Sezon zasadniczy w NFL dobiega końca, a to zawsze czas różnych podsumowań. Zanim zaczniemy emocjonować się walką w play-offach czas wyróżnić tych, którzy wypadli najlepiej przez ostatnie cztery i pół miesiąca.
NFL od początku reklamowała sezon 2021 jako „największy w historii”. Po raz pierwszy od 43 lat mieliśmy reformę terminarza i wielkość rozgrywek wynikała z tego, że dołożony został siedemnasty mecz sezonu zasadniczego. To sprawiło, że kilka dawnych rekordów zostało pobitych, co z kolei rozpoczęło dyskusję, czy pewne osiągnięcia nie powinny mieć przy sobie adnotacji, że gracz miał na ich osiągnięcie jeden mecz więcej.
To dyskusja na inną okazję. Skupmy się na tym, by wyróżnić tych, którzy mają za sobą udany sezon. Przed nami jeszcze play-offy i te będziemy rozkładać na czynniki pierwsze co tydzień w podcaście NFL Po Godzinach, a tutaj zamknijmy sprawę rundy zasadniczej.
Poniższe wybory to nie jest próba przewidzenia tego, kto zgarnie rzeczywiste nagrody NFL na gali przed Super Bowl, tylko zdanie autora. Część kategorii jest prawdziwych, a część stworzonych na potrzeby tekstu.
*****
MVP – Aaron Rodgers
Gdy w połowie sezonu analizowałem walkę o nagrodę MVP, kandydatów było ośmiu. Rodgers nawet nie znalazł się w tym gronie. To mówi wiele o tym, jaki to był sezon, skoro dziś z tamtej ósemki realnie na głosy mogliby liczyć co najwyżej dwaj lub trzej zawodnicy. Mówi też wiele o tym, jaki rok ma za sobą Rodgers i jak świetnie wypadł szczególnie w drugiej części rozgrywek. Gdy przyszło co do czego i Green Bay Packers zabrali się do walki o jak najwyższe rozstawienie, ich lider wrzucił wyższy bieg.
Chwilę po napisaniu tamtego tekstu Packers pokonali Arizona Cardinals i już wtedy przejęli kontrolę nad miejscem numer 1 w NFC. Poprawili wówczas swój bilans na 7-1 i od tego czasu przegrali tylko dwa istotne mecze i jeden nieistotny w ostatniej kolejce, gdy byli już pewnie rozstawienia. Rodgers zagrał kapitalnie w zwycięskich spotkaniach z Los Angeles Rams, Chicago Bears czy Baltimore Ravens i wysunął się na prowadzenie w dyskusji o MVP. Może jego liczby nie rzucają na kolana (10. w liczbie jardów podaniowych, 4. w liczbie podań na przyłożenia), ale już fakt, że zaliczył jedynie cztery przechwyty i grał bardzo skutecznie musi działać na jego korzyść. Rodgers prezentował zwycięski futbol i grał najlepiej w najważniejszych meczach, a to ważny wyznacznik przy MVP.
Owszem, można debatować, czy na tę nagrodę Rodgers faktycznie zasłużył. Zamieszanie z połowy sezonu, kiedy wyszło na jaw, że rozgrywający Packers w niezbyt precyzyjny sposób określił swój status jako zawodnika zaszczepionego lub nie osłabia jego pozycję w oczach niektórych głosujących. Jeden z nich, pan Hub Arkush, który należy do 50-osobowego panelu wybierającego MVP, powiedział, że nie ma zamiaru głosować na Rodgersa, którego nazwał kłamcą i bucem. Zawodnik odpowiedział jednak, że to nagroda dla najbardziej wartościowego futbolisty, a nie najbardziej wartościowego zaszczepionego zawodnika NFL. W takich chwilach warto oddzielić sport od światopoglądu. Można się z Rodgersem nie zgadzać, ale nie można odmówić mu klasy na boisku. Według mnie należy mu się druga nagroda MVP z rzędu i czwarta w karierze.
