Czym różni się głowa otwarta od zamkniętej, dlaczego NewOnceIsOver i kiedy używać viralowego GIF-a ze Snoop Doggiem w roli głównej? Postaramy się odpowiedzieć na te pytania.
Zacznijmy od zagadki. Jak darł japę fanatyk Realu do fana Milanu? Te słynne już wersy ze Skrabli Pro8l3mu mogłyby zapisać się złotymi zgłoskami, gdybyśmy zamiast traktować je pobłażliwie zauważyli, że takie zachowania naprawdę mają miejsce. I to nie tylko w środowiskach kibicowskich.
Oskar zauważył bardzo ważną różnicę – między fanatykiem, a fanem. To ten pierwszy drze japę; co się dzieje z drugim – tego Oskar postanowił nie mówić. Gdybyśmy dalej brnęli w wyjaśnianie znaczenia tych wersów, to zarzucilibyście nam nadinterpretację, dlatego zróbmy z nich po prostu punkt wyjścia do dalszych rozważań. Fan nie jest tak ekscytujący i wyraźny jak fanatyk. To właśnie temu, który ma skrajne poglądy, przyglądamy się z większą uwagą – bo to on jest zdolny do zrobienia czegoś bardziej, lepiej i dosadniej.
Fanatyzm jest modny. Potrzebujemy silnych bodźców, potrzebujemy czegoś, czym możemy się ekscytować – i to jest w pełni zrozumiałe. Często jednak zaślepieni ideą pozwalamy, żeby zakorzeniła się ona w nas… zbyt głęboko. Na tyle głęboko, że jej wyplewienie wiązałoby się z obaleniem naszego światopoglądu, na co niewielu z nas może sobie pozwolić. No bo wyobraźmy sobie sytuację, w której krzewimy pewne idee przez lata, angażujemy się w ich propagowanie i jesteśmy przekonani o ich słuszności, a nagle ktoś mówi, że to wszystko nie miało sensu. Stajemy wówczas w obliczu dysonansu poznawczego tak wielkiego, że za wszelką cenę chcemy się go pozbyć. Nie docierają do nas argumenty drugiej strony, na krytykę reagujemy z wściekłością, a przede wszystkim kierujemy się strategią, którą trafnie opisuje cytat z Dnia świra: moja racja jest mojsza, niż twojsza, bo moja racja jest najmojsza.
Taki stan rzeczy jest niebezpieczny z kilku względów. Przede wszystkim nie dajemy sobie szansy na zrozumienie trendów społecznych, bycia na bieżąco z tym, co się dookoła nas dzieje. Odrzucając wszelkie tezy, które nie współgrają z naszą, skazujemy się na zadufanie w sobie i często brak perspektyw na rozwój. Chcąc nie chcąc prawda (o ile taka istnieje) często leży gdzieś pośrodku, a nie po jednej ze stron. Zamykając się na opozycję, nie jesteśmy w stanie jej zrozumieć. Nie rozumiejąc opozycji, nigdy nie będziemy w stanie rozpoznać swoich błędów, bo nie posiadamy odpowiedniej perspektywy. I w ten sposób zataczamy kolejne koła, które nie prowadzą do niczego innego, jak tylko coraz bardziej żarliwego zatracania się w rację najmojszą. Jakie grupy z muzycznych środowisk najlepiej obrazują to zjawisko?
1
Oldschoolowcy
Zacznijmy od studium konkretnych przypadków. Jeśli w swoich social mediach obserwujecie portale muzyczne, profile swoich ulubionych wykonawców lub jesteście członkami grup zrzeszających fanów muzyki, to na pewno natknęliście się na osobnika, którego ochoczo określa się mianem twardogłowego. Ten epitet zdaje się przylgnął już na zawsze do zapalonych miłośników starej szkoły hip-hopu. Ich najchętniej używanym argumentem lub po prostu sposobem na wyrażenie swojej negatywnej opinii na temat czegokolwiek jest viralowy GIF ze Snoop Doggiem mówiącym: WHO?? Gdy tylko pisze się o jakimkolwiek zjawisku dotyczącym nowych trendów muzycznych albo gdy mówi się o newcomerach, prawdopodobieństwo pojawienia się choćby jednego Snoop Dogga w komentarzach, albo chociaż zwykłego co/kto to jest??? jest co najmniej wysokie.
