Nie uważam, że Robert Lewandowski został skrzywdzony brakiem Złotej Piłki za 2021 rok. Uważam, że został skrzywdzony odwołaniem plebiscytu rok wcześniej, gdy najważniejsze rozgrywki zostały dokończone. Na wielkiej scenie, na oczach całego świata, Leo Messi przyznał: „wszyscy widzieli, że byłeś najlepszy i powinieneś wygrać w poprzednim roku”. Wydawało mi się, że to jak wystawienie piłki do pustej bramki przez Argentyńczyka, kluczowe podanie, aby pociągnąć temat i powalczyć o swoje. Nie chcę, aby Robert Lewandowski skamlał o nagrodę, bo to absolutnie nie w jego stylu, lecz dziwi mnie jak niewiele zrobiło jego otoczenie, na czele z wszechmocnym agentem Pinim Zahavim, aby słowa Messiego nie trafiły w próżnię. Skoro cały świat uczestniczy w piarowym konkursie, to dlaczego nie zacząć grać na ich zasadach? Niestety, ale w globalnej mocy przebicia Polakowi brakuje niesamowicie dużo do tych, których dogonił na płaszczyźnie sportowej.
Temat zdążył się wszystkim przejeść. Mnie również. Od Złotej Piłki minął tydzień, więc kurz powoli opada. Czekałem jednak kilka dni, aby zobaczyć, czy nastąpi jakakolwiek kontynuacja słów Leo Messiego. Czy skoro padło „A”, nad którym cmokaliśmy przez kilka dni, to ktoś odważnie postawi „B”. „Robert, to przywilej z tobą rywalizować. Zasługujesz na swoją Złotą Piłkę. Oby France Football ci ją przyznał, bo wszyscy wiemy, że powinieneś ją wygrać w poprzednim roku. Oby ci ją wręczyli, żebyś mógł postawić ją w domu” – powiedział Argentyńczyk z wielkiej sceny, z najdonośniejszej tuby medialnej, odbierając siódmą taką nagrodę w karierze. Może to była kurtuazja dla głównego rywala, którego nieznacznie pokonał w głosowaniu, ale jednak wcale nie musiał tego mówić. Mógł podziękować, powtórzyć stałe formułki i wrócić do domu. Nie musiał wytykać pomyłki organizatorom plebiscytu, od którego zgarniał nagrodę najlepszego piłkarza 2021 roku. A jednak to zrobił.
Bardzo dziwi mnie, że nie poszło za tym coś więcej. I nie twierdzę, że sam Robert Lewandowski powinien wszczynać jakieś ruchy. Absolutnie nie. To nie jest jego styl. Kapitan reprezentacji Polski zna swoją wartość, przemówił dubletem w Der Klassikerze z Bourssią Dortmund (3:2), gdy Bayern przypomniał hierarchię w Bundeslidze. 27 goli w 21 meczach i jedziemy dalej. Ale po to przy piłkarzach pracuje sztab ludzi, dziesiątki specjalistów czuwają nad ich karierami, aby w takich momentach wyczuwać szansę i działać na korzyść zawodnika. Powalczyć o coś, na co zasługuje.
Jeśli ktoś uważa, że Lewandowskiemu nie zależy, byłaby to wymuszona, niewartościowa nagroda albo nawet jałmużna, niech posłucha samego 33-letniego napastnika. W ostatnim wywiadzie w Viaplay mówił tak: „Kiedy poznałem wyniki, smutek był. Nie będę tego ukrywał. Zdecydowanie gorszy był moment tydzień wcześniej, gdy usłyszałem werdykt. Staram się wyłączać to wszystko, co dzieje się wokół, ale w poprzednim meczu nie było to łatwe. Przez cały tydzień brakowało mi szczęścia. Nie powiem, że byłem super zadowolony. Wręcz przeciwnie. Oczywiście, że jest poczucie niedosytu. Jesteś tak blisko i rywalizujesz z tak genialnym piłkarzem. Słyszysz głosy, że to ty zasłużyłeś na Złotą Piłkę. Smutek od środka był duży. To nie były 1 czy 2 dni, to trwało. Cieszę się tylko, że nie mieliśmy meczu w środku tygodnia”. O słowach samego Messiego dorzucił jeszcze: „Chciałbym, żeby to była szczera deklaracja wielkiego piłkarza. Może to nie były puste słowa. Ale oczywiście ja się nie napinam, nie napalam. To plebiscyty również wokół tego, co się robi. Ale jeśli tak blisko, a z drugiej strony tak daleko, niedosyt pozostaje. To wszystko, co siedzi w środku, trochę trwało i pewnie jeszcze potrwa”. Nie brzmi na piłkarza, któremu wystarczy docenienie i dobre słowo. Mimo że zna swoją wielkość, z pewnością czuje, co go omija. To jak z samym przebiegiem meczu – w świat idzie wynik. Kilka lat później nikt nie rozmawia o pechu czy okolicznościach, czas to zaciera, pozostaje suchy rezultat.
