Monsieur Benzema ułaskawiony. Nad Sekwaną wygrał futbol, a nie polityka

Zobacz również:Piękne kulisy kadry Manciniego. 12 rzeczy, których dowiedzieliśmy się po serialu „Sogno Azzurro”
Karim Benzema w trakcie ostatniego meczu dla reprezentacji Francji
Fot. Jean Catuffe/Getty Images

Po sześciu latach Karim Benzema przeprosił się z reprezentacją Francji, co oznacza, że na Euro 2020 zobaczymy najlepszego rozgrywającego napastnika futbolu. Samo wyobrażenie ataku mistrzów świata z Benzemą, Kylianem Mbappe i Antoinem Griezmannem wzbudza ekscytację. „Ponad wszystkim powinien być interes francuskiej drużyny narodowej” – wytłumaczył selekcjoner Didier Deschamps. Ostatecznie Francuzi postawili piłkę ponad polityką i trwającym latami procesem sądowym. I jeśli ktoś odbiera ten powrót Benzemy inaczej, musi mu być nie po drodze z samą grą albo napastnikiem z Lyonu.

Dla mnie powrót Benzemy do kadry mistrzów świata to, jak mówi klasyk, oznaka rozumu i godności człowieka u Francuzów. Od dawna był dla mnie papierkiem lakmusowym, nieco jak Piotr Zieliński w naszym kraju, bo rozumieć grę Karima Mustafy, to rozumieć piękno futbolu. Od lat robi to zjawiskowo, jakby widział więcej, ale z Madrytem musiał rozstać się Cristiano Ronaldo, by stał się pierwszoplanową postacią, a świat rzeczywiście to docenił. Z gry trafia nawet częściej niż Portugalczyk, odkąd ich drogi rozeszły się na dobre. Wcześniej pracował na CR7, teraz pracuje na innych, ale niezmiennie nie ma drugiego tak rozgrywającego piłkę napastnika. Dla formalności: Leo Messiego nie liczę, bo on wyłamuje się z jakichkolwiek ram pozycyjnych.

Odebrałem decyzję Deschampsa jako news dnia, zwycięstwo piłki, bo na mistrzostwach Europy powinniśmy oglądać najlepszych, klasycznie jednak internet przywitał mnie antagonizmem i wyborem odwrotnego kierunku. „Nie mam zdolności cofnięcia czasu, nikt jej nie ma. Interes Francji był najważniejszy. Wykonaliśmy wielki krok, spotkaliśmy się, rozmawialiśmy wyczerpująco. Karim tego potrzebował i ja również. Po tej rozmowie miałem długi czas refleksji, jej szczegółów nie ujawnię, ale podjąłem decyzję, że go potrzebujemy” – tłumaczył selekcjoner Didier Deschamps, któremu nie było po drodze z 33-latkiem, lecz nigdy nie zamknął mu ostatecznie drzwi do drużyny narodowej.

Po kolei warto się rozprawić z pewnymi powielanymi powszechnie opiniami: „przywrócili do kadry gościa, który szantażuje kolegę”. Słynna sekstaśma Mathieu Valbueny i rzekomy szantaż kolegi przez Benzemę. Przypominam, że w świecie obowiązuje coś takiego jak domniemanie niewinności przysługujące każdemu obywatelowi, a od 6 lat napastnik Realu Madryt nie został uznany za winnego w tej sprawie. Żadnego wyroku nie ma – o nim zdecyduje już Wersal w październiku, kiedy dojdzie do kolejnej rozprawy sądowej. Na razie jednak od 2015 roku nie uznali go współwinnym. Jeśli tak by się stało, może go czekać nawet 5 lat więzienia i 75 tysięcy euro kary, ale nadal – to decyzja Wersalu, a nie francuskiej federacji. Po to sądy zajmują się tak wnikliwie takimi sprawami, aby nie pogrzebać komuś życia osądami bez pokrycia, które łatwo rzucać w przestrzeni publicznej.