Fanatycy oldschoolu reprezentują jedyny słuszny rap, jakim jest ten starej daty. Bo później to już się wszystkim w głowach poprzewracało od tego autotune’a i chodzenia w kolorowych włosach. Jak beat, to najlepiej boom bap, a jak raperzy, to Nas, Biggie, Tupac i wszyscy członkowie Wu-Tang Clanu. Nic lepszego nigdy nie powstało, ani nie powstanie.
Do tej grupy nie trafiają argumenty o znalezienie nieco innej definicji jakości w muzyce. Próżno też przekonywać ich o słuszności używania wtyczki wokalnej, jaką jest autotune, by brzmieć po prostu inaczej – nie monotonnie, a właśnie ciekawie. Nie da się także pokazać im, że taki Ski Mask The Slump God może robić dobrą muzykę, bo po kilku pierwszych nutach udają, że dostają migreny i każą wyłączyć to niuskulowe g***o, przy okazji próbując sabotować głośnik z przygotowanym All Eyez On Me na swojej MP3-ce komórce.
2
Newschoolowcy
Ich ręce same składają się do oklasków za każdym razem, gdy liczba hi-hatów w beacie przekroczy próg możliwości usłyszenia pojedynczego cyknięcia. Trap aż po grób najchętniej wytatuowaliby sobie gdzieś na twarzy, ale z niewiadomych względów jeszcze się na to nie zdecydowali. Przesyt autotune’a u ich ulubionych raperów jest tak wielki, że nikt nawet nie wie, jak brzmi ich prawdziwy głos. Ale tu przecież nie o to chodzi, bo liczy się vibe i drip, jak na amerykańskich teledyskach.
Swoje ukochane tracki puszczają na każdej imprezie tak namiętnie, że gdy tylko zbliżają się do DJ-ki to już wiadomo, że domówkę czas kończyć. Nieważne, że inni nie mogą tego słuchać – widocznie mają zamknięte głowy. To właśnie fanatycy newschoolu stali się ofiarami swojego argumentu koronnego, jakim jest otwarta głowa. Nie podoba ci się najnowszy album Lil Pumpa? Masz zamkniętą głowę. Nie kumasz Futsal Shuffle? Jesteś twardogłowy. A co się dzieje, gdy ktoś próbuje przedstawić im 2001 Dr-a Dre? Ich zapał automatycznie gaśnie i pojawiają się symptomy podobne do tych, które objawiają trueschoolowcy słuchający XXXTentaciona.
Ich największym pragnieniem jest, by wszyscy mieli otwartą głowę, ale rozumieją ją zbyt opacznie, bo dotyczy ona tylko i wyłącznie muzycznych nowości. Sami nie mogą się pochwalić otwartością na hip-hopowe pomniki, a na pewno poszanowaniem postaci pokroju Tupaca czy Biggie’ego. Fanatycy newschoolu są uosobieniem przysłowia kto mieczem wojuje, od miecza ginie.
3
Fanatycy Eminema
Kult gatunku jest całkiem powszechny, ale nie wywołuje tak wielkich emocji, jak kult jednostki. Eminem jest raperem dysponującym chyba największym i najbardziej wiernym fanbase’em, jaki można sobie w świecie hip-hopu wyobrazić. Jasne, że Em zapisał się na kartach hip-hopowej historii złotymi zgłoskami, ale spróbujcie go tylko za coś skrytykować.
