Mistrzowie drugiego planu? Polscy producenci przejmują grę (ROZMOWY)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
producenci ART
Materiały promocyjne/@mashtophoto/Bartosz Hołoszkiewicz

Nasz hip-hop został w dużej mierze ufundowany na plecach DJ–a 600V, co znajduje odbicie w świadectwach z epoki audycji Kolorszok, imprez w Hybrydach czy składanki Smak B.E.A.T. Records. W kolejnych latach nowe ścieżki rozwoju dla gatunku wyznaczali Noon czy Emade. Wzniesienie rodzimej szkoły beatmakingu na wyższy level nie byłoby możliwe bez Waca czy White House'ów. I można tak bez końca, a jednak scena długo funkcjonowała na zasadach dwóch prędkości. Do czasu.

W kuluarach nie raz zdarzało się słyszeć, że producenci zjadają u nas raperów; że to właśnie oni nadają tempo przemianom. Zasług wielu pomnikowych postaci nie dało się podważyć. Część z nich nadal jest rozchwytywana. Przeżywa drugą czy nawet trzecią młodość dzięki zdolności do odkrywania się na nowo raz po raz. Część funkcjonuje na zasadach awatarów z podręczników do historii. Ale nie każdy miał tyle szczęścia. Nie brakuje gości, których zasługi nigdy nie zostały należycie docenione. Jakiekolwiek nie były jednak koleje losu – większość musiała przywyknąć do przełykania gorzkiej pigułki, gdy odnajdywała się na końcu łańcucha beneficjentów przy kolejnych hossach; oddawała beaty za grosze, a inni spijali śmietankę; korzystając z rosnącej popularności gotowych utworów, obwożąc je po trasach koncertowych.

Z biegiem czasu warunki w branży zaczęły się jednak cywilizować, co wpisywało się w całą falę przemian, wykraczających daleko poza show-biznes. Polska przełomu wieków to przecież wciąż było potransformacyjne wild wild country. A środowisko hiphopowe ogniskowało się wokół stosunkowo świeżego zjawiska i gromadziło głównie naturszczyków. Tym bardziej zero zaskoczenia, że w początkowej fazie działano po omacku. Uporządkowanie tak prozaicznej sprawy jak relacja wykonawca-kompozytor musiało zająć chwilę. Coś drgnęło w połowie lat dwutysięcznych. Wcześniej funkcjonował co prawda emblematyczny duet Pezet/Noon, ale tam w orgin story wpisane było, że ceniony producent Grammatik nawiązuje współpracę z obiecującym newcomerem. Siła symbolu w postaci dopisania Emade do Fisza przy albumu Piątek 13 (po Polepionych dźwiękach i Na wylot) i Webbera do Łony przy Absurdzie i nonsensie (po Końcu żartów i Nic dziwnego) był nie do podważenia. Stanowiła konkretny przejaw zmiany mentalności.

Favst: W końcu stało się ciałem to, o co wielu producentów upominało się od dawna, a mianowicie wywalczenie procentu od zysku z numerów. Znajduje to przełożenie na finansowe akcje, ale jest też po prostu sprawiedliwe. Dla obu stron. Wiesz, że jak zrobisz coś na odczepkę, to nie będzie generowało wyników; dostaniesz trzydzieści procent z gówna. Kolejnym aspektem jest wpisywanie nas w polu artysty na wszystkich platformach streamingowych. Niuans, ale bardzo istotny, bo wiąże się z ekspozycją w rankingach odtworzeń, co zmieniło publiczny odbiór. I rzeczywiście kawałki producenckie zaczęły pojawiać się w radio. „Daleka droga do domu” z mojej wspólnej płyty z Gibbsem jest teraz na powerplayu w Esce i RMF Maxxx. W tym kraju ciągle ma to znacznie dla generalnego pojęcia publiki i otwiera wiele drzwi. Zmiany nie da się nie zauważyć nawet, jeśli chodzi o podstawowy szacunek do producentów, jako współautorów utworu. Ważną sprawą jest to, że powoli zaczyna się rozumieć, czym są tantiemy autorskie oraz wykonawcze i dlaczego należy pilnować ich egzekucji. Chociaż jeszcze mamy w tym względzie epokę kamienia łupanego. Na pewno znaczenie ma również daleka droga, którą pokonaliśmy od czasu klepania kixnare'owych beatów. Obecnie uchodzimy wreszcie za songwriterów. Jesteśmy tym, kim kiedyś byli kompozytorzy, piszący hity dla wielkich wytwórni. Stary – o czym my w ogóle mówimy? Ja robiłem dawniej całe płyty za dziesięć tysięcy złotych. Zdarzyło się, że zamiast gotówki dostałem MacBooka o takiej wartości. Teraz nie ma takich akcji. Świat się zmienił.

