował, że jestem jego nowym wyborem na kapitana. Powiedział mi, że po tym całym wydarzeniu z kibicami zatrzymującymi autobus z poprzedniego miesiąca zasłużyłem na to. Że podobała mu się moja reakcja. Naprawdę byłem w szoku. Dla mnie kapitan to definicja cech przywódczych, bycia liderem w szatni, a ja jestem nieco inny. Tak mi się wydaje. Nie mówię po polsku ani po angielsku. Ale Vuko uważa, że jestem przykładem dla całej szatni. To, jak koledzy zareagowali na wiadomość, było niesamowite i utwierdziło mnie w tej decyzji. Wybuch radości, okrzyki „Luqui kapitan”, gratulacje. Nie jestem naturalnym kandydatem do tej roli, a mimo to wszyscy się ucieszyli.

Jak zareagował Artur Jędrzejczyk? Jakby nie patrzeć zabrałeś mu opaskę.

Jak to Jędza: przyszedł z wielkim uśmiechem, żartował ze mną, ale powiedział, że bardzo się cieszy i wspiera tę decyzję. Muszę się od niego uczyć, więc od razu odpowiedziałem, że teraz to on musi mnie słuchać. Jestem kapitanem, więc szacunek musi być. Żartowaliśmy jak to z nim.

Czego trener oczekuje od ciebie jako kapitana? Nie zaczniesz przecież nagle przemawiać na środku szatni.

Vuko powiedział, że bycie kapitanem wyraża się poprzez grę i postawę, a nie słowa, więc poprosił mnie, abym tylko się nie zmieniał. Mam dawać przykład swoimi występami i formą. Usłyszałem, że najlepiej zareaguję na opaskę, jeśli pozostanę tym samym Luquinhasem, co zawsze. To właśnie mój styl bycia, naturalność i podejście do pracy docenili w sztabie. Ja zawsze chcę oddawać dla klubu całego siebie na boisku i poza nim. Zawsze byłem nauczony do walki o coś, więc to dla mnie wpisane w rzeczywistość. Czuję, jak wielkie to wyróżnienie i odpowiedzialność, więc teraz chciałbym dać jeszcze więcej.

Będziesz kapitanem, który wzniesie najbliższe trofeum? Na przykład Puchar Polski?

Tak, taki jest cel. Nawet nie myślałem jeszcze o tym momencie, ale to byłby wielki przywilej. Wiem, czym jest Legia i mogę powiedzieć, że do tego dążymy. To byłby cudowny moment dla wszystkich i będziemy o to walczyć.

Był moment, kiedy nie chciałeś wracać do Warszawy po ataku kibiców? Twoja żona była przerażona. Jesteś na obozie, ale mamy też przykład Mahira Emreliego, który nie stawił się w Polsce i to wykorzystał.

Będę z tobą szczery. Po tym, kiedy to się wydarzyło, powiedziałem sobie: Luqui, to się już nigdy więcej nie może powtórzyć, nie chcesz tego przeżywać ani znaleźć się kolejny raz w takiej sytuacji. Emocje były duże. Ale trzeba pamiętać też o tym, co było. Jestem osobą wdzięczną, taką, która nie zapomina. Kiedy zacząłem o tym później myśleć, uświadomiłem sobie, ile Legia mi dała i jak pozwoliła mi się rozwinąć. Uwielbiam ludzi stąd, tych kibiców, pracowników klubu, których nawet jeśli nie rozumiem, to byli dla mnie świetni. Czuję tę życzliwość, nawet jeśli nie rozumiem jej dokładnie. I po prostu chciałem tu wrócić, bo dobrze się tutaj czuję. Wiele Legii zawdzięczam i o tym nie zapomnę.

Widziałeś akcję kibiców na Twitterze?

