Luzztro, Coco Jambo Warszawa i inne peje, dla których jeszcze chce nam się wchodzić na Facebooka

Zobacz również:Facebook odpala apkę randkową. Użytkownicy mogą... zaznaczyć fejsowych znajomych, w których się podkochują
5 fanpage'y.jpg

Kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów, bo dziś komentatorska społeczność Facebooka składa się w dużej mierze z emerytów oraz wciąż aktywnych absolwentów Wyższej Szkoły Robienia Hałasu. Aczkolwiek są fanpage, które w dalszym ciągu zachowują żywotność i przyciągają do siebie sporo użytkowników.

Zaczynało się od oglądania ludzi, potem doszły quizy i flashowe gierki (na wysokości 2009-2010 Farmville był movementem), później nastąpiła złota era dyskusji, po niej ludzie pochowali się na grupkach, a w międzyczasie przyszedł Instagram i razem z TikTokiem zabrał do siebie lwią część userów. Tak mniej więcej przedstawia się blisko 20-letnia historia Facebooka. Mało kto zdezaktywował tam swoje konto, ale i mało kto cokolwiek tam postuje. Ci, którzy dorastali wraz z fejsem, nierzadko w ogóle przestali się udzielać w sieci, a młodsi od razu wybierali inne media społecznościowe. Pozostali albo zatwardziali szalikowcy Facebooka, albo seniorzy. Ale... nie do końca.

Bo chociaż wiele z istniejących i regularnie publikujących cokolwiek fanpage'y może liczyć głównie na komentarze w klimacie ciężkiego, polskiego Twittera, to są na fejsie dalej strony, gdzie można się pośmiać i z wrzutek, i z komciów. Fanpage, które w dalszym ciągu trzymają przy sobie prężną, aktywną społeczność. Zaryzykujemy nawet, że są ludzie, którzy na fejsa wchodzą tylko po to, żeby sprawdzić, co tam się pojawiło. Oto kilka z naszych perełek zuckerbergowskiego uniwersum.

Luzztro

Fanpage najsłynniejszego z tych warszawskich klubów, z których wychodzi się dwa dni po wejściu. Dlatego Luzztro uprawia caps lockiem wyśmienity autotrolling, zapraszając na Galę MEF, zapewniając, że w ich laboratoriach ludzie nie testują niczego na szczurach, bo szczury testuje się na ludziach oraz włączając się w ogólnopolskie poszukiwania kota Mefedrona.

Strona Luzztra to czyściutka, he, he, esencja sieciowego żartu z szeregiem celnych follow-upów do aktualnych wydarzeń, prowadząca do prostej konkluzji: i tak zawsze skończycie (oraz: skończycie się) w tym znanym i lubianym lokalu. Luzztro, robicie to dobrze.

Coco Jambo Warszawa

Jeśli fanpage'a amatorskiej drużyny śledzi 8 tysięcy więcej osób niż fanpage'a nowych mistrzów Polski, to znaczy, że jest robiony kozacko.

Wypromowali się dzięki Kartofliskom, teraz uwielbiają ich dziesiątki tysięcy, nawet jeśli to taki fejm, jaki Eddie Orzeł miał w skokach narciarskich. Jest w tym i przaśny humor, i szydera z przyrodzonego Polsce genu porażki, tu opakowana wyjątkowo zabawnie. Inna sprawa, że robione jak najbardziej na serio konta profesjonalnych zespołów też potrafią być krynicą beki, ale tu jest inaczej. Jakoś tak swojsko. W idealnym świecie rywalizowaliby z Wieczystą Kraków o Ligę Mistrzów, ale nie można mieć wszystkiego.

Wychowany na Trójce

Małe wprowadzenie. Za komuny radiowa Trójka była jednym z nielicznych – a kto wie, czy nie jedynym – miejscem, w którym można było posłuchać współczesnej muzyki rockowej. Przez co zyskała potężną, niemal sekciarską armię wyznawców, których trójkowi redaktorzy latami utwierdzali w przekonaniu, że Pink Floyd, Genesis, Yes i inne zespoły, gdzie muzycy wycinają wielominutowe solówki na gitarach, to coś, na czym zaczyna się i kończy muzyka. Ci sami słuchacze absolutnie odrzucali i dalej odrzucają jakiekolwiek inne gatunki muzyczne, traktując je tak, jak fullcapowcy z kościoła im. Kool Keitha traktują współczesny rap. Zresztą cech wspólnych między fanami PRAWDZIWEGO RAPU i fanami STAREGO DOBREGO ROCKA jest zaskakująco wiele. Nawet jeśli ci drudzy dalej kojarzą tych pierwszych z kryminałem.

Wychowany na Trójce od lat pięknie ciśnie z wąsatych sierot po audycjach Piotra Kaczkowskiego i Marka Niedźwieckiego, zapraszając do świata, w którym za album roku uznaje się trzydziestą reedycję Dark Side Of The Moon. To taki sieciowy odpowiednik gazety Teraz Rock, aczkolwiek ten drugi tytuł jest jak najbardziej na serio. Przy lekturze zapraszamy do przygotowania soundtracku w postaci Brothers In Arms. I przygotowania czystej kasety do nagrywania.

Pictures from Polish Profiles

W tym przypadku im mniej słów a więcej czynów, tym lepiej. Nikt tak pięknie nie promuje Polski za granicą, jak robi to ten skromny, 200-tysięczny pej. Magia dzieje się wokół nas, trzeba tylko umieć ją zauważyć.

Pawbeats

Na koniec profil osobisty. Już u Konona Pawbeats pokazywał, że ma potężny dystans do siebie i swojej muzyczki, ale w pełni odpala się na własnym facebookowym peju.

Znamy takiego jednego celebrytę, który ochoczo opowiada wszystkim o swoich kompromitujących historiach z życia, bo przynajmniej nikt potem nie będzie miał na niego żadnego haka. Można powiedzieć, że tu plan marketingowy jest rozpisany podobnie. No i co? No i Pawbeats wygrywa, bo w tym smutnym jak sami wiecie co kraju ktokolwiek z umiejętnością autotrollingu jest jak złoto. A poza tym sami robiliśmy z nim kiedyś wywiad i to faktycznie jest dobry śmieszek.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.
Komentarze 0