Claudio Ranieri wszedł na konferencję Watfordu w starym, dobrym stylu: były żarty, entuzjazm i brak strachu przed kalendarzem, gdzie jak byk stoją Liverpool, Arsenal i Manchester United. Włoch już czwarty raz próbuje sił w Premier League. Za kilka dni skończy 70 lat, ale jak sam mówi: „Mogę to robić nawet do 80-tki. Mogę być najstarszym menedżerem w Anglii z laską w ręku”.
Kiedy dwa lata temu Roy Hodgson dostał pytanie o wiek, bez chwili zawahania odpowiedział, że dla niego to nie jest przeszkoda, tylko szansa. Za przykład podał sesję treningową sprzed 45 lat w szwedzkim Halmstads. Nawet mając siódemkę z przodu, był w stanie powtórzyć ją co do minuty, z tą różnicą, iż wiedział już, jakie rzeczy są mu zbędne. Doświadczenia nie kupisz w sklepie. Hodgson upierał się, że jest lepszym trenerem, niż był dawniej. Na emeryturę odszedł, mając 74 lata. Jego Crystal Palace ani razu nie było zamieszane w walkę o utrzymanie.
Teraz to Ranieri stanie się najstarszym trenerem w Premier League. Zaraz po debiucie w meczu z Liverpoolem skończy 70 lat. Zamiast wygrzewać się nad Morzem Śródziemnym, znowu skacze w nieznane, mówiąc, że w jego pracy najważniejszy jest mózg, a mózg ma młody. Nie zraził się przygodą w Fulham, gdzie na 17 meczów wygrał 3. Na pytanie, skąd czerpie w tym wieku tyle entuzjazmu, odparł krótko: „Szczęśliwa żona, szczęśliwe życie”. A zaraz potem zapowiedział, że jeśli Watford nie straci w sobotę gola, to stawia wszystkim obiad.
Rodzina dała już sobie spokój. Wiedzą, że nie namówią go na emeryturę. Tylko raz siedział bez pracy półtora roku, po czym stwierdził, że wraca, bo znowu chce żyć. O tym, że Lucescu w piłce jest od zawsze świadczy choćby to, że już w 1984 roku wywalczył z Rumunią awans na mistrzostwa Europy. On wprowadzał do seniorskiej piłki Gheorghe Hagiego, w Serie A był pionierem komputerów i statystyk, a pracę w kadrze stracił na rozkaz Nicolae Ceausescu, który nie żyje od trzech dekad. Jest chodzącą historią piłki. Więcej tytułów ma tylko Alex Ferguson, a w tle widać już rozpędzającą się karierę jego syna. Razvan Lucescu ma 52 lata. Rok temu pozamiatał w Azjatyckiej Lidze Mistrzów. Obecnie prowadzi PAOK Saloniki.
Dopiero co migał nam na ławce Albanii w meczu z Polską. Karierę trenerską zaczynał tak dawno, że żadnego z zawodników naszej reprezentacji nie było jeszcze na świecie. Nawet Paulo Sousa chodził jeszcze do podstawówki. Reja urodził się zaraz po II wojnie światowej, trzy miesiące po Lucescu. Był piłkarzem m.in. Palermo i Spal, a na początku lat 80. rozpoczął karierę jako trener. Z Brescią i Vicenzą awansował do Serie A. Dwa razy prowadził Lazio. Spędził też cztery lata w Napoli. Pięć lat temu udzielił ciekawego wywiadu „Corriere della Sera”, w którym opowiadał, że kiedy wychodzi na trening, to czuje, że żyje. Przyjaźni się z Fabio Capello (ich żony są siostrami), grał w piłkę z Pier Paolo Pasolinim, był też blisko Ayrtona Senny, z którym zjadł kolację dzień przed tragicznym wypadkiem na torze Imola.