Tak, żona mi ją pokazała. Mnóstwo, mnóstwo wiadomości z hashtagiem i prośby, aby został. To sprawia, że jesteś szczęśliwy. Ona ma Twittera, więc siedziała i tłumaczyła kolejne wpisy. Patrz na to: Luqui wróć, Luqui kochamy cię, Luqui, to się nie powtórzy. Co mogę powiedzieć: to sprawia, że jesteś dumny. Wróciłem z wielkim uśmiechem i chęcią odwrócenia sytuacji.

Trener Vuković powiedział, że jesteś zawodnikiem rozchwytywanym i będziesz kapitanem tak długo, jak Legii uda się utrzymać cię w klubie. Opaska to znak, że zostajesz na lata czy do lata?

W piłce co chwilę dużo się dzieje i rzeczywiście słyszałem o zainteresowaniu kilku klubów. Mogę powiedzieć, że były oferty z innych kontynentów, były też ciekawe dla mnie i dla mojej rodziny. Na końcu ważne są jeszcze inne wartości. Vuko zawsze był ze mną szczery i traktował mnie w wyjątkowy sposób. Czułem jego zaufanie i wiarę we mnie. Teraz jeszcze uhonorował mnie opaską. Dla mnie to też ważny gesti moment wzięcia na siebie większej odpowiedzialność. Czuję, że muszę podołać temu zadaniu. On zawsze był ze mną szczery, podawał jako przykład i ja też jestem szczery, więc opowiedziałem mu uczciwie o innych propozycjach. Ale dzisiaj, widząc jak we mnie wierzy, myślę głównie o tym, aby się odwdzięczyć i za to podziękować. Chcę sukcesów z Legią.

Do jakich krajów mogłeś się przenieść?

To są sprawy, które przechodzą przez moich reprezentantów i oni się tym zajmują.

Przecież wiesz dobrze, pytam tylko o państwa.

No wiesz, że nie mogę powiedzieć. To nie mój styl. Nigdy nie chcę ruszać takich tematów. Jestem w Legii, to wolę opowiadać o Legii.

Runda w rundę jesteś najczęściej faulowanym piłkarzem ligi. Jak się gra z taką świadomością, że to tobie wyrządzają największą krzywdę?

Przyzwyczaiłem się. Jestem najczęściej faulowany tutaj, ale byłem też najczęściej faulowany w dzieciństwie i na podwórku. Można powiedzieć, że to się przeniosło z ulicy na profesjonalną piłkę. Naprawdę przywykłem, bo taki mam styl. Jak uciekałem, to wszyscy chcieli mnie zatrzymać faulem, bo jestem zwinny. Nauczyłem się też, jak upadać i jak sobie z tym radzić, aby nie ucierpieć. Kiedyś się na tym mocno koncentrowałem. Dla własnego bezpieczeństwa. Ale też zobacz na przykład, że ja co chwilę dostaję i co chwilę jestem kopany, ale nie mam żadnych kontuzji. Naprawdę to wyjątkowe, że one mnie omijają.

No właśnie, skąd masz takie dobre zdrowie? Raczej nie przez dietę od najmłodszych lat, skoro brazylijska kuchnia bazuje głównie na fasoli.

Sam chciałbym to wiedzieć, ale jestem za to bardzo wdzięczny. Mam elastyczne ciało, ale też muszę dbać o swoje zdrowie. Staram się pchać akcję do przodu jak najdłużej się da, ale czasem jak dostanę, to po prostu to pokazuję i padam. Nie mówię o symulowaniu. Próbuję nie doprowadzić do sytuacji, kiedy rywal musi mnie kopnąć trzy razy, zanim sędzia zareaguje.

Czujesz, że z tą świadomością najbardziej faulowanego gracza sędziowie chronią cię bardziej czy wręcz odwrotnie i traktują za symulanta?

