W maju tego roku spotkali się z Joe Bidenem i odpowiadali na pytania dziennikarzy na konferencji w Białym Domu. Kilka miesięcy wcześniej przemawiali, już po raz drugi, w siedzibie ONZ. Nie, to nie podsumowanie ostatniej działalności grupy aktywistów. To część dokonań BTS – największego zespołu na świecie, który nie może przestać się rozrastać, łamie kolejne rekordy oraz bariery kulturowe, ale z polskiej perspektywy fenomen ten jest stosunkowo słabo dostrzegalny.
Wielkimi, światowymi gwiazdami są z naszej perspektywy The Weeknd, Drake czy Rihanna, a nie 7-osobowy boysband z Korei Południowej. Ale spokojnie, wszystko wskazuje na to, że to tylko kwestia czasu, gdy BTS będą jednym tchem wymieniani w tej grupie.
Oczywiście, gdy tylko wznowią działalność. 14 czerwca grupa ogłosiła, że zawiesza działalność, by jej członkowie mogli chwilę odpocząć oraz skupić się na swoich solowych karierach oraz poszukiwaniu swojej tożsamości, co jest długim i wyczerpującym procesem. Mimo szczerości, która charakteryzuje wiele komunikatów zespołu do legionu swoich fanek i fanów oraz zapewnień, że przerwa jest jedynie chwilowa, ogłoszenie to sprawiło, że internet zadrżał w posadach. W szeregach ARMY, bo tak nazywa sam siebie fanbase BTS, zapanowała panika. HYBE – wytwórnia i agencja produkcyjna stojąca za sukcesem grupy – w ciągu pierwszej doby od tej informacji straciła na giełdzie 1,7 miliarda dolarów w rynkowej wartości. Korekty i wyjaśnienia mające uspokoić wszystkich martwiących się o losy grupy na razie na niewiele się zdały. Ale cała sytuacja celnie obrazuje dwie rzeczy: BTS jest integralną częścią życia naprawdę ogromnej grupy ludzi na świecie oraz podstawą biznesu przynoszącego przeogromne pieniądze.
Jak zespół znalazł się w tym punkcie? To konsekwencja bardzo wielu czynników, a wiele z nich będzie analizowanych w pracach dyplomowych z PR i zarządzania. Podstawą zdaje się jednak ciężka praca. Przez dziewięć lat, J-Hope, Jungkook, Jin, Suga, RM, Jimin i V zaangażowali niemal wszystkie swoje siły, by być tak blisko wykonawczej perfekcji jak tylko to jest możliwe. Oczywiście, nie jest tajemnicą, że takie są wymagania k-popowego rynku, który oprócz nienagannej aparycji wymaga także dużej wydolności fizycznej, umiejętności chociażby w kwestii choreografii, dobrej formy wokalnej oraz dobrej znajomości angielskiego i japońskiego. Członkinie każdego girl bandu i członkowie każdego boy bandu z kraju ze stolicą w Seulu muszą wyrównywać poziom swoich kompetencji – wszystko to by dostarczać możliwe najlepsze usługi oraz umożliwić realizację strategicznych celów.
Aspekt biznesowy jest niezaprzeczalnym elementem rynku k-popowych grup, zarówno tych działających w swoim kraju, jak i tych liczących na ekspansję na inne rynki. To z kolei – podobnie jak w wypadku tradycyjnych i dużo lepiej ugruntowanych w polskiej świadomości amerykańskich czy brytyjskich boys bandów – może budzić nieufność wielu potencjalnych odbiorców. Sprawiać wrażenie, że BTS i inne podobne grupy, będąc kojarzone z Backstreet Boys czy *NSYNC, są produktami, a nie prawdziwymi zespołami. Ale stopniowo, jako pierwszy boysband Bangtan Boys zaczęli być traktowani z poważaniem przez prasę muzyczną starającą się objąć całościowo muzyczny krajobraz. Ich muzyka zaczęła być ewaluowana bez uwzględniania gatunkowego ciężaru spoczywającego na ich barkach oraz, przede wszystkim, doceniana za swój interdyscyplinarny charakter.
