W marcu 1998 roku Titanic otrzymał 11 Oscarów, prezydent Rosji Borys Jelcyn zdymisjonował premiera Wiktora Czernomyrdina, a na półki sklepowe trafił Skandal Molesty. Po ponad 20 latach pamiętamy tylko o tym ostatnim.
Skandal to jedna z najważniejszych płyt w historii całej rodzimej muzyki rozrywkowej. W naszym podsumowaniu 50 najważniejszych płyt w historii polskiego rapu o nim pisaliśmy tymi słowami: Choć przy okazji promocji filmu Jesteś Bogiem utarło się mówić, że to Kinematografia jest płytą pokoleniową, nie ma innego krążka tak celnie oddającego nastroje całej generacji wychowanków betonu, których młodość przypadała na pierwsze lata w nowej, wolnej Polsce, jak pierwsza Molesta. Parafrazując klasyczny cytat z Chucka D - Skandal był telewizją bloków.
Tu znajdziecie wszystko, co powinniście wiedzieć o tym ponadczasowym wydawnictwie.
A jak Armagedon
Apokaliptyczny kontekst na rozbrzmiewające rapem światowe blokowiska wnieśli w ogromnym stopniu reprezentanci Mobb Deep, których – jak wiemy z przeróżnych źródeł – reprezentanci Molesty w latach 90. słuchali całkiem sporo. Od swojego pierwszego krążka Havoc i Prodigy wiele ze swoich metafor budowali na piekielnych skojarzeniach i odniesieniach do ostatniej księgi Biblii, a że ciężki klimat miejski Warszawy lat 90. zdawał się być równie posępny, jak ten z Queensbridge, na Skandalu znalazł się jeden z bardziej fatalistycznych numerów w historii polskiego hip-hopu, pobrzmiewający smykami ze String Connection Armagedon. Przez stolicę przetaczała się właśnie plaga nowej heroiny – browna, który prędko wyparł komunistyczny kompot. Betonowe osiedla dziesiątkował jak crack Nowy Jork w latach 70., imprezy rapowe nie obywały się nigdy bez awantur, a Włodi swoich ludzi kochał i dlatego szlochał.
B jak boisko
Armagedon jest blisko, przyjdź do nas na boisko, tu hardcore, nie disco – nawijał Włodi na Skandalu, zapraszając za jedną z ursynowskich podstawówek, gdzie przesiadywała w latach 90. cała klima. Dla mnie i mojej ekipy takim miejscem spotkań było boisko szkoły podstawowej numer 313 – opowiadał swego czasu Vienio - Tam wszyscy siedzieliśmy i tam też następowała unifikacja wszystkich środowisk, bo przychodzili i skinheadzi z podwórka obok, i metale, i pakerzy, i obiboki, i przychodziliśmy my - hiphopowcy i skejtowcy. To tam po raz pierwszy wyniosłem moje gramofony, na które zbierałem przez lata i kiedy w końcu udało mi się odłożyć wystarczającą ilość kasy, to pojechaliśmy po nie do Niemiec, do Saturna. Dawaliśmy cieciowi flaszkę, on nam przez okno z sali wyciągał przedłużacz i tak sobie siedzieliśmy wszyscy latem na boisku. Jakieś piwko, grill, gadki o muzyce, wymienianie się kasetami; to była taka spółdzielnia hiphopowa. I to jej nakładem ukazał się w 1998 roku jeden z najbardziej klasycznych krążków w historii polskiego rapu. A inne miejsca przewijające się w tekstach z niego znajdziecie w naszym innym tekście – Gdzie przesiadywały #UliczneLegendy, czyli krótki przewodnik po hiphopowej Warszawie lat 90.
C jak chuligański rap
Gangsta rap nigdy nie miał w Polsce racji bytu – ci bowiem, którzy na co dzień wymachiwali klamkami, nie chwytali raczej za mikrofon. A nawet jeśli to robili, to nie opowiadali o swoich ciemnych interesach na trackach. O ile jednak nasze rodzime kopie west coastowych gangusów zawsze wydawały się nieco komiczne, to nigdy na nadwiślańskiej scenie nie brakowało hardych i ostrych ludzi zasad, którzy kierowali się regułą ubliżył – dostał. Kiedy więc Włodi nawinął w numerze Klima klasyczny wers – chuligański raport z osiedla w najlepszym wykonaniu – poniekąd nieświadomie nadał nazwę całemu odłamowi lokalnej sceny, owej ciemnej stronie z pierwszego albumu producenckiego Volta, która do dziś służy za mównicę niemych na co dzień krajowych blokowisk.
