Nieuchronnie zbliżamy się do nocy, na którą wszyscy fani sportów walki czekają od kilku miesięcy. Superwalka, najważniejsze wydarzenie w historii polskiego MMA, a i w skali światowej jedna z najważniejszych gal roku. UFC 259 już w nocy z soboty na niedzielę, a w walce wieczoru – Legendarna Polska Siła, Jan Błachowicz, kontra „The Last Stylebender”, Israel Adesanya. I mimo że to Polak broni tytułu mistrza UFC wagi półciężkiej, to nie będzie w tym starciu faworytem.
To oczywiście rzadkość, że broniący tytułu zawodnik nie będzie faworytem swojego pojedynku, jednak w tym wypadku jest to całkowicie uzasadnione, bo po drugiej stronie stoi inny mistrz – kategorii średniej. Israel Adesanya jest niepokonany w MMA i ma znakomity bilans 20-0, co w tej dyscyplinie nie zdarza się często. Od dłuższego czasu wychowywany w Nowej Zelandii Nigeryjczyk staje się twarzą UFC. Jest showmanem, dominuje swoich przeciwników, nie boi się gierek psychologicznych i mówienia wprost, co myśli o rywalach. W dodatku każda kolejna przechwałka jest poparta tym, co dzieje się w oktagonie. Dana White to widzi i wie, że ma w rękach talent, który może stać się największą gwiazdą UFC, stąd też jego chęć do stworzenia z niego mistrza dwóch kategorii wagowych.
POKRZYŻOWAĆ PLANY
Wiemy, że najważniejsza osoba w UFC zawsze myśli długofalowo. Często w poczynaniach White’a widać jakieś dalekosiężne zamiary, które mają doprowadzić do kasowego pojedynku dwóch gwiazd dyscypliny lub sukcesy z promocji jednego z popularniejszych zawodników. Tak było ostatnio z powrotem Conora McGregora, którego porażka mogła nieco te plany pokrzyżować.
Tak było też z przejściem Jona Jonesa do wyższej kategorii wagowej, bo w tamtym momencie wydawało się, że w planach UFC może być wielkie starcie Jonesa z Adesanyą. Ostatecznie Nigeryjczyk o drugi pas zawalczy z Błachowiczem, jednak niewykluczone, że w głowie White’a pomysł wciąż pozostaje. Adesanya z dwoma pasami i używający swojego trash talku może skusić Jonesa do powrotu do wagi półciężkiej. Mówiąc wprost – na rękę federacji byłoby bardziej posiadanie niepokonanego podwójnego mistrza, niż zwycięstwo Błachowicza, który te plany popsuje. Oczywiście nie ma co szukać teorii spiskowych, że UFC w jakikolwiek sposób będzie Jankowi utrudniać zadanie, bo to nieprawda. Jest to tylko kwestia planów długofalowych.
UNDERDOG
Na szczęście plany Dany White’a często się nie sprawdzają, bo wiemy jaki jest sport, a szczególnie MMA, w którym jedna akcja może skończyć pojedynek w ciągu kilku sekund. A kto inny jak nie Polak, będący w UFC wiecznym „underdogiem”, może te wszystkie zamiary pokrzyżować.
Historia o tym, że Błachowicz w pewnym momencie miał w UFC serię czterech porażek w sześciu poprzednich walkach jest doskonale znana. Chwila zwątpienia była nie tylko w UFC, gdzie pojawiało się zagrożenie zwolnienia, ale też i w samym Janku, który myślał w tamtym czasie o zrobieniu sobie przerwy od sportów walki. W zmianie tego nastawienia pomogła mu m.in. książka Tony’ego Robbinsa „Obudź w sobie olbrzyma” czy różne wydarzenia z jego ówczesnego życia. Po jego zwycięstwie nad Dominickiem Reyesem do mediów zagranicznych przedostała się m.in. historia o tym, jak będąc na spacerze z psami trafił na powieszonego mężczyznę, po czym – wedle sugestii jednego z policjantów – wziął sobie kawałek liny na szczęście. Taki zabobon, choć szerzej nieznany (to akurat może i lepiej). Błachowicz, jak sam twierdzi w rozmowie z The Athletic, w tamtym czasie chwytał się absolutnie wszystkiego, co tylko mogło jakkolwiek mentalnie na niego zadziałać.
Co dokładnie zadziałało – nie wiemy, choć jeśli była to lina wisielca to ta historia nabiera niezwykle mrocznego wymiaru. W każdym razie od tamtego momentu obserwujemy to, co cały sportowy świat zna już jako „Legendarną Polską Siłę”. Z dziewięciu ostatnich walk Janek wygrał osiem i został mistrzem najlepszej federacji na świecie.
WALKA JAK ŻADNA INNA
Status „underdoga” wciąż jednak przy jego nazwisku pozostaje, bo po drugiej stronie stanie zawodnik, którego Błachowicz w swojej karierze jeszcze nie spotkał. Adesanya z zawodnikiem pokroju Polaka również jeszcze nie walczył, przez co ten pojedynek jest niezwykle trudny do przewidzenia i zapowiedzi.
Szybkość i wszechstronność Adesanyi sprawia, że bardzo trudno znaleźć sposób, by się z nim uporać. W stójce Nigeryjczyk jest niezwykle mocny – jest byłym bokserem i kickbokserem, a swoimi kopnięciami i kontrami, które są jednymi z najlepszych w całym UFC, wypunktował już niejednego przeciwnika. Wypunktował albo wykończył, bo cztery nokauty w najlepszej federacji na świecie również nie wzięły się znikąd.
