Czwórka podwójna pań to od lat nasza najmocniejsza wioślarska osada. Mistrzynie świata z 2018 roku, wicemistrzynie z 2017 i 2019 oraz brązowe medalistki z poprzednich igrzysk w Rio de Janeiro zaczęły jednak sezon od sporych problemów w przygotowaniach. Z jedną z liderek osady, Agnieszką Kobus-Zawojską, rozmawiamy o trudnym budowaniu formy i tym, czego oczekiwać w Tokio po naszej eksportowej łódce.
Czwórka podwójna kobiet to od lat nasza najmocniejsza wioślarska osada. Mistrzynie świata z 2018 roku, wicemistrzynie z 2017 i 2019 oraz brązowe medalistki z poprzednich igrzysk w Rio de Janeiro zaczęły jednak sezon od sporych problemów w przygotowaniach. Z jedną z liderek osady, Agnieszką Kobus-Zawojską, rozmawiamy o trudnym budowaniu formy i tym, czego oczekiwać w Tokio po naszej eksportowej łódce.
Aktualnie nasza osada, w składzie Kobus-Zawojska, Maria Sajdak, Marta Wieliczko i Katarzyna Zillmann jest na zgrupowaniu w Tatrach, gdzie przechodzi bardzo mocny trening z myślą o Tokio. Rozmowa opóźniła się o jeden dzień, bo nasza wioślarka… nie była w stanie rozmawiać po jednym z mocniejszych dni obciążeniowych.
*****
Jakub Kazula: Nie mogę nie zacząć od tego, co tam się wczoraj działo, że aż padłyście z wyczerpania?
Agnieszka Kobus-Zawojska: Mówiąc z perspektywy teorii sportu i tego, czego się uczyłam na warszawskim AWF-ie, to aktualnie rozpoczęłyśmy BPS, czyli bezpośrednie przygotowanie startowe. Kolokwialnie można powiedzieć, że to taki „sezon w pigułce”. Pierwsza jego faza odbudowująca nastawiona jest na trening objętościowy i wszechstronny. Dużo tu wysiłku na siłowni oraz jazdy na rowerze po górach. Dodatkowo śpimy w pokojach z hipoksją, które symulują warunki wysokościowe. To nie jest oczywiście wioślarski trening specjalistyczny, ale ma nam pomóc zbudować dużą bazę tlenową i spowodować mentalny odpoczynek od wody. Czasem trzeba zatęsknić za wiosłowaniem i poczuć „głód wody” . Za kilka dni jednak rozpoczynamy już treningi na wodzie i to będzie nasze główne zajęcie niemalże do końca BPS-u. Przed samym startem na igrzyskach w Tokio pozostaje nam już tylko regeneracja sił i zbieranie energii.
Widzę, że trafiłem na najgorszy moment przygotowań z tym wywiadem?
Wczoraj miałyśmy 84 kilometry na rowerze, z przewyższeniami do 1400 metrów. To trasa po której już można się zmęczyć, szczególnie, że nie przepadam za rowerem. Zawsze żartuję, że dla mnie najprzyjemniejszą częścią treningu są górskie widoki, szczególnie te z najwyżej położonych miejsc widokowych. To rekompensuje mi cały wysiłek. I tak też było wczoraj. Za to dzisiaj miałyśmy kilka podjazdów po 3 kilometry, a końcowym widokiem był trener w samochodzie (śmiech).
Przygotowanie pod konkretny start znaczy obecnie jedno – igrzyska olimpijskie w Tokio, bo innych startów do tego czasu już nie macie.
Zgadza się. Nie mamy. Ostatnie nasze starty miałyśmy 4-6 czerwca w Sabaudii podczas Pucharu Świata. Szczęśliwie skończyłyśmy go na medalowej pozycji. (polska czwórka zajęła trzecie miejsce – przyp. red.) Teraz już tylko przygotowania, a naszym następnym startem będzie już przedbieg w Tokio.
Polskie wiosła miały bardzo trudny początek sezonu. Zdrowie mocno namieszało w przygotowaniach, między innymi nie było Cię na mistrzostwach Europy i wydaje się, że z dyscyplin olimpijskich to właśnie wioślarstwo w Polsce miało najtrudniejszą sytuację na początku sezonu. Czy „od środka” też tak to wygląda?
