Miszta to za mało. Legia kończy serię bez straty gola, przegrywa i przekonuje się, co znaczy najwyższa jakość

Zobacz również:Najlepszy piłkarz ekstraklasy wraca. Poważne zbrojenia mistrza Polski
Napoli - Legia Warszawa
Fot. Piotr Kucza / 400mm.pl

Z tak klasową drużyną Legia Warszawa nie grała jeszcze nie tylko w tym sezonie, ale tak naprawdę od kilku lat – najpewniej od fazy grupowej Ligi Mistrzów pięć lat temu. Ostatecznie to bowiem wysokie indywidualne umiejętności piłkarzy Napoli przesądziły o tym, że lider Serie A wygrał 3:0. Wynik poniekąd jest jednak gorszy niż gra, bo przez długi czas mecz układał się zgodnie z planem.

Tak dobry bilans i tak nie mógł się długo utrzymywać. Już sam fakt, że do Neapolu Legia leciała z kompletem punktów i jako lider grupy był dość zaskakujący, a przede wszystkim stawiał ją w komfortowej sytuacji. Skala wyzwania była duża, bo Napoli to zespół, który ma w Serie A komplet zwycięstw i po słabym starcie w Lidze Europy nie potrzebował dodatkowej motywacji. Różnicę klas było widać od początku i plan Legii był jasny – wybronić się, wywieźć punkt i zmusić Napoli do wysiłku. Do jego spełnienia zabrakło kwadransa.

NAPOLI VS MISZTA

Statystyki będą dla zespołu Czesława Michniewicza bezlitosne, ale mimo wszystko remis był w zasięgu. Do 76. minuty Legia realizowała swoje założenia i dobrze się broniła. Znów bardzo pewny występ zaliczył Maik Nawrocki, jeden z kluczowych zawodników przeciwko Leicester City, ale przede wszystkim świetnie spisywał się Cezary Miszta. 19-latek skończył mecz z siedmioma skutecznymi interwencjami, jednak w końcówce był już bezradny. Gole mocno go nie obciążają, bo przy dwóch nie miał praktycznie nic do powiedzenia. Pretensje może mieć jednak do kolegów, bo momentami można było odnieść wrażenie, że oglądamy mecz Napoli vs Miszta.

Seria 256 minut bez straty bramki w fazie grupowej Ligi Europy przez legionistów dobiegł końca, gdy Lorenzo Insigne mocnym strzałem z woleja trafił pod poprzeczkę. I tu kibice Legii mogą snuć spekulacje o tym, co by było, gdyby, bo dosłownie kilkadziesiąt sekund wcześniej Mahir Emreli trafił w słupek, ale Napoli rozegrało szybką kontrę, piłka trafiła do Lorenzo Insigne, a ten mocnym wolejem pokonał Cezarego Misztę. To wtedy zaczął się okres tego meczu, który pokazał ogromną przewagę jakości Napoli. Dwie akcje, dwie kontry i dwa gole – po paru minutach Victor Osimhen trafił najpierw ze spalonego, a później już prawidłowo i z Legii uszło całe powietrze. Stracony w ostatniej minucie gol na 0:3 tylko pogorszył wrażenie.

OSZUKAĆ PRZEZNACZENIE

Legia zaczęła ten mecz cierpliwie. Pierwszych kilka minut było udanych, mistrzowie Polski potrafili się utrzymać dłużej przy piłce, ale i poprzeszkadzać. Zostawiali większą liczbą piłkarzy na połowie Napoli i szukali pojedynków. Miszta podpięty do prądu został jednak już po 10 minutach i po sygnale ostrzegawczym Legia wyraźnie się cofnęła, a rywale przejęli kontrolę.

Przez większość pierwszej połowy mistrzowie Polski się bronili albo ratował ich Miszta. W odstępie ośmiu minut dobrą okazję miał Dries Mertens, później świetnie interweniował Nawrocki, który naprawiał błąd Mateusza Wieteski, a następnie Miszta odbił piłę po groźnym strzale Hirvinga Lozano.

To był fragment, który dał wyraźnie do zrozumienia, że remis to maksimum, na co stać Legię, a jeśli zachowa czyste konto, to oszuka przeznaczenie. Gracze ofensywni byli zupełnie odcięci od reszty drużyny. Wahadłowi, tak przecież istotni przeciwko Leicester City (szczególnie Mattias Johansson), zupełnie nie mieli wpływu na grę. Dopiero końcówka pierwszej połowy była dla Legii lepsza, kiedy zobaczyliśmy dwa ofensywne zrywy i obrona dostała moment na odetchnięcie.

SIŁA Z ŁAWKI

To, na co obie ekipy się w tym meczu nastawiły, najlepiej pokazała jednak druga połowa. Luciano Spaletti w 57. minucie wpuścił na boisku Osimhena, strzelca pięciu goli w Serie A i do tego spotkania trzech w Lidze Europy, a wraz z nim Fabiana Ruiza. Michniewicz zareagował, wpuszczając Bartosza Slisza za zupełnie niewidocznego Rafaela Lopesa. Rzecz jednak w tym, że trener Napoli za chwilę dołożył jeszcze Matteo Politano i Andreę Petagnę, a Michniewicz – w oczekiwaniu na okazje po kontrach – decydował się na Emrelego i Lirima Kastratiego. Zmiennicy mieli tu wymiar symboliczny. Gol na 1:0 padł po wspomniane sytuacji reprezentanta Azerbejdżanu, a kontra na 2:0 zaczęła się od złego strzału Kastratiego.

W Neapolu Legia przekonała się o tym, jak czujnym trzeba być z tak mocnymi drużynami. Trudno było oczekiwać czegoś więcej niż gry na remis, ale nie można było ułatwiać rywalowi zadania. Wysiłki Miszty okazały się niewystarczające, a bramki tracone bo zmarnowanych okazjach muszą boleć podwójnie. Sytuacja w grupie nadal jest jednak dobra. Wiedzieliśmy już przed meczem, że co by się nie działo, Legia pozostanie liderem, choć tabela się spłaszcza. Leicester City i Napoli mają już po cztery punkty, a Spartak z trzema też będzie jeszcze w grze.

Mistrzowie Polski mogą pocieszać się tym, że za nimi najtrudniejszy wyjazd w całej rywalizacji i choć wynik nie wygląda dobrze, to Michniewicz może szukać pozytywów. Przez większość spotkania jego plan działał, choć trzeba jasno powiedzieć, że Legia jako całośc zdecydowanie lepiej funkcjonowała w Moskwie i u siebie z Lisami. Przed kolejnymi meczami musi dojść do wniosku, czy to wyłącznie efekt gry z silnym rywalem, w dodatku będącym w gazie, czy sama mogła w Neapolu zrobić coś więcej, by nie wracać z trzybramkową porażką.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.