W parterze byłoby pewnie nieco lepiej, jednak sprowadzenie go na ziemię też nie jest tak łatwe jak mogłoby się wydawać. Nikt w wadze półciężkiej nie porusza się po oktagonie tak dobrze i nie ucieka od wszystkich prób ataków przeciwnika jak mistrz wagi średniej, który w półciężkiej pojawi się na moment. W niektórych walkach Adesanya wydawał się wręcz nieuchwytny, a gdy już został złapany, np. w klincz, to i tam nie dał sobą za bardzo pomiatać, mimo przewagi siły niektórych przeciwników.
PRESJA
Co więc stoi po stronie Błachowicza, skoro na pierwszy rzut oka wydaje się, że na Adesanyę nie ma sposobu i nie bez powodu jest niepokonany? W skrócie – Legendarna Polska Siła. Może być to w teorii tylko powiedzenie, które nabiera mocy przy ostatnich walkach Polaka, jednak Adesanya faktycznie z aż tak silnym zawodnikiem jeszcze nie walczył. Co więcej, mobilność Nigeryjczyka i jego nieuchwytność wywodzi się też z faktu, że prawie zawsze ma ogromną przewagę w warunkach fizycznych (ponad 2 metry wzrostu) i zasięgu ramion nad swoimi rywalami. W przypadku Błachowicza ta przewaga pozostaje, jednak znacznie się zmniejsza, co w połączeniu z jego siłą stwarza zagrożenie dla Adesanyi. Jeden cios, które sięgnie nieprzyzwyczajonego do mniejszego dystansu Nigeryjczyka albo użycie przewagi siły do pojedynczego sprowadzenia, które może odmienić oblicze całego pojedynku.
Trzeba jednak przyznać, że szukanie okazji to nie jest najlepszy sposób na takich mistrzów. Kończy się to tym, że okazja nie nadchodzi, a zawodnik pokroju Adesanyi punktuje rywala i wygrywa decyzją sędziów, tak jak miało to miejsce w jego walce z Yoelem Romero. Taktyka Błachowicza musi być tutaj inna. Najlepiej byłoby wywierać ciągłą presję na przeciwnika, co zresztą sam Janek sugeruje w wywiadach przed galą mówiąc, że zamierza „być szybszym, mimo że jest wolniejszy”, co oznacza ni mniej, ni więcej, tylko presję i wyprzedzanie zamiarów rywala. Szczególnie że oktagon UFC, w zależności od miejsca rozgrywania gali, ostatnio zmienia swoje rozmiary. W Las Vegas jest on mniejszy niż zazwyczaj w trakcie wydarzeń tej federacji, co w przypadku tej walki może mieć znaczenie. Mniej miejsca równa się mniejsza szansa „uciekania” po oktagonie Adesanyi, a co za tym idzie – kondycyjnie znacznie cięższemu Polakowi może być łatwiej wywierać na nim presję przez całe 5 rund.
Mimo tego że wśród ekspertów słowo presja w przypadku taktyki Błachowicza odmieniane jest na wszystkie sposoby – sama presja oczywiście nie wystarczy. Trzeba też coś zrobić, jak już uda się wejść w zasięg rywala. A tam mocne ręce i nogi Polaka muszą zrobić swoje, zarówno w kwestiach uderzeń, jak i sprowadzeń do parteru. Bardzo możliwe, że tak mocnych kopnięć, jakie wyprowadza Błachowicz, Adesanya jeszcze nie poczuł. Mógłby zapytać Dominicka Reyesa jak to jest, kiedy już po dwóch takich strzałach całe żebra są czerwone i pojawiają się problemy z poruszaniem się. Jednak trzeba jeszcze tą nogą sięgnąć, a to już tak łatwe jak z Reyesem nie będzie.
„Uciekanie” Adesanyi nie bez powodu wzięte jest w cudzysłów. Pod tym zwrotem kryje się cała paleta ruchów, zmian pozycji, balansu i szybkości, którą Nigeryjczyk ma, jak żaden inny zawodnik. „The Last Stylebender” nie wzięło się znikąd – Adesanya potrafi… cóż, wszystko, a słabości ma naprawdę minimalne. Jego taktyką na tę walkę będzie zapewne punktowanie Błachowicza i wykorzystanie każdej nadarzającej się okazji, które muszą się pojawić, kiedy przeciwnik będzie zmuszony do natarcia, bardziej lub mniej przemyślanego.
Presja, siła i parterowe próby (muszą się pojawić w przypadku Błachowicza) kontra szybkość, wszechstronność i niezwykle mocna stójka – obaj panowie są nie tylko z różnych wag, ale też z całkowicie różnych światów, co sprawia, że czeka nas niezwykle emocjonujący i nieprzewidywalny pojedynek.
Do tej walki już nikogo nie trzeba przekonywać. Legendarna Polska Siła kontra nigeryjsko-nowozelandzka mieszanka wszystkiego, co skuteczne. Rezultat – nie do przewidzenia. Emocje – gwarantowane.
Panowie, nie każcie nam już dłużej czekać. Słowami Bruce’a Buffera – „It’s Time!”.