Wiemy z nagrań, że kilka osób szantażowało Valbuenę, nie był to Benzema, ten teoretycznie wcielił się w rolę mediatora. „Uważaj, Math, to źli, bardzo źli ludzie. Bandyci. Mogę cię przedstawić komuś, komu ufam, aby pomógł ci rozwiązać ten problem” – pada w nagraniach, jak relacjonują francuskie media. Jakie miał intencje, to już nie nam rozstrzygać. Sam Valbuena opowiadał, że nie namawiał go do płacenia, ale poczuł się zdradzony. Póki co jest niewinny, a reszta w rękach Wersalu. Świat zna niejeden przypadek osób, które straciły kilka lat na procesach sądowych, by na końcu zostać uniewinnionym. To jednak kosztuje reputację i najlepsze lata. Sprawa stała się polityczna, bo nawet premier Manuel Valls powiedział, że sportowiec powinien być krystalicznie czysty. Ale o tym rozstrzygnie Wersal, a nie Clairefontaine.

Deschamps nie jest głupi, czujnie wsłuchuje się w nastroje szatni. A ta wie, że kolejny rok z rzędu Benzema zostaje uznany najlepszym piłkarzem grającym poza granicami Francji. Widzi jego klasę, powszechny szacunek i wpływ na szatnię. Przecież to on odpowiada za rozwój i opiekę nad talentami w Realu Madryt, wziął pod swoje skrzydła Viniciusa czy Rodrygo. Gdyby drużyna narodowa miałaby coś przeciwko niemu, byłby personą wyklętą, nie ma mowy, że dostałby powołanie na Euro 2020. Zresztą reakcja Kyliana Mbappe mówi sama za siebie. Nie może się doczekać, aby skorzystać z jego boiskowej inteligencji i nawiązać połączenie w ataku.

Kolejny wątek: „nie czuje więzi z reprezentowaną kadrą, mówi otwarcie o tym, że jest narodowości innej niż reprezentowany kraj”. Jakby Karim Benzema był pierwszym i ostatnim człowiekiem wybierającym przysługującą mu reprezentację z powodów sportowych. Urodził się w Lyonie, jest Francuzem i może śmiało grać w jej kadrze. Sprawa rozchodzi się o jego słowa: „Gram dla Les Blues z powodów sportowych, ale mój kraj to Algieria. To kraj mojego ojca, jest w moim sercu, ale w sporcie będę grał po francuskiej stronie”. Dodajmy szerszy kontekst: „Kiedy o tym mówiłem, to dlatego, że nie miałem wątpliwości, gdzie chcę grać. Rozmawiamy o piłce, więc decyduje sport. Nigdy wątpliwości między Francją a Algierią nie były uczuciowe. To absurd, że co jakiś czas mi to wyjmują. Powiedziałem, że jestem bardzo dumny, że pochodzę z Algierii. Więzy krwi i pochodzenie wiele dla mnie znaczą. Dorastałem jednak także we Francji. Grałem i będę grał dla jej kadry. To absurdalne i śmieszne, później jeszcze dopisywali mi, że zrobiłem to dla pieniędzy. Jako dzieciak wybrałem Francję i tak już będzie. Kropka” – tłumaczył w dokumencie „Sprawa Benzemy”.

Żyjemy w tak kosmopolitycznym, wielonarodowym świecie, że absurdem jest nakazywanie komuś wybrania jednej narodowości. Benzema utożsamia się z oboma, lecz na inne sposoby. Czy tu naprawdę trzeba poruszać wątki tego, że co chwilę wiążą się ludzie z różnych krajów, sytuacja zmusza ich do mieszkania jeszcze gdzie indziej, a dziecko może czuć bliskość nawet z trzema narodowościami? Aby zrozumieć, co w głowie mają Zinedine Zidane czy Karim Benzema, należałoby się wczuć w wychowanie ich przodków. Zrozumieć, kim są Kabylowie pochodzący z górzystych terenów Algierii. Ile znaczy dla nich walka o prawa narodowe, jaki system wartości wyznają, jak rozumieją władze, o czym nauczali w górzystych wioskach, jakie mają relacje z Francuzami. Kabylowie zawsze byli wychowani w kulcie pracy, ale też poczuciu odrębności. Podczas kolonizacji ich ubogie tereny nie były atrakcyjne dla Francuów, więc zachowały przez lata naturalną tożsamość. Zawsze jednak doceniano energię, sumienność i pracowitość Kabylów. Przez przodków Zidane i Benzemą mają bliższe, niejako braterskie, powiązanie, bo byli wychowywani na podobnych zasadach.

