Narodziny gwiazd. Paolo Banchero, Chet Holmgren i Jabari Smith Jr. kolejnymi kandydatami do podboju NBA

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Paolo Banchero - Orlando Magic
Fot. Sarah Stier/Getty Images

Tegoroczny draft do NBA z perspektywy polskiego fana był niezwykle wyjątkowy. Wszystko za sprawą Jeremiego Sochana, który z dziewiątym numerem trafił do San Antonio Spurs. Do końca nie było jednak pewne, kto zostanie wybrany z „jedynką”. Można w zasadzie stwierdzić, że nabór w 2022 roku miał aż trzech zawodników godnych pierwszego wyboru. Każdy ma wszystko, by w przyszłości podbić NBA.

Takiej sytuacji na szczycie draftu nie widziano od lat. Przez dłuższy czas faworytem do pierwszego numeru pozostawał Jabari Smith Jr., lecz na dzień przed naborem bukmacherzy zmienili go na Paolo Banchero. Musieli mieć bardzo dobre informacje, bo ostatecznie to rzeczywiście Banchero został wybrany z „jedynką” przez Orlando Magic. Gdzieś w tym wszystkim był jeszcze Chet Holmgren, który koniec końców zachował drugą pozycję i trafił do Oklahoma City Thunder, podczas gdy Smith Jr. spadł na trzeci wybór do Houston Rockets.

Nie da się jednak ukryć, że każdy z tej trójki był w pewnym momencie typowany do pierwszego numeru w drafcie. Każdy ma bowiem talent, umiejętności i potencjał, by już niedługo stać się wielką gwiazdą NBA.

1
Paolo Banchero (Orlando Magic)

Do samego końca nie było wiadomo, jaką decyzję podejmą Orlando Magic. Ponoć nawet sam Banchero dowiedział się na kilkadziesiąt sekund przed wyjściem komisarza Adama Silvera na podest w hali Barclays Center. Gratulacje miał przekazać mu agent Mike Miller (były zawodnik NBA). On informacje mógł potwierdzić na profilu dziennikarza Adriana Wojnarowskiego na Twitterze. Po chwili Banchero stał już na scenie jako pierwszy wybór tegorocznego draftu, choć według plotek nie odbył nawet treningu pokazowego w Orlando.

Skrzydłowy ma znakomite geny. Oboje jego rodziców grało na uniwersytecie: tata w futbol amerykański, mama w koszykówkę. Rhonda Smith to do dziś wielka legenda uniwerku Washington, który kończyła jako najlepsza strzelczyni wszech czasów (dopiero po latach jej rekord wymazała Kelsey Plum, która zdobyła najwięcej punktów w historii całej NCAA, a dziś jest gwiazdą Las Vegas Aces). Potem grała profesjonalnie m.in. w WNBA. Miłością do koszykówki zaraziła także syna, który właśnie z mamą uczył się podstaw dyscypliny.

Paolo miał naturalny talent i od zawsze ciążyły na nim sporych rozmiarów oczekiwania. – Wiem, że w NBA będzie podobnie, ale jestem do tego przyzwyczajony. Duże oczekiwania to całe moje życie – stwierdził nawet na powitalnej konferencji w Orlando. Już w pierwszym roku szkoły średniej urósł niemal do siedmiu stóp, lecz od zawsze wolał grać jak obrońca. Idealnie się złożyło, bo dziś tego typu gracze rządzą w NBA. Banchero powinien doskonale odnaleźć się po atakowanej stronie parkietu, gdzie chyba nie ma rzeczy, której nie potrafi zrobić.

Między innymi dlatego zrekrutowali go Duke, a Banchero niemal poprowadził Blue Devils do mistrzostwa w ostatnim sezonie Coacha K, choć był to przecież jego pierwszy rok na parkietach NCAA. Nie bał się wyzwania, bo wiedział, że tylko w ten sposób będzie mógł stać się lepszym zawodnikiem. Sporo do poprawy ma jednak przede wszystkim w obronie, która pozostaje jego najsłabszą stroną. Na uczelni zaliczył też przykrą wpadkę, gdy pijany jechał samochodem jako pasażer z kolegą, który również był pod wpływem alkoholu.

2
Chet Holmgren (Oklahoma City Thunder)

Nie było najprawdopodobniej w tegorocznym drafcie bardziej unikalnego zawodnika niż Chet Holmgren. Stwierdzenie to można rozszerzyć jeszcze dalej o kilka poprzednich naborów i pewnie też będzie prawdą. Holmgren to bowiem mierzący siedem stóp (około 213 centymetrów) środkowy z dryblingiem jak u rozgrywającego i świetnym rzutem. W swoim pierwszym i jedynym sezonie w NCAA notował średnio 14.1 punktów, 9.9 zbiórek oraz 3.6 bloków przy 41-procentowej skuteczności trójek (97 prób).

