Od dawna pomstujemy na redakcyjny trend podsumowywania roku zanim pierwsze fajerwerki wystrzelą w Kiribati. Wielokrotnie pokrzywdzone były przez to epickie, ale późne premiery w rodzaju Black Messiah od D'Angelo. Tym razem jednak sami sobie dajemy zielone światło, żeby wspiąć się na wyżyny hipokryzji, skoro okoliczności są wyjątkowe.
Mrok, mrok, mrok... Wszyscy odchodzą w mrok. W tym kierunku podąża także Sevdaliza, która nie ulega syndromowi drugiej płyty i spełnia na Shabrang obietnicę złożoną trzy lata temu, kiedy ukazywało się ISON.
Trzydziestodwuletnia wokalistka i producentka pochodzi z Teheranu, skąd jako dziecko przeprowadziła się wraz z rodziną do Holandii. - Irańska kultura jest nierozerwalnie związana z kreatywnością. Dorastałam w rodzinie poetów i chociaż nie sądzę, żeby to miało wpływ na moją obecną działalność, na pewno jestem zakorzeniona w tym dziedzictwie - mówiła w jednym z wywiadów, poprzedzających premierę debiutu. Czas pokazał, że tak znaczącego głosu spoza zachodniej cywilizacji w mainstreamie nie było, odkąd M.I.A. trafiła ze Sri Lanki do Londynu, gdzie wiele lat później rozpoczęła się jej muzyczna przygoda.
U Sevdalizy echa filozofii orientu wybrzmiewają w artykulacji, rozwiązaniach melodycznych czy smyczkowych aranżacjach. Jej popowa piosenka autorska nabiera przez to multikulturowych cech, ponieważ równocześnie zdarzało jej się cytować Franza Kafkę i niezmiennie czerpie garściami z Bristol Soundu połowy lat dziewięćdziesiątych.
Dominującą cechą kolejnego wydawnictwa, które przygotowała, jest gotyk. W takim wymiarze, jaki leżał u podstaw dark wave'ów spod znaku Dead Can Dance, a przed rokiem wzbudził wielkie nadzieje w kontekście długo oczekiwanego krążka Sky Ferreiry. Biorąc to pod uwagę nie powinno dziwić, że jako fanka Sevdalizy deklaruje się Billie Eilish.
Shabrang wypełniają nisko osadzone utwory w średnich tempach, które zostały zaaranżowane elegancko i bez przesadnej ornamentyki, ale bywa, że brzmią wręcz filmowo. Na poziomie basu i bębnów kłania się natomiast południowy Londyn, stąd częste porównania irańsko-holenderskiej wokalistki do FKA Twigs. Z drugiej strony - gitarowe arpeggia na przestrzeni całego materiału czy perkusja w All Rivers at Once mogą przywodzić na myśl Radiohead z wysokości A Moon Shaped Pool.
W rozmowie z dziennikarzem i-D Sevda zwracała uwagę, że ten album rozciągnięty jest pomiędzy nadzieją a nastrojami dystopicznymi. Ze względu na wzruszające pasaże fortepianu czy wysmakowane partie instrumentów smyczkowych łatwo sobie wyobrażać, że te piosenki trafiają w jakieś szemrane miejsce typu niedzielna audycja popołudniowa w radiowej Trójce, ale przecież pod względem złowróżbności - Shabrang pogłębione jest znacznie bardziej niż cokolwiek, co dotąd zrobiła Grimes.
Sevdaliza czyni czarne gusła w anturażu preapokaliptycznego folkloru, zostawiając konkurencję daleko w tyle, jeśli chodzi o ten rok. Właśnie do sprzedaży trafiły bilety na jej kwietniowy koncert w warszawskiej Stodole. Czy musimy dodawać, że to must-attend? Naszemu redaktorowi Jackowi Sobczyńskiemu zdarzyło się opuścić występ wspomnianej wcześniej (i wówczas mało znanej) Billie Eilish na Camp Flog Gnaw w 2018 roku. Raczej wątpimy, że chcielibyście mieć na sumieniu pomyłkę podobnej skali.