Odpowiedź Arsenalu na sobotnie zwycięstwo Manchesteru United była rzeczowa i skuteczna. Młoda drużyna Mikela Artety pokazała dojrzałość w starciu z Leicester City i ma sprawy pod kontrolą. The Gunners są w strefie Ligi Mistrzów i zaczynają się w niej urządzać. Najmniejsza liczba rozegranych spotkań spośród wszystkich kandydatów do zajęcia czwartego miejsca pozwala im zachowywać spokój w finale tej pokerowej rozgrywki.
Arteta po raz drugi zdołał ze swoim zespołem wypracować serię pięciu kolejnych zwycięstw i może być z tego dumny. Tak jak w maju 2021 roku, tak i teraz Kanonierzy są zainteresowani w każdym spotkaniu całą pulą i ten cel konsekwentnie realizują. Uwagę zwracają te fragmenty meczów, w których gołym okiem widać wypracowane schematy – sposób rozgrywania piłki, często na jeden kontakt, drużyna w ciągłym ruchu, wymienność pozycji i niesamowity polot. Arsenal nie walczy o Top 4 rozpaczliwie. Dużo w tym frajdy z grania w piłkę, co cieszyć może fanów z północnego Londynu podwójnie.
JAK TEGO NIE ZEPSUĆ?
Po ostatnim gwizdku na The Emirates Arteta mógłby śmiało zaprosić Brendana Rodgersa na lampkę dobrego wina i zapytać menedżera Leicester City, jakich błędów uniknąć, by nie wypuścić w końcowej fazie sezonu awansu do Champions League. Rodgers z radością znalazłby się na miejscu Hiszpana, bo dziś jego drużyna walczy o zupełnie inne cele. Leicester z ostatnich lat to idealny przykład tego, że musisz wykorzystać swoje dobre momenty, bo później winda może pojechać raptownie w dół.
Lisom nie grozi oczywiście spadek, jednak dwunaste miejsce to coś, co z pewnością trudno zaakceptować fanom. Ci liczyli, że po dwóch z rzędu wygranych meczach ligowych w Londynie zespół zaprezentuje się dużo lepiej. Ale Arsenal udowodnił, dlaczego w obecnym sezonie jest na swoim boisku najlepiej punktującą drużyną obok Liverpoolu i Manchesteru City. Kanonierzy już przed niedzielnym spotkaniem mieli większą zdobycz punktową w domu niż w całych poprzednich rozgrywkach. Świetnie wywiązują się na The Emirates z roli faworyta, kiedy bowiem przychodzi im grać z kimkolwiek spoza czołowej czwórki, są nie do pokonania.
Arsenal nie walczy o Top 4 rozpaczliwie. Dużo w tym frajdy z grania w piłkę, co cieszyć może fanów z północnego Londynu podwójnie.
Gole Thomasa Parteya i Alexandre’a Lacazette’a sprawiły, że Arsenal wreszcie wygrał mecz z bezpieczną przewagą, wszystkie cztery poprzednie zwycięstwa rozstrzygały się na marginesie jednej bramki. Kolejne trzy punkty, jakie dopisali sobie Kanonierzy powodują, że progres w stosunku do ubiegłego sezonu jest naprawdę duży. To już kilkanaście punktów więcej na tym etapie sezonu.
BŁĘDY PLUS PECH
Po zwycięstwie w poprzedniej kolejce Premier League Arsenal awansował na czwarte miejsce w tabeli. Wdarł się do tego grona pierwszy raz od stycznia, ale teraz wygląda na naprawdę mocny zespół, który nie zamierza tego oddać. Wygrana z Leicester City była szesnastą w tym sezonie. Niewielka liczba remisów drużyny Artety, zaledwie trzy, pokazuje, że chcą być bezkompromisowi, że zawsze walczą o pełną pulę i choć kilka razy się nie udało, podążać wyznaczoną drogą.
Może komuś trudno w to uwierzyć, ale ten sezon mógłby być jeszcze lepszy dla Arsenalu. Gdyby nie mnożące się błędy prowadzące do utraty bramek i spory pech w postaci aż czternastu słupków i poprzeczek, The Gunners najprawdopodobniej już dziś świętowaliby finisz w Top 4. Ale przecież kibice innych klubów też mogą użyć argumentu „gdyby”, więc najważniejsze jest to, że Arteta na bieżąco stara się dokonywać korekt i cały czas ulepszać swój zespół.
Z pewnością niewiele osób pamięta już, że latem ubiegłego roku nikt nie wydał w Europie na transfery tyle co Arsenal, jednak okazuje się, że wzmocnienia, jakich dokonano, dość szybko zaczynają się spłacać. Zważywszy na fakt, że pozyskani zawodnicy to przedział wiekowy 21-23 lata, prawdziwe owoce mogą być bardziej okazałe niż obecne czwarte miejsce.
Arsenal, mimo młodego składu, chce grać z mentalnością zwycięzców, zresztą idealnie pokazuje to bieżący sezon. Kanonierzy napoczynali rywali aż 19 razy. Jako pierwsi gola strzelali w tym sezonie częściej tylko gracze Manchesteru City, Liverpoolu i Chelsea. Być może w tej właśnie statystyce leży jakiś klucz, bo kolejność w tabeli Premier League jest dzisiaj identyczna.