Kto był największą gwiazdą Euro 2020 i dlaczego to nie był żaden piłkarz? Co mówi nam ten turniej o zmianach w piłce reprezentacyjnej? Czy różnica między topowymi zespołami a drugim szeregiem coraz bardziej się zmniejsza? Jakie taktyczne smaczki można wyłowić z tego turnieju? Tegoroczne mistrzostwa Europy ocenił w rozmowie z newonce.sport Michael Cox, analityk i ekspert taktyczny serwisu „The Athletic”.
Michał Gutka: Zacznijmy od ogólnej oceny Euro 2020. Jak podobały ci się te mistrzostwa?
Michael Cox: Myślę, że to był bardzo dobry turniej. Trudno czasami mi to było ocenić z perspektywy ostatniego roku, kiedy wszystkie mecze oglądaliśmy w telewizji i inaczej na nie patrzyłem. Ale ogólnie było wiele interesujących, porywających spotkań, więc Euro mogło się podobać. Zabrakło tylko moim zdaniem kogoś, kto by się znacząco wybijał. Mam na myśli zarówno drużyny, jak i pojedynczych piłkarzy. Trudno wybrać jedenastkę turnieju, bo są małe różnice między kandydatami. Jest może czterech-pięciu pewniaków do tego grona. Nie zobaczyliśmy wielu pamiętnych momentów w wykonaniu wielkich indywidualności. Nie znajdziemy tutaj postaci tego Euro, kogoś takiego jak Zinedine Zidane z 2000 roku czy Xavi z 2008 roku itp. Uważam jednak, że to były dobre mistrzostwa, które przyjemnie się oglądało i dla mnie największą różnicę zrobili pod tym względem kibice na trybunach.
Po tym, jak przez lata średnia goli na turniejach spadała, na tegorocznym Euro wzrosła i to do poziomu 2.78 bramki na mecz, najwyższego w historii mistrzostw Europy. Uważasz, że to jednorazowy wystrzał czy początek odwracającego się trendu?
Trudno powiedzieć, ale wydaje mi się, że ma na to wpływ powiększona stawka w turnieju. Pięć lat temu jeszcze tego nie widzieliśmy, jednak jeżeli dokładasz więcej drużyn, to będą większe różnice między czołówką a słabszymi uczestnikami. Wyższa średnia goli była już w fazie grupowej, bo silniejsi mogli wygrywać wysoko ze słabymi i uważam, że to mogło mieć wpływ. Myślę jednak, że trzeba to Euro oceniać jednostkowo. Czy to trend, przekonamy się na kolejnych turniejach. Na pewno jednak te mistrzostwa były bardziej otwarte niż turnieje sprzed około 10 lat. Większa liczba drużyn chciała przeważać i skupiać się na swojej grze. Nie przypominam sobie wielu nudnych, ostrożnych spotkań. Nie pamiętam, ile było bezbramkowych remisów...
W fazie pucharowej tylko Włochy – Austria, ale potem było 2:1 w dogrywce, a w grupowej dwa: Hiszpania – Szwecja i Anglia – Szkocja.
No właśnie, na 51 meczów to bardzo mało, a i tak mowa o niezłych spotkaniach. Hiszpanię ze Szwecją oglądało się całkiem dobrze, podobnie jak mecz Anglia – Szkocja. To też sprawia, że to był widowiskowy turniej. Średnia goli to z jednej strony dobry wyznacznik tego, że były emocje, a z drugiej trzeba pamiętać, że mówimy o małej próbce meczów.
Który mecz był według ciebie najciekawszy pod względem taktycznym?
Zdecydowanie półfinał pomiędzy Włochami a Hiszpanią. Mecz po pierwsze stał na bardzo wysokim poziomie, a poza tym ciekawie obserwowało się różnice między tymi ekipami, szczególnie w kwestii napastników. Luis Enrique posadził swoje dziewiątki i korzystał tam z ruchliwości Daniego Olmo, za to Ciro Immobile grał od niego zupełnie inaczej. Dla mnie to był najlepszy mecz i uważam, że to było starcie dwóch najlepszych drużyn na Euro 2020. Z taktycznego punktu widzenia oglądało się to fantastycznie. Jeśli chodzi o emocje, to zdecydowanie wygrywa ten dzień, kiedy Hiszpania grała z Chorwacją, a Francja ze Szwajcarią. Masa goli, dwie dogrywki, a to wszystko w ten sam wieczór. Tu nawet nie trzeba niczego tłumaczyć.
