Czasy się zmieniają, a pan nadal w play-offach. Mike Tomlin – symbol wyjątkowej solidności

Zobacz również:Gdy legenda szokuje cały świat sportu. Co jeszcze chce udowodnić Tom Brady?
Mike Tomlin
Fot. Stacy Revere/Getty Images

Kiedy fani NFL patrzą na skład rozpoczynających się właśnie finałowych rozgrywek, wielu – nie bez powodu – zastanawia się, co tam robią Pittsburgh Steelers. Drużyna z poważnymi brakami w składzie i bardzo słabym atakiem, mającym na czele kiepsko starzejącego się Bena Roethlisbergera, powinna już zakończyć sezon i skupić się na przygotowaniach do następnego. Tymczasem „Stalowi” zagrają w play-offach przeciwko Kansas City Chiefs. A wszystko dzięki pewnemu trenerowi, który od piętnastu lat nie wie, jak to jest regularnie przegrywać.

Jedynie dwóch aktywnych trenerów w całej lidze NFL ma dłuższy staż pracy w jednej drużynie niż Mike Tomlin – to uważany za najlepszego w historii Bill Belichick oraz legenda Nowego Orleanu i tamtejszych Saints Sean Payton. W tym czasie jednak zarówno Belichick, jak i Payton mieli sezony, w których zaliczyli więcej porażek niż zwycięstw. Za to Tomlin jest kwintesencją solidności i pierwszym trenerem w historii, który po piętnastu sezonach w lidze nadal nie poznał smaku ujemnego bilansu.

WYBRANIEC

Mike Tomlin nigdy nie był zbyt utalentowanym futbolistą (grał jako skrzydłowy), dlatego jego kariera trenerska zaczęła się świeżo po studiach. Bardzo szybko, bo już po kilku latach spędzonych na uniwersytetach trafił do NFL – został trenerem ostatniej linii obrony w Tampa Bay Buccaneers. Jako jeden z asystentów w Bucs, w sezonie 2002, zdobył swoje pierwsze Super Bowl mając niecałe 30 lat, a jego podopieczni złapali aż pięć przechwytów, z czego trzy na przyłożenia – do dziś jest to rekord finału. Nie była to więc historia chłopaka znikąd. Tomlin bardzo szybko trafił na radary NFL, a przyszłość zdawała się stać przed nim otworem.

Jego świetna praca jako trenera pozycyjnego nie umknęła uwadze całej ligi. Kiedy Brad Childress został trenerem głównym Minnesota Vikings w 2006 roku, zaproponował Tomlinowi zmianę drużyny i awans – na koordynatora nie jednej pozycji, a całej obrony. Młody trener zaakceptował ofertę i chwilę potem miał pod sobą obronę, w której dwóch zawodników było starszych od niego, a jeden… nawet grał z nim w jednej drużynie, bo Tomlin i obrońca Darren Sharper byli kolegami z czasów gry na uniwersytecie William & Mary. Były skrzydłowy poradził sobie z tym świetnie. Już w pierwszym koordynatorskim sezonie spisał się na tyle dobrze, że dostał możliwość rozmowy kwalifikacyjnej na stanowisko trenera głównego. I to nie byle jaką możliwość.

W normalnych okolicznościach wakaty trenerskie tworzą się w drużynach, które – delikatnie mówiąc – do najmocniejszych nie należą, co jest oczywiste – jeśli w zespole dzieje się dobrze, to po co zmieniać trenera? Są jednak sytuacje wyjątkowe i taką byli właśnie Pittsburgh Steelers. Warto w tym miejscu wiedzieć, że drużyna z Pittsburgha znana jest w świecie NFL ze znakomitego doboru szkoleniowców, którzy na stanowisku potrafią przetrwać długie lata. Dość powiedzieć, że niektóre ekipy potrafią zmieniać trenera raz na rok czy dwa lata, a Steelers od 1969 roku mieli ich… trzech, w tym Tomlina, który wykazał się podczas rekrutacji i otrzymał posadę, musząc dorównać swoim wielkim przeciwnikom – Chuckowi Nollowi (1969-91, cztery wygrane pierścienie mistrzowskie) oraz Billowi Cowherowi (1991-2006), który właśnie kończył karierę zaledwie rok po wygraniu ze Steelers swojego jedynego Super Bowl. Dokładnie tak – Mike Tomlin został trenerem drużyny, która jeszcze niedawno wygrywała całą ligę.

