Jeszcze nie piękni, ale już silniejsi. Mikel Arteta buduje nowy Arsenal, choć nie wszystko zależy od niego

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
GettyImages-1256384370-1.jpg
Fot. David Price/Arsenal FC via Getty Images

Arsenal to w dalszym ciągu drużyna nierówna, ale przynajmniej wygląda na to, że znalazła swojego menedżera. Mikel Arteta ma plan, choć będzie potrzebował pomocy, by go zrealizować.

Mało który trener na świecie może pochwalić się pokonaniem Jürgena Kloppa i Pepa Guardioli na przestrzeni tygodnia. To jednak udało się Mikelowi Artecie. I choć zwycięstwa z Liverpoolem i Manchesterem City niekoniecznie udało się Arsenalowi odnieść w sposób, w jaki Hiszpan chce, by grała jego drużyna, to i on, i kibice mają powody do zadowolenia. Ostatnie osiem spotkań to tylko jedna porażka i nowe oblicze, z którego Kanonierzy wcześniej nie byli znani.

NIE MAJĄ PIŁKI, A WYGRYWAJĄ

Odkąd Arteta przyszedł w grudniu, wyglądał i zachowywał się jak człowiek z konkretnym planem. Szybko udało mu się go również wdrożyć. Wiadomo było, że czeka go wiele pracy, jednak efekty były widoczne już po kilku spotkaniach. Zmienił się sposób gry Arsenalu, a za tym poszła poprawa wyników. Wydawało się wówczas, że Kanonierzy zatrudnili klona Guardioli. Skojarzenie nasuwało się samo, skoro Arteta był jego asystentem przez blisko trzy i pół roku i miał w sztabie dużą rolę. Ale im dłużej wykuwa się styl Arsenalu za jego kadencji, tym bardziej widać różnice.

Ostatnie spotkania wyraźnie pokazują, że Hiszpan to trener bardziej pragmatyczny od swojego mentora. Z Liverpoolem Kanonierzy byli przy piłce tylko przez 31% czasu, najmniej w historii występów w Premier League. Umiejętnie jednak potrafili nacisnąć i wykorzystać błędy mistrzów Anglii, a jednocześnie po słabych pierwszych 20 minutach zwarli szyki w tyłach. Liverpool "wygrał" 24:3 w strzałach, a przegrał na Emirates 1:2.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to jednorazowy wyskok i tłumaczyć The Reds dekoncentracją po zapewnieniu sobie tytułu, ale taka postawa Arsenalu powtórzyła się kilka dni później. W półfinale FA Cup z Manchesterem City Kanonierzy mieli posiadanie piłki na poziomie 29% w pierwszej i 20,6% w drugiej części meczu. Dwie trzecie akcji w tym spotkaniu toczyło się na połowie bronionej przez Arsenal. City oddało szesnaście strzałów. Ekipa Artety tylko cztery, ale znów była górą.

Takie liczby wcale jednak nie świadczą o tym, że londyńczycy zaczęli grać jakiś antyfutbol i zaraz staną się drugim Burnley. Szczególnie, że pierwsza bramka z City padła po wymianie osiemnastu podań między dziesięcioma graczami, zmianie kierunku akcji i wykorzystaniu luk w ustawieniu rywali. Potrafią więc łączyć pragmatyzm z efektowną, techniczną grą.

Arteta zresztą sugerował, że kibice mogą oczekiwać innego Arsenalu. - To niemożliwe - odpowiadał, pytany o to, czy jego ekipa jest już gotowa, by grać tak pięknie, jak Manchester City. - Musimy się dostosowywać i znajdować sposób na wygrywanie meczów. Mój pomysł na to, jak chcemy grać, jest w dalszej perspektywie klarowny. Ale biorąc pod uwagę kilka miesięcy przerwy, kontuzje, problemy, zawieszenia i niepewną przyszłość niektórych piłkarzy, nie możemy być jak City - mówił przed półfinałowym starciem.

INNY NIŻ POPRZEDNICY

Na "brzydszą" grę nie ma się co obrażać, skoro daje korzyści. Fani raczej nie będą, bo zwycięstwa z ekipami z Big Six nie przychodziły łatwo. Pokonanie aktualnego i ustępującego mistrza Anglii w ciągu kilku dni to powód do optymizmu. Arteta zmienił nieco styl drużyny po dwóch pierwszych nieudanych spotkaniach po wznowieniu rozgrywek (0:3 z City, 1:2 z Brightonem) i widać, że czuje się komfortowo, kiedy nie musi prowadzić gry. Nie chodzi wcale o to, że dyktowanie warunków i atak pozycyjny Kanonierom nie wychodzi, jednak niespodziewanie okazuje się, że wychodzą im mecze, kiedy to oni czekają na ruch rywala.

Jak do tej pory Arsenal rozegrał pod wodzą Artety 23 mecze w Premier League i krajowych pucharach. "The Times" policzył, że w czterech z nich miał posiadanie piłki niższe niż 37,5%. Za całej kadencji Unaia Emery'ego zdarzyło się to tylko dwa razy. W trzech ostatnich sezonach Arsene'a Wengera - ledwie trzy. Arsenal Artety ma średnie posiadanie piłki na poziomie 51,5%. To mniej niż za Emery'ego (blisko 58%) i przez trzy ostatnie lata pracy Wengera (prawie 60%).

