Niewykorzystana szansa - tak na chłodno musimy spojrzeć na to, co wydarzyło się w walce Jana Błachowicza z Magomedem Ankalajewem, choć emocje w trakcie pojedynku bardzo szybko się zmieniały. Paradoksalnie przed werdyktem można było odczuwać, że pójdzie on w stronę Rosjanina. Ostatecznie mamy remis, a reakcja UFC wskazuje, że o kolejną szansę może być Polakowi bardzo trudno.
Przed walką, w naszej zapowiedzi, pisaliśmy o tym, że Błachowiczowi będzie bardzo trudno - Ankalajew od dłuższego czasu wyglądał na bardzo mocną siłę wagi półciężkiej i trudno było znaleźć na niego sposób.
Polak znalazł - tym sposobem była cierpliwość w obijaniu nóg rywala i ogólnie w stójce, jednak wszystko zaczęło się dość spokojnie. Rosjanin, znany z kontrowania swoich przeciwników, był bardzo pasywny i rzadko kiedy znajdował miejsce na wyprowadzenie swoich uderzeń. Z kolei Błachowicz badał rywala i skupiał się na nogach, co dało efekt, ale dopiero w połowie drugiej rundy. Wtedy wykroczna noga rywala zaczęła się uginać pod bardzo mocnymi kopnięciami Polaka a sam Ankalajew zmienił pozycję, by nie dać Błachowiczowi szansy na kontynuowanie tej taktyki.
Były mistrz nie zamierzał jednak jej zmienić i zaczął obijać drugą nogę, która z kolei zaczęła słabnąć w rundzie trzeciej. To w tym momencie Ankalajew już na stałe zmienił taktykę, regularnie idąc po obalenia. Na początku Błachowicz bronił się świetnie - obronił co najmniej sześć pierwszych prób i w trzeciej odsłonie rywalowi udało się to tylko raz, kilka sekund przed końcem.
W tym momencie wszyscy doskonale wiedzieli, że to Polak prowadzi i jest o krok może nawet od skończenia walki przed czasem, jeśli nogi Ankalajewa nadal nie będą w stanie wytrzymać tego obijania. Problem w tym, że Błachowicz nieco opadł z sił po kilku klinczach w rundzie trzeciej, co doprowadziło do kluczowego obalenia w czwartej rundzie. Przez pół rundy Rosjanin miał kontrolę nad naszym fighterem, co spowodowało dwie rzeczy - wyrównało cały pojedynek i dało Ankalajewowi przekonanie, że wystarczy sprowadzać Błachowicza do parteru. Z kolei Polak musiał wiedzieć, że musi na to uważać.
Nie udało się - Rosjanin sprowadził go do parteru już na samym początku piątej rundy i przez cały czas jej trwania kontrolował sytuację. Co istotne - nie tylko „leżał” na przeciwniku, ale też bardzo dużo uderzał i pracował nad konkretnymi szansami, co dało sędziom pretekst do wypunktowania tej rundy jako dwa punkty przewagi dla Ankalajewa. Przed werdyktem mało kto stawiał więc na „Legendarną Polską Siłę” - po zdominowanej przez Rosjanina końcówce do zwycięstwa potrzeba było wygranych pierwszych trzech rund (a dwie z nich były wyrównane) i braku wyniku 8:10 w ostatniej, co wydawało się trudne.
Ostateczny werdykt zaskoczył wszystkich, bowiem remisy w MMA rzadko się zdarzają - jeden z sędziów wypunktował zgodnie z powyższym planem (trzy pierwsze rundy dla Błachowicza, brak 8:10 w ostatniej - 48:47), drugi wręcz odwrotnie (rundy 3-5 dla Rosjanina, ostatnia 8:10- 46:48), a trzeci to wszystko wypośrodkował (trzy pierwsze dla Polaka, ale 8:10 w ostatniej - 47:47). Werdykt wydaje się sprawiedliwy - Ankalajew całkowicie zdominował końcówkę, ale cały przebieg pojedynku sprzyja takiemu rezultatowi. Dzięki temu nadal nie mamy mistrza wagi półciężkiej UFC, a fakt, że walka - mówiąc obiektywnie - nie była zbyt ciekawa dla neutralnego widza, sprawia że sytuacja w wadze półciężkiej zmienia się całkowicie.
Prezes UFC, Dana White, nie patyczkował się na konferencji prasowej, mówiąc że już w trzeciej rundzie walki zaczynał się nudzić, a przecież to potem przyszła ta najnudniejsza część. Ogłosił, że kolejne starcie o pas już na kolejnej „numerowanej” gali, UFC 283. Zmierzą się w nim Glover Teixeira i najwyżej notowany dostępny zawodnik, #7 rankingu Jamahal Hill.
Trudno za to stwierdzić, co dalej z bohaterami zremisowanej walki wieczoru. Jan Błachowicz już wcześniej, mówiąc delikatnie, nie był ulubionym zawodnikiem White’a, a to starcie raczej jego pozycji nie zmieni. Zmieni za to pozycję Ankalajewa - dużo mówiło się o tym, że UFC uważa go za przyszłego mistrza, który wraz z Jirim Prochazką będzie prowadził kategorię półciężką. Tymczasem na konferencji White sprawiał wrażenie całkowicie niezadowolonego ze swojego ulubieńca, a sam fakt, że nawet się nie zastanawiał nad Rosjaninem w kontekście kolejnej szansy mówi bardzo dużo. Wypowiedź Ankalajewa na gorąco, w której mówił o byciu oszukanym i tym, że nie wie, czy jeszcze zawalczy dla UFC, także mu raczej nie pomoże.
Ankalajew wydłuży sobie drogę do pasa mistrzowskiego, ale pewnie prędzej czy później na nią wróci - w końcu ma tylko 30 lat. Inaczej wygląda sprawa prawie 40-letniego Błachowicza. Jeśli ma jeszcze dostać szansę, to raczej prędzej niż później, a teraz jego sytuacja nie wygląda najlepiej. Na pewno musi wygrać kolejną walkę, z kimkolwiek ona nie będzie (rewanż z Rosjaninem?), a i to pewnie nie da mu jeszcze jednej szansy na wymarzony tytuł. Nie jest to niemożliwe, ale sytuacja mocno się skomplikowała.
Nie wiedzieliśmy tego w trakcie walki, myśląc, że być może jedną z pierwszych trzech rund wygrał Ankalajew, ale ostatecznie okazało się, że do zwycięstwa wystarczyło zrobić cokolwiek (chociażby dłużej utrzymać się na nogach), żeby nie dać sędziom pretekstu do punktowania 10:8. Szkoda przede wszystkim niewykorzystanej szansy.