Miały być puchary, będzie beniaminek. Dlaczego Jesse Lingard poszedł do Nottingham Forest?

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Jesse Lingard
Fot. Dan Mullan/Getty Images

Po tym jak umowa 29-latka z Manchesterem Unitd wygasła, mógł sam wybrać swój nowy klub. Najgłośniej było o powrocie do West Hamu, gdzie Lingard miałby szansę na występy w europejskich pucharach, a co za tym idzie walkę o miejsce w kadrze reprezentacji Anglii na mistrzostwa świata. Postawił jednak na Nottingham Forest, co jest sporym zaskoczeniem, nawet mimo tego, że w poprzednim sezonie grał niewiele.

Gdy tylko potwierdzono ten transfer, pojawiły się przewidywalne głosy. Że Lingardem kierowały pieniądze, że nie ma wielkich ambicji, bo zamiast grać o wysokie cele, wolał zostać królem małego podwórka i tak dalej. Być może jest w nich ziarno prawdy, szczególnie, że w Nottingham Forest będzie najlepiej zarabiającym piłkarzem i beniaminek Premier League oferował mu więcej niż West Ham. Na pewno też drużyna, która pod wodzą Steve'a Coopera w imponujący sposób pozbierała się po słabym początku poprzedniego sezonu i awansowała do Premier League, to miejsce, gdzie Lingard dostanie więcej minut i ważniejszą rolę na boisku. A mimo wszystko coś nie do końca tutaj gra.

DŁUGIE POŻEGNANIE Z MU

Ostatnie dwa lata w życiu Lingarda to prawdziwy roller-coaster. Latem 2020 roku znalazł się na zakręcie i wiadomo było, że Manchester United nie wiąże z nim żadnej przyszłości. Gdy Premier League wznowiła rozgrywki po lockdownie, pomocnik wystąpił tylko przez 41 minut. Zapisał się w pamięci golem przeciwko Leicester City (2:0) w ostatniej kolejce, a Czerwone Diabły tym zwycięstwem uniemożliwiły drużynie Brendana Rodgersa awans do Ligi Mistrzów. To była jego jedyna bramka przez cały sezon.

Niemal wszyscy fani MU byli wówczas przekonani, że to pożegnalne trafienie Lingarda w barwach klbu z Old Trafford. Ole Gunnar Solskjaer nie zamierzał na niego stawiać, a skoro rok później miały się odbyć mistrzostwa Europy, to i sam piłkarz szukał sobie nowego adresu. Wiadomo jednak było, że o transfer nie będzie łatwo. Kontrakt Lingarda ważny był jeszcze przez dwa lata, MU nie zamierzał oddawać go za frytki, a cenę dodatkow podbijał fakt, że mowa o zawodniku, który ledwie dwa lata wcześniej opuścił tylko jeden mecz Anglików w drodze do strefy medalowej MŚ 2018 – jak niemal każdy podstawowy piłkarz, nie zagrał w ostatnim spotkaniu fazy grupowej z Belgią (0:1). Z tym samym rywalem w meczu o trzecie miejsce wszedł z ławki w przerwie. Resztę meczów zaczynał w wyjściowym składzie i był zmieniony tylko raz. Czego by nie mówić, Lingard miał swoją markę.

Lato 2020 nie przyniosło jednak rozstrzygnięcia, a Solskjaera zbytnio to nie interesowało. Przez całą pierwszą rundę sezonu 2020/21 nie wystawił Lingarda ani razu w Premier League, a jedyne szanse Anglik dostawał w krajowych pucharach przeciwko Luton Town, Watfordowi i Brighton. Solskjaer nie myślał o tym, by pokazać go potencjalnym nabywcom, tylko traktował jak gracza trzeciego garnituru. Tacy zwykle grają w klubach z Big Six we wczesnych, jesiennych rundach FA Cup i Pucharu Ligi.

LONDYŃSKI PRZEBŁYSK

Mimo tego na Lingarda znalazł się chętny. I to nie byle jaki, bo West Ham, który pod wodzą Davida Moyesa szedł mocno w górę i za cel stawiał sobie awans do europejskich pucharów. Lingard został wypożyczony i wydawało się, że układ jest prosty – jeżeli wypali, Młoty go wykupią i wszyscy będą zadowoleni.

