Marcus Rashford, czyli lider. Manchester United zrzucił z siebie duży ciężar dzięki wysiłkom Anglika

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Newcastle United v Manchester United - Premier League
Fot. Owen Humphreys - Pool/Getty Images

Spotkanie z Newcastle zaczęło się dla Manchesteru United tak, że mogły przypomnieć się dawne koszmary. Potem przyszła jednak reakcja, jakiej kibice oczekiwali. Wygrana 4:1 ma przede wszystkim twarz Marcusa Rashforda.

Z psychologicznego punktu widzenia to był dla Manchesteru United bardzo ważny mecz. Były dwa tygodnie, by przetrawić klęskę z Tottenhamem i przez przerwę reprezentacyjną czas trochę się dłużył. Z klubu słychać jednak było, że "ucieczka" od tego spotkania okazała się pomocna. Piłkarze rozjechali się częściowo na zgrupowania i nieco odcięli się od wysokiej porażki.

Ole Gunnar Solskjaer miał zresztą zadbać o to, by nie roztrząsać ostatniego meczu. Po ostatnim gwizdku w szatni przekaz był krótki i żołnierski, nie było rozdzierania szat i zbędnych pretensji. Wiedział, że żadna przemowa i wybuch gniewu niczego nie zmienią. Na tym poziomie wynik 1:6 wystarczy do tego, by zespół sam zrozumiał, jak bardzo zawiódł i że musi się szybko zrehabilitować. I to się z Newcastle udało.

Nie był to dla Manchesteru United łatwy mecz, szczególnie po dwóch minutach. Ładnie rozegrana kontra Srok, wrzutka Emila Kraftha i pechowy samobój Luke'a Shawa - w tym momencie w głowach zacząć się mogła odwijać taśma ze spotkania z Tottenhamem. Już można było sobie wyobrazić scenariusz z poprzednich meczów. Czerwone Diabły grają z niżej notowanym rywalem, przewyższają go jakością piłkarską, ale nie idzie im prowadzenie gry, szybko tracą bramkę i nie potrafią ruszyć z miejsca.

Z Newcastle ten scenariusz udało się zmienić. Jeszcze pierwsze momenty po stracie gola były dla MU nerwowe, ale w końcu zaczęły przeważać. Już w 20. minucie udało się odpowiedzieć, jednak Juan Mata był na spalonym przed odegraniem do Bruno Fernandesa. Goście poszli jednak za ciosem - trzy minuty później Mata zacentrował na głowę Harry'ego Maguire'a, zrobiło się 1:1 i spotkanie udało się odwrócić. Trzy gole w samej końcówce sprawiły, że wygrana prezentuje się efektownie.

Ta reakcja to największy pozytyw, jaki może z tego meczu wyciągnąć Solskjaer. Po drodze był jeszcze zmarnowany rzut karny Bruno, co też mogło przybić jego zespół, ale w grze Manchesteru United widać było ogromną ochotę zmazania plamy z poprzedniej kolejki.

Norweski menedżer zaskoczył wyjściowym składem. Bez Paula Pogby, bez Donny'ego van de Beeka, z Masonem Greenwoodem poza meczową kadrą, za to z parą stoperów Maguire - Lindelof, Marcusem Rashfordem na dziewiątce i Matą oraz Danielem Jamesem na skrzydłach oraz Fredem i Scottem McTominayem w środku pola. Gdyby się z Newcastle nie udało wygrać i to po komicznie straconym golu w drugiej minucie, Solskjaer ukręciłby na siebie taką selekcją bat. Ostatecznie się z niej wybronił.

Ten mecz miał jednak przede wszystkim dwóch bohaterów. Pierwszym był Maguire, wokół którego ostatnio zrobił się niechciany szum. O wakacyjnej historii z Grecji nie trzeba przypominać, gorzej, że potem zaczęły się problemy sportowe. Słaba gra, błędy i duża "pomoc" w porażce z Tottenhamem ciążyły podczas gry w klubie. Głośno zaczęto domagać się odebrania mu opaski kapitańskiej i apelowano do Solskjaera, by dał Anglikowi odpocząć. Do tego doszły słabe występy i czerwona kartka w niedawnym meczu reprezentacji.

Maguire potrzebował więc przełamania i z Newcastle wreszcie zagrał jak stoper, który ma być liderem defensywy. Strzelił gola głową, a mógł kolejnego, zakończył mecz z siedmioma odzyskanymi piłkami, czterema przechwyconymi podaniami, a ponadto wygrał aż siedem pojedynków główkowych - wszystko to najlepsze wyniki na boisku. Maguire wreszcie górował i na ziemi, i w powietrzu. Solskjaer podbudowywał go przed meczem, a kiedy już przyszło co do czego, to kapitan go nie zawiódł.

Bohaterem został jednak przede wszystkim Rashford. 22-latek miał udział przy trzech z czterech bramek MU i byłoby więcej, gdyby Bruno nie zmarnował wywalczonego przez niego rzutu karnego. Pod nieobecność Anthony'ego Martiala przez czerwoną kartkę oraz Edinsona Cavaniego z uwagi na kwarantannę pociągnął atak Czerwonych Diabłów w wielkim stylu.

Rashford to dziś lider swojej drużyny pełną gębą. Jeśli trzeba byłoby znaleźć innego kandydata na noszenie opaski kapitańskiej, angielski napastnik powinien być drugi w kolejce za Maguirem. Solskjaer po wygranej z Newcastle mówił o teście charakteru i jeśli był ktoś, kto pokazał największą wolę walki i zaangażowanie, to był to właśnie Rashford.

Pozycja środowego napastnika Anglikowi posłużyła. Pokazywał się do prostopadłych piłek, wchodził w pojedynki i wygrywał je, potrafił zakładać pressing - był naprawdę bardzo aktywny. Oddał w tym meczu aż siedem strzałów, ale jego rola nie ograniczyła się tylko do kończenia akcji. Zaliczył dwie asysty i od początku sezonu jest najjaśniejszą postacią w ataku MU. Błysnął już efektownym slalomem i bramką z Brightonem, a teraz dorzucił występ kompletny dla gracza na pozycji nr 9. Dzięki niemu jego drużyna zrzucił z barków ogromny ciężar po porażce z Tottenhamem.

W ostatnich dniach zresztą Rashford buduje naprawdę mocną pozycję. Poza boiskiem angażuje się w pomoc dla potrzebujących, skupiając się na zbieraniu funduszu dla niedożywionych dzieci, których sytuacja podczas pandemii jeszcze bardziej się pogorszyła. Staje się liderem United, ale i całej społeczności w Manchesterze i tym regionie w Anglii. Jego inicjatywa odbija się szerokim echem - do tego stopnia, że brytyjski premier Boris Johnson zgodził się na wydanie ponad 1.3 miliona kuponów żywnościowych na okres świąteczny. Początkowo odrzucił ten pomysł, ale po telefonicznej rozmowie z Rashfordem zmienił zdanie.

Rashford to dziś przykład do naśladowania poza boiskiem, a na nim gwarant jakości. Pracuje na ogromny szacunek nie tylko kibiców swojego klubu, ale i innych drużyn oraz ludzi, którzy w ogóle nie interesują się piłką. Najlepiej ujął to Andy Robertson. - Gdyby na trybunach byli fani, byłby chyba pierwszym w historii piłkarzem MU, który mógłby liczyć na owację, wychodząc na murawę Anfield - powiedział niedawno szocki obrońca Liverpoolu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.