Honorowe wyróżnienie: Tom Brady
Już sam fakt, że w wieku 44 lat Brady został liderem ligi w liczbie podaniowych jardów (5316, trzeci wynik w historii NFL), podań na przyłożenia (43) oraz pobił rekord w liczbie celnych podań (485), musi po raz kolejny budzić ogromny szacunek. Rozgrywający Tampa Bay Buccaneers to pierwszy gracz w dziejach ligi, który prowadził w tych wszystkich klasyfikacjach, mimo że jest najstarszym w całej NFL. Aferki aferkami, Antonio Brown może mu brudzić, ale Brady to nadal instytucja i jego Bucs mają szansę obronić mistrzostwo.
*****
Najlepszy gracz ofensywny – Cooper Kupp
Po raz pierwszy od sezonu 2005 i ledwie czwarty w historii NFL mieliśmy skrzydłowego, który zdobył potrójną koronę. Oznacza to prowadzenie w klasyfikacjach złapanych podań, jardów i przyłożeń. Kuppowi udało się to osiągnąć, a do rekordu w liczbie jardów zdobytych po złapanych podaniach zabrakło mu 17. Przyjście Matthew Stafforda sprawiło, że cały atak Los Angeles Rams rozkwitł, ale to Kupp zyskał najmocniej. Nie zwolnił tempa nawet wtedy, gdy kontuzji doznał inny skrzydłowy Robert Woods, przez co zakończył sezon, ani też w momencie, gdy Rams przechodzili drobny kryzys. Gdyby Kupp uzyskał tych 17 brakujących jardów i złapał o pięć piłek więcej, pobiłby dwa rekordy NFL. Fakt, że się o nie otarł wystarczy jednak, by zdobyć nagrodę dla ofensywnego gracza roku.
Honorowe wyróżnienie: Jonathan Taylor
Biegacz Indianapolis Colts zdobył aż 20 przyłożeń, najwięcej w tym sezonie ex-aequo z Austinem Ekelerem z Los Angeles Chargers, oraz był koniem pociągowym swojej ekipy, ale w tym zestawieniu minimalnie przegrywa z Kuppem. Wpływ może mieć lepsza końcówka w wykonaniu zawodnika Rams, bo przez większość sezonu toczyła się debata, który z nich gra lepiej. Taylor mimo wszystko ma mocne argumenty, bo w klasyfikacjach biegowych rozbił konkurencję. Skończył z 1811 jardów. Drugi Nick Chubb miał... o 553 mniej! Taylor był też liderem ligi w biegach na co najmniej 10, 20, 30, 40, 50, 60, 70 i 80 jardów. To chyba najtrudniejszy wybór na całej liście.
*****
Najlepszy gracz defensywny – T.J. Watt
Kolejny rekordzista. Obrońca Pittsburgh Steelers może się czuć bohaterem, bo bez niego trudno byłoby sobie wyobrazić ten zespół w play-offach. Sezon zakończył z liczbą 22.5 sacków, czym wyrównał 20-letni rekord należący do Michaela Strahana. I jeżeli ktoś ma tu umniejszać Wattowi, bo miał o jedną kolejkę więcej, to trzeba zaznaczyć, że opuścił dwa mecze. Strahan 20 lat temu rozegrał pełny sezon. To czyni osiągnięcie Watta jeszcze bardziej imponującym.
Watt to niekwestionowany lider swojej drużyny i pewnie jeden z 10 najlepszych zawodników NFL bez podziału na pozycje. Już w poprzednim sezonie mógł liczyć na to wyróżnienie (i w moim głosowaniu był defensywnym graczem roku 2021), a teraz podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej. Za chwilę zasadne staną się debaty, który brat jest lepszy: młodszy T.J. czy doświadczony, starszy o pięć lat J.J., który wraca do zdrowia i ma dowodzić obroną Cardinals w play-offach.
Honorowe wyróżnienie: Aaron Donald
Gdyby sugerować się analizami, statystykami, a często też naoczną oceną, Donald mógłby być defensywnym MVP każdego sezonu NFL. To bestia, gracz niemal nie do zatrzymania i wciąż liniowy zbierający imponujące liczby. A trzeba pamiętać, że niemal w każdej akcji jest albo podwajany, albo nawet potrajany przez blok rywali. Mimo wszystko tym razem trudno przejść obojętnie obok osiągnięć T.J.'a Watta.