D jak deskorolka
Włodi, Vienio, Kaczy, Wilku, Pele, Tede – właściwie każdy udzielający się na Skandalu MC jeździł swego czasu na desce i przesiadywał na kultowych warszawskich, skejtowych miejscówkach, takich jak choćby wybrukowany dziś, nieodżałowany Capitol. To tam toczyło się wiele pionierskich rozmów o rapie, tam przegrywano od siebie trudno dostępne amerykańskie płyty... i jest też ziarno prawdy w starym osiedlowym porzekadle–- kto za młodu nie jeździł na desce, na starość będzie skurwysynem.
E jak Eastota
Zrealizowane w 1996 roku skejtowe wideo autorstwa Kuby Perzyny nie dość, że jest jednym z pierwszych filmów deskorolkowych powstałych w Polsce, to również daje rzadki wgląd w słabo udokumentowane, rodzime lata 90. i jeszcze gorzej zarchiwizowane początki stołecznego hip-hopu. W jego tle słychać w pewnym momencie wczesną wersję Osiedlowych akcji, w obrazku poza przejazdami warszawskich skejtów widać wciąż nieco schizofreniczny, równie szary, jak barwny krajobraz miasta, a całość kończy – poprzedzony awanturą z policją – freestyle Włodka, Vienia i Kaczego. I też sama nazwa filmu świetnie pasuje do tego, jaką rolę odegrała Molesta w historii hip-hopu, tworząc jego zupełnie indywidualną, wschodnioeuropejską wersję.
F jak follow up
Nie sposób jest tu przytoczyć wszystkich nawiązań do wersów ze Skandalu, które przez minione dwie dekady przewijały się przez numery tak różnych reprezentantów rodzimej sceny, jak Tede czy Smarki Smark. Zanim więc na którąś kolejną rocznicę debiutu Molesty zbierzemy je wszystkie do kupy, posłuchamy sobie jednego z dużo rzadszych muzycznych nawiązań do tego klasycznego krążka – remiksu Sztuk, które na Niewidzialną Nerkę sprokurował Zeppy Zep. A co do Tedego: na 18-tkę Molesty w końcu sprezentował Vieniowi ten zasilacz z Wiedziałem, że tak będzie.
G jak goście
Mimo że większość featów na debiucie warszawiaków przypadła w udziale reprezentantom Klimy i raperom, którzy w późniejszych latach razem z Vieniem i Włodim współtworzyli trzon Molesty, ogrom osób najlepiej zapamiętało numer nagrany wspólnie z Warszafskim Deszczem. Dający oddech po dusznym i hardkorowym 28.09.97 utwór Ja wolę się nastukać stanowił przedsmak tego, czego mogliśmy się spodziewać po wydanym rok później debiucie TDF’a i Numera Raza – przejarany, luźny raport z osiedla, na którym choć aluminium wciąż szeleści i dni są szare, to da się żyć spox i powoli zmierzać do przodu.
H jak hip-hop non stop
Choć wiele osób u schyłku lat 90. zarzucało reprezentantom ciemnej strony, że wzięli rozbrat z tradycyjnie pojmowaną, amerykańską kulturą hiphopową i tworzą zupełnie oderwany od korzeni, polski rap, Skandal pełen jest deklaracji miłości dla hip-hopu. Hip-hop non stop i niech nikt nie zapomina nawijał Wilku w Się żyje, a wtórował mu Włodi kilka numerów później, rapując w Upadku, że jedną z dróg, jaką ja wybrałem jest hip-H.O.P. ze swoim arsenałem. Ukuty na zrębach inspiracji z amerykańskiego – a głównie nowojorskiego – i francuskiego rapu Skandal był bowiem najbardziej hiphopową rzeczą, jaka mogła wówczas w Polsce powstać. Daleką od kopiowania zachodnich wzorców, lokalną wersją tego, czym słowa kładzione pod bit mogą stać się w obrębie innego kręgu kulturowego pod zupełnie inną szerokością geograficzną. Rapową Eastotą.
I jak ich wiedza o hip-hopie to czysta komedia
Dały się we znaki te skurwiałe media / Ich wiedza o hip-hopie to czysta komedia / Artykuły, programy - treść to tragedia / Bo każdy myśli, że jest od ciebie lepszy – kontynuował kulturowy wątek Włodi w Upadku. I choć dziś, w czasach internetu, rap tradycyjnych mediów już do niczego nie potrzebuje, to smutne, że owe wersy nadal, po tych ponad 20 latach, są aktualne. Wciąż raperów pyta się głównie o to, czym się różni rap od hip-hopu, wciąż na piedestał w telewizji, radiu i gazetach głównego nurtu wynosi się raperów inteligenckich, nie ulicznych, a najbliższa nam kategoria Fryderyków cały czas jest zupełnie oderwana od rzeczywistości. Powody takiego stanu rzeczy już w 1998 Włodek skwitował równie krótko jak celnie – bo gdy każdy wciąż myśli, że jest od ciebie lepszy, rap na zawsze pozostanie pariasem muzyki, sztuki czy (wysokiej) kultury. I może to dobrze.