My zrobiliśmy tak jakiś czas temu, kiedy czara goryczy spowodowana kolejnymi nijakimi wydawnictwami Eminema się przelała. Na naszej stronie pojawił się tekst o tytule Czy Eminem to najbardziej przereklamowany raper wszech czasów?, w którym red. Marek Fall tłumaczył swoje niezadowolenie z ówczesnego brzmienia nowszych projektów Marshalla. Pomimo jasnej argumentacji i kwiecistych analogii, stało się tak, jak myśleliśmy – na Facebooku staliśmy się na jakiś czas tymi, którzy próbują podkopać autorytet Eminema.
I to mówiąc bardzo łagodnie, bo niektóre epitety pojawiające się w komentarzach były zdecydowanie mocniejsze. Przykłady? Teraz widzę, że niektórzy „redaktorzy” mają napisane na legitce: attention whore supervisor. Na pewno ma tak autor tego tekstu. Macie tam konkurs na to, kto wywoła większy shitstorm? Ambitnie fhuj. Więcej? Nie ma sprawy: Psychiatryk od zaraz dla człowieka, który napisał te bzdury. To może jeszcze jeden: Kiedyś dobrze czytało się wasze wypociny, dzisiaj to najgorszy ściek i strata czasu.
To wszystko oczywiście dlatego, że ktoś odważył się podnieść niepopularny głos w dyskusji o uznawaniu Eminema za niepodważalny autorytet w dziedzinie hip-hopu. Nieważne, że w tekście padały konkretne argumenty na poparcie tezy o przereklamowaniu twórcy Not Afraid. Zaatakowano kogoś, kto doczekał się statusu legendy jeszcze za życia, więc przecież niemożliwym jest, żeby kiedykolwiek zrobił słabszy materiał.
4
Fanatycy Nicki Minaj
Nicki Minaj również może pochwalić się fanbase’em, który trafniej chyba byłoby określić Super fanBassem. Jej osobowość, krzykliwość i gigantyczna charyzma, w pewnym momencie postawiły ją na piedestale, na którym stała się Królową. I tak, zgadliście – zdarzyło nam się zadrzeć z fanatykami Minaj.
Kiedy w połowie 2018 roku postanowiliśmy podsumować aferkę, którą żyła amerykańska scena, nie spodziewaliśmy się jeszcze co nas czeka. Chodziło o nadętą reakcję Nicki Minaj na fakt, że nie znalazła się ze swoim albumem na pierwszym miejscu Billboard 200. Zamiast niej na szczycie wylądował wówczas Travis Scott z Astroworld. Oberwało się wtedy nie tylko Travisowi, ale także Kylie Jenner i ich córce – Stormi. Nicki wpadła w szał wyżywania się na wszystkich dookoła, a my postanowiliśmy to wszystko podsumować w jednym artykule. Ten tekst nie przeszedł bez echa wśród polskiego oddziału batalionu Minaj.
Doczekaliśmy się pierwszego w historii naszego portalu hashtagu wojennego #NewOnceIsOverParty. Oprócz tego w sekcji komentarzy rozgorzała dyskusja i zaczęły się pojawiać wpisy w następującym tonie: czy wy chcecie żebym ja wam zamknął tą śmieszną stronkę czy co wy teraz?; albo: brak słów na te pożal się Boże artykuły. Pocieszający był jednak fakt, że najwięcej lajków zgarnął komentarz o dumnym brzmieniu: zjadłbym maczugi keczupowe.
Do czego prowadzi fanatyzm? Zabrzmimy jak z reklamy jakiegoś suplementu diety, ale spróbujmy: krótkowzroczność, nieumiarkowanie w bezpodstawnej krytyce, zamkniętą głowę, niezdrowe reakcje na argumentację, pozbywanie się racjonalnego rozumowania w niektórych aspektach. Jedno jest pewne: niewiele jest znanych przypadków, w których fanatyzm doprowadził do czegoś dobrego. Dlatego pozostańmy otwarci na przeróżne aspekty muzyki, bo tylko znając wszystkie wersje jakiejś historii, będziemy w stanie ją ocenić.
Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!
Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.