Najlepsze płyty 2025 roku, których możesz nie znać

PODSUMOWANIA-NIEZNANE-ART.jpg

Naszym ruchom od dłuższego czasu przyświeca hasło there is more…. Wyrazem uchwyconej w nim idei jest właśnie ta selekcja albumów, stanowiąca ucieczkę do przodu od algorytmów, echo chambers i pewnej powtarzalności podsumowań końcoworocznych.

Nie wrzuciliśmy antytechnokratycznego i snobistycznego poziomu trudności. Sami zajarani sprawdzamy wszystkie możliwe rankingi best of the year i sami też takie zestawienia przygotowujemy. Ale w tym roku tradycyjne podsumowania muzyczne zdecydowaliśmy się uzupełnić o epilog w postaci wyborów nieoczywistych, które wynikają z indywidualnych odkryć, emocji i doświadczeń członków naszej ekipy. Każdy został poproszony o wskazanie dwóch płyt, które – delikatnie rzecz ujmując – nie są szczególnie wyhype'owane, co nie oznacza bynajmniej, że nie zasługują na uwagę.

1
James Massiah – „Bounty Law”

James Massiah to jeden z ciekawszych reprezentantów brytyjskiej alternatywy. Rapuje, pisze poezję, jest hostem NTS Radio. Ale to nie wszystko — współpracował z Deanem Bluntem, Joyem Orbisonem, Massive Attack. Jest wszędzie. Na Bounty Law łączy dancehall z synthpopem, downtempo i drillem. Tworzy londyński tygiel dźwiękowy. Ustawia się gdzieś pomiędzy twórczością John Glacier, Jima Legxacy, Eesdeekida i Vegyn. Bounty Law to nazwa fikcyjnego serialu z filmu Quentina Tarantino Dawno temu w... Hollywood. I o ile nie ma tu co liczyć na efekciarskie rozlewy krwi, o tyle James lirycznie tworzy równie wciągające uniwersum, gdzie brutalność objawia się w małych gestach i słowach. Bounty Law skrada się gdzieś w szczelinach nocnych klubów, tańczy na parkiecie, rozmawia z przypadkowymi ludźmi, zatraca się w chwili i wraca — znużona — o świcie do domu. Estera Florek

2
julek ploski – 'NullCycle'〈re-Awoken〉

Julek ploski, warszawski producent muzyki awangardowej, jak sam mówi, wychował się w internecie. Praktycznie od zawsze fascynowały go nieograniczone możliwości komputera, dlatego amorficzność to coś, co charakteryzuje 'NullCycle'〈re-Awoken〉i całą jego twórczość w ogóle. Składają się na nią: hyperpopowa barokowość, plastikowe beaty oraz – wpisane w fundament jego stylu – surrealizm, obrazowość i spazmatyczne rytmy. Od jakiegoś czasu widać zmianę w tym, jak produkuje. Jakby w odpowiedzi na niespokojne czasy staje się bardziej wygaszony niż w poprzednich projektach. Momentami ociera się o ambient, ale nie rezygnuje przy tym z prób dźwiękowej derealizacji do granic absurdu. Bo właśnie w absurdzie i ironii ploski czuje się najlepiej. Zresztą o absurd ociera się też fakt, że tworząc tak niszową i mało rozpoznawalną w kraju muzykę, jego piosenka pojawiła się w piątym sezonie serialu Stranger Things. Takich absurdów oby jak najwięcej. Estera Florek

3
kwes e – „fingers crossed”