Pod kątem taktycznym uważam też, że bardzo ciekawy był mecz Włochów z Belgią w ćwierćfinale i wygrana Niemców z Portugalią w fazie grupowej. To była interesująca rozgrywka strategiczna, z mojego punktu widzenia jeden z lepszych meczów turnieju. Nie widujesz zbyt wielu spotkań w piłce reprezentacyjnej, w których plan jednej drużyny sprawdza się do tego stopnia, że po prostu powtarzają jeden schemat, który wychodzi. Pomysł taktyczny Loewa był tu oczywisty. Wybór jest bardzo duży. Większość meczów miała w sobie coś ciekawego.
Czy zgodzisz się z tym, że Włosi to zasłużony zwycięzca i najlepsza drużyna Euro 2020?
Szczerze mówiąc, to nie wiem. Nie dominowali, finał i półfinał zremisowali i w obu meczach wygrali po rzutach karnych, choć to oczywiście też jest element piłki. Wydaje mi się jednak, że wraz z Hiszpanią grali najlepiej. Gdybym miał oceniać tylko jakość, to Hiszpania chyba była odrobinę lepsza, co zresztą pokazała w bezpośrednim starciu. Roberto Mancini zrobił jednak bardzo dobry użytek z nowej, odmienionej generacji Włochów. To dziś piłkarze świetnie technicznie, lepsi niż we wcześniejszych pokoleniach – szczególnie ci w środku pola i na skrzydłach – i przy okazji nadal bardzo świadomi taktycznie. Mancini świetnie ich ustawił i zorganizował grę. Widać, że świetnie się ze sobą rozumieją. Sami po kilku meczach mogliśmy w ciemno wiedzieć, gdzie kto będzie. Mancini pozwolił na swobodę Leonardo Spinazzoli, do przodu zapędzał się Nicolo Barella i Włosi dominowali, tworząc w każdym meczu coś w rodzaju linii pięciu zawodników w ofensywie. Ze wsparciem Jorginho i Marco Verrattiego w środku – dwóch najlepszych technicznie piłkarzy w zespole – działało to imponująco.
Mancini dobrze też wykorzystywał ławkę rezerwowych. Z Austrią czy Belgią wpuszczał Federico Chiesę i zmieniał tym mecz. W finale również to pokazał, zdejmując Immobile i przesuwając Lorenzo Insigne bliżej środka. To pozwoliło im nałożyć na Anglików presję. Zwróć uwagę, że mówiąc o najlepszych drużynach, Hiszpanii i Włochach, mowa o dwóch wybitnych trenerach. Enrique i Mancini jako jedyni mieli wcześniej w dorobku poważne trofea i mogliby być dzisiaj przymierzani do czołowych klubów, czego nie można powiedzieć o większości trenerów na tym Euro. Nic dziwnego, że ich reprezentacje były najlepiej zorganizowane.
A jak ocenisz Anglików?
Taktyczny zmysł Garetha Southgate'a i to, że jego drużyna była elastyczna pod względem systemów gry, to duży plus. Dawno czegoś takiego nie widzieliśmy w reprezentacji Anglii. Dobrze przeanalizował Niemców i szczególnie w tym meczu dokonał właściwych wyborów. Podejście do meczu z Ukrainą również było dobre. Anglicy nieźle grali w pressingu. Być może Southgate źle wybrał strategię na półfinał i finał. Uważam, że z Danią lepiej sprawdziłaby się piątka graczy defensywnych, a on zdecydował się na czwórkę. Z Włochami było na odwrót: sięgnął po ustawienie z wahadłowymi, a tutaj mógł wystawić czwórkę. To jednak nie system był problemem Anglików i nie przez to finał tak wyglądał. Pisałem o tym zresztą w analizie na „The Athletic” – zabrakło dobrej gry z kontry i przejścia do ataku, praktycznie nie byliśmy w stanie wyjść z odpowiedzią. Ale to był stały motyw przez cały turniej. W siedmiu meczach Anglicy mieli tylko jeden strzał po akcjach z kontry i to w dogrywce z Danią.
