Najsmutniejszy feel-good movie roku: Joaquin Phoenix w pierwszej roli po „Jokerze” (RECENZJA)

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
C'mon C'mon
Gutek Film

Nie wiem, jakie powinno być zakończenie scenariusza, wesołe czy smutne? Mike Mills miał podzielić się taką wątpliwością ze swoim synem, Hopperem. Be funny, when you can – usłyszał w odpowiedzi od siedmiolatka. I to wiele mówi o C’mon C’mon.

Nikt tak pięknie nie robi obecnie kina z introspekcji i historii rodzinnych jak Mills. W Debiutantach pochylił się nad figurą odchodzącego ojca, Kobiety i XX wiek poświęcił matce, C’mon C’mon jest o rodzicielstwie. Intensywnym i emocjonalnym; jak Game of Thrones. Z przymrużeniem oka można by napisać, że to Był sobie chłopiec z wytwórni A24 (m.in. Spring Breakers, Uncut Gems).

C'mon C'mon
Gutek Film

Johnny (Joaquin Phoenix) jest dziennikarzem, który przemierza Stany Zjednoczone, żeby – na potrzeby reportażu – nagrywać rozmowy z dziećmi. Wypytuje je o przyszłość, supermoce, sprawy ostateczne. Kiedy przyjeżdża do Los Angeles, postanawia odwiedzić siostrę – Viv (Gaby Hoffmann), z którą od dawna nie utrzymywał kontaktu. Wkrótce zajdzie konieczność zaopiekowania się jej synem – Jessem (Woody Norman), gdy ona poleci do San Francisco zająć się mężem (Scoot McNairy). W studium rodziny wpisane są więc dysfunkcje i niezabliźnione rany; śmierć matki Johnny'ego i Viv, zaburzenia psychiczne ojca Jessego. Ale radiowiec będzie musiał zbudować więzi z siostrzeńcem, chociaż sam jest w kawałkach. Nie przepracował ani żałoby, ani rozstania z partnerką; relację z siostrą odbudowuje przez telefon.

Mężczyzna po przejściach i chłopiec ruszają razem do Detroit, Nowego Jorku i Nowego Orleanu; przeglądają się w sobie i wzajemnie się siebie uczą. Johnny będzie musiał zmierzyć się z bolesnymi pytaniami. Dlaczego jesteś sam? Dlaczego nie rozmawiacie z mamą jak rodzieństwo? Dziewięciolatek będzie musiał udźwignąć więcej niż prawdopodobnie powinien. Nie zabraknie dramatów i frustracji, ale ta orka ma silver lining. C’mon C’mon w ostatecznym rozrachunku dodaje otuchy; pozwala się ogrzać.

Po najbardziej spektakularnej roli w karierze i Oscarze za Jokera – Joaquin Phoenix wykonuje ucieczkę do przodu, wracając niejako do postaci pogubionego, ale ciepłego Theodore'a z Her. Tworzy na ekranie fantastyczny duet z Normanem, młodziutkim londyńczykiem, wypatrzonym na samym początku castingów. Podobno w ekipie szybko zapanowała zgodność, że jeśli nie uda się załatwić mu wizy, to produkcja nie powstanie. Ale zaraz – duet? Jest przecież jeszcze fenomenalna Gaby Hoffmann jako matka na skraju wytrzymałości, która wciąż ma w sobie niezmierzone pokłady empatii i zrozumienia.

C'mon C'mon
Gutek Film

Mike Mills zrobił film na tyle osobisty, że – jak sam mówi – spadł mu kamień z serca, gdy mógł zdystansować się (i Hoppera) od tej historii, przerzucając ciężar na Joaquina i Woody'ego. Zresztą – postać Viv wzorowana jest na żonie reżysera z jej szacunkiem dla dziecięcych uczuć.

Chociaż bohaterowie odwiedzają efektowne metropolie, obraz pozostaje wyjątkowo intymny. W dużej mierze ze względu na czerń i biel, która miała uwiarygodnić fabułę, nadając jej dokumentalistyczny sznyt. Poza tym: I fucking love black-and-white movies – deklaruje Mills. Kadry są bardzo plastyczne, założenie kręcenia w czterech miastach – dość imponujące, ale nie ma w tym żadnego rozbuchania. Potężnym atutem C’mon C’mon jest także skuteczna ucieczka od jakiejkolwiek pretensji czy czułostkowości. Nawet, gdy Johnny nagrywa dzieciaki rozprawiające o życiu po śmierci czy nierównościach rasowych w Ameryce. Ten film na każdym etapie stanowi głęboką, ale w gruncie rzeczy prostą lekcję wyrozumiałości dla bliskich, rzeczywistości, samego siebie. Sygnalizuje potrzebę zerwania z maczystowskim modelem wychowania i żmudnej nauki komunikowania własnych emocji.

Pewnie dopiero doświadczenie ojcostwa czy macierzyństwa pozwala w pełni poukładać sobie tę opowieść, ale wciąż nie brakuje w niej prawd uniwersalnych. I jednak krzepiących. Jak ta, że życie to nie jest kino familijne, często stawia wyzwania ponad miarę, dobre wspomnienia bledną, ale masz prawo nie być okej z tym, co cię spotyka, a w chwilach największego osamotnienia może zdarzyć się niespodziewany twist.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.