Masakra w Jonestown: jądro ciemności i fałszywy prorok, którego zagra Leonardo DiCaprio

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
Jonestown
Getty Images

Opowiadano o fizycznej i seksualnej przemocy. O kontroli umysłu. Pękło mi serce, ponieważ zrozumiałam, że wszystko, czego się obawialiśmy ma tam miejsce opowiadała czterdzieści lat później Jackie Speier, asystentka Leo Ryana, który ruszył do Gujany, żeby zbadać sprawę sekty Świątynia Ludu. Kongresmen został zamordowany na lotnisku w dżungli 18 listopada 1978 roku. Tego samego dnia życie straciło prawie tysiąc członków kultu.

Opowiadając o swoim pochodzeniu w jednym z wywiadów, Jim Jones użył określenia wrong side of the tracks, które oznacza slumsy; dzielnicę biedoty. Przyszedł na świat w czasach Wielkiej Kryzysu. Na zadupiu Indiany. Jego ojcem był weteran I Wojny Światowej; notoryczny bezrobotny, alkoholik. W domu wiara nie była żadnym tematem, ale – za sprawą sąsiadki – chłopak zainteresował się religią, a z czasem znalazł dla siebie miejsce w społeczności zielonoświątkowców. Po rozwodzie rodziców został z matką. I tułał się po całym stanie. W Richmond pracował w szpitalu. Uczył się na uniwersytecie w Bloomington. Wreszcie – razem z żoną – osiadł w Indianapolis.

Jim Jones
Don Hogan Charles/New York Times Co./Getty Images

Adoptowali kolejne dzieci, tworząc rainbow family; wielorasową rodzinę. Bo Jones zapamiętale występował przeciwko segregacji. Równocześnie pociągał go socjalizm. Zaczął uczęszczać nawet na spotkania Komunistycznej Partia Stanów Zjednoczonych. Studiował totalitarystów, choć Ron Haldeman ze zgromadzenia kwakrów w Indianapolis wspominał, że późniejszemu liderowi Świątyni Ludu marzył się system nie rodem z Rosji, a z Dziejów Apostolskich.

Związał się z metodystami, ponieważ cenił sobie ich nauki, dotyczące społecznej sprawiedliwości. Pomimo komunistycznych sympatii – został przez nich przyjęty z otwartymi ramionami. Miał charyzmę; fascynowali go uliczni kaznodzieje; imponowało, jak ogromną siłę wyrazu mają publiczne uzdrowienia. Jego współpracownicy z tamtego okresu mówili po latach, że nic nie zwiastowało dramatycznego finału tej historii. To był żarliwy, młody idealista. Wtedy wydawał się humianitarystą, ale miało to miejsce na długo zanim pokazał prawdziwą twarz.

Ostatecznie opuścił zgromadzenie i zainicjował własny ruch. Obdarzony naturalnym magnetyzmem szybko powiększał grono wyznawców. Widziałem uzdrowienia i myślałem, że są prawdziwe. Przemawiał w ciemnych okularach z długimi, ciemnymi włosami i od razu cię to ruszało. To był mistrz manipulacji; pasjonat i świetny orator. To słowa byłego członka Świątyni Ludu.

Jim Jones
Janet Fries/Getty Images

Działania kaznodziei mogły pozornie wyglądać na realizację humanistycznej utopii. Występował na rzecz praw obywatelskich i przeciwko żarłocznemu kapitalizmowi; budował sierocińce i domy starców, fundował posiłki dla potrzebujących. Gdy w połowie lat sześćdziesiątych przeniósł się do Kalifornii – najpierw do Redwood, a potem do San Francisco – jego wpływy zaczeły rosnąć. Także wśród wśród establishmentu.

Ale z czasem brudy wypłynęły na wierzch. Pal licho, że Jones głosił niestworzone nauki o nadchodzącym holokauście nuklearnym i socjalistycznym raju. Wyszło jednak na jaw, że izoluje wyznawców od rodzin; że codzienność w jego grupie stanowią tortury, niewolnictwo, narkotyki, wykorzystywanie seksualne i pranie mózgu. Działo się to zaledwie kilka lat po tym, jak Rodzina Mansona dokonała masakry przy Cielo Drive, więc nie było opcji, że opinia publiczna przymknie oko na tak niepokojące doniesienia.

Jonestown
Getty Images

Kiedy wokół Świątyni Ludu zrobiło się naprawdę gorąco, a w magazynie New West ukazał się demaskatorski materiał Marshalla Kilduffa – wielebny rezydował już z sektą w amazońskiej dziczy w Gujanie. Trafił tam kilka lat wcześniej, gdy ruszył do Brazylii w poszukiwaniu nowego miejsca dla Peoples Temple. W związku z dramatycznymi świadectwami uciekinierów i działaniami organizacji Zatroskani Krewni nie osłabło jednak zainteresowanie władz jego działalnością po ucieczce do Ameryki Południowej.

Bezpośredniej interwencji podjął się kongresman Leo Ryan, który wraz z przedstawicielami rodzin i dziennikarzami z redakcji NBC, Washington Post i San Francisco Chronicle poleciał do Georgetown, a następnie do Port Kaituma, skąd wiodła prosta droga do Jonestown. Śledztwo w sprawie naruszenia praw człowieka początkowo nie zwiastowało katastrofy.

Goście zostali przyjęci entuzjastycznie, ale z czasem atmosfera stawała się coraz bardziej gęsta. Zwłaszcza po tym, jak Vernon Gosney ze Świątyni Ludu próbował przekazać karteczkę z prośbą o pomoc korespondentowi Donowi Harrisowi. Decyzja o rychłym wyjeździe zapadła 18 listopada 1978 roku po południu – po tym, jak jeden z sekciarzy zaatakował nożem Ryana. Chęć powrotu zadeklarowało przy tym także piętnastu członków Peoples Temple. Ewakuacja zakończyła się tragedią. W ataku Czerwonej Brygady Jonesa zginęło pięć osób. Wśród nich kongresman.

Jonestown
Getty Images

Tymczasem w Jonestown zapadła Biała Noc. Członkowie kultu na polecenie lidera przyjmowali mieszaninę cyjanku i napoju Kool-Aid. Na zarejestrowanych taśmach słychać, jak guru zachęca ich do rewolucyjnego samobójstwa; przekonuje, żeby oddali życie z godnością – bez łkania. Kto nie chciał pogodzić się z takim losem, był do tego przymuszany. Ofiar było ponad dziewięćset. W tym Jones znaleziony potem z raną postrzałową głowy.

Jonestown Massacre zapisało się w historii jako największe zbiorowe samobójstwo, ale ocaleni protestują przeciwko takiej nomenklaturze. Choćby Jackie Speier w materiale NBC News. Oni nie odebrali sobie życia świadomie. To było ludobójstwo. Zawiedliśmy.

Jonestown
Getty Images

Kilka dni temu pojawiła się informacja, że – blisko pół wieku później – powstanie film poświęcony tamtym wydarzeniom. W rolę Jima Jonesa wcieli się Leonardo DiCaprio. Za scenariusz odpowiedzialny będzie Scott Rosenberg (m.in. Venom).

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.