Jeśli spojrzeć na francuską drużynę narodową, tam prawie każdy utożsamia się z więcej niż jednym krajem. Wissam Ben Yedder z Maroko, Marcus Thuram i Kinglsey Coman z Gwadelupą, Moussa Sissoko i N'Golo Kanté z Mali, Corentin Tolisso z Togo, Kurt Zouma z Republiką Środkowoafrykańską, Presnel Kimpembe z DR Kongo, Jules Koundé z Beninem, Raphael Varane z Martyniką, Mike Maignan z Gujaną Francuską, ech, można tak długo.

To przecież jedno z najbardziej wyrazistych uosobień dzisiejszego kształtu świata, drużyna nosząca historię wielkich migracji, będąca symbolem odmienności, wielokulturowości i zacierania się granic. Stanowią niesamowitą mieszankę ludzkich historii ukształtowaną w ekipę mistrzów świata. I zapewne wielu z nich nie zgadza się z aktualnym kształtem Francji jako państwa, lecz woli nie mieszać piłki z polityką. Karim Benzema raczej nie gryzie się w język. I owszem, Benzema nie śpiewa hymnu, i to nie zmieni się podczas nadchodzących mistrzostw Europy. Tłumaczy to tak: „Jeśli dobrze wsłuchamy się w tekst i słowa, to Marsylianka wzywa do wojny. Nie wyznaję tego, nie podoba mi się to”. Ma pecha, że nie urodził się w Hiszpanii, bo nie musiałby śpiewać słów. Kontekst historyczny jest ważny, lecz Marsylianka to nadal marsz wojenny i sam tekst o napojeniu ziemi krwią nie musi być przez wszystkich popierany. Przez poprzednie 81 meczów Benzemy w reprezentacji jego milczenie nie było aż takim problemem.

Pochodzimy z kraju o zupełnie innym kontekście kulturowym, raczej nieskażonego multi-kulti na przestrzeni lat. Jednakże rozdającego paszporty i zaproszenia do drużyny narodowej przy pierwszej lepszej okazji. Kiedy tylko ktoś mógł nas wzbogacić, miał grać. Może teraz mamy do tego lepsze podejście, ale wcześniej decydowały wyłącznie aspekty sportowe. Zobaczcie, jaką narodową debatę wzbudza jakikolwiek piłkarz o polskich korzeniach, nazwisku czy deklarujący chęć przyjęcia paszportu z powodu dziadka czy prababci. Na wielkich turniejach reprezentowali nas piłkarze ledwo mówiący po polsku, tacy, którzy przyszłość wiążą z zupełnie innymi miejscami na ziemi, po prostu szukający tu okazji na karierę. To federacja brała takich zawodników z pocałowaniem ręki i jeszcze o nich zabiegała, nie była to oddolna wola kibiców, lecz i tak brzmi to absurdalnie, kiedy polskie głosy oburzają się na wybór reprezentacji przez Benzemę urodzonego w Lyonie. Mając to pamięci, na czele z Euro 2012, byłoby mi głupio karcić teraz kogokolwiek, że czuje ciut większy sentyment do kraju rodziców, że utożsamia się z więcej niż jednym narodem, że naturalnie wybrał lepszą reprezentację z kraju, w którym się urodził i wychował.

Nad Sekwaną bardzo lubią politykę, a jeszcze bardziej mieszanie jej z każdą płaszczyzną życia. Powrót Karima Benzemy do drużyny narodowej zajął zdecydowanie zbyt długo, ale nigdy nie jest za późno. Absolutnie nie oznacza to, że teraz wygrają mistrzostwa Europy, jednak zwiększają sobie szanse. Ale przymajmniej schowali dumę do kieszeni, pomyśleli o futbolu i zaprosili ponownie jednego z najlepszych piłkarzy świata do reprezentacji. Cieszy, że w tym wypadku w końcu zyska sport i to względy piłkarskie były na pierwszym miejscu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.