*****
Najlepszy debiutant (atak) – Ja'Marr Chase
Już po kilku tygodniach wydawało się, że Chase zamyka tu jakąkolwiek dyskusję, bo takiego wejścia do NFL dawno nie miał żaden skrzydłowy. Owszem, rok temu Justin Jefferson pobił rekord w liczbie jardów w debiutanckim sezonie na tej pozycji, ale Chase zadbał i o to, bijąc to osiągnięcie jeszcze w przedostatniej kolejce. Ostatecznie nowy gwiazdor Cincinnati Bengals był czwarty w lidze w liczbie złapanych jardów i trzeci w liczbie przyłożeń. Rozciągał obrony przeciwników, zaliczył masę efektownych zagrań i szybko sprawił, że zapomnieliśmy o dyskusji po drafcie, kiedy zastanawialiśmy się, czy Bengals potrzebny był skrzydłowy, czy mimo wszystko nie byłoby lepiej, gdyby sięgnęli po liniowego. Chase może dominować w NFL przez kolejną dekadę.
Honorowe wyróżnienie: Mac Jones
Najlepszy z pierwszoroczniaków na rozegraniu, który sprawił, że New England Patriots szybko zrezygnowali z Cama Newtona i postawili na przyszłość. Opłaciło się, bo Jones poprowadził ich z powrotem do play-offów. Ale o nim będzie jeszcze później.
*****
Najlepszy debiutant (obrona) – Micah Parsons
Chyba nigdy nie widzieliśmy w NFL obrońcy, który tak znakomicie spisywałby się w tylu rolach. Już nawet nie chodzi o debiutanta, co w ogóle o tak uniwersalnego zawodnika bez względu na wiek. Parsons z miejsca stał się liderem Dallas Cowboys i atutem w rękach defensywnego koordynatora Dana Quinna. W tej formie mógłby znaleźć się w dyskusji na temat nagrody defensywnego gracza roku, a nie tylko debiutanta, jednak tam i tak byłby za Wattem czy Donaldem.
W swojej kategorii jest jednak niekwestionowanym liderem. Świetnie naciska na rozgrywającego, dobrze broni w akcjach podaniowych rywali i nie robi mu różnicy, na jakiej pozycji ma zagrań. Jeżeli Parsons to zapowiedź nowego pokolenia obrońców w NFL, którzy będą tak uniwersalni, to liga ma się czego obawiać. Bardziej prawodpodobne jest jednak to, że w tym przypadku obserwujemy unikat. To tylko kwestia czasu, kiedy Parsons dostanie nagrodę dla obrońcy roku.
Honorowe wyróżnienie: brak
Parson zamknął tu jakąkolwiek dyskusję. Nieźle spisali się chociażby Patrick Surtain II (Denver Broncos) czy Odafe Oweh (Baltimore Ravens), ale to nie ten sam poziom.
******
Trener roku – Mike Vrabel
Chyba najtrudniejsza kategoria, jeżeli mamy wybierać jednego zwycięzcę. Wybór pada jednak na szkoleniowca Tennessee Titans, bo podszedłem do tego z następującą myślą – który trener miał do wykonania najtrudniejszą robotę? I tu wyszedł właśnie Vrabel. Bo jeżeli motor napędowy cały ataku Derrick Henry doznaje kontuzji i traci całą drugą połowę sezonu zasadniczego, po drodze jeszcze wypadają skrzydłowi Julio Jones oraz A.J. Brown, a mimo tego Titans wygrywają 12 spotkań i są pierwsi w konferencji AFC, to trzeba ukłonić się przed trenerem.
Titans mieli w pewnym momencie tak długą listę absencji, że przez cały sezon wystąpiło w ich barwach 86 zawodników. To rekord NFL. Vrabel poukładał drużynę pozbawioną liderów i na finiszu poprowadził ją do kilku ważnych zwycięstw. Zadyszka nastąpiła tylko w drugiej połowie listopada, kiedy przyszły dwie z rzędu porażki z Houston Texans oraz New England Patriots. Ale od tego momentu Titans potknęli się jeszcze tylko raz. Wcześniej zapracowali na wysokie rozstawienie, gdy jeszcze Jones, Brown i przede wszystkim Henry byli zdrowi. Zwycięstwa z Kansas City Chiefs, Buffalo Bills, Los Angeles Rams czy Indianapolis Colts (dwa razy) pokazują, że to mocny zespół. A Henry przecież wraca na play-offy, dlatego uzyskanie rozstawienia i dwutygodniowy odpoczynek przed przystąpieniem do rywalizacji tylko mu pomoże. Vrabel wykonał więc kawał roboty.
