Niezbyt udany debiut ma za sobą numer jeden tegorocznego draftu. Cade Cunningham w pierwszym meczu w NBA zdobył tylko dwa punkty, spudłował siedem z ośmiu rzutów, ale i zaliczył zwycięstwo. To się wcale nie zdarza tak często, jeśli chodzi o jedynki draftu. A który topowy pick w XXI wieku debiutował najlepiej? I czy ten pierwszy mecz można traktować jak zwiastun całej kariery?
W teorii to tylko jeden mecz, który niewiele znaczy. W praktyce jednak zawsze dobrze jest wejść do ligi z przytupem. Cade Cunningham takiej możliwości nie miał. Powodem problemy z kostką, które nie tylko opóźniły nieco debiut, lecz również wpłynęły na jego postawę. Najlepiej z jego pierwszego meczu zapamiętać tylko wynik. Numer jeden tegorocznego naboru przygodę z NBA zaczął bowiem od zwycięstwa – podobnie jak Anthony Edwards przed rokiem. Łącznie jedynki w XXI wieku wygrały tylko osiem z 20 debiutów.
Słabo kariery w NBA zaczynali m.in. John Wall (6/19 z gry) czy Kyrie Irving (2/12). Greg Oden debiutował po roku przez problemy zdrowotne, a ostatecznie zagrał tylko 13 minut i przez jeszcze jeden uraz wypadł z gry na kolejne tygodnie. Nie był to zbyt dobry znak dla fanów Portland Trail Blazers. Z drugiej strony, problemy w pierwszym meczu miał też drugi numer draftu 2007, czyli Kevin Durant, a przecież jego kariera potoczyła się chyba całkiem nieźle – szczególnie w porównaniu do Odena.
Ciekawy był też debiut Yao Minga, co do którego wiele osób miało wątpliwości. Był wśród nich także Charles Barkley, który założył się z Kennym Smithem, że chiński gigant przez cały sezon nie przekroczy granicy 19 punktów w jednym meczu. I początkowo to Sir Charles triumfował, bo Yao w pierwszym spotkaniu nie zdobyło ani jednego oczka. Szybko się okazało, że ma talent ma jednak spory, bo już w ósmym meczu sezonu zapisał na konto 20 punktów, a Barkley w związku z przegranym zakładem musiał… pocałować tyłek osiołka.
Ostatecznie chiński środkowy zakończył karierę ze średnią dokładnie 19 punktów na mecz. Początki bywają więc trudne, choć nie zawsze oznaczają, że dany zawodnik okaże się niewypałem. Tutaj nigdy nie ma żelaznej reguły, choć przykłady Andrea Bargnaniego czy Anthony’ego Bennetta dają do myślenia. Obaj w debiutach zdobyli zaledwie dwa oczka, czyli dokładnie tyle samo co Cunningham. Ten jednak jawi się jako dużo bardziej utalentowany zawodnik, dlatego kibice Pistons raczej nie mają się czego obawiać.
A która jedynka draftu z XXI wieku debiutowała najlepiej? Na liście mamy pięć znanych nazwisk i co ciekawe cała piątka przywitała się z NBA przegraną. Kolejność chronologiczna, zaczynamy od najmłodszego.
1
Zion Williamson (2019): 22-7-3, 8/11 FG, porażka
Debiut nieco opóźniony, ale Zion wynagrodził fanom czekanie w najlepszy możliwy sposób. W czwartej kwarcie przez trzy minuty zdobył 17 kolejnych punktów, trafiając po drodze cztery trójki. To był zdecydowanie jeden z najbardziej elektryzujących debiutów ostatnich lat. – Oby pozostał zdrowy, bo dla niego limitem jest niebo – mówił po meczu zachwycony DeMar DeRozan. Trochę proroczo, gdyż Williamson zdążył pokazać fantastyczny talent pomimo problemów zdrowotnych, jakie dokuczają mu od początku kariery w NBA.
W trwającym sezonie Zion jeszcze nie zagrał, a ostatnie informacje napływające z Nowego Orleanu mówią o kolejnych 2-3 tygodniach przerwy. W międzyczasie zobaczyliśmy skrzydłowego na rozgrzewce przed jednym z meczów i nie był to widok zbyt przyjemny. Bo choć cieszymy się, że 21-latek jest coraz bliżej powrotu, to jednak… Williamson mocno przytył i mówi się, że w tej chwili ważny już ponad 320 funtów (145 kilogramów). Dla porównania: wyższy o 26 centymetrów Boban Marjanović waży około 130 kilogramów.
2
Ben Simmons (2016): 18-10-5, 7/14 FG, porażka
Na ten debiut kibice 76ers też musieli czekać nieco dłużej niż by chcieli. Simmons stracił bowiem cały pierwszy rok, choć pozostał debiutantem i ostatecznie nagrodę „Rookie of the Year” otrzymał. Długo rywalizował m.in. z Donovanem Mitchellem, lecz głosujący nie mieli większych wątpliwości. Simmons zachwycał od samego początku – sam zresztą przyznał, że w debiucie czuł się tak, jak gdyby grał sobie w 2K. Już wtedy zwracano jednak uwagę na to, że prędzej czy później może go dopaść kwestia rzutu, a raczej jego braku.