Moyes potrzebował piłkarza na tę pozycję, czyli kreatywnego, energicznego i takiego, który dołoży kilka bramek. Inni nie byli przekonani. Nie brakowało głosów, że u takiego menedżera Lingard nie będzie miał łatwo i to był czas, kiedy bardziej zaczynaliśmy go kojarzyć z występów w mediach społecznościowych. Lingard poniekąd padł ofiarą własnego zachowania. Media społecznościowe to szkło powiększające, przez które osoby postronne łatwo mogą zajrzeć do cudzego życia i jeszcze łatwiej wydać na tej podstawie ocenę. Z drugiej strony na to czekają tylko angielskie tabloidy. Wystarczy luźniejszy, głupkowaty wpis, a już wpadasz pod walec. Lingard przekonał się o tym doskonale, ale bat na siebie kręcił też coraz słabszą formą.

W West Hamie pokazał się jednak z najlepszej strony. W pół roku w samej lidze zdobył dla Młotów dziewięć bramek i pięć asyst. To były jego najlepsze wyniki w życiu, bo wcześniej tylko raz uzbierał dwucyfrówkę w klasyfikacji kanadyjskiej, tyle że na dystansie całego sezonu. W West Hamie dokonał tego w ledwie 16 występach. Udział przy goli zaliczał średnio co 102 minuty i wszedł do zespołu z marszu. Już w debiucie z Aston Villą strzelił dwa gole, a po dwóch tygodniach zaczął serię ośmiu z rzędu spotkań z golem lub asystą (przerwą brakiem występu przeciwko MU zgodnie z warunkami wypożyczenia).

West Ham United: Jesse Lingard
Fot. Kirsty Wigglesworth/Pool/Getty Images

U Moyesa Lingard błyskawicznie odnalazł się w ofensywnym systemie i Szkot, wbrew swojemu podejściu, zwolnił go z większości zadań ofensywnych. Anglik szukał sobie przestrzeni za napastnikami, a z tyłu kryli go Declan Rice i Tomas Soucek. Drużyna do samego końca biła się nawet o TOP 4 i mogłoby się to udać, gdyby nie zadyszka na finiszu, która zbiegła się z brakiem goli Lingarda. Nikt jednak nie załamywał rąk, bo awans do Ligi Europy też uznano za sukces, a po tak udanej wiośnie panowało przekonanie, że West Ham na pewno wykupi zawodnika z Manchesteru United.

ROK NIESPEŁNIONYCH OBIETNIC

Mimo tego letnie okno transferowe przeminęło, a transfer się nie zmaterializował. Lingard mimo dobrej formy nie pojechał na Euro i czuł, że jeżeli nie odejdzie z United, miejsce w kadrze odjedzie mu na dobre, szczególnie przy konkurencji na ofensywnych pozycjach u Anglików. Długo naciskał szefów klubu na odejście do West Hamu, jednak londyńczycy składali rzekomo niezbyt satysfakcjonujące oferty. Lingard tymczasem czuł się oszukany, bo obiecano mu, że dostanie zgodę na transfer.

Koniec końców został i o ile na początku sezonu Solskjaer wpuszczał go z ławki, a Lingard zdobył w ten sposób bramki przeciwko Newcastle (4:1) i West Hamowi (2:1) i znów został powołany przez Southgate'a, to z każdym kolejnym tygodniem oddalał się od gry. Za kadencji Norwega dostał jeszcze ogony w kilku spotkaniach w lidze i pucharach, ale było niemal jasne, że zimą MU nie może już kręcić nosem i po prostu musi dać mu odejść, by odzyskać choć kilka milionów funtów. Gdy dodatkowo Solskjaera zastąpił Rangnick, znów dało się odczuć, że dni Lingarda na Old Trafford są policzone.

Znów słychać było o ofertach z West Hamu, a dodatkowo pojawił się temat Newcastle i można się było nastawiać na licytację. Rangnick ewidentnie nie widział go w planach, a mimo tego znów nie doszło do transferu. Zaczęto się zastanawiać, o co tu właściwie chodzi. MU wiedział przecież, że to ostatni dzwonek, by sprzedać Lingarda. Ale skoro tego nie robi, to dlaczego później zawodnik nie gra? Nie miało to większego sensu, choć próbowano się tłumaczyć, że oddanie Anthony'ego Martiala i urazy Edinsona Cavaniego sprawiły, że Rangnick woli mieć jednak Lingard w odwodzie, nawet jeżeli po sezonie straci go za darmo.