Honorowe wyróżnienie: Nick Siranni, Matt LaFleur
Pewnie miesiąc temu wybrałbym LaFleura, bo Green Bay Packers znów mają za sobą świetny sezon i szli pewnie po numer 1 w NFC. LaFleur w każdym z trzech pierwszych sezonów samodzielnej pracy w NFL prowadził drużynę do 13 zwycięstw. To doskonały wynik, który zasługuje na uznanie, ale biorąc pod uwagę problemy Titans, Vrabel minimalnie wyprzedził go na finiszu.
Sirianni to z kolei wyróżnienie za to, że Philadelphia Eagles mieli bić się o wysokie numery w drafcie, a tymczasem wygrali dziewięć spotkań i są w play-offach. Owszem, pokonali po drodze Atlanta Falcons, Carolina Panthers, Detroit Lions, Denver Broncos, New Orleans Saints, New York Jets, New York Giants i dwa razy Washington Football Team (spośród nich tylko Saints byli na plusie na koniec sezonu), ale skoro sezon zaczynasz od bilansu 3-6, a potem masz serię 6-2, to warto to pochwalić bez czepiania się poziomu przeciwników. To jedyny trener, który zaczynał pracę przed sezonem i z nową drużyną już po roku wszedł do play-offów.
*****
Największy postęp – Trevon Diggs
Jeden z najbardziej efektownie grających obrońców w lidze. Teoretycznie wybieranie drugoroczniaków to małe oszukiwanie, bo przecież to naturalne, że powinni zrobić postępy, ale Diggs przebił oczekiwania. Wprawdzie rok temu mówiło się, że Dallas Cowboys się poszczęściło, że spadł im do drugiej rundy draftu, ale trudno było oczekiwać, że aż tak wystrzeli w sezonie 2021.
Diggs zakończył rozgrywki zasadnicze z 11 przechwytami, co jest najlepszym wynikiem w NFL od 40 lat. To jedna efekt częstego podejmowania ryzyka, więc niemal tak często, jak efektownie przejętym podaniem, próby przeczytania intencji rozgrywających przez Diggsa kończyły się odpuszczeniem krycia. To był pierwszy cornerback w tym sezonie NFL, który „swoim” graczom oddał aż 1000 jardów w tym sezonie. Nie da się jednak przejść obojętnie obok świetnego instynktu do przechwytwania piłek. Trudno będzie Diggsowi co roku kończyć z takimi liczbami i aby stać się prawdziwie elitarnym obrońcą, musi bardziej uważać w tyłach i poprawić grę jeden na jednego ze skrzydłowymi, ale tegoroczny rozwój tego gracza wystarczy, by zdobyć tę stylizowaną na NBA nagrodę.
Honorowe wyróżnienie: Deebo Samuel
Skoro wygrał zawodnik z defensywy, to wyróżnienie wędruje do futbolisty z ataku. Tutaj mocne argumenty w dyskusji miałby właśnie Samuel. W sezonie 2021 uzbierał więcej jardów po złapanych podaniach (1405) i przyłożeń (6) niż w dwóch wcześniejszych razem wziętych (1193, ale opuścił kilka spotkań, oraz 4). Do tego trener San Francisco 49ers Kyle Shanahan wykorzystywał go w akcjach biegowych, w których dorzucił 365 jardów i osiem przyłożeń. Sporo było efektownych zagrań w wykonaniu Samuela i pokazał, że może być skrzydłowym kompletnym. Najbardziej imponujący może być jednak fakt, że w każdej akcji dokładał średnio 10.3 jarda już po złapaniu piłki. Żaden inny zawodnik w NFL się nawet pod tym względem do niego nie zbliżył.