Rok 2025 był absolutnie przełomowy dla brytyjskiego rapu. Od Can’t Rush Greatness Centrala Cee, przez powrót Dave’a, po blow-up Fakeminka czy EsDeeKida. Wyspiarskie rapowe brzmienia po raz pierwszy od dawna tak bardzo wybiły się globalnie, na czym widocznie skorzystała lokalna scena – aktualnie wyjątkowo bogata w newcomerów. Kwes e to jeden z nich. O albumie fingers crossed mówiło się mniej niż na przykład o Rebel od EsDeeKida, ale to wciąż pozycja, po którą warto sięgnąć. Na uwagę zasługuje przede wszystkim wspaniała produkcja połączona z przeswagowanym – ale dużo spokojniejszym niż w przypadku YT czy Fimiguerrero – wokalem. Jako minus trzeba natomiast wskazać dość monotonną tracklistę. Na jej tle wybija się jednak kilka utworów, które można zapętlać godzinami, np. addicted to divas czy entitled. JJ Święcicki

4
Llondon actress – „Billionaire Supervillain”

Jeśli na początku minionej dekady jaraliście się takimi wykonawcami jak SpaceGhostPurrp, Yung Lean czy Lil B, dzisiejsza rapowa scena jest dla was wyjątkowo łaskawa. Znajdą się tacy, którzy powiedzą, że cloud rapy nigdy nie zniknęły, ale faktycznie – na przestrzeni ostatnich dwóch lat obserwujemy wzmożony ruch w podgatunku. Kultura to jedna wielka sinusoida, a małolaty jarają się tym, czego nieco starsi słuchali ponad dekadę temu. Jednym z takich świeżaków jest Llondon Actress, który na Billionaire Supervillain wymaksował najbardziej nastrojowe elementy cloud rapu. Jest przestrzennie, sentymentalnie, smutno i ekspresyjnie. W twórczości Brytyjczyka jest jeszcze kilka obszarów do poprawy, co nie zmienia faktu, że potencjał jest ogromny. Obserwujcie go uważnie. Jędrzej Olczyk

5
Oberkas Travel – „Oberkas Travel”

Przykłady można mnożyć w nieskończoność z zasięgowymi highlightami w postaci Chłopek albo 1670, ale tradycja wiejska czy słowiańskość znajdują się obecnie w centrum uwagi. I kto wie, czy nie skończy się jakąś globalną modą na Post-Slavic – jak kiedyś na Post-Soviet. Projekt Oberkas Travel wpisuje się w to zjawisko. Doświadczeni muzycy ruszyli w rejon radomsko-opoczyński i prowadzili badania XIX-wiecznej muzyki, żeby na tej podstawie nagrać materiał, który zachowuje ludowego ducha, ale jest też eksplozywny i psychodeliczny w dialogu ze współczesnością. Nie brakuje w dzisiejszych czasach powodów do rabacji – będzie co puszczać w karczmie, jak ktoś ją skutecznie przeprowadzi. Marek Fall

6
Redda – „space & palm trees”

Ulubiony artysta twojego ulubionego rapera. I to dosłownie, bo Redda nie tylko produkował dla Sheck Wesa, Skepty, Lanceya Fouxa czy Lil Uzi Verta, ale był też inspiracją dla reprezentantów polskiej sceny – Vkiego czy LearnHowToHustle. Średnio zainteresowany ruchami marketingowymi czy muzyką dla mas Redda od lat wypuszcza dużą liczbę singli, a tylko od 2023 roku opublikował pięć albumów; każdy z nich w mocno undergroundowym, trapowym stylu. Pod względem produkcji i selekcji bitów najlepiej z nich wypada space & palm trees. Powstały na podkładach od podziemnych, w dużej części anonimowych, młodych producentów. Jeśli komuś brakuje świeżości w amerykańskim rapie, to powinien sięgnąć do podziemia, bo tam nadal można znaleźć perełki. Redda jest jedną z nich. JJ Święcicki