MISTRZ

Nie było więc mowy o spokojnym budowaniu drużyny od podstaw i kilkuletnim kredycie zaufania. Steelers przeprowadzili szczegółowy proces rekrutacji, a w zamian dali trenerowi drużynę pełną talentu godnego czołówki ligi. Trzeba go było tylko wykorzystać. Start był obiecujący – w pierwszym sezonie drużyna z Pittsburgha doszła do play-offów i choć odpadła już w pierwszej rundzie, to i tak był to progres w stosunku do ostatniego roku Cowhera, któremu nie udało się dojść do rozgrywek posezonowych sezon wcześniej.

Prawdopodobnie sam Tomlin niedługo wcześniej nie przewidywał, co może się wydarzyć w jego dynamicznie rozwijającej się karierze. Jeszcze w sezonie 2005 był zaledwie trenerem jednej pozycji, a trzy lata później… Trzy lata później po znakomitym sezonie, za który dostał nagrodę Trenera Roku, dotarł do Super Bowl jako najmłodszy trener w historii. W najważniejszym meczu Ameryki Pittsburgh Steelers zmierzyli się z Arizona Cardinals w spotkaniu, które dla wielu jest najlepszym i najbardziej efektownym finałem XXI wieku. Jest to też ostatnie spotkanie, które skomentował legendarny John Madden.

Fantastyczna obrona i coraz mocniejszy atak na czele z wybranym kilka lat wcześniej Benem Roethlisbergerem – Tomlin wiedział jak ułożyć drużynę i dzięki temu został najmłodszym trenerem, który zwyciężył w Super Bowl (36 lat). Żaden trener w historii nie przeszedł tak szybkiej drogi od niższych posad do najważniejszego trofeum w amerykańskim sporcie. Co dalej? Przedłużenie kontraktu i marzenia Steelers o kilkudziesięciu usłanych sukcesami latach z tym samym nazwiskiem za sterem.

Dość szybko okazało się jednak, że nie będzie to takie proste, bo NFL to jedna z tych lig, w której najtrudniej utrzymać się na szczycie. Podobnie jak w przypadku Billa Cowhera, Mike Tomlin rok po swoim największym życiowym triumfie nie zdołał doprowadzić Steelers do play-offów (bilans 9-7). Miał już jednak na tyle dużo zaufania, że nie mogło mu to zaszkodzić. W dodatku rok później wrócił do Super Bowl.

Wygrać się tym razem nie udało, ponieważ swój pierwszy pierścień zdobył Aaron Rodgers i jego Green Bay Packers, ale sam fakt dojścia do dwóch finałów w ciągu trzech lat jest niezwykle imponujący. Szczególnie że w NFL o to znacznie trudniej niż w którymkolwiek innym amerykańskim sporcie, głównie z tego względu, że w play-offach gra się zaledwie jeden mecz i wystarczy gorszy dzień, by nawet najlepsza drużyna odpadła na wczesnym etapie. Tomlin kupił wymagających kibiców Steelers wszystkim - podejściem do zawodników, utrzymywaniem zespołu w ryzach i oczywiście wynikami. Nie było już odwrotu – cała NFL wiedziała, że w Pittsburghu pojawił się kolejny trener na lata.

CZŁOWIEK OD ZADAŃ SPECJALNYCH

Steelers od sezonu 2010 nie pojawili się już w Super Bowl, jednak niemalże co roku są wymieniani w gronie czołowych drużyn konferencji AFC. Siedmiokrotnie (licząc z aktualnym sezonem) wchodzili do play-offów, raz doszli do finału konferencji, jednak zawsze czegoś brakowało. Z jednej strony trafili na drugą młodość dynastii New England Patriots (to z nimi przegrali w finale konferencji) i ostatnie lata legendarnego Peytona Manninga, ale z drugiej sami Steelers też nie zawsze mieli najbardziej komfortową sytuację do odnoszenia sukcesów.

Patrząc na wyniki (całe lata bez ujemnego bilansu) można by stwierdzić, że zespół z Pittsburgha ciągle miał skład na wysokim poziomie, jednak bardzo często Tomlin musiał „kleić” coś z niczego. W sezonie 2019 poważnej kontuzji doznał Roethlisberger i Steelers musieli grać duetem rozgrywających Mason Rudolph i Duck Hodges, który prawdopodobnie nie miałby wtedy miejsca w żadnej innej drużynie. Atak wyglądał co najmniej beznadziejnie, a Steelers skończyli sezon… z bilansem 8-8. Jakim cudem? Pytajcie Tomlina, chociaż jest prawdopodobieństwo, że sam nie do końca wie jak to zrobił.

