
Oskar i Steez 16 marca powrócą z pierwszym materiałem od czasu Hack3d By GH05T 2.0 z czerwca zeszłego roku. My już słyszeliśmy Ground Zero. Co myślimy?
Flary
Flary to są łzy w oczach i odsłonięte nerwy. To rozdzierająco uniwersalna wiwisekcja relacji damsko-męskiej jak pieprzone Blue Valentine poddane translacji na język Oskara; natchnionego rzezimieszka z wschodnioeuropejskiej metropolii. I jeszcze ten refren, który równie dobrze mógłby zostać napisany przez Andrzeja Mogielnickiego i zaśpiewany przez Janusza Panasewicza z Lady Pank! Tyle że Flary nie oddają charakteru Ground Zero. Stanowią najbardziej przystępny i Insta Stories – friendly singiel w dorobku PRO8L3Mu, podczas gdy cały materiał to nie jest zbiór fatalistycznych historii miłosnych w złowróżbnym anturażu wielkiego miasta (na trackliście znajdują się jeszcze dwa takie numery, Iskry i Półsny). Ground Zero to nie jest żaden Taco Hemingway w bandyckiej odsłonie, tylko najbardziej bezkompromisowe, uliczne wydawnictwo Oskara i Steeza od czasu pierwszej EP-ki.
C30-C39
Po Gambicie królewskim zaczął się dla PRO8L3Mu czas wydziwiania, czyli szukania zaskakujących rozwiązań formalnych i intelektualnych, które pomogłyby wznieść hardkorowy, post-Skandalowy rap na jeszcze wyższy poziom. Stąd konceptualne rozwiązanie na płaszczyźnie muzycznej w przypadku Art Brut czy odniesienia do cyberpunka i zamknięta narracja PRO8L3M LP. Na przestrzeni ostatnich lat Oskar i Steez zrealizowali założenia, wprowadzając ulicę na salony i pozyskując audytorium, które dotychczas było biegunowo odległe od estetyki, znanej z krążków Molesty czy Hemp Gru. Teraz przyszedł czas na powrót do korzeni, czyli pełnokrwisty, uliczny mixtape, pełen szemranych interesów, uzależnień, hazardu (nomen omen, Hazard) i seksu (Na audiencji). Ground Zero to program interwencyjny, dokument o Polsce, która miała zniknąć z końcem lat 90., mokry sen Patryka Vegi. Na przełamanie dostajemy defetystyczne love stories (Flary, Iskry, Półsny) i utwory egzystencjalne, Magnolie, Vanitas oraz Sick Boy, który stanowi parafrazę kultowego monologu Choose Life z Trainspotting.
Rave
Przywołanie klasycznego obrazu w reżyserii Danny’ego Boyle’a nie jest przypadkowe, skoro już w informacji prasowej czytamy, że brzmienie Ground Zero to muzyczny powrót do dojrzewania w latach 90’. Techno i breakcore w 70 BMP, a także trance'owe inspiracje przetworzone na brudne, rapowe podkłady. Ta nostalgia drzemie gdzieś w repetycjach klubowych fraz czy surowych, drapiących bębnach położonych przez Steeza. Na zasadzie autosugestii rzeczywiście można wyobrazić sobie rave na MDMA (posłuchajcie Rewii), Underworld i Paula Oakenfolda, ale warto podkreślić, że operujemy na tempach wolniejszych niż standard dla przytoczonych w notce gatunków, a poza tym to jednak wciąż hip-hopowe beaty Steeza. Dlatego nie będą w wielkim szoku estetycznym fanatycy muzycznego retrofuturyzmu z PRO8L3M LP. Ground Zero jest w stosunku do tamtego wydawnictwa zdecydowanie bardziej brudne, duszne i przesterowane. Ground Zero przyciska do ziemi; to słowiańskie plugastwo, a nie Ghost in the Shell, choć w dalszym ciągu mówimy o ewolucji, a nie rewolucji. Ale powszechna weryfikacja nastąpi w połowie marca.