Pierwszy raz selekcjonerem Urugwaju został pod koniec lat 80. Wrócił w 2006 roku i został w niej do dziś. Gdy przychodził, zaczął od rzeczy podstawowych jak wstawienie zamrażarki w kuchni i wymiana materaców do spania, bo były tak twarde, że młody Forlan wolał spać w samochodzie. Dzisiaj ma już ponad 200 meczów i cztery mundiale na koncie. Ma też ksywkę „El Maestro” i wkład nie tylko w samą reprezentację, ale ogólnie w urugwajską piłkę i system szkolenia, który dał trzymilionowemu krajowi m.in. MŚ Ameryki Południowej U20 (2017, po 36 latach) i wicemistrzostwa świata U17 (2011) i U20 (2013). Tabarez od lat zmaga się z chorobą układu nerwowego. Kontrakt ma do mundialu w Katarze.
Ostatnie trofeum przytulił w 2008 roku, gdy z Zenitem wygrał Puchar UEFA. Od tego czasu miał 13 różnych pracodawców, w tym Feyenoord, gdzie rok temu w wieku 72 lat i 351 dni przeszedł do historii jako najstarszy trener w historii Eredivisie. Co jakiś czas ludzie wysyłają go na emeryturę, a on dalej napiera, niedawno przyjmując ofertę z reprezentacji Iraku. Kilka dni temu przegrał starcie z innym Holendrem, Bertem van Marwijkiem, szkoleniowcem Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Irakowi oddala się mundial w Katarze, więc możliwe, że za chwilę znowu będzie na bezrobociu. Na łamach „Voetbal International” mówi jednak wprost, że nie wyobraża sobie siedzenia w domu. - To jak z rzuceniem palenia. Nie da się ot tak skończyć” - przyznaje.
Miał swój szczyt dwie dekady temu, gdy wygrywał z Kamerunem mistrzostwo Afryki. W czasach Samuela Eto’o i Rigoberta Songa, nie dało się przeoczyć tej charakterystycznej facjaty z siwymi włosami. Lata mijają, a on dalej w grze - był już w Azerbejdżanie, Tajlandii, Jamajce, Iranie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Innymi słowy: wyciska z trenerki ile się da, raczej bez wielkich sukcesów, ale z pewnym zabezpieczeniem wpływów gotówkowych. Dzisiaj w wieku 71 lat pracuje w Katarze, rywalizując choćby z Xavim, Stramaccionim i Blankiem.
Najsłynniejszy trener w historii soccera we wrześniu skończył 70 lat. Odkąd przejął New England Revolution, ten stale idzie w górę, ostatnio zajmując pierwsze miejsce w konferencji wschodniej. Arena pięć razy wygrywał MLS i trzy razy zostawał trenerem roku. Dwukrotnie prowadził kadrę - odcisnął zresztą na niej tak duże piętno, jakby był w niej od zawsze. Ćwierćfinał mundialu w 2002 roku i czwarte miejsce w rankingu FIFA zaraz potem to jego robota. Nie ma w Stanach bardziej utytułowanego trenera. W New England Revolution pełni też funkcję dyrektora sportowego. Na razie nie słychać, by wybierał się na emeryturę.
Odkąd rodzina Pozzo w 2012 roku przejęła rządy w Watfordzie, klub miał już 15 trenerów. Średnio co 33 mecze dochodzi do zmiany, więc Claudio Ranieri raczej ma świadomość, że stąpać będzie po kruchym lodzie. Mimo to dobrze widzieć go z powrotem w Premier League. W Anglii kojarzy się z wielkim sukcesem Leicester, ale też z ostatnim fiaskiem w Fulham. Wcześniej była też Chelsea przed i na początku ery Romana Abramowicza. - Zająłem wtedy drugie miejsce tuż za niepokonanym Arsenalem i miałem półfinał Ligi Mistrzów. Znam życie. A teraz mówicie mi, że Watford często zmienia trenerów? - uśmiechał się na Włoch na konferencji prasowej. Nadal tryska energią, więc można zakładać, że nawet w przypadku klapy, to nie będzie jego ostatnie miejsce pracy.