Przełom nastąpił więc wraz z rozwojem YouTube'a, a następnie platform streamingowych. Zwracają na to uwagę wszyscy. Cyfra wymusiła wyświetlanie informacji, kto odpowiada za muzykę w danym numerze, więc współautorstwo wreszcie zostało należycie zasygnalizowane. Biorąc pod uwagę zawrotne tempo rozwoju tego biznesu, można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że status producentów nadal będzie rósł. Zmian cywilizacyjna już i tak robi wrażenie, skoro w zestawieniu najpopularniejszych polskich artystów na Spotify z 2019 roku pojawił się Kubi Producent, a dwanaście miesięcy później do ścisłej czołówki wdarł się Lanek, który niedawno powtórzył ten wyczyn. Co ich łączy? Oczywiście współpraca z Bedoesem. Hype związany z tymi przedsięwzięciami przełożył się na potrójną platynę za Kwiat polskiej młodzieży, poczwórną za Opowieści z Doliny Smoków czy podwójną za Rewolucję romantyczną. I oznaczał – nomen omen – rewolucję w powszechnym odbiorze układu raper/producent. Kamieni milowych dałoby się znaleźć więcej. Nie wypada nie zasygnalizować choćby kulturotwórczego i komercyjnego oddziaływania PRO8L3MU i Steeza jako siły sprawczej projektu. W jego przypadku nie chodzi zresztą tylko o PRO8L3M. Szulc jest przecież także wpływowym animatorem, stojącym za agencjami Revolume i Outrage czy labelem 2020. Ale to inna historia.

Atutowy: Trudno jest mi odnosić się do przeszłości. Dopiero od niedawna mam przyjemność pracy na najwyższym poziomie. Podziemne zabawy nie przynosiły większych profitów. Faktycznie było jednak tak, że wcześniej w ogóle nie dodawano adnotacji o producentach na YouTube czy innych platformach. A patrząc dwadzieścia lat do tyłu – regularnie pojawiał się problem z ustaleniem, kto wyprodukował dany numer. W dzisiejszych czasach wszystko jest fajnie opisane. Słuchacz od razu dostaje informację, kto dołożył rękę do tego, jak brzmi dany utwór. Wie przy tym, czego może się spodziewać, bo każdy z nas ma przecież swój styl. Producenci rosną także z tego powodu, że coraz więcej współprac opiera się na bezpośrednich spotkaniach, a nie na wysyłaniu paczek. To buduje relację. Pewnie zgodzisz się ze mną, że inaczej jest odbierane, gdy raper dostaje sto beatów, coś sobie wybierze i odeśle do aranżu, a inaczej, gdy siedzi z producentem w studio i wymyśla muzykę od początku. Zaczyna się od szkiców pomysłów, a finalnie powstaje gotowy kawałek. W tym drugim przypadku rośnie szacunek do naszej pracy. Wielu z nas wyszło to na plus. Z całym szacunkiem dla Premiera czy Pete'a Rocka i wszystkich innych producentów, którzy pracowali na takiej zasadzie, że do stopy i werbla dodawali sample już z basem, ale jest też coś w tym, że robi wrażenie, jak siedzisz przy parapecie i zagrasz fajną melodię albo wymyślisz ciekawą progresję. Co nie zmienia faktu, że sampling nie jest prostą rzeczą. Można zrobić utwór na loopie, a można wykręcić coś zupełnie innego, pozyskując pojedynczy dźwięk z innego numeru.

Tu nie chodzi o szelest, szacunkiem się płaci? Ostatecznie chodzi o jedno i drugie. I zarówno na poziomie hajsu, jak i atencji – nadszedł w Polsce czas producentów. Wykraczający znacznie poza przysłowiowe pięć minut. Nie zapowiada się przy tym, żeby miało dość do regresu w kwestii świadomości słuchacza; tego masowego, który ogarnia, kim jest Lanek i tego zaangażowanego w movement, który docenia, że rytm ostatnich miesięcy na scenie wyznaczali Pedro czy Olek. Pozostaje czekać, aż Szamz dostanie Paszport Polityki i będzie można z ulgą spuentować jak w dowcipach o Łotyszach: trud skończon? Hold up.

Magiera: Nie do końca czuję ten postęp. Za granicą rola producenta wciąż traktowana jest poważniej. Oczywiście z biegiem lat sytuacja się zmieniła, natomiast nie sądzę, żeby miało dość do zrównania raperów i nas. Choć są takie przykłady w Stanach Dre, DJ Khaled i jeszcze kilku innych. Ukułem takie określenie, że jesteśmy z obsługi. Jak graficy albo ekipy od klipów. Śpiewak zawsze będzie na pierwszym planie. Nie chciałbym zabrzmieć jak malkontent, ale znajdujemy się dopiero w przededniu momentu, gdy producenci zostaną naprawdę docenieni. Natomiast rzeczywiście zauważalny jest taki trend, że autora muzyki zwykle wpisuje się jako main artist przy publikacji utworu. I fajnie. Prym wiedzie rynek dystrybucji cyfrowej. Przestał dominować tradycyjny układ, że ktoś kupuje beat na płytę, sprzedaje wersję fizyczną i tyle. Pojawiło się nowe pole eksploatacji właśnie pomiędzy nośnikiem, a radiem – hybryda. Można więc walczyć o procent za stream, który należy się producentom, ale taka opcja jest dostępna od roku, dwóch czy trzech. W moim odczuciu artyści jedni mniej, drudzy bardziej mają wciąż za małe zaufanie do producentów. Przy amerykańskich przedsięwzięciach zaplecze bywa ogromne, a ludzie mają szerokie pole manewru. U nas – na tym małym ryneczku – raper najczęściej próbuje ogarnąć wszystko sam. Gdyby producenci, którzy przecież żyją z robienia muzyki i śledzą rynek, dostawali większą swobodę, byłoby lepiej dla wszystkich. Podsumowując – prawdą jest, że jesteśmy coraz bardziej eksponowani, ale to dopiero początek tendencji wzrostowej. Finał jeszcze daleko. Drzwi nie zostały otwarte, ale trzymamy za klamkę.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.
Komentarze 0