W międzyczasie przez drużynę przewinęli się chociażby Antonio Brown, LeVeon Bell czy Martavis Bryant – na dźwięk tych nazwisk fan NFL może sobie teraz wyobrażać wybuchającą szatnię, bowiem każdy z nich ma swoje za uszami. Jeśli jednak prześledzimy ich wybryki to Brown rozminął się z rzeczywistością już po odejściu ze Steelers, Bell – patrząc z perspektywy czasu – nie miał racji w swoim sporze kontraktowym ze „Stalowymi”, a problemy Bryanta z niedozwolonymi substancjami nasiliły się także poza Pittsburghiem. Nawet za Benem Roethlisbergerem ciągnęły się poważne problemy z prawem (oskarżenia o gwałt).

Mimo to w szatni Pittsburgh Steelers próżno szukać wielu afer czy toksycznej atmosfery. Na pytanie „dlaczego?” zawodnicy i eksperci mówią krótko – Tomlin. Trener jest w stanie „utrzymać szatnię”, zebrać nawet mniej utalentowanych zawodników i sprawić, by Steelers zawsze liczyli się do końca w walce o play-offy albo już w play-offach. Można rzec, że trener i jego sztab sami swoją obecnością dokładają zespołowi kilka zwycięstw co sezon.

Mimo tego wszystkiego to sezon 2021 może okazać się jednym z najbardziej efektownych wyczynów Tomlina. Ze względu na brak pieniędzy w salary cap Steelers nie wzmocnili się w przerwie międzysezonowej, a w dodatku ważnych zawodników stracili, bo z obrony odeszli chociażby Bud Dupree, Mike Hilton czy Steven Nelson. Ich zawsze mocna linia ofensywna straciła kilka ogniw w ciągu ostatnich lat i powstały w niej ogromne wyrwy, a Roethlisberger, mimo pięknej kariery, w ostatnich latach drastycznie spadł z poziomu, szczególnie fizycznie. Złośliwi twierdzą, że jego rzuty przypominają bardziej pchnięcie kulą niż futbol amerykański. W drużynie na wysokim poziomie działa tylko obrona, bowiem atak jest być może jednym z najgorszych w całej lidze. Nawet wygrywając Steelers nie potrafią zdobywać zbyt wielu punktów, a ich gra – mówiąc wprost – sprawia ból oczom kibiców.

W takim razie co z bilansem? 9-7-1 i ostatnie w konferencji AFC miejsce w play-offach. W jaki sposób? Tego nie wie chyba nikt. Co najmniej kilka drużyn, które już odpadły, zdają się mieć znacznie większy potencjał niż zespół z Pittsburgha, a mimo to to nie one właśnie przygotowują się do meczu ze świetnym Patrickiem Mahomesem i jego Kansas City Chiefs. A jeśli nie wiadomo, co sprawia, że teoretycznie mniej utalentowana drużyna jest lepsza od tych z większych potencjałem, to odpowiedź leży w trenerze. Tomlin ponownie jest na ustach wszystkich. W idealny sposób podkreślił swoje 15 lat bez ujemnego bilansu i już wykonał plan na ten sezon z nawiązką. Od tego momentu każde kolejne zwycięstwo to dodatek. Szczególnie w przypadku, gdy nawet twój rozgrywający zdaje sobie sprawę z realnych możliwości zespołu.

Steelers raczej nie wygrają Super Bowl w tym sezonie, ale po raz kolejny fani muszą czuć się dobrze wiedząc, kto stoi przy linii. Co więcej, Tomlin nie ma nawet 50 lat, więc przed nim jeszcze być może nawet drugie tyle sezonów w Pittsburghu (najstarsi trenerzy mają około siedemdziesiątki). Spokój w kwestii sztabu szkoleniowego to jedna z najważniejszych, a jednocześnie najbardziej niedocenianych rzeczy w NFL, a Steelers po piętnastu latach wciąż mają ten komfort.

Przed Tomlinem jednak bardzo ważna przerwa międzysezonowa. Odkąd jest trenerem „Stalowych”, jego podstawowym rozgrywającym jest Roethlisberger. Kolejny sezon będzie prawdopodobnie pierwszym, w którym to się zmieni. „Big Ben” prawdopodobnie skończy karierę, a nawet jeśli nie, to wątpliwym jest, by Steelers chcieli – mówiąc wprost – tracić kolejny sezon z coraz bardziej słabnącym zawodnikiem za sterem.

Opcji jest wiele – wybranie pierwszoroczniaka w drafcie, podpisanie wolnego agenta, a może próba wymiany po jedną z gwiazd ligi? Tak czy inaczej fanów Steelers czeka mała niespodzianka, w końcu dobór rozgrywającego to jedyna rzecz, przy której jeszcze nie widzieli swojego ulubionego trenera. A jeśli wybierze dobrze to wątpliwym jest, byśmy w niedalekiej przyszłości zobaczyli Pittsburgh Steelers z ujemnym bilansem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.