Ja oczywiście mogę mówić tylko za siebie. Tak naprawdę i tak miałyśmy jechać na mistrzostwa składem odmienionym, bez Kasi Zillmann, która miała kontuzję. Potem trener zaproponował inną zmianę, ze mną poza łódką. Ostatecznie wyszło tak, że przez mojego koronawirusa wszystko się wyjaśniło samo i dziewczyny pojechały beze mnie. Wynik był, jaki był (osada przypłynęła na siódmej pozycji - przyp. red.). Po tym starcie trener stwierdził, że teraz musimy się docierać w wyjściowym składzie ale wcześniej przede wszystkim powrócić do zdrowia, a to u wszystkich z nas po covidzie, chociaż tylko na chwilę, ale jednak osłabło. Ja mentalnie bardzo chciałam startować zaraz po przechorowaniu ale pomimo tego, że przeszłam chorobę praktycznie bezobjawowo to organizm odmawiał mi trochę posłuszeństwa.
Finalnie wystąpiłyśmy na dwóch Pucharach Świata w stałym składzie. Majowy start w Lucernie nie był najlepszy (czwarte miejsce ze sporą stratą do podium – przyp. red.) ale już w czerwcu w Sabaudii wróciłyśmy na to miejsce, na którym na tym etapie powinnyśmy być (trzecie miejsce – przyp. red). Uważam, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przeszłam tego wirusa, los tak chciał, ale wróciłam i teraz już będzie dobrze.

Tegoroczne mistrzostwa Europy były taką czerwoną lampką (żadna z olimpijskich osad nie zdobyła medalu, po aż czterech na mistrzostwach świata w 2019 roku – przyp. JK), po której wielu kibiców zaczęło się zastanawiać, co się dzieje w polskich wiosłach. Dopiero potem wyszły różne informacje o problemach w przygotowaniach. Tendencja jest jednak wzrostowa i rozumiem, że szczyt ma być w Tokio?
Nasz pik formy jest zaplanowany na drugą połowę czerwca i na razie myślę, że udaje nam się realizować taką strategię trenera. Nie mogę oczywiście niczego zagwarantować ale oprócz przygotowania fizycznego wierzę także w nasze doświadczenie, ducha walki, wzajemne zaufanie i porozumienie bez słów.
Mimo że w Sabaudii byłyśmy trzecie i do drugiego miejsca straciłyśmy dwie dziesiąte, to uważam, że to był jeden z najlepszych wyścigów tego zespołu. Dzięki niemu wiem, że wróciłyśmy na dobry tor, do takiej naszej „jazdy”. Teraz wystarczy poprawić trochę technikę i fizyczność i będzie dobrze. Nawet myślę, że to i lepiej, że nie wszystko tak od razu. Może lepiej mieć to trzecie miejsce i wiedzieć, że jeszcze trzeba powalczyć. To też na pewno mobilizuje.
Kibiców na pewno uspokoi, że wszystko jest na dobrej drodze, ale czy nie jest tak, że te wcześniejsze zawirowania i duże opóźnienia w przygotowaniach dają mało czasu na dojście do pełnej dyspozycji podczas igrzysk. Czy nie przechodzi Ci czasem przez myśl, że może nie uda się wykonać tego, co się zamierzało wcześniej?
Teraz już nie ma możliwości nie zdążyć z przygotowaniami. Myśli o tym, że w sezonie były zawirowania już dawno są wyrzucone z głowy. Musimy zdążyć i już. Faktycznie miałyśmy trochę pecha w przygotowaniach i było koło naszej czwórki sporo zawirowań, ale z drugiej strony wydaje mi się, że nikt nie miał w tym roku idealnych przygotowań. Ale jak się już to odpracowuje, jak my teraz, to nie ma co na to zwalać. Brakowało nam wcześniej tego „opływania się”, na pewno, co było widać na pucharze w Lucernie, ale to już za nami i zapominamy o tym.
Optymiści twierdzili, że formę trzeba spokojnie odbudować. Pesymiści z kolei, że inni też dopiero budują i w Tokio będą w jeszcze wyższej. Jednak czy fakt, że to w naszej osadzie tych problemów było najwięcej sprawia, że to właśnie Wy macie, jako czwórka, największe rezerwy w porównaniu do rywalek?
Myślę, że tak. Mimo, że zaliczam wyścig w Sabaudii do dobrych i byłyśmy tam na podium, to uważam, że naprawdę było tam jeszcze wiele do poprawy i jest dużo do zrobienia. Poza tym zawsze są ci pesymiści, a ja myślę, że my po prostu będziemy gotowe. Naprawdę. Ta załoga jest bardzo silna, a zawirowania jeszcze nas wzmocniły Pomimo kilku naprawdę ciężkich chwil podniosłyśmy się i dlatego m. in. wierzę, że będzie dobrze.