Ogólnie uważam, że jest wokół Southgate'a wciąż kilka znaków zapytania. Można kwestionować niektóre jego decyzje albo to, jak reaguje w czasie spotkań. To dobry menedżer jeśli chodzi o podejście do piłkarzy, nie odmówisz mu tego, że jest zawsze przygotowany do meczu i dobrze potrafi zorganizować drużynę, ale czasami, gdy musi improwizować, reagować od razu, to robi to zbyt wolno. Zobaczyliśmy już to kilka razy w ważnych momentach – zarówno w finale z Włochami, jak i w półfinale z Chorwacją w mistrzostwach świata trzy lata temu. Na pewno szkoda zmarnowanej szansy na wygraną na Wembley, bo można było lepiej odpowiedzieć na ruchy Włochów. Ogólnie uważam, że Southgate ma kilka bardzo wartościowych cech dla selekcjonera, jednak niekoniecznie jest dobrym taktykiem.
Jakie taktyczne trendy zaobserwowałeś w trakcie tych mistrzostw?
Na pewno widać było zwiększoną rolę bocznych obrońców i wahadłowych, ale też nigdy wcześniej nie widziałem na poziomie reprezentacyjnym takiej elastyczności taktycznej. Wielu drużynom nie sprawiało problemu, by w trakcie 90 minut zmieniać ustawienie czy z meczu na mecz grać raz czwórką, a raz trójką obrońców. Anglia to najbardziej oczywisty przykład, ale i Dania dobrze wymieniała systemy. Pojawiło się mnóstwo interesujących lewych obrońców i wahadłowych. I co ciekawe, część z nich jest prawonożna, co też jest nowością. Zdziwiło mnie nieduże skupienie na grze z kontry. Oczekiwałem też, że większy nacisk będzie na stałe fragmenty gry, szczególnie, że na mistrzostwach świata w 2018 roku padało z nich bardzo dużo goli. Nie sądzę jednak, że był to turniej, gdzie taktyczna rozgrywka była najważniejsza. To były dobre mistrzostwa, ale z trudem zauważam jakieś wiodące trendy. Zresztą na turniejach rzadko można je znaleźć.
O tej elastyczności mówił chociażby Frank De Boer. Kiedy zarzucano mu, że decyduje się na złe ustawienie, mówił, że piłkarze w klubach dostają tyle wiedzy taktycznej, że nie robi im to później różnicy, jaki jest system. Podobnie wypowiadał się Luis Enrique. Wiadomo, że piłka klubowa stoi od kilku dobrych lat na wyższym poziomie od tej reprezentacyjnej, ale to, o czym wspominasz, zbliża trochę międzynarodowy futbol do klubowego.
Zgadzam się na pewno z tym, że większa taktyczna świadomość piłkarzy w klubach sprawia, że selekcjonerzy mają dziś łatwiejszą pracę. To pasuje również do Anglików – Southgate może ich przestawić na trójkę w obronie, bo wielu jego zawodników zna to ustawienie z klubu, a jeszcze 10 czy 15 lat temu było ono w Premier League rzadko stosowane. Ale nie sądzę, że dystans między piłką klubową a reprezentacyjną się zmniejszy. To był dobry, ciekawy turniej, choć poziom nie był bardzo wysoki. Włosi, Hiszpanie czy Anglicy byli dobrzy, ale żadna z tych drużyn nie grała na tyle dobrze, by pokonać zespoły pokroju Manchesteru City, Chelsea czy inne z europejskiej czołówki. Myślę, że największe kluby pokonałyby te reprezentacje.