Wątpliwości odnośnie konsumpcyjnego charakteru BTS, ale także wszystkich innych grup tego segmentu dobrze wyjaśnia Kimiko (@kimikohime), fanka grupy, członkini ARMY (czyli grupy zrzeszającej wszystkie osoby kochającego zespół) oraz TikTokerka i influencerka promująca w Polsce koreańską kulturę:
Przede wszystkim sam k-pop to ogromna machina i perfekcyjny produkt. Nie bez powodu mówi się o „fabrykach idoli”. Koreański rynek i konsument są niezwykle wymagający i tylko produkt perfekcyjny ma tam rację bytu. Przemysł rozrywkowy nie jest wyjątkiem. To czy jest to dobre czy złe, to już chyba kwestia indywidualnego spojrzenia. Czy gdzieś po drodze traci się autentyczność i samą kreatywność? W jakimś stopniu tak, ale zyskuje się możliwości, jakie dają duże budżety i sztab specjalistów.
BTS powstało jako stricte rapowa grupa. Stopniowo jednak zaczęła się rozrastać nie tylko o kolejnych członków, ale także inne muzyczne komponenty. To pozwoliło z kolei na zbudowanie nowego standardu muzycznego. To nie jest po prostu pop. Rapowe korzenie grupy sprawiły, że w zmieniającym się krajobrazie, w którym rap oraz EDM były dominującymi masowymi gatunkami, BTS skorzystali na popularności tych prądów, ale równocześnie nie ograniczyli się do bycia kopistami – przefiltrowali w dużej mierze trendy amerykańskie przez wrażliwość własnego kręgu kultorowego i stali się wyrazistą alternatywą dla typowych przedstawicieli danych nurtów. Całą stylistykę twórczości zespołu spina bowiem dewiza, że w ich muzyce może wydarzyć się wszystko. Jest ona żywa, a każdy numer może składać się z wielu komponentów i stanowi osobną opowieść. I wystarczy jeden odsłuch Butter, by to zrozumieć – wielość nurtów i inspiracji przedestylowana przez inną i unikalną, z europejskiego czy amerykańskiego punktu widzenia, wrażliwość.

Liczby, które generuje ta siódemka chłopaków często powalają. W samym 2019 roku dzięki swoim działaniom wygenerowali 0,3% PKB Korei Południowej. Tak, jedną trzysetną krajowego produktu brutto jednego ze światowych liderów w produkcji elektroniki wygenerował zespół muzyczny. Dominacja jest więc czymś absolutnie gwarantowanym, ale to wyniki osiągane w innych częściach globu są najbardziej imponujące. Już teraz grupa zanotowała singlowe numery jeden na listach przebojów w ponad 100 krajach. W 2021 roku z kolei, BTS byli najlepiej się sprzedającymi artystami muzycznymi w Japonii – kraju, który sam ma prężny j-popowy przemysł i zastępy rodzimych gwiazd na podorędziu. To oczywiście także konsekwencja przemyślanej strategii i czterech studyjnych albumów nagranych niemal w całości po japońsku. Anglojęzyczny repertuar zapewnia im z kolei rozgłos w Europie, Australii i Stanach. W tych ostatnich, a konkretnie w Los Angeles, sprzedali 200 tysięcy biletów na cztery występy – łączne przychody z wejściówek przekroczyły 33 miliony dolarów. Popyt na BTS istnieje tam, gdzie się pojawią.
Ale gdzie w takim razie ukrywają się fanki i fani BTS? W środowisku miejskim, nie mówiąc o mniejszych ośrodkach, próżno ich szukać poza specjalnie zorganizowanymi zlotami. Bo ARMY swoją siłę pokazuje przede wszystkim w internecie. To właśnie w nim narodził się dialog zespołu ze swoimi odbiorcami i odbiorczyniami – dialog na temat uczuć, trudów życia oraz wezwania do miłości dla siebie samej lub samego. BTS są bowiem ambasadorami samoakceptacji, którą usilnie propagują. I to z na tyle dobrymi efektami, że zastępy fanek zrobią wszystko, by im się za to odwdzięczyć. Łączy nas nie tylko zamiłowanie do samego zespołu, ale do całej Korei i jej kultury. To sposób na poznanie nowych ludzi i zrobienie razem czegoś dobrego – ARMYS organizują wiele akcji charytatywnych oraz fanowskich, np. podczas wyświetlania w kinach filmu o BTS fani przygotowali dla siebie unikalne, pamiątkowe gadżety i dawali sobie w prezencie – mówi Kimiko. Krąg propagowania dobrego i odpowiedzialnego postępowania trwa w najlepsze. Nic dziwnego, że Jungkook ma na prawej dłoni wytatułowany napis ARMY.