Polskie wiosła nie raz pokazały, jak wychodzić z trudnych sytuacji, jak przygotować się na najważniejszą imprezę w sezonie, w tym również igrzyska. Innym krajom, muszę przyznać, nie zawsze się to udaje. Np. czwórka wagi lekkiej (Miłosz Bernatajtys, Bartłomiej Pawełczak, Łukasz Pawłowski, Paweł Rańda – przyp. red.), nie startowała najlepiej w 2008 roku, a z igrzysk w Pekinie przywiozła srebrny medal! Czasem sobie przypominam ten ich sezon, bo to naprawdę dobry case.

Wspomniałaś o niewielkich różnicach czasowych w Sabaudii, ale już np. do Niemek, które będą bezpośrednimi rywalkami w walce o medale strata wyniosła prawie dwie sekundy. Czy to jest coś, na co też zwraca się uwagę w osadzie, czy jednak najważniejsze to, co w Tokio i nawet takie różnice da się zniwelować?
Na tamten moment byłyśmy słabsze, ale w swojej najwyższej dyspozycji pokonujemy Niemki i robiłyśmy to już nie raz. Ważne, aby powrócić do tej formy, wówczas te niecałe dwie sekundy nie będzie problemem. Wierzę w to, że staniemy na starcie w Tokio tak dobrze przygotowane jak nigdy wcześniej.
Pytam o to w zasadzie każdego olimpijczyka, z którym rozmawiam, bo jest to sytuacja wyjątkowa. Czy zmiana terminu igrzysk cokolwiek zmieniła, szczególnie przy tych wszystkich problemach? Czy lepiej byłoby dla Waszej czwórki startować już rok temu, czy nie ma to znaczenia?
Ostatni rok to był dla mnie absolutny rollercoaster. Historie z tego okresu będę dzieciom opowiadać. (śmiech) Ale nie chcę, ani nawet nie jestem w stanie ocenić „co by było gdyby”, czy zeszły rok byłby dla nas bardziej optymalnym czasem do startu. Wiem jednak, że teraz jesteśmy niesamowicie mocne i na zgrupowaniu wytrzymujemy czasem takie rzeczy, że aż mnie samą to zadziwia. Na pewno ten rok wykorzystujemy najlepiej jak się da. Nie będę miała nigdy kaca moralnego z powodu jakichkolwiek zaniechań.
Schodząc trochę z tematu, to możemy powiedzieć, że pozytywną stroną przełożenia tych igrzysk jest fakt, że wielu sportowcom, z tego co mówią, łatwiej będzie dotrwać do igrzysk w Paryżu. Skończy się Tokio i do wytrzymania będzie tylko trzy, a nie cztery lata do kolejnej imprezy. Ty też tak na to patrzysz?
Tu mnie zaskoczyłeś z tym Paryżem. (śmiech). Ja najbardziej lubię sobie stawiać krótkoterminowe cele i teraz koncentruje się tylko na tym, który ma mieć miejsce za niecałe 40 dni. Potem pomyślimy o innych celach. Chociaż nie ukrywam, że w tym roku chciałabym wystartować razem z moim mężem w jednej łódce na mistrzostwach w wioślarstwie morskim. (Mąż Agnieszki - Maciej Zawojski ciągle należy do reprezentacji Polski w wioślarstwie klasycznym, ale rok temu zdobył złoty medal na Mistrzostwach Europy w wioślarstwie morskim - przyp. red.)
To na koniec pytanie o cel minimum. Czy jako ta eksportowa polska osada, która od czasu poprzednich igrzysk przywozi medal z każdej dużej imprezy – stawiacie sobie jakikolwiek cel medal? Czy jednak te wszystkie wcześniejsze problemy wywołują bardziej nastawienie „zrobić formę, a co to da to zobaczymy”?
Musimy zdobyć medal, po prostu. Ja wiem, że ktoś może uznać takie przekonanie za nadmierną pychę czy arogancję wobec rywalek, ale to są igrzyska i tam się jedzie zawsze po swoje. Sportowiec stara się o złoto olimpijskie całe swoje sportowe życie. Jeśli ktoś traktuje udział w igrzyskach olimpijskich jako wycieczkę to od razu mogę powiedzieć, że nic nie wygra.
W Rio z dziewczynami zdobyłam brązowy medal i pamiętam, że to był dla mnie piękny i niezapomniany dzień. Wiedziałam, że decyzje jakie podjęłam wcześniej były słuszne. Teraz będę walczyć o kolejny taki dzień i nie pozwolę sobie go odebrać. Poza tym jednego jestem absolutnie pewna, że nie ma na świecie osady wioślarskiej bardziej zdeterminowanej i „sfokusowanej” na wygraną niż nasza. Cała nasza obecna koncentracja jest poświęcona startom w Tokio.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia w Tokio!