Zaawansowanie taktyczne jest na poziomie klubowym większe i trudno jest to odwzorować. Hiszpanom i Włochom udało się to chyba najlepiej i oni byli najbliżej tego poziomu klubowego, głównie pod względem organizacji i gry przy piłce, widać też było u nich kontrpressing. To również dało Włochom zwycięstwo z Anglią. Odzyskiwali piłkę bardzo szybko i uniemożliwiali jakąkolwiek kontrę. Myślę jednak na podstawie tego Euro, że piłka międzynarodowa nadal jest za klubową. Tak jak mówię, to nie były mistrzostwa wielkiej jakości, jednak były ciekawe i to się nie wyklucza.
Przed turniejem obawialiśmy się, że poziom będzie niski, bo piłkarze przyjadą zmęczeni i spędzą dodatkowo dużo czasu w podróży. Potem, gdy zaczęło padać dużo goli, mecze były otwarte i mnożyły się błędy w obronie, też słyszeliśmy, że to wypadkowa zmęczenia, które przekłada się na słabszą koncentrację. Jak to oceniasz?
Nie podpisałbym się pod takim stwierdzeniem. Pamiętam, że w przeszłości, kiedy oglądaliśmy bardzo defensywne, nudne turnieje, ludzi mówili to samo. Przypominam sobie dyskusję podczas dość monotonnego mundialu w 2010 roku i wtedy dominowało poczucie, że mecze są zamknięte, bo sezon klubowy jest długi, gracze przyjeżdżają przemęczeni i trenerom łatwiej jest się skupić na obronie. Bliżej mi do takiego myślenia, że zmęczenie prowadzi do ostrożności. Poza tym myślę, że 26-osobowe kadry i możliwość dokonania pięciu zmian w trakcie meczu w pewien sposób pomogła temu zaradzić. Trenerzy mogli rotować piłkarzami w większym stopniu i ograniczać ich eksploatację.
Zacząłeś od stwierdzenia, że brakowało w Euro 2020 wiodących gwiazd, wybitnych postaci, dzięki którym zapamiętamy ten turniej. A co z trenerami? Wspomniałeś o Enrique i Mancinim, ale Gareth Southgate czy Kasper Hjulmand też mogą czuć po tym turnieju satysfakcję. Czy faktycznie selekcjonerzy wypadli lepiej od piłkarzy?
To ciekawa teoria i chyba prawdziwa. Enrique i Mancini to gwiazdy trenerskie tych mistrzostw i to wiedzieliśmy już przed ich rozpoczęciem, a później stworzyli dwie najlepiej grające ekipy. Kiedy myślałem o kandydatach do miana piłkarza turnieju, to nikt nie rzucał mi się w oczy. Poza tym wiele meczów decydowało się w dogrywkach i rzutach karnych, chociażby Hiszpanie i Włosi dwukrotnie rozgrywali jedenastki, więc mówimy o naprawdę drobnych różnicach. To sprawia, że poniekąd trudno budować wnioski na podstawie wyników. Myślę, że pozostałe drużyny były w dużej mierze na podobnym poziomie. W takiej sytuacji to trenerzy robią różnice. To było Euro bez gwiazd piłkarskich, więc największe wrażenie robili na mnie Mancini i Enrique.
Kto poza tymi największymi nacjami zrobił na tobie największe wrażenie taktycznie?
Czesi byli bardzo dobrze zorganizowani, świetni w pressingu i w odbiorze i umieli się dostosować do rywali. Byli jedną z ciekawszych ekip na turnieju. Powiedziałbym również, że Szwedzi. Ich gra nie był może zbyt porywająca, ale świetnie bronili i potrafili korzystać ze swoich atutów w ofensywie. Uważam, że odpadli z Ukrainą w 1/8 finału bardzo pechowo, bo pod względem organizacji byli jedną z najlepszych drużyn w fazie grupowej, praktycznie do końcówki meczu z Polską. No i wiadomo, Dania. Wiem, że z racji gry w półfinale można uznawać ją za jedną z największych drużyn tych mistrzostw, ale mimo wszystko ich gra robiła wrażenie. Próbowali dominować i byli elastyczni – to był m.in. klucz do przełamania Walii. Trzeba też docenić Szwajcarię, która dobrze zagrała z Francją i do czerwonej kartki z Hiszpanią, kiedy też była blisko awansu.
