W nocy z soboty na niedzielę odbędzie się tradycyjny konkurs wsadów w trakcie Weekendu Gwiazd NBA. Często podczas nich tworzyły się legendy, dlatego zanim usiądziemy do oglądania tegorocznych podniebnych akrobacji, sięgnijmy do najbardziej pamiętnych konkursów z przeszłości.
Nie chcemy być jak malkontenci, którzy tylko siedzą i powtarzają: „Kiedyś to było”. Ale w przypadku konkursów wsadów NBA trochę musimy. Oczywiście dzisiejszej nocy Dwight Howard, Aaron Gordon, Derrick Jones Jr. i Pat Connaughton mogą stworzyć prawdziwy spektakl, jednak my wolimy uderzyć w nostalgiczne tony. Przypominamy te najbardziej legendarne konkursy wsadów.
A tak przy okazji: Mecz Gwiazd NBA i wszystkie towarzyszące mu rywalizacje można w Polsce oglądać w Canal+ Sport. Trójki, wsady i cała reszta dziś w nocy z soboty na niedzielę od godziny 1:00.
Nate Robinson najpierw zaskoczył, biorąc udział w konkursie, a później jeszcze bardziej, gdy go wygrał. Ale nie wszyscy sympatyzowali z mierzącym 175 centymetrów zawodnikiem NY Knicks. Wielu, z ekspertem Charlesem Barkleyem na czele, upominało się, że na zwycięstwo zasłużył Andre Iguodala. To dlatego, że Robinson paru wsadów nie skończył i sugerowano, że triumfował, bo ludzie chcieli wynagrodzić wysiłki drobnego koszykarza. Oceńcie sami. Gdyby wygrał Iguodala, na pewno nie można by było mieć pretensji.
Piękne czasy dla Dwight Howarda. Był młody, właśnie osiągał status supergwiazdy i jeszcze nie zaczął być hejtowany przez sporą część kibiców. Jego triumf w 2008 roku przeszedł do historii za sprawą wsadu z peleryną i strojem Supermana, ale pokazał w trakcie rywalizacji sporą różnorodność i udowodnił, że dunki wielkiego koszykarza też mogą być widowiskowe. Odłamkiem Slam Dunk Contest 2008 było też to, że Shaquille O'Neal złapał przezabawny ból tyłka o to, że to on był prawdziwym Supermanem i Howard bezczelnie od niego ściąga. Tak, tak – dwóch dorosłych facetów mierzących ponad 210 centymetrów kłóciło się o to, kto ma prawo nazywać siebie postacią z komiksów o gościu za dnia pracującym w biurze i jednocześnie ratującym świat, którego żaden z nich nie stworzył. Brzmi jeszcze śmieszniej gdy się to przeczyta na głos.
Konkurs niedoceniany, bo nie było tutaj wielkich nazwisk. Ale uczestnicy konkursu wsadów z 2003 roku pokazali kilka naprawdę kozackich rzeczy. Amar'e Stoudamire zrobił największą karierę, uczestniczyli też Desmond Mason z Seattle SuperSonics (dalej tęsknimy), Richard Jefferson i zwycięzca z 2001 roku Jason Richardson. Wszyscy na pewnym etapie kariery byli dobrymi koszykarzami, ale raczej nie gwiazdami pierwszego szeregu. Smaczkiem była rywalizacja Masona z Richardsonem. Ten drugi zamknął ją w finałowej rundzie kapitalnym dunkiem z przełożeniem piłki między nogami.
No dobra, nie wszystkie konkursy wsadów NBA w ostatnich latach zawodziły. W 2016 roku popis w rundzie finałowej dali Zach LaVine i Aaron Gordon. Wygrał ten pierwszy, który za każdy z czterech wsadów dostał idealną notę „50”, ale wielu było zdania, że Gordona okradziono. Zobaczcie sami. Naszym zdaniem druga paczka Gordona (w filmiku od 3:20) należy do najlepszych w historii. Gracz Orlando Magic przegrał jednak, bo w ostatniej próbie uzyskał notę 47.
Blast from the past. Zanim Nate Robinson pokazał, że mały też może być wielki, zrobił to Spud Webb. I umówmy się, mierzący 170 centymetrów zawodnik Atlanta Hawks miał nieco trudniejszych rywali. Webb pokonał kolegę z drużyny Dominique'a Wilkinsa i triumfatora z roku 1985, mimo że ten mówił przed konkursem, że nigdy nie widział, by Webb zrobił wsad. Element zaskoczenia podziałał.
Chyba najlepiej obsadzony konkurs w dziejach. Michael Jordan, Dominique Wilkins, Spud Webb, Jerome Kersey i Clyde Drexler, a do tego Otis Smith oraz Greg Anderson zrobili show, ale ostatecznie skradł go ten pierwszy. Jordan występował wówczas przed własną publicznością w Chicago i w drodze po wygraną wykonał jeden z najbardziej ikonicznych wsadów w historii konkursu. Potrzebując 49 punktów do pokonania Wilkinsa zdobył maksymalne 50 dzięki wyskokowi z linii rzutów osobistych i długieeeemu lotowi. Kto wie, gdyby nie ten dunk, ostatnia scena Kosmicznego Meczu mogła wyglądać zupełnie inaczej.
Dwa słowa: Vince Carter. Dziś weteran boisk NBA, a wtedy młoda wschodząca gwiazda i ikona Toronto Raptors. W 2000 roku Carter przyszedł na konkurs wsadów NBA i po prostu pozamiatał rywalami. Co dunk to lepszy i bardziej pamiętny. Najlepiej po prostu zobaczcie sami. Może inne konkursy miały większe gwiazdy i lepszą rywalizację, ale my doceniamy najbardziej ten sprzed dokładnie 20 lat. Czasami liczą się nie tyle emocje, co poziom dominatora. Wielkość trzeba szanować.