Są różni sędziowie. Niektórzy rzeczywiście widzą, jak przeciwnicy mnie traktują i że to ostre, przesadzone wejścia. A niektórzy nie. Nie chcę, żeby to zabrzmiało źle, ale ja też muszę myśleć o swoim zdrowiu, o swojej karierze i o swojej przyszłości. Jak dostałem cios i nie pociągnę akcji, to też się położę, aby sędzia zareagował. Czasem to potrzebne, bo zaraz dostanę kolejne i silniejsze wejście, skoro nie powalił mnie za pierwszym razem. Musisz myśleć o drużynie, ale też w pewien sposób o sobie, bo to też wartość dla zespołu. Przeciwnik zawsze będzie uważał, że gramy dalej i faulu nie było. Taki mam styl gry i musiałem nauczyć się tym zarządzać. Sam muszę się sobą opiekować.

Da się jakoś wytłumaczyć, co wydarzyło się jesienią?

Odpowiedzi jest zbyt wiele. Ilu piłkarzy, tyle odpowiedzi. Moje pierwsze 2 lata w Legii były spektakularne, a czegoś takiego jak w tym sezonie jeszcze nigdy nie przeżyłem. To jest gigantyczna nauka na przyszłość. Lekcja, jak łączyć grę na dwóch frontach. Nie mogliśmy uwierzyć, że tak dobrze idzie nam w Lidze Europy, a tak fatalnie w ekstraklasie. Ja z tego wyciągnę bardzo wiele na przyszłość. Skupialiśmy się na tej sytuacji kilka miesięcy, szukając odpowiedzi, ale nie ma jednego dobrego wytłumaczenia.

Josue jest twoim ochroniarzem i opiekunem? To jednak twardy charakter, a widzę was na każdym kroku razem.

To wielki przyjaciel. Każdy Portugalczyk tutaj ułatwia mi wiele spraw jak Rafa Lopes czy teraz również Yuri Ribeiro. Ale rzeczywiście Josue jest blisko i z nim wszystko wydaje się łatwiejsze. Widzicie, jaki on jest. Nie podskoczysz mu. Na każdym kroku żart, rozluźnienie atmosfery, dba, żebyś się dobrze czuł. Tłumaczy mi wszystko, co powie trener, co dzieje się dookoła, otwiera mnie. Dobrze jest mieć go obok, czuję się przy nim naturalnie, a poza tym to kapitalny piłkarz.

Co nowy kapitan chciałby powiedzieć kibicom przed startem rundy?

Chciałbym poprosić, aby byli z nami w najbliższych miesiącach i zapewnić, że jesteśmy skupieni na celu i odwróceniu sytuacji jak nigdy. Nie ma wątpliwości. Na boisku damy z siebie wszystko, aby zamienić te niekorzystne emocje znów w chwile radości. I planujemy jak najszybciej wrócić na naszą zwycięską ścieżkę.

Kontaktowałeś się z Mahirem Emrelim, który był w podobnej sytuacji do ciebie?

Wysłaliśmy sobie wiadomości, kiedy byłem w Brazylii na święta, ale ostatnio w ogóle nie rozmawialiśmy w tym roku.

>> Przeczytaj rozmowę o dzieciństwie Luquinhasa i brazylijskich czasach <<

A w ogóle jak zareagowałeś na odejście Paulo Sousy z reprezentacji Polski? Zapomniałem, że przecież ty jesteś wielkim kibicem. Uczyłeś się przyśpiewek o Flamengo na pamięć.

No niesamowicie się ucieszyłem! Będę szczery, że każdy taki przyjazd trenera robi duże wrażenie i buduje emocje. Ja jestem kibicem Flamengo od dzieciaka, więc oczywiście śledziłem to z brazylijskiej strony. Wszyscy tym żyją i mają wielkie oczekiwania. Jak przyjeżdża nowy trener, to jakby wszystko szło w zapomnienie. Mam wobec niego wielkie nadzieje, bo Flamengo musi wygrywać. Myślę, że mu się to uda, że odniesie sukces. Bardzo w niego wierzę.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.