*****
Powrót roku – Joe Burrow
Nagroda zwykle zarezerwowana dla kogoś, kto wraca po ciężkiej kontuzji, więc Burrow się w to wpisuje. W poprzednim sezonie na kilka kolejek przed końcem zerwał więzadła, ale był gotowy już na pierwszą kolejkę i nie było po nim widać jakiejkolwiek traumy po takim urazie. Rozgrywający Bengals zyskiwał 8.9 jarda na każdą podaniową próbę (najlepszy wynik w NFL) i życie ułatwiało mu posiadanie takiego tercetu skrzydłowych jak Ja'Marr Chase, Tee Higgins i Tyler Boyd, jednak sam zrobił duży krok do przodu. Statystycznie był jednym z najlepszych rozgrywających w lidze i zdecydowanie wrócił silniejszy.
Honorowe wyróżnienie: Dak Prescott
Gdyby nie fakt, że Burrow poprowadził Bengals do niespodziewanego zwycięstwa w dywizji, Prescott miałby tę nagrodę w kieszeni. Już przed sezonem był faworytem do jej zdobycia i nadal może to uczynić, bo za nim fantastyczny sezon 2021. 37 przyłożeń przy 10 przechwytach to liczby lepsze od Burrowa. Prescott miał też niewiele mniej jardów od kolegi z Cincinnati i kierował równie mocną ofensywną. Był jednak lekki dołek w trakcie roku i mimo że atak Cowboys jest bardzo dobry, to można było oczekiwać jeszcze więcej. Tak czy inaczej tu wybór jednego nie umniejsza drugiemu i Prescott potwierdził, że jest jednym z najlepszych rozgrywających w NFL, zostawiając wspomnienia o paskudnym złamaniu kostki daleko za sobą.
*****
Najlepszy nowy nabytek – Mac Jones wybrany w drafcie przez Patriots
Bodaj najtrudniejszą rzeczą w NFL jest zastąpienie rozgrywającego. Gdy w dodatku nazywa się on Tom Brady i przez dwie dekady zabrał twoją drużynę do dziewięciu występów w Super Bowl, z których przywiózł sześć trofeów, to następca będzie miał ostro pod górę. Mac Jones pokazał jednak, że nic sobie z tego nie robi. Fakt, że Patriots wybrali go w połowie pierwszej rundy draftu jako piątego z rozgrywających w naborze, tylko umacnia poczucie, że zrobili świetny interes. Jones miał zdecydowanie najlepszy debiutancki sezon ze wszystkich QB i po rocznej przerwie zaprowadził swój zespół do play-offów.
Krytycy zwrócą pewnie uwagę na to, że Jones często był tylko statystą w New England. Przypomną mecz z Buffalo Bills, kiedy podawał tylko trzy razy (!) i wskażą na skromne statystyki, ale to kwestia wychodząca dalej. Nie ma aż takiego znaczenia, że 14 innych rozgrywających miało więcej przyłożeń. Bill Belichick nie eksponował swojego debiutanta aż tak bardzo. I mimo że zależało mu na tym, by Jones grał ostrożnie i odpowiedzialnie, to łatwiej tak powiedzieć, a trudniej zrobić. Szczególnie u tak doświadczonego, utytułowanego i wymagającego trenera.
Inne ruchy na rynku wolnych agentów mogły przełożyć się na sukces danego zespołu w sezonie 2021, ale Patriots wyborem Jonesa znaleźli odpowiedź na najważniejsze pytanie, jakie może postawić sobie drużyna NFL. Absolwent Alabamy pasuje do niej jak ulał i od pierwszego meczu nie wyglądał jak debiutant, a bardziej jak rozgrywający, który ma już wieloletnie doświadczenie na zawodowym poziomie. Bez niego nie było powrotu Patriots do play-offów, nawet jeżeli to nie on był koniem pociągowym swojego zespołu.
Honorowe wyróżnienie: De'Vonde Campbell do Green Bay Packers
Jeżeli oceniać to, jak dobry był dany nabytek na podstawie przełożenia ceny do jakości, to Campbell i James Conner mieliby tu najwięcej do powiedzenia. Conner dostał od Arizona Cardinals umowę na rok i mniej niż 2 mln dolarów, za co odwdzięczył się świetną grą i 18 przyłożeniami. Ale warto docenić Campbella. Roczna umowa na 2 mln dolarów – tylko kosztowało Packers pozyskanie środkowego linebackera, który wreszcie wyleczył bolączkę tego zespołu na tej pozycji. I o ile Conner wcześniej pokazywał przebłyski, tak na 28-letni De'Vondre postawiono krzyżyk po średnich występach w Cardinals i wcześniej w Atlanta Falcons. Packers znaleźli tanio znakomite wzmocnienie swojej obrony i Campbell dołożył cegiełkę do tego, że wygrali NFC.
