Takie historie traktuje się w kategoriach cudu. A już co najmniej gotowego scenariusza na film hollywoodzki. Hiszpania płacze ze wzruszenia, bo Santi Cazorla odchodzi z Villarrealu. Zaraz po tym jak 35-latek wprowadził go do Ligi Europy, został wybrany do jedenastki sezonu i wrócił do reprezentacji. Mowa o człowieku, któremu chwilę wcześniej przepowiadano kalectwo.
To po prostu nie miało prawa się wydarzyć. Nie na logikę i nie w takich okolicznościach. Nie po dziesięciu poważnych operacjach i kilku mniejszych zabiegach. Nie w takim wieku, kiedy jego rówieśnicy ze złotej generacji 1984 są po drugiej stronie rzeki – Fernando Torres na emeryturze, a Andrés Iniesta w Japonii. Nie kiedy najwięksi specjaliści w Londynie zapowiadali, że będzie miał problemy z chodzeniem, a niewiele brakowało, aby w ogóle noga została amputowana przez gangrenę. Nie kiedy zrezygnowany zaszył się w Salamance i prowadził życie mnicha z dala od znajomych. Nie kiedy był na granicy wyczerpania i utraty wiary. A jednak nie dał się złamać, szukając lekarzy, którzy wleją w niego wiarę.
Może dałoby się to wszystko rozsądnie wytłumaczyć, gdyby facet z przeszczepionym fragmentem skóry z wytatuowanym imieniem córki wracał do gry w jakiejś przeciętnej lidze albo na peryferiach wielkiej piłki. Byłoby to łatwiejsze do zrozumienia, gdyby kapitan Villarrealu nie strzelał goli Barcelonie, a po skręceniu kostki nie wracał do gry z serią zdobytych bramek. Gdyby w topowej lidze świata nie wykręcił double-double jako środkowy pomocnik odpowiedzialny przede wszystkim za rozegranie. A tu mówimy o przypadku, gdy skreślanego Cazorlę w klasyfikacji kanadyjskiej (21 punktów) wyprzedziło tylko czterech graczy: Leo Messi, Karim Benzema, Luis Suárez oraz klubowy kolega Gerard Moreno. Odkąd były zawodnik Arsenalu wrócił do kraju, przez dwa sezony tylko Messi przebił go w liczbie asyst. Za dużo wydarzyło się tu faktów przerastających tę niezwykłą historię powrotu Santiego na boisko.

Sentymentu dodaje jej sam wartościowy człowiek, którego pokochał cały kraj. Nie jest z dzielących środowisko Barcelony ani Madrytu. To człowiek z Asturii piszący historię w Villarrealu, Maladze czy Recreativo Huelvie, więc łatwiej było mu zyskać powszechne uwielbienie. Na jakimkolwiek stadionie się nie pojawi, jest witany uwielbieniem i adoracją. Trzymali za niego kciuki wszyscy bez względu na obóz. Kiedy przepracował okres przygotowawczy i zaskakująco dostał roczny kontrakt od klubu z de la Cerámica, wszyscy widzieli happy end tej historii. Cazorla poszedł kilka kroków dalej: po czterech latach niebytu wrócił do reprezentacji, gdzie w zespole Roberta Moreno dalej strzelał i asystował w meczach o punkty; Villarreal wprowadził do Ligi Europy, mimo że kiedy zostali zamknięci w domach, byli po serii trzech porażek z czterema punktami straty do pucharów; w końcu został wybrany do jedenastki sezonu UEFA, a także wielu ekspertów m.in. Julio Maldonado, MisterChipa czy Aritza Gabilondo (tej newonce'a również – sprawdź).
Szkoda jedynie, że nie mógł zostać pożegnany przy pełnym stadionie z udziałem kibiców. Kiedy schodził z murawy po pięknej asyście z Eibarem (prostopadłe podanie, a jakże, na 1:0), oklaski były tak głośne, że mogło usłyszeć je całe miasteczko Vila-real. Cazorla zamiast gry w europejskich pucharach, wybrał ofertę z Kataru z Al Sadd, gdzie będzie trenował go Xavi, zakochany w umiejętnościach Santiego. Były kolega z reprezentacji namawiał go miesiącami, naciskał, snuł przepiękne wizje. Cazorla odmówił mu zeszłego lata, mając w głowie dług wdzięczności wobec Villarrealu. Dopiero teraz przyjął ofertę z Doha.
Jego gra jest gwarancją artyzmu, piękna, uśmiechu, więc teraz Xavi będzie miał w swoim projekcie człowieka z talentem sięgającym najlepszych. Przecież nawet Wojciech Szczęsny, który trochę głośnych nazwisk w życiu poznał, klasyfikował go jako wyróżniającego się. „Po pierwszej sesji treningowej Arsene Wenger dostał aplauz za ściągnięcie Cazorli. Niski, wolny, a jeden z najlepszych, z jakimi grałem” – wspominał w Foot Trucku.

„Zawsze podkreślałem, że będę szczery wobec klubu. W tej chwili, gdy nie mogłem dać z siebie 100 procent możliwości, zamierzałem się odsunąć. Takie towarzyszą mi uczucia i dlatego postanowiłem poszukać nowej przygody” – powiedział 35-letni rozgrywający, mający za sobą sezon z 15 golami i 11 asystami.
To w ogóle był tydzień przykrych pożegnań w Villarrealu. Akurat Cazorla wyjeżdża z kraju, ale razem z nim karierę zakończył Bruno Soriano. Wieloletni kapitan, dla którego Santi był przykładem i wsparciem, by do końca walczyć o powrót na boisko. Hiszpanie o takich jak oni mawiają, że przeszli drogę krzyżową. Po wszystkim, przede wszystkim po zajęciu piątego miejsca, klub z okolic Walencji pożegnał też trenera Javiego Calleję. Celując jeszcze wyżej i chcąc wypełnić gablotę z trofeami, postawił na zatrudnienie Unaia Emery'ego.
Powrót Cazorli do ligi hiszpańskiej był lekcją: począwszy od charakteru i nieustępliwości, przez boiskową inteligencję, po olśniewającą, piękną grą. Młodym można tylko pokazywać występy pomocnika zbliżającego się do 36. urodzin, ucząc ich mądrości z piłką oraz bez niej. Pożegnaliśmy z poważnego futbolu rozgrywającego, który ostatecznie zaśmiał się w twarz wszystkim przeciwnościom losu. Którego chciałby mieć każdy trener i którego szanował każdy przeciwnik za to, jaką jest osobą.
To też ostatni przedstawiciel generacji małych, filigranowych, ale o najpiękniejszych umysłach. Wirtuozów, którzy nie liczą szans na sukces centymetrami, tylko szybkością myślenia. Nie ma już Iniesty ani Xaviego, David Silva kończy dziesięcioletni etap w Manchesterze City, a Cesc Fábregas osiadł w Monaco. Dlatego tym bardziej trudno będzie wypełnić pustkę po Cazorli w LaLiga – być może aspirować będą takie postaci jak Riqui Puig czy Óscar Rodríguez.
W tej historii najpiękniejsze jest, że to Santi Cazorla zdecydował kiedy i na jakich warunkach odejdzie z europejskiego futbolu. Pozostawił sobie wybór i mógł się pożegnać po swojemu na własnych zasadach. To nie zdrowie wybrało za niego, kiedy pójdzie na emeryturę. Odchodzi w stylu, jakiego życzyłoby sobie wielu klasowych piłkarzy, po tym jak pożarł rozgrywki skalą talentu. I może jeszcze kiedyś powie nam, która noga w jego przypadku była tą słabszą.
