
Dawno dawno temu była sobie Bundesliga, którą nie zawsze wygrywał Bayern Monachium. Po siedmiu z rzędu mistrzostwach Niemiec dla Bawarczyków, w tym roku wreszcie jest szansa na kogoś nowego. To dobry moment, by przypomnieć drużyny, które jako ostatnie potrafiły wygrywać z dominatorem.
Rasenballsport Lipsk i Borussia Mönchengladbach przed Bayernem Monachium i Borussią Dortmund. Układ tabeli Bundesligi w trakcie zimowej przerwy wyglądał bardzo nietypowo. Przecież klub z Lipska dopiero za kilka miesięcy będzie świętował jedenastą rocznicę powstania, a Gladbach nie wygrało ligi od ponad czterdziestu lat. Niewykluczone, że wiosna przywróci stary porządek i Bayern znów zdoła odrobić straty. W przeszłości zdarzało się jednak, choć nie za często, że mistrzowską paterę w Niemczech podnosili piłkarze innych klubów. Przypominamy pięć ostatnich zespołów, które radziły sobie z Bayernem.
FC Kaiserslautern (1997/98)
Reinke, Kadlec, Koch, Kuka, Marschall, Ratinho, Roos, Schjönberg, Schäfer, Sforza, Wagner. Zawsze jest dobra pora, by przypomnieć sobie zwycięski skład Kaiserslautern z meczu z Bayernem w sezonie 1997/1998. Nawet jeśli trwa właśnie mecz ekstraklasy Piasta Gliwice z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza, a ty komentujesz go w telewizji. Tomasz Hajto miał jednak dobry powód, by wspomnieć tamten zespół Otto Rehhagela, bo to była jedna z największych sensacji w historii Bundesligi. Kaiserslautern, które rok wcześniej grało jeszcze w 2. Bundeslidze, jako jedyny beniaminek w historii niemieckiej piłki sięgnęło po mistrzostwo Niemiec. Trener Rehhagel przeszedł więc dobrą zaprawę przed sensacją, którą miał w skali kontynentu zgotować sześć lat później, zdobywając z Grecją mistrzostwo Europy. Poza tym jednym niesamowitym przypadkiem, pozostałe mistrzostwa w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych trafiły do Monachium. Kaiserslautern ma dziś problemy w trzeciej lidze, ale jego skład sprzed dwudziestu lat po prostu wypada znać. Takiej historii pewnie już w niemieckiej piłce nie będzie. Bo to właściwie nie miało prawa się zdarzyć.
Werder Brema (2003/2004)
Wielu ekipom przypisuje się dziś epitet "legendarna", ale to naprawdę była legendarna ekipa. Gruby Ailton strzelający gola za golem, grający u jego boku Ivan Klasnić i obsługujący ich genialny reżyser Johan Micoud. A wokół nich cała zgraja noszących fortepian, jak Tim Borowski, Frank Baumann czy Mladen Krstajić. Zespół Thomasa Schaafa nie tylko pobił Bayern w Bundeslidze, ale jeszcze sięgnął w tamtym sezonie po Puchar Niemiec. A jeszcze rok wcześniej nic nie zapowiadało takich sukcesów, bo Werder zajął dopiero szóste miejsce. Choć Brema jeszcze przez kilka lat należała do czołówki, tak genialnie nie grała już nigdy. Wspomnienie radości Ailtona zostanie fanom Bundesligi w głowach na jeszcze długo.
VfB Stuttgart (2006/2007)
Kolejny mistrz, którego nikt się nie spodziewał. Przecież rok wcześniej Stuttgart zajął dopiero dziewiąte miejsce, nawet nie kwalifikując się do europejskich pucharów. Przecież nawet w samej końcówce sezonu to Schalke 04 uchodziło za faworyta. Euzebiusz Smolarek strzelił mu jednak gola w derbach Zagłębia Ruhry, przegranych przez zespół z Gelsenkirchen i to VfB niespodziewanie wyskoczyło na czoło przed ostatnią kolejką. Gwiazdami tamtej drużyny byli napastnik Cacau, pieszczotliwie zwany w Niemczech "Helmutem", bramkarz Timo Hildebrand, młodzi Mario Gomez i Sami Khedira, czy Thomas Hitzlsperger, który jako pierwszy niemiecki piłkarz tego formatu dokona później coming-outu. W skarbach kibica przed tamtym sezonem w składzie Stuttgartu znalazły się jeszcze zdjęcia Danijela Ljuboi, który jednak na początku sezonu odszedł do Hamburga, tracąc szansę na tytułowanie się mistrzem Niemiec.
VfL Wolfsburg (2008/2009)
Atak Edin Dżeko-Grafite, asystujący im Zvjezdan Misimović i trzymający obronę Andrea Barzagli. W tamtym sezonie nawet w przerwie zimowej trudno było przewidzieć, że "Wilki" sięgną po pierwsze i jak dotąd jedyne mistrzostwo Niemiec. Na półmetku zespół był przecież poza strefą pucharową, a wszyscy zachwycali się rewelacyjnym beniaminkiem z Hoffenheim. Słabość Bayernu Monachium Jürgena Klinsmanna wykorzystał atakujący z drugiego szeregu Wolfsburg, który wiosną w fenomenalnym stylu ograł Bawarczyków 5:1, a rajd Grafite, zakończony golem piętką, znajduje się od tego czasu w praktycznie każdym filmie promocyjnym Bundesligi. Jacek Krzynówek, który rozegrał w tamtym sezonie cztery mecze, ma dzięki temu mistrzostwo w CV, a słynny kat Felix Magath mógł triumfować. Mordercze treningi z bieganiem pod górę ostatni raz w jego karierze przyniosły wówczas efekt.
Borussia Dortmund (2001/2002, 2010/11, 2011/12)
Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat nikomu tak często nie udało się zgarniać Bayernowi mistrzostwo sprzed nosa. Przy czym "często" oznacza w niemieckich warunkach trzy razy. Mistrzostwa z początku i końca pierwszej dekady XXI wieku trzeba traktować jako dwie części tej samej opowieści. Pierwsze, zdobyte za czasów trenera Matthiasa Sammera, było historią o klubie, który zamarzył o pobiciu Bayernu jego sposobem, czyli wydając wielkie pieniądze na największe gwiazdy. Dortmundczykom dało to wprawdzie mistrzostwo, ale w dłuższej perspektywie wpędziło klub na skraj bankructwa. Borussia podleciała zbyt blisko słońca i mogła zapłacić za to najwyższą cenę. Z zapaści wyprowadził ją dopiero Jürgen Klopp, za grosze budując zespół, który dwa razy z rzędu zdobędzie mistrzostwo, sięgnie po Puchar Niemiec i jeszcze dotrze do finału Ligi Mistrzów. Z polskiej perspektywy to była przede wszystkim drużyna Roberta Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka, ale gdyby się dobrze zastanowić, jej skład pamięta się po latach nie gorzej niż ten Kaiserslautern. Byli w nim piłkarze, którzy startowali do wielkich karier, jak Lewandowski, Mats Hummels czy Mario Götze. Byli tacy, którzy dłużej nie byli w stanie utrzymać się na tym poziomie, jak Kevin Grosskreutz czy Neven Subotić. Razem tworzyli jednak piekielnie silną, a przy tym po ludzku fajną drużynę. Czyli taką, jaką chyba tylko Jürgen Klopp potrafi stworzyć.