Tak się rzeczywiście stało, a numer jeden draftu z 2016 roku kilka miesięcy temu znalazł się w najtrudniejszym momencie kariery. Po kolejnej nieudanej przygodzie 76ers w fazie play-off zażądał transferu. Philla na razie tej prośby nie spełniła, a Simmons choć do drużyny wrócił, to nadal nie gra, tłumacząc się kłopotami mentalnymi. Jak to się dalej potoczy – tego nie wie nikt, tym bardziej że Daryl Morey, czyli generalny menedżer Sixers, w jednej z rozmów przyznał, że jest gotowy ciągnąć tę „dramę” nawet przez kolejne lata.
3
Anthony Davis (2012): 21-7, 6/12 FG, porażka
Nie miał łatwo w debiucie Anthony Davis, bo od razu przyszło zmierzyć mu się z Timem Duncanem. Od razu też zdołał jednak pokazać, dlaczego kilka miesięcy wcześniej w Nowym Orleanie nie mieli wątpliwości, kogo wybrać z jedynką w drafcie. Davis nie poprowadził co prawda Hornets (nazwa klubu zmieniła się kilka lat później) do zwycięstwa, ale dał przynajmniej nadzieje na lepsze jutro. Był to jednak częsty obrazek nad Luizjaną, gdzie AD przez lata dominował, choć tylko indywidualnie i bez sukcesów drużynowych.
Gdy w 2019 roku środkowy opuszczał Nowy Orlean, na koncie miał sześć występów w meczach gwiazd oraz trzy wybory do najlepszej piątki NBA. Nie miał za to statuetki dla najlepszego debiutanta, bo tę zgarnął Damian Lillard. Dodajmy do tego jeszcze tylko dwa awanse do fazy play-off, zaledwie jedną wygraną serię i łączny bilans 251 zwycięstw oraz 323 porażek w sezonie zasadniczym. Życie dla jednego z najlepszych przecież 75 graczy w historii ligi zaczęło się tak naprawdę po przenosinach do Los Angeles.
4
Blake Griffin (2010): 20-14-4, 8/14 FG, porażka
Kolejny mocno opóźniony debiut w tym zestawieniu. Blake Griffin stracił bowiem cały pierwszy sezon ze względu na uraz kolana. Te koniec końców dopadły go w późniejszej części kariery, ale początkowo na długo odeszły w zapomnienie. Griffin już w pierwszym meczu pokazał, że będzie latał wysoko. Dwa jego wsady znalazły się wśród dziesięciu najlepszych zagrań tamtego wieczoru. – Jest niesamowity i będzie twarzą tej organizacji przez wiele lat – stwierdził po meczu Marcus Camby. Miał rację, bo Blake niedługo potem otrzymał wsparcie w postaci CP3 i tak Los Angeles stało się Lob City.
Griffin zaliczył zresztą jeden z najbardziej imponujących debiutanckich sezonów w historii ligi. Co prawda jego statystyki nie przełożyły się na wyniki Clippers, ale same cyferki robiły ogromne wrażenie. Średnio ponad 22 punktów i 12 zbiórek na mecz (jako pierwszy rookie od czasu Eltona Branda w sezonie 1999/2000), a do tego wszystkie 82 spotkania na koncie i powołanie do Meczu Gwiazd. No i na deser jeszcze nagroda dla najlepszego debiutanta decyzją jednogłośną. To było jedno z najlepszych wejść do ligi w historii.
5
LeBron James (2003): 25-6-9, 12/20 FG, porażka
To był zdecydowanie najbardziej wyczekiwany pierwszy mecz gracza w dziejach NBA. Nie mogło być inaczej, skoro ESPN jeździło już na mecze LeBrona Jamesa w szkole średniej, a Sports Illustrated jeszcze przed startem sezonu namaściło go mianem „The Chosen One”. Tym razem w Sacramento stawiło się ponad 300 przedstawicieli mediów z całego świata. Sam mecz został natomiast nieco opóźniony, by telewizja mogła go pokazać od początku – w transmitowanym wcześniej pojedynku między Magic i Knicks doszło do dogrywki.
LBJ po latach przyznał, że był bardzo zdenerwowany. Noc wcześniej nie spał. Nie było jednak po nim tego widać, bo już w pierwszej kwarcie zdobył 12 z 25 oczek, raz za razem efektownie witając się z ligą. Ostatecznie nie uchronił Cavs przed porażką – tak wtedy, jak i w kolejnych latach zabrakło wsparcia kolegów. Tymczasem pomeczowa konferencja trenera Kings skończyła się już po trzecim pytaniu. Nikogo nie interesowało, co ma do powiedzenia – wszyscy pobiegli pod szatnię Cavs. Tak właśnie zaczęła się kariera LeBrona Jamesa w NBA.
Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!
Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.
Dziennikarz sportowy z pasji i wykształcenia. Miłośnik koszykówki odkąd w 2008 roku zobaczył w akcji Rajona Rondo. Robi to, co lubi, bo od lat kręci się to wokół NBA.