20-latek to elitarny wręcz obrońca obręczy, w czym pomaga długi na niemal 230 centymetrów zasięg ramion. Przy tym wszystkim jest jednak jeden haczyk: Holmgren waży niecałe 90 kilogramów. Mimo tego wcale nie boi się gry na kontakcie, a choć przy takim wzroście wygląda jak łatwe do rozstawienia po kątach chucherko, to i tak jest zaskakująco silny. Nie da się jednak ukryć, że w lidze dużych chłopców tej siły będzie mu potrzeba znacznie więcej. W szczególności po bronionej stronie parkietu.

Pytanie więc, jak to osiągnąć, bo dodanie nawet 8-10 kilogramów może mocno wpłynąć na zawodnika, obniżając jego walory szybkościowe albo zwiększając ryzyko kontuzji. Tym problemem martwić będą się teraz Thunder, którzy takiej okazji na dodanie tak wyjątkowego gracza nie przepuścili. Nie jest trudno sobie wyobrazić, by Holmgren za kilka lat był nie tylko najlepszym blokującym w całej lidze, ale też jednym z najlepszych jej strzelców na dystansie. 20-latek ma potencjał, by pójść o krok dalej niż Giannis Antetokounmpo.

Holmgren był typowany do pierwszego wyboru, ale ponoć nieco sabotował końcówkę swojej wizyty w Orlando, jakby wysyłając w ten sposób sygnał, że nie do końca chce grać dla Magic. Z drugiej jednak strony, na Florydzie spotkałby swojego dobrego przyjaciela Jalena Suggsa, który jest dla niego jak starszy brat. To bowiem właśnie pod okiem Larry’ego Suggsa, a więc ojca Jalena, stawiał niemal pierwsze kroki w koszykówce, często trenując ze starszym o rok obrońcą w Minnesocie, gdzie obaj zawodnicy się wychowywali.

3
Jabari Smith Jr. (Houston Rockets)

To on miał być wybrany jako pierwszy w tegorocznym drafcie. Tak się ostatecznie nie stało, a najbardziej ucieszyli się chyba w Houston. Jabari Smith Jr. spróbuje zrobić w NBA większą karierę niż jego tata, który w latach 2000-2005 rozegrał łącznie 108 meczów dla Kings, 76ers i Nets. Był zresztą trochę zawodnikiem wyprzedzającym swoje czasy, bo jego najsilniejszą stroną był znakomity rzut z dystansu. Tyle tylko, że był środkowym, a w tamtych czasach środkowym niemal nikt za trzy rzucać nie kazał.

To właśnie Jabari Smith senior wpoił synowi miłość do koszykówki. Całkiem zresztą naturalnie, bo synek sam chętnie wyciągał ręce po piłkę, choć tata bardzo szybko wziął go w obroty i ćwiczył z nim na tyle ostro, by Jabari junior nigdy nie pomyślał, że cokolwiek będzie miał dane z góry. Pomogły jego własne doświadczenia z NBA, w której miejsca nie zagrzał przecież wcale tak długo. Chciał więc zrobić wszystko, by syn nauczył się na jego błędach i samemu ich w trakcie kariery nie popełnił.

Smith Jr. jest zresztą na dobrej drodze, by zrobić większą karierę od taty. Talentu, zapału do pracy (także poza boiskiem, a więc w kontekście analizy gry) i dojrzałości nie można mu odmówić. Tak samo, jak i tego, że w swoim pierwszym i jedynym sezonie w NCAA był jednym z najlepszych i najbardziej wszechstronnych graczy w całym kraju. Wzrost, umiejętności, rzut i fantastyczna energia. Nie bez powodu obok jego nazwiska pojawiły się porównania m.in. do Kevina Duranta, Kevina Garnetta czy Chrisa Bosha.

Z całej trójki topowych wyborów tegorocznego draftu Smith Jr. może mieć najniżej zawieszony sufit, ale też bardzo wysoką podłogę. To dlatego określało się go – może trochę krzywdząco – jako najbezpieczniejszy wybór. Bo przecież jest najmłodszy z całej trójki (w maju świętował 19. urodziny; od Holmgrena jest niemal o rok młodszy), a jako ledwie 18-latek potrafił zachwycać w NCAA po obu stronach boiska. Nie tylko trafiając ponad 43 procent z 163 rzutów za trzy, ale również znakomicie nadając ton defensywie Auburn.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz sportowy z pasji i wykształcenia. Miłośnik koszykówki odkąd w 2008 roku zobaczył w akcji Rajona Rondo. Robi to, co lubi, bo od lat kręci się to wokół NBA.
Komentarze 0