7
Standing on the Corner – „Baby”

Mają swoją stronę na Wikipedii, ale w serwisach streamingowych słucha ich zaledwie kilka tysięcy osób miesięcznie. Nowojorska grupa jest znana w alt-rapowym środowisku, kilku reprezentantów tego wave’u współpracowało zresztą z Standing On The Corner przy naprawdę dobrych projektach. Chodzi między innymi o Some Rap Songs Earla Sweatshirta, MAY GOD BLESS YOUR HUSTLE MIKE’a czy UKnoWhatImSayin? Danny’ego Browna. W sieci znajdziecie zaledwie skromny ułamek ich twórczości, a niektóre krążki pojawiają się i znikają w tajemniczych okolicznościach. Na szczęście nic nie zapowiada zniknięcia świetnej tegorocznej epki pod tytułem Baby. Oniryczne kawałki sprawiają wrażenie zdeformowanych, rozciągniętych, a chropowate tekstury podbijają lo-fi charakter materiału. Jest w tym wszystkim coś, co powoduje, że Baby jest bardzo... przytulną płytą. O co chodzi? Słuchajcie i rozkminiajcie sami. Jędrzej Olczyk

8
The Ferrules – „Pusty Dom”

Gimby nie znajo, ale był taki czas, że jak się chciało dowiedzieć o ekscytujących zdarzeniach z uniwersum muzyki – powiedzmy – alternatywnej, to włączało się Trójkowy ekspres w radiowej Trójce. Od pewnego momentu były tam na bieżąco dokumentowane postępy Nowej Rockowej Rewolucji, czyli tego hype’u na gitary, który wybuchł na początku wieku. Z epicentrum w Nowym Jorku. O tych czasach przypomniał mi trójmiejski zespół The Ferrules, który równocześnie elegancko wpisuje się w powtórne przyjście shoegaze’u. Obok grupy Rosa Vertov – kolejny powód do dumy w tej kategorii i chyba najlepsza muzyka, którą można sobie zilustrować polską zimę. Marek Fall

9
Repetition Repetition – „Fit for Consequences: Original Recordings, 1984–1987”

Los Angeles, połowa lat 80. Willy Tanner, głowa rodziny z serialu Alf, jak co popołudnie wraca autem z pracy do domu, gdzie już czeka na niego obiad. W pewnym momencie jednak zmienia zdanie, zjeżdża z autostrady, staje na poboczu, rozkłada siedzenie, odpala mocnego blanta, zakupionego godzinę wcześniej od podejrzanego typa na rogu, po czym rozpływa się w tyleż pięknym, ile przerażającym tripie. Tak mniej więcej brzmi Fit For Consequences, czyli the best of efemerycznego projektu Repetition Repetition, ktorego reedycja wyszła wiosną tego roku. Co powstało z kooperacji dwóch typów, z których jeden był post-punkowym gitarzystą, a drugi fascynatem milinalistycznej poważki spod znaku Steve’a Reicha? Zestaw hipnotycznych dźwiękowych pasaży: lo-fi, syntezatory, fortepianowe partie i niespodziewanie przecinająca te światy gitara elektryczna. Gdyby nie ona – kompilacja nie tetniłąby takim niepokojem jak ta kartka z ejtisowego, trochę neonowego, trochę ćpuńskiego Los Angeles. Have a nice trip! Jacek Sobczyński

10
Yumiko Morioka & Takashi Kokubo – „Gaiaphilia”

To zawsze jest ryzyko. Niedaleko opartemu na field recordings ambientowi do tych wszystkich upiornych playlist z odgłosami natury, stale okupujących głośniki w centrach odnowy biologicznej. O ile oczywiście nie sięgają po niego starannie wykształceni muzycy. Gaiaphilia to przecinka pianistki Yumiko Morioki i Takashiego Kokubo, legendy new age’owej elektroniki, gościa od wielowarstwowych pejzaży dźwiękowych i… kompozytora państwowego alertu przed trzęsieniami ziemi w Japonii. Wyszła im płyta ilustracyjna, nienachalnie transowa, a przy tym znakomita muzycznie; każda partia dźwiękowa mogłaby spokojnie funkcjonować w oderwaniu od spajającego Gaiaphilię spirytualnego sztafażu. Po polsku: to jest zwyczajnie piękna muzyka do masażu mózgu. Jacek Sobczyński

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.