Często mówimy, że Lewandowskiemu w skali świata brakuje marketingu, popularności, obrazków działających na wyobraźnię i mocy piaru, co stanowi główną różnicę między nim a Leo Messim czy Cristiano Ronaldo. I właśnie w takich sytuacjach wychodzi, jak brakuje mu wsparcia, aby pchnąć swoją globalną markę do przodu. Może i ma w głowie, że zasłużył na Złotą Piłkę. Może nie musi niczego udowadniać, bo wskoczył na najwyższym poziom i wszyscy to widzą. Ale istnieje niebezpieczeństwo, że po latach zostanie bez Złotej Piłki. W programie „Wysoki Pressing” na antenie Canal+ użyłem hasła „dziejowa niesprawiedliwość”. Nie widzę tego inaczej, skoro w konkursie organizowanym od 1956 roku ktoś wymazał z historii tylko jeden rok. Ten, w którym dokończono Ligę Mistrzów, Bundesligę czy LaLiga. Ten, w którym Lewandowski był absolutnie najlepszy. I na polu drużynowym, i indywidualnym.
Słowa Messiego były momentem, aby ruszyć lawinę. Nie przez samego Polaka. On powinien stać obok całej sytuacji. Ale przez jego otoczenie na czele z Pinim Zahavim, który ma każdy telefon świata i z miejsca dzwoni do najważniejszych osób w futbolu. Widzę, jak swoich piłkarzy pompują Mino Raiola albo Jorge Mendes, widzę z jakim rozmachem dmuchają balon i podwyższają wartość klienta. I czuję niedosyt w kontekście najlepszego napastnika świata. Poruszenie jakiegoś tematu w mediach i nadanie mu mocy to najprostsza rzecz. Kiedy piłkarz chce poruszyć jakiś wątek, stoi przed nim szereg możliwości: komunikuje coś w social mediach, odpala streama, wydaje oświadczenie (z tym proszę uważać!) albo po prostu zgadza się na wywiad, bo kolejka dziennikarzy czeka na taką możliwość. Tuba medialna jest otwarta 24/7, gdy ktoś chce coś przekazać. Całe imperia wielkich piłkarzy polegają na umiejętnej sztuce puszczania przecieków i nadawania właściwych akcentów. Wtedy, na gali, wydawało mi się, że Messi otwiera najcenniejsze drzwi świata.
France Football doskonale wie, że popełniło błąd. Dyskusje o zwycięzcy i niesprawiedliwych wyborach rok w rok to nic przy tym, że odwołali przedwcześnie zeszłoroczny plebiscyt. Czuli w tym interes krajowej piłki, lecz finalnie nawalili. Idealną okazją do przyznania się do błędu była gala sprzed tygodnia, gdy mogli rozstrzygnąć dwa lata za jednym razem. Nie jest niczym złym przepraszanie i przyznawanie się do błędów, wręcz przeciwnie. Zorganizowanie dodatkowego głosowania, określenie jasnych kryteriów za cały 2020 rok, prośba do głosujących, aby analitycznie podeszli do tematu. W Paryżu sami wiedzą, kto ma prawo poczuć się skrzywdzony, tu nie potrzeba tęgich głów, aby do tego dojść.
