Trochę szok, ale to prawda. Wydaje się, że Mura Masa jest z nami od zawsze, a ten człowiek dopiero w przyszłym roku skończy 30-tkę.
Materiał powstał przy współpracy z Live Nation
Myślę, że mieliśmy już dostatecznie długi okres, w którym pop był w rzeczywistości muzyką elektroniczną o tańczeniu i dobrym samopoczuciu, z kawałkami w stylu put your hands up in the air like you just don’t care. Wydaje mi się, że przyszłość będzie skoncentrowana wokół emocji, szczerości i… wrażliwości – a taka muzyka jest obecnie moją ulubioną – mówił pięć lat temu w rozmowie z newonce.
I taki jest jego ostatni album Curve 1. Krążek reprezentuje niemal całkowitą zmianę w produkcji muzycznej Mura Masy, odchodząc od współpracy z dużymi gwiazdami na rzecz bardziej eksperymentalnego podejścia, Silnie klubowy klimat, taneczne beaty, eksperymentalne podejście do sampli (Mura Masa klei z nich opowieść nieco jak DJ Shadow). Ale Curve 1 cechuje się też melancholijnym nastrojem, co tylko wzmacnia szczerość tego wydawnictwa.
Inna sprawa, że Mura Masa ma już komfort nagrywania tego, co tylko chce, bez grania pod publiczkę. Jego albumy Mura Masa, R.Y.C. i Demon Time spotkały się ze świetnym przyjęciem słuchaczy, sytuując go w grupie nowych klasyków tanecznej elektroniki, obok Disclosure czy Kaytranady. To teraz może odrobinę poeksperymentować. I tak podczas koncertów zawsze znajdzie się miejsce dla Lovesick.
Warszawa będzie jedynym polskim przystankiem na trasie promującej Curve 1. Mura Masa zagra w sobotę 8 listopada w stołecznej Progresji. Bilety jeszcze są dostępne.
Materiał powstał przy współpracy z Live Nation