*****
Największe zaskoczenie – Cincinnati Bengals wygrywają AFC North
Przed sezonem wydawało się, że Bengals stać na poprawę względem poprzednich lat i że przynajmniej powinni zakręcić się w okolicy 7-8 zwycięstw, co byłoby zaznaczeniem postępu i sygnałem, że drużyna jest na właściwych torach. Trudno było oczekiwać od nich czegoś więcej, bo przecież sama dywizja to już wyzwanie. Są Cleveland Browns, którzy przed sezonem byli typowani nawet do walki o mistrzostwo, wiecznie mocni i świetnie trenowani Baltimore Ravens oraz nieco słabsi, ale też zawsze dobrze zdyscyplinowani Pittsburgh Steelers. Wydawało się, że Bengals mogą namieszać, ale wszystko ponad ostatnim miejscem w AFC North to będzie sukces.
Tymczasem mamy styczeń 2022 roku i drużyna z Cincinnati nie tylko wygrała dywizję, ale jako jedyna w stawce dobiła do bariery 10 zwycięstw. Młody atak, w którym rozgrywający, biegacz i trzej skrzydłowi mają co najwyżej 25 lat oraz złożona z wolnych agentów i dość wysoko opłacana defensywa stanęły na wysokości zadania. Joe Burrow dał ekspertom argumenty do tego, by po tym sezonie nazywać go jednym z 10 najlepszych rozgrywających ligi. Ja'Marr Chase od razu odzyskał z nim wspólny język z czasów gry na uczelni LSU i zjadł ligę. A do tego trener Zac Taylor odpowiednio dobrał system do wykonawców i Bengals wyglądają jak postrach AFC na kolejną dekadę. To, że kiedyś to nastąpi, było do przewidzenia. Mało kto jednak spodziewał się takiej eksplozji już w sezonie 2021.
Honorowe wyróżnienie: cztery zwycięstwa Las Vegas Raiders z rzędu na koniec sezonu zasadniczego i awans do play-offów
Świeże przeżycie, stąd pewnie to wyróżnienie, ale mało kto mógł przewidzieć, że w momencie, gdy Raiders porozbijani wewnętrznie problemami i aferami pozaboiskowymi przegrywali pięć z sześciu meczów od początku listopada, nadal będą mogli wejść do play-offów. A mimo wszystko się udało! Finisz nie był może piękny, jednak liczyła się skuteczność i Raiders są w postseason ledwie drugi raz w ciągu ostatnich 19 sezonów. Derek Carr zyskał w tym sezonie kilka punktów szacunku.
*****
Największe rozczarowanie – Seattle Seahawks
Właściwie, to o drużynie z Seattle mogliście kilka dni temu przeczytać duży tekst. Tam wszystkie wątki, jakie mógłbym poruszyć w tym miejscu ponownie, znajdziecie w bardziej skondensowanej formie. Tak czy inaczej jeżeli przez dekadę przyzwyczaiłeś kibiców do gry w play-offach, a tymczasem osiągasz najgorszy bilans od 2009 roku i zamykasz tabelę dywizji po raz pierwszy od 25 lat, to musisz dostać to niefortunne wyróżnienie i zostać największym rozczarowaniem sezonu NFL. Na domiar złego trudno zobaczyć drogę wyjścia na prostą. Jedno wydaje się pewne: trio trener-generalny menedżer-rozgrywający, czyli Pete Carroll, John Schneider i Russell Wilson, może za chwilę się rozpaść.
Honorowe wyróżnienie: Cleveland Browns
O nich również pisałem w trakcie tego sezonu, bardziej z naciskiem na sytuację Bakera Mayfielda. Liczby się trochę zmieniły, ale wciąż mogę polecić lekturę. Browns są jednak rozczarowaniem jako ogół, już pomijając dylemat z rozgrywającym. Mieli zrobić krok do przodu po tym, jak w poprzednim sezonie pokonali Pittsburgh Steelers w play-offach, a tymczasem w tym roku nawet ich w nich nie ma.