J jak język
Elo, sztuki, melanż, xeroboj, lamus, nastuk – bez względu na to, czy te słowa istniały już wcześniej w stołecznej nowomowie, w języku, jakim posługiwała się warszawska Klima czy wymyślili je reprezentanci Molesty, dopiero po premierze Skandalu weszły one na stałe do słowników rodzimych ulic, blokowisk i… salonów.
K jak klima
Molesta, Proceder i grupa mniej lub bardziej anonimowych osób, o których słuch zaginął, bo nie zapisali się na trackach, a jak nawijał Włodi w Klimie: nie wszyscy rymują / ale wszyscy w tą samą drogę kierują / razem blanty rolują, zarobkiem się działkują / a przede wszystkim nawzajem szanują. To zrzeszający się z takich dzielnic jak Ursynów, Mokotów, Śródmieście i Grochów: ostrzy zawodnicy, których szlaki w latach 90. można było prześledzić po tagach ZN na murach. I… klops na jaźwę.
L jak Legia
Do wspomnianego przed chwilą wersu Kaczego z Klimy, wspólnie z Chadą dopowiadali oni zaraz: chuligani Legii, prosto ze stolicy, a gdy w numerze P.K.U. Vienio nawijał: ile jest jeszcze w życiu rzeczy, zaraz dodawał do tego – na Łazienkowskiej meczy. Związki Molesty z Centralnym Wojskowym Klubem Sportowym, a dokładnie jego piłkarską sekcją, mocno podkreślali też reprezentanci Klimy na premierowym koncercie Skandalu w warszawskim Remoncie, gdzie co chwilę słychać było okrzyki Warsaw Fans Hooligans, Teddy Boys i przypomnienia o tym, że już jutro mecz Legia – Widzew. I choć bliskie związki pionierskich polskich składów rapowych z lokalnymi drużynami doprowadziły do wielu konfliktów – w tym do iskier sypiących się pomiędzy Molestą a Slums Attack – to prawdopodobnie gdyby nie ten hardy stadionowy wychów, to te pierwsze rodzime albumy rapowe nie byłyby tak radykalne, a ich autorzy nie mieliby czelności, żeby z mikrofonem w ręku żegnać się (na nich) z kulturą i przykładem świecić jak na meczach race.
M jak marihuana
Nikt wcześniej nie nawijał w Polsce równie otwarcie i wprost o narkotykach, jak Molesta – nikt nie wychwalał dilerów, nie deklarował, czy woli jarać z lufy, czy w blantach i nie twierdził, że jego bogiem jest zielony pan owinięty w biały szal. A dodatkowo działo się to wszystko zaraz po tym, jak wprowadzono nową ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii, która od 1997 roku pozwala karać nawet za małe ilości na własny użytek. I choć tekstów na temat trawki jest na Skandalu bodajże najwięcej z wszystkich innych tematów, to przewijają się tam również inne dragi. Bo nawet wtedy, gdy Vienio nawijał nigdy nie wal prochu, a kwasy po trochu, to kilka numerów dalej Wilku wypowiadał się dużo bardziej entuzjastycznie (Wiesz, co się liczy – to marihuana, alkohol, szybki sex, kokaina), dając tym samym pierwsze w polskim rapie świadectwo tego, że środowisko hip-hopowe akceptuje nie tylko skręty.
N jak nienawiść do policji
Nikt wcześniej nie śpiewał w Polsce równie otwarcie i wprost także o policji, a dokładnie o swojej nienawiści do wszelkich organów ścigania. Bo choć scena punkowa nieraz podnosiła ten temat, to – z różnych powodów – nie pozwalała sobie na wersy równie radykalne jak te, w których Wilku nawijał, że zawsze i wszędzie policja jebana będzie, jesteś w błędzie jeśli myślisz inaczej - pała to pała raczej, raczej. I choć pierwsza zwrotka Wiedziałem, że tak będzie w teledysku do tego numeru została ocenzurowana w interesie mediów, to relacjonujący zajścia pewnego wrześniowego dnia, storytellingowy numer 28.09.97 do dziś pozostaje jednym z najostrzejszych antysystemowych tekstów w historii polskiej muzyki.