Z tych teorii wyniknęło niewiele. Kosztem Anglika grał chociażby młody Anthony Elanga, a Lingard był najczęściej rezerwowym. Zaczęło się też dość powszechne za kadencji Rangnicka dyskutowanie poprzez media, gdy trener tłumaczył brak występów piłkarza publicznie, a ten odpowiadał na Instagramie lub robił to jego brat. W maju, gdy sezon Czerwonych Diabłów zmierzał już donikąd, Paul Scholes wygadał się w mediach, że Lingard nazwał atmosferę w szatni „tragiczną”, przez co na Lingarda rzucili się wściekli kibice. Rangnick próbował robić dobrą minę do złej gry, ale gdy przyszło co do czego, w końcówce sezonu nie wystawił już piłkarza, co wywołało kolejną burzę, gdy jego brat zaczął zarzucać Niemcowi kłamstwa i brak klasy, a całemu klubowi małostkowość, bo nie pozwolił się nawet Lingardowi, czyli wychowankowi klubu, pożegnać, a np. Juanowi Macie czy Nemanji Maticiowi już tak.

BENIAMINEK ZAMIAST PUCHARÓW

Po sezonie 29-latek był jednak wolnym piłkarzem i mógł sam wybierać oferty, więc siłą rzeczy spodziewano sie, że albo dogada się z West Hamem, albo powróci temat Newcastle. Temat jednak przycichł, aż nagle w ciągu kilku dni plotki o przenosinach do Nottingham Forest stały się rzeczywistością. Beniaminek ogłosił pozyskanie reprezentanta Anglii z dużą pompą, a wielu kibiców przecierało oczy ze zdumienia.

Od razu pojawiły się doniesienia, według których Forest miało zaoferować mu zarobki rzędu 180-200 tysięcy funtów tygodniowo, podczas gdy Młoty dawały o 50 tysięcy mniej. Dziennikarze zajmujący się klubem z City Ground później je dementowali, choć i tak podkreślano, że w Nottingham Lingard faktycznie dostał więcej niż proponował West Ham, po prostu nie z aż tak dużą przebitką, choć i tak stworzono dla niego komin płacowy. Nie dziwne, że zaczęto się doszukiwać drugiego dna w tym, że wylądował tam, a nie w klubach, które celują wyżej.

Niezależnie od tego, co motywowało Lingarda, widok zawodnika, który pokazał swój potencjał w zespole walczącym o puchary w barwach beniaminka jest dość dziwny. Nie będzie miał stamtąd bliżej do reprezentacji, gdzie po raz ostatni grał jesienią 2021 roku, chyba że Forest zaskoczy. Klub wydał już tego lata 75 mln funtów na wzmocnienia, a Lingard się do tej kwoty nie wlicza, bo przychodzi bez odstępnego.

Drogi będzie tylko kontrakt, ale ten został podpisany na rok, więc to z jednej strony furtka dla beniaminka na wypadek gdyby wychowanek MU okazał się niewypałem, a z drugiej spore ryzyko dla niego samego. Owszem, można być jak Christian Eriksen i błyszczeć na tle słabszych kolegów, a potem pójść do lepszej drużyny, ale może też się okazać, że w realiach walki o utrzymanie, która zapewne czeka Forest w tym sezonie, Lingard wcale się tak dobrze nie odnajdzie.

Tak czy inaczej przed 29-latkiem bardzo ważny rok. Frustrację z ostatnich 12 miesięcy musi przekuć na dobre występy, a już w West Hamie pokazał, że kiedy jest zmotywowany i trafi w dobre otoczenie, to gra na tyle dobrze, że odkleja łatkę piłkarza z Instagrama. Nie ma jednak wiele czasu. Jeżeli celem faktycznie jest powrót do kadry, a nie tylko lepsze zarobki, to już od pierwszego dnia Lingard musi udowadniać, że przerasta poziom beniaminka Premier League, bo od startu sezonu do powołań na mundial są niewiele ponad trzy miesiące. Czego by o nim nie mówić, to po cichu jeden z najbardziej intrygujących ruchów przed rozpoczęciem rozgrywek w Anglii.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.
Komentarze 0