Oprócz mediacji, wsparcia i negocjacji kluczowych kontraktów, wydaje mi się, że rolą menedżera jest właśnie stawanie w interesie piłkarza. Lobbowanie, granie w jego interesie, budowanie pozycji, wyszarpywanie możliwości, jakie daje rynek. Dziwi mnie, że Pini Zahavi nie poruszył nieba i ziemi, aby jego najlepszy sportowo klient dostał to, co zasłużone. Wystarczyłoby kilka kolejnych zdań. Kontynuacja głosu rozpoczętego przez Messiego. Jedyny był Jurgen Klopp, który powiedział: „Jeśli Złota Piłka jest za karierę, co roku powinien wygrywać ją Leo. Ale jeśli nie dajecie jej Lewandowskiemu w takim roku, to nie wiem, kiedy miałby ją wygrać”. Lewy pracował z tyloma genialnymi menedżerami, którzy go cenią: Flick, Kovac, Ancelotti, Heynckes, Nagelsmann, Guardiola nawet odwiedził go podczas ostatniego zgrupowania w Katalonii, gdy usłyszał, że jest kilkadziesiąt kilometrów dalej. Wystarczyło kilka głosów więcej od autorytetów, nawet rzuconych mimochodem podczas konferencji, aby wywołać efekt kuli śniegowej i wywrzeć właściwą presję na FF. I tak, i tak dziennikarze pytają o takie tematy non stop.
To absolutnie nie jest żebranie o Złotą Piłkę ani płakanie nad rozlanym mlekiem. Tak działa PR na najwyższym poziomie i nad tym pracują sztaby największych piłkarzy świata. Czwarte miejsce w tegorocznej Złotej Piłce zajął Karim Benzema. Zasłużenie. Zapracował na to genialną formą na boisku, ale myślicie, że przypadkiem jest jego zwiększona aktywność medialna w kluczowym okresie dla głosowania? Na dwa tygodnie przed zamknięciem wysyłania głosów? W tym samym czasie toczył się jego proces sądowy, gdzie później został uznany winnym. A jednak w październiku całe madridismo podjęło zbiorową akcję „Karim Ballon d’Or”. Real Madryt pchał temat niesamowicie, okazał mu pełnię wsparcia. Nagle pojawiło się kilka większych materiałów przedstawiających Francuza w świetnym świetle. On sam zaczął przemawiać bardzo ludzkim głosem. To są małe, ale zaplanowane przez otoczenie rzeczy, które mają przełożenie na efekt końcowy. Ludzie mają pamięć złotej rybki: żyją tym, co wydarzyło się przed chwilą, na ich wyobraźnię działa październik, a nie luty. Naturalnie kierują się ostatnim wrażeniem, o czym wiedzieli ludzie pracujący w imieniu Benzemy.
Czasem wystarczy rzucić i napędzić temat. Ludzie sami się nim zajmą i nadadzą mu moc. Ale minął tydzień od Złotej Piłki i zasadniczo wątek umarł. Pascal Ferre, redaktor naczelny France Football, sam głosował na Lewandowskiego w tym roku. Pytany dopiero przez szwajcarskich dziennikarzy powiedział: „Nie wiem, czy Lewandowski wygrałby w zeszłym roku, bo wybory się nie odbyły. Miałby jednak wielkie szanse. Czy powinniśmy go nagrodzić? Możemy się nad tym zastanowić, ale równolegle musimy szanować historię plebiscytu bazującego na głosowaniu. Uważam, że nie musimy spieszyć się z decyzją”. Czyli niby czują, że coś jest nie w porządku, niby jest cień nadziei, ale lepiej jak temat ucichnie.
Mimo że to już męczący temat, poruszam go, bo wierzę, że nigdy nie jest za późno, aby przyznawać się do błędów. Może to groteskowe, ale bardziej groteskowo wyglądałaby Złota Piłka przyznana za zasługi na koniec kariery, dajmy na to za pięć sezonów, niż teraz po roku od pomyłki. A jeszcze bardziej groteskowo wyglądać będzie pusta półka u polskiego napastnika i brak Złotej Piłki. W sumie w jedynym roku, który został wykreślony przez organizatorów France Football. W takich sytuacjach przekonujemy się, jaka jest rzezywista różnica PR-owa między Lewandowskim a tymi, których sportowo dogonił i którzy zwykle wykorzystują takie sytuacje. Skoro to konkurs piękności, warto grać na tych zasadach, co wszyscy. Nie sądzę, żeby ktokolwiek deprecjonował taką nagrodę po czasie. Wstydem nie jest walczyć o coś, na co zapracowało się na boisku. Od tego są wszyscy ludzie wokół piłkarza, który zrobił swoje. Wstydem raczej jest odwołanie konkursu z niewiadomych przyczyn i zamiecenie sprawy pod dywan.