Sławienie dokonań poszczególnych artystów lub wszystkich razem to nie jedyne, czym zajmuje się ARMY. W 2020 nieformalną grupę rozsławiła akcja zorganizowana przeciwko ówczesnemy prezydentowi USA – Donaldowi Trumpowi. K-poperki wspólnie zarezerwowały tysiące miejsc w hali w Tulsie w stanie Oklahoma z intencją niepojawienia się na wiecu ubiegającego się, ostatecznie bez powodzenia, o reelekcję polityka. Efektem były zdjęcia, na których Trump przemawia do ziejących pustkami trybun.
Patrząc na liczby wykręcane przez grupę oraz działania jej fandomu, można się zastanawiać czy w momencie ogłoszenia zawieszania działalności oraz wydania antologii podsumowującej dotychczasową karierę BTS znajduje się w szczycie swojej globalnej popularności. Kimiko rozciąga te przewidywania względem całego k-popu: Moim zdaniem wejdzie on już na stałe do mainstreamu. Nie tylko z uwagi na popularność kultury Korei, ale także przez to, że k-pop ma bardzo dużo do zaoferowania słuchaczowi – nawet temu nie znającemu języka. Zresztą, coraz więcej zespołów wydaje swoje anglojęzyczne single i przypuszczam, że będzie to następny trend wśród koreańskich artystów i artystek. Będą przeprowadzać coraz większą ekspansję na zagraniczne rynki. Nie uważam, że osiągnęliśmy pełen potencjał. To nie jest szczyt popularności k-popu. Szczególnie nie w Polsce.
Bangtan Boys stają się wzorem dla kolejnych zespołów, a koreańscy wydawcy i agencje managementowe czujnie śledzą strategie HYBE. Przynależność BTS do małej i niezależnej niegdyś wytwórni zapewniło im większą autonomię w tworzeniu muzyki. HYBE jako nie była wtedy w tzw. „wielkiej trójce”, czyli wśród największych i najbardziej znaczących graczy na koreańskim rynku rozrywkowym. Blisko dekadę temu były to SM Entertainment, JYP oraz YG Entertainment – objaśnia Kimiko.
Piosenki pociągające miliony oraz dobrze prowadzona strategia marketingowa oraz biznesowa – to oczywiście komponenty, które zrodziły sukces BTS. Ale nie da się też nie powiedzieć o roli wizerunku. Oczywiście, fakt, że przez ostatnie lata wszyscy członkowie mieli włosy w różnych kolorach, by odbiorcy spoza Korei Południowej mogli łatwiej ich zidentyfikować to czujny ruch, który przyniósł efekty. Ale w rzeczony wizerunek wpisane też są działania reprezentacyjne. Gdy muzycy w maju tego roku wypowiadali się w Białym Domu o roli osób pochodzenia azjatyckiego w życiu publicznym, społecznym oraz show-biznesie, wszyscy mieli już swoje naturalne, czarne włosy – w ten sposób pokazywali, że są także osobami, w imieniu których przemawiali. Ich działania to także m.in. wielomilionowe zbiórki na rzecz organizacji przeciwdziałających samobójstwom wśród młodych osób. Aktywizm jest wpisany w ich DNA – celem zupełnie równoległym do dostarczania rozrywki na najwyższym możliwym wykonawczym poziomie. Sama jestem perfekcjonistką, więc oglądanie i słuchanie treści, które są tak dopracowane i wytworzone z niezwykłą starannością to czysta przyjemność – kończy Kimiko. BTS zdają się robić dla ARMY oraz dla wielu innych osób na świecie, że faktycznie łatwiej zrozumieć dlaczego sam cień rozpadu grupy został przyjęty w tak paniczny sposób. Avengersów czy Ligi Sprawiedliwych nie ma w prawdziwym świecie. Niektórym wystarczy BTS.

Komentarze 0