O jak osiedlowe akcje
Co chcesz o nich wiedzieć? Trzeba było być z nimi, robić to, żeby wiedzieć. Albo odpalić sobie znów po tych 20 latach Skandal i posłuchać o tym, co dokładnie złożyło się na grunt, z którego wykiełkował stołeczny rap, rodzima ciemna strona i ten niepowtarzalny sznyt polskiego hip-hopu. Swoją drogą Osiedlowe akcje to też pierwszy legalnie wydany numer (Mistic) Molesty, który na rok przed premierą ich debiutanckiej płyty trafił na składankę Smak B.E.A.T. Records. Tą samą, z której pochodzi również klasyczny, solowy numer Włodiego – Nie dla sławy i nie dla pieniędzy.
P jak Pomaton
Do legendy już przeszedł nieuczciwy – eufemistycznie mówiąc – kontrakt, który z wykupionym przez majorsa (EMI), polskim labelem podpisała nieorientująca się wówczas najlepiej w niuansach rynku fonograficznego warszawska załoga. Uwiązani na lata w szponach wczesnokapitalistycznego, wyzyskującego ich potentata Molesterzy jeszcze długo odrabiali swoją pańszczyznę i płacili frycowe za to, że na rynku hip-hopowych wydawnictw byli pionierami. To między innymi na ich przykładzie druga i trzecia fala rodzimego rapu zrozumiała, że najlepiej im będzie u siebie – we własnych niezależnych oficynach, które muszą współpracować jedynie z zewnętrznymi dystrybutorami.
R jak Remont
Ten legendarny klub studencki odchował kilka generacji rodzimych muzyków, odegrał też niebagatelną rolę w historii Molesty. Od pierwszych występów punkowych załóg, na które Vienio z Włodim chodzili w swoich przed-rapowych, hardcore’owych czasach, przez imprezy V.O.L.T.-a – tam z kolei leciały niekiedy ich wczesne numery, aż po próby i koncerty premierowe Skandalu i Ewenementu, które odbyły się w historycznych przestrzeniach niebieskiego (dziś) akademika przy Rondzie Jazdy Polskiej, Remont – po punku i reggae – po raz kolejny był świadkiem narodzin nowego głosu pokolenia.
S jak sample
Lista sampli wykorzystanych na Skandalu jest schizofreniczna, ale i całkiem dobrze oddaje dostępność płyt winylowych w Polsce lat 90. Bo jest tu i wielokrotnie cięty też w Stanach klasyczny, funkowy Curtis Mayfield, i mocno lokalne, po polsku jazzujące nagrania Krzesimira Dębskiego czy Jerzego Matuszkiewicza. Jest świetnie wszystkim znane Dire Straits i – poza rodzinną Italią – kojarzona jedynie w bloku wschodnim Farida. Jest dokładnie to, co w rodzimych komisach płytowych można było dostać. I co też zmuszało do kreatywności często dużo większej, niż nawet dokonana na chybił trafił selekcja z któregoś lokalnego sklepiku w Nowym Jorku czy Detroit.
T jak The Wall
Żaden inny polski krążek rapowy nie dorobił się jeszcze cover albumu. Tymczasem w 2014 roku za numery ze Skandalu – przy okazji promocji festiwalu The Wall – zabrał się prawdziwy dream team sceny hip-hopowej. 2cztery7, Diox z Eldo, Had Hades i Rakraczej, JWP/BC, Małpa i Jinx, MorW.A. Pyskaty z PeeRZetem, Rasmentalism i Pono, Sokół z Marysią Starostą, Quebonafide i Oskarem z PRO8L3Mu, W.E.N.A. i Numer Raz – wszyscy teksty z debiutanckiej płyty Molesty nawijali jak swoje własne. Co też zupełnie nas nie dziwi, bo nieważne, czy w tym 1998 roku sami już rapowali, czy dopiero słuchali pierwszych rapowych krążków, Skandal był dla nich równie ważny, jak dla setek tysięcy rozsianych po całej Polsce, anonimowych słuchaczy.
