Młodzi widzowie Netflixa krytykują serial Przyjaciele. Uważamy, że komuś tu sufit spadł na głowę

Zobacz również:W mordę jeża! „Świat według Kiepskich” ma zejść z anteny po 23 latach
przyjacielecover.jpg
fot. archiwum dystrybutora

Nie ma świętych krów i generalnie rozumiemy tych, którym przygody Rossa, Rachel i reszty mogą się po prostu nie podobać. Ale musimy zabrać głos, bo argumentacja, której używają świeżo upieczeni hejterzy Przyjaciół jest obezwładniająca.

Od niedawna wszystkie 10 sezonów chyba najsłynniejszego komediowego sitcomu świata możecie obejrzeć na Netflixie. Umówmy się, większość z nas ma pewnie zjedzony każdy odcinek Przyjaciół jeszcze z czasów, gdy leciał on na Polsacie. Dla wielu to tytuł, który kojarzy się z beztroską młodością przed telewizorem, najtisami i ogólnie z samymi fajnymi rzeczami, dlatego - nie ma co zaprzeczać - trochę jest tak, że nieco na wyrost uważamy Przyjaciół za najlepszy sitcom świata. Ale z drugiej strony trudno oceniać jakikolwiek serial w oderwaniu od kontekstu, a skoro Przyjaciele po prostu dobrze nam się kojarzą (i wciąż śmieszą, a to ważne), to w sumie dlaczego nie mielibyśmy ich kochać? No i jest tak, że kiedy tylko natrafiamy na jakikolwiek odcinek na Comedy Central, to nikt nigdy nie przełącza na inny kanał.

Tyle że pokolenia się zmieniają, a dla wielu netflixowiczów to nie Przyjaciele, a na przykład Stranger Things było tym tytułem, od którego wszystko się zaczęło. Dlatego takim szokiem były reakcje neofitów po obejrzeniu serialu online. Co przede wszystkim zarzuca się Przyjaciołom w 2018 roku?

1. Dyskryminowanie czarnych: cała szóstka głównych bohaterów jest biała

2. Homofobię i żarty z mniejszości seksualnych

3. Seksizm

4. Pochwałę molestowania seksualnego

5. Szydzenie z ludzi otyłych

O mamo. Musimy odetchnąć, żeby rozprawić się z tymi bzdurami. Jako przerywnik - seksistowski gif z półnagim Rossem.

Po pierwsze - Przyjaciele nikogo nie dyskryminowali. Faktycznie, czarni pojawiają się tam tylko na drugim planie, warto jednak przypomnieć sobie, że serial trafił na antenę NBC w 1994 roku, a to generalnie był okres supremacji białych w showbusinessie. Przez lata programy telewizyjne z udziałem Afroamerykanów z marszu były traktowane jako kierowane do czarnej widowni (Bill Cosby Show, Albert), zresztą, żeby daleko nie szukać, pamiętacie jakim skandalem był owiany związek czarnoskórego Diddy'ego z białą Jennifer Lopez? Czy to było niesprawiedliwe? Tak, było. Podobnie jak marginalizowanie kolorowych w amerykańskim kinie lat 50. i 60. Ale nie znaczy to, że Matthew Perry z Jennifer Aniston w przerwach pomiędzy kręceniem kolejnych scen opowiadali sobie dowcipy o Martinie Lutherze Kingu. Tak po prostu wyglądała społeczna świadomość Amerykanów połowy lat 90. i możemy tylko cieszyć się, że wszystko uległo zmianie. Znajdźcie natomiast chociaż jeden odcinek Przyjaciół, który boleśnie uderzałby w kolorowych. Powodzenia!

Po drugie - homofobia. Pamiętacie chyba, że ważną rolę w życiu Rossa odegrała pewna lesbijska para? Albo że ojciec Chandlera zmienił płeć? No to według współczesnych widzów nie można się z tego śmiać. Tyle, że ci sami widzowie jak orężem machają słowem tolerancja, które z założenia mówi o traktowaniu wszystkich tak samo. Czyli również ze wszystkich można robić sobie żarty. Jak widać - nie do końca. Tymczasem w latach 90. Przyjaciele byli traktowani jako serial postępowy, który miał odwagę mówić pod płaszczykiem żartu o poważnych sprawach, jakich bali się poruszać inni.

Po trzecie - seksizm. Czyli randkowanie, częste zmienianie partnerów, Joey zapominający imion dziewczyn, z którymi się przespał... No błagamy. O ile pamiętamy, akcja Przyjaciół nie rozgrywała się w alpejskim klasztorze, a samym sercu Nowego Jorku, w dodatku bohaterami byli ludzie wchodzący w dorosłość. Poza tym, nie zdradzając szczegółów tym, którzy nie widzieli, ale mimo wszystko pojawiały się tam stałe związki. Byli też i single, bo generalnie tak to już jest w życiu, chyba że żyjecie w społeczeństwie amiszów. Akurat pod tym względem Przyjaciele trzymali się ziemi jak mało który serial!

Po czwarte - pochwała molestowania seksualnego. I tu netflixowa premiera Przyjaciół trafiła na wyjątkowo niekorzystny moment. Bo ogólnie to zgadzamy się z tym, że Harvey Weinstein czy Kevin Spacey robili rzeczy paskudne, za które należy im się społeczny ostracyzm. Natomiast prawdą jest też, że doszliśmy do swoistego stupidity peak, w którym o molestowanie seksualne można być oskarżonym, gdy na ekranie ściska się kobiecie dłoń o sekundę za długo. A związek Moniki z 20 lat starszym mężczyzną? Konserwatywni widzowie hejtują, a my przypominamy różnicę wieku pomiędzy konserwatywnym i aktualnie urzędującym prezydentem USA oraz jego małżonką.

Po piąte - żarty z otyłych i rzekomej tuszy Moniki. Tu już poprawność polityczna przekracza nasze żenadomierze. Zakładamy, że większość krytykujących chciałaby, żeby w jej rolę wcieliła się Gabourey Sidibe, czyli główna bohaterka Precious. Jak dla nas - w porządku. No i jest czarna, co dodatkowo stanowiłoby niezaprzeczalny atut.

A teraz na poważnie: Przyjaciele byli i są przede wszystkim niesamowicie ciepłym, zabawnym i wzruszającym serialem, który jak żaden inny poprawiał nastrój, przywracał wiarę w drugiego człowieka i siłę przyjaźni. Coś nam się wydaje, że to z tego powodu ich fenomen będzie trwał wiecznie. I my jesteśmy z tym OK.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.