A kto z drugiej strony rozczarował pod tym względem?
Prawdopodobnie Francja. Myślałem, że wiem, czego można się po nich spodziewać. Didier Deschamps podjął dziwną decyzję z przejściem na trójkę stoperów przeciwko Szwajcarii. Wiem, że miał problemy z bokami obrony, ale to było nietypowe. Francuzi praktycznie nigdy tak nie grali. Widać było, że nie czują się swobodnie w tym ustawieniu. Zawiodła mnie Portugalia. Przed turniejem miałem taką kolejność – Francja na pierwszym, a Portugalia na drugim miejscu. Zostali obnażeni przez Niemców w naprawdę szokujący sposób. Z Belgią też ich gra mi się nie podobała. Myślałem, że mają szansę zajść bardzo daleko w Euro 2020, tymczasem dość szczęśliwie wyszli z grupy i odpadli już w 1/8 finałem. To tak jak Francja, ale wskazałbym Portugalię jako swoje największe rozczarowanie, bo Francuzi odpadli po rzutach karnych, a to zawsze dość pechowy rodzaj porażki. Portugalia tymczasem nie pokazała za wiele.
Mówisz o tym, że trudno wybrać gwiazdę turnieju czy nawet konkretną jedenastkę, ale gdybyś taką tworzył, to jakich miałbyś pewniaków?
Z wyróżniających się graczy to Raheema Sterlinga, bo strzelał decydujące gole i grał bardzo odważnie. Miałbym Paula Pogbę. Wiem, że nie rozegrał pewnie odpowiedniej liczby meczów, jednak w każdym błyszczał. Leonardo Spinazzola również dominował wtedy, gdy mógł grać i było widać, jak Włochom bardzo go brakuje w półfinale i w finale. W bramce postawiłbym na Gianluigiego Donnarummę. Ale ogólnie było bardzo wielu piłkarzy, którzy znaleźliby się w takiej dyskusji, jednak grali mniej meczów. Giorgio Chiellini i Harry Maguire też opuścili parę spotkań, a trzeba by było ich wybrać. To samo dotyczy Granita Xhaki, Federico Chiesy, który był często zmiennikiem albo na wyróżnienie zasłużył Mikkel Damsgaard. Trudno się o kogokolwiek zabijać. Nawet najlepsi strzelcy, Cristiano Ronaldo i Patrick Schick, niekoniecznie w pełni zasłużyli na to, by być w drużynie turnieju. To też sprawia, że to był nietypowy turniej – ciekawy, dobry, poziom był niezły, ale nie jakiś bardzo wysoki. Nie były to mistrzostwa wielkich piłkarzy, a różnice między drużynami w fazie pucharowej były bardzo małe. To nie umniejsza temu Euro, po prostu to zastanawiające.
Może to jest wniosek, jaki płynie z tego turnieju – że poziom piłki reprezentacyjnej się wyrównuje, a słabsi coraz szybciej zmniejszają dystans do silnych drużyn dzięki dobremu przygotowaniu taktycznemu? Drużyny znaczą więcej niż duże indywidualności, więc może być więcej niespodzianek.
Myślę, że masz rację. Spójrz na te mistrzostwa Europy i te z 2016 roku – w obu zobaczyliśmy zupełnie inne zestawy półfinalistów. Jeśli dołożymy do tego Belgię i Chorwację z mundialu w 2018 roku, to wychodzi dziesięć różnych europejskich drużyn w strefie medalowej. Liczy się siła całego składu i szerokość ławki. To bardziej w Ameryce Południowej jakość poszczególnych reprezentacji wyznaczają ich największe indywidualności. Poza tym myślę, że na Euro 2020 duży wpływ mieli kibice na trybunach. Przez rok grania na pustych stadionach zobaczyliśmy dużo nijakich meczów, a tutaj atmosfera poprawiła na pewno poziom widowiska.