Napiszemy to od razu: After Hours jest najlepszą płytą gospodarza od czasu Beauty Behind Madness. Nie mogliśmy wyobrazić sobie lepszej niespodzianki na czas kwarantanny.
Na pełnowymiarowy album od Abela czekaliśmy od 2016 roku. Wokalista pojawiał się przez te cztery lata na licznych featach (u Lany Del Rey, Cashmere Cata czy Travisa Scotta), wydawał single i wypuścił nawet rozczarowującą EP-kę My Dear Melancholy. Apetyt rósł w miarę jedzenia, a kiedy w 2019 roku jego ruchy wydawnicze bardzo ucichły, spodziewaliśmy się ciszy przed burzą.
Wydanie Heartless i Blinding Lights oznaczało jedno – nowy album ukaże się już niedługo. Co mogliśmy wyczytać z tych dwóch, różniących się od siebie w muzycznych posadach singli? Kiedy na początku wspomnianego 2019 na Twitterze Weeknda pojawił się wpis No more daytime music od razu w głowie pojawiła się myśl: oho, szykuje się powrót do pościelowego Trilogy. I o ile pierwszy z singli rzeczywiście spełnił po części to stwierdzenie (głównie tematycznie), to drugi zaproponował coś zupełnie nowego.