Różnicę widać jednak nie tylko w liczbach, a "na oko", szczególnie w zestawieniu z Emerym. Jego zespół chciał rozgrywać akcje od tyłu i naciskać wysokim pressingiem, jednak wydawało się, że nie wychodzi ani jedno, ani drugie. Były trener Sevilli często zmieniał ustawienie Kanonierów i brakowało w tym spójności z meczu na mecz, a Arteta jak już decyduje się na inne, to później trzyma się go, jeśli działa. Udana seria ośmiu meczów z ledwie jedną porażką zbiegła się w czasie z przejściem na system 3-4-3. Uniwersalni gracze jak Kieran Tierney, Bukayo Saka, Pierre-Emerick Aubameyang czy Ainsley Maitland-Niles sprawiają, że ustawienie może się również zmieniać w zależności od boiskowej sytuacji.

PRZEMIANA KULTUROWA

Arteta już pokazał, że potrafi "budować" piłkarzy. Przykładem tego są wspomniani Saka czy Tierney albo Emiliano Martinez, wiecznie rezerwowy bramkarz, który spisuje się świetnie jako zastępca kontuzjowanego Bernda Leno. Z City bardzo dobrze zagrał też Granit Xhaka.

Po przerwie wyraźnie odżył również Dani Ceballos. Po wznowieniu rozgrywek hiszpański pomocnik wystąpił w każdym z dziesięciu spotkań, z czego w ośmiu od pierwszej minuty. W tym okresie ma w drużynie najwięcej kontaktów z piłką, udanych dryblingów, kluczowych podań, odbiorów, przechwyconych podań, odzyskanych drugich piłek i przebiegniętych kilometrów. W takiej formie Arsenal musi zrobić wszystko, by przynajmniej przedłużyć jego wypożyczenie z Realu Madryt, albo - jeśli to możliwe - wykupić Ceballosa.

Wiele mówi się również o tym, że Arteta mocno pracuje nad zmianą kultury w szatni. Podczas przerwy dużo czasu spędził na indywidualnych rozmowach z piłkarzami i miał być rzekomo bardzo zdziwiony tym, jak w klubie obniżyły się standardy w porównaniu z tym, co pamiętał, kiedy sam grał w Arsenalu. Uznał więc, że trzeba popracować nad mentalnością piłkarzy. Wynagradza tych, którzy chcą go słuchać i ciężko pracować, a konflikty rozwiązuje wewnętrznie. Znaczące jest to, że nie ma u niego "świętych krów". Mesut Özil, który jeszcze przed pandemią grał zawsze, po restarcie nie rozegrał ani minuty. Matteo Guendouzi podczas lutowego zgrupowania w Dubaju sprawiał problemy wychowawcze, później poszarpał się z Nealem Maupayem w przegranym meczu z Brightonem i od tego czasu nie było go w kadrze na żaden mecz.

Arteta wyznacza jasne granice i to znów zaleta w porównaniu do Emery'ego. Poprzednik często mącił przekaz, brakowało mu charyzmy i jeśli jakiegoś piłkarza odstawiał, to zaraz go przywracał, a później i tak dwa mecze później zmieniał go w przerwie i wymyślał inną koncepcję. Arteta buduje zespół na innych fundamentach i - co pokazują wygrane z Liverpoolem i City - twardy. Po wygranej w półfinale FA Cup piłkarze często wymieniali takie słowa jak "cierpienie" czy "przetrwanie". Wykształcenie tego typu odporności to dla Arsenalu ważny krok.

POTRZEBNE WSPARCIE

Nic dziwnego, że inni dostrzegają zmiany, jakie udaje się Hiszpanowi wprowadzać na Emirates. - Widzę po tym, jak walczą o każdą piłkę, jak współpracują i cieszą się z goli, że tworzy się w tym klubie coś wyjątkowego - komplementował Guardiola.

- Jestem pewien, że Mikel to właściwy menedżer do tego, by przywrócić Arsenalowi dawną pozycję. Jeśli klub wesprze go we właściwy sposób, to nie ma lepszej osoby do roli menedżera - dodaje.

I tu menedżer Manchesteru City trafia w sedno. Bo ile widać już rękę Artety w grze Arsenalu, to wciąż najwięcej zależeć będzie od zarządu. 38-latek wyciska wiele z tego, co ma, jednak kilka pozycji wymaga poprawy. Defensywę wzmocni w następnym sezonie utalentowany William Saliba, ale to może być za mało. Plotkuje się o możliwości sprowadzenia Johna Stonesa. Przydałby się jeszcze jeden środkowy pomocnik - i to nawet zakładając, że uda się zatrzymać Ceballosa. Nowej umowy nie podpisał też nadal Aubameyang.

Arteta to menedżer ambitny i docelowo jego Arsenal ma być nie tylko skuteczny, ale jednocześnie zachwycać. Po wygranych z Liverpoolem i Manchesterem City nadal powtarza, że potrzebuje w drużynie więcej - jak to określił - "quality, quality players". Ten sezon jeszcze może uratować wygrana w FA Cup i awans do europejskich pucharów, ale ważniejsza jest przyszłość. Dlatego piłka jest po stronie zarządu. Do niego fani nie mają specjalnego zaufania i to się musi zmienić, o ile władze klubu odpowiednio pomogą menedżerowi. Może wtedy faktycznie Artecie uda się zbudować coś wyjątkowego, o czym wspomina jego dawny mistrz.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.