U jak Ursynów
Pewien dobrze znany dziennikarz muzyczny zapytał kiedyś jednego z naszych redaktorów: wiesz, czemu przeprowadziłem się na Ursynów? Bo tu powstał warszawski hip-hop. I choć z tezą tą można by polemizować równie zaciekle, jak spierali się w latach 80. reprezentanci Queens z przedstawicielami Bronxu o to, która dzielnica Nowego Jorku wydała na świat całą rapową kulturę, to jest w niej ziarno prawdy. Bodajże największe warszawskie blokowisko, budowane od roku 1977 betonowe dziecko utopistycznej myśli Le Corbusiera, szczególnie w pierwszych latach działalności polskiego rapu stanowiło matecznik dla ogromnej ilości stołecznych MC’s i składów. To stąd (przynajmniej w części) wywodziła się Molesta, TJK, Metropolia, Płomień 81, RHX Skład, Fundacja #1 czy MorW.A.. To tu znajdują się boiska szkół 313. i 81., na których przesiadywali pionierzy krajowej sceny i to tej dzielnicy Warszawy – do spółki z Mokotowem i Śródmieściem Południowym – przez lata składano najwięcej lokalnie patriotycznych hołdów na trackach.
V jak V.O.L.T.
Sebastian Imbierowicz, znany również jako DJ 600V czy Volt, to jeden z pierwszych didżejów grających hip-hop w polskich klubach i jeden z pierwszych polskich beatmakerów. Jego charakterystyczne podejście do układania bębnów i cięcia sampli na lata ustaliło kanon brzmienia nadwiślańskiego hip-hopu. A jego pierwszy album Produkcja hip-hop nie dość, że pozwolił zadebiutować całym zastępom krajowych MC’s, to jeszcze ustalił istniejący poniekąd po dziś dzień podział sceny na stronę jasną - pozytywną i ciemną – uliczną. Wyprodukowany wspólnie z Vieniem i Włodkiem Skandal to jeden najbardziej jaskrawych – i najlepszych – przykładów jego beatmakerskiego sznytu, rozpoznawalnego nawet po jednym uderzeniu stopy.
W jak WWDZ
Choć ci, którzy trzymali ucho blisko ulicy i śledzili systematycznie, co Bogna Świątkowska puszcza w Kolorszoku, mogli usłyszeć Wilka już wcześniej w nagraniach Funky Joint Squadu, to jego dwie zwrotki ze Skandalu sprawiły, że setki – jeśli nie tysiące – dzieci betonu na lata znalazły swojego nowego ulubionego rapera. Wściekły Wilk Demon Zła każdym swoim kolejnym wersem potrafił złapać słuchacza za chabet i wciągnąć wprost do – zupełnie inaczej wówczas wyglądających – ciemnych i zdradliwych mokotowskich bram. Na jego zwrotki się czekało tak, jak później na kolejne szesnastki Erosa czy Oskara. I nieważne czy to były wejścia na kolejnych Molestach, Hiphopowym raporcie z osiedla w najlepszym wykonaniu, pierwszej Ziperze, albumie producenckim Waca czy – wreszcie – debiucie Hemp Gru, Wilku nigdy nie zawodził. To zawsze był ulicy prawdziwy głos. A to, że swój moment na solówkę przegapił już lata temu, jest jedną z większych strat polskiego rapu.
X jak Xeroboj
Kolejny z numerów, które stołeczne osiedla znały jeszcze przed premierą Skandalu. I też - obok Kontroluj się, Szacunku i P.K.U – kolejna z zasad, które Włodi z Vieńkiem i Kaczym wpoili wychowankom rodzimych bloków. Bo choć z dzisiejszej perspektywy wielu z pionierów polskiego rapu może brzmieć podobnie, to w latach 90. zarzut kopiowania cudzego stylu był jedną z najgorszych obelg, z jakimi można się było zmierzyć. Amerykańska scena była wówczas niesamowicie różnorodna, zasada keep it real niepodważalna, a dziś – w czasach internetu i nieustannej wymiany inspiracji – czasami zapomina się o tym, że podróba nie dorówna oryginałowi.
Z jak Złota Płyta
Status złotej płyty Skandal uzyskał blisko 5 lat po premierze – 15 stycznia 2003 roku, co w kontekście skali jego oddziaływania wydaje się być nieco paradoksalne. I choć w tamtych latach próg przyznawania owego certyfikatu był dużo wyższy niż obecnie – wówczas 100 tys. sprzedanych egzemplarzy – to jedynych powodów takiego stanu rzeczy upatrujemy w panoszącym się wtedy bazarowym piractwie, które przeżywało jeszcze swój złoty okres. W samej Warszawie Skandal leciał z co drugiego bloku i mnóstwa fur przemykających przez betonowe osiedla każdej z dzielnic stolicy. Nieważne jednak z jakich nośników słuchał ktoś wówczas Molesty, wszyscy się na ich słowach wychowywali. A tytuł debiutanckiego numeru Włodka – Nie dla sławy i nie dla pieniędzy – okazał się być w tym kontekście proroczy. Dla dzieciaków bowiem to